O inwestorów walczy się latami, traci się ich w ciągu kilku miesięcy
Gdy zewnętrzny inwestor buduje nowy zakład lub przejmuje znaczne udziały w kapitale przedsiębiorstwa (na przykład podczas prywatyzacji), to mówimy o zagranicznych inwestycjach bezpośrednich (ang. foreign direct investment, w skrócie FDI). Nie tylko uzupełniają one krajowy kapitał, ale również zapewniają nowoczesne technologie, co jest szczególnie ważne dla krajów na dorobku. Dlatego wszystkie odpowiedzialne władze zarówno państwowe, jak i lokalne starają się przyciągnąć FDI. Sukces tych zabiegów zależy od tego, jak kraj jest postrzegany przez potencjalnych "dawców" kapitału, czyli przede wszystkim szefów wielkich transnarodowych korporacji.
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1045/s53w.jpg)
Chciałbym przedstawić interesujące - jak sądzę - dane na ten temat, które pochodzą z ankiet przeprowadzanych od 1998 r. przez znaną międzynarodową firmę konsultingową A.T. Kearney. Badania obejmują tysiąc największych przedsiębiorstw, które w sumie dokonują 70 proc. światowych FDI. Ankietowani wyrażają opinię na temat atrakcyjności inwestycyjnej 60 krajów, w których lokuje się 90 proc. zagranicznych inwestycji bezpośrednich na świecie. Każdy kraj jest oceniany w skali od 0 (najniższa atrakcyjność) do 3. Za czołówkę uznaje się 25 krajów z najwyższymi ocenami.
Liderem rankingu były od 1998 r. do 2001 r. Stany Zjednoczone. W pierwszej piątce utrzymywały się Chiny i Wielka Brytania. W 2002 r. Chiny wysunęły się na pierwsze miejsce, spychając na drugą pozycję USA. Za najatrakcyjniejszy inwestycyjnie kraj uznały Państwo Środka m.in. amerykańskie korporacje. Na zmianę lidera wpłynęły nie tylko przemiany w Chinach (czego efektem jest na przykład wejście tego kraju do Światowej Organizacji Handlu), ale i sytuacja gospodarcza w Stanach Zjednoczonych, m.in. skandale księgowe. Chiny systematycznie wyprzedzały innego ludnościowego olbrzyma - Indie (w 1998 r. na 5. miejscu, w 2002 r. na 15.).
Ranking zamykają kraje afrykańskie i bliskowschodnie. Z obu tych regionów tylko Turcja w 2001 r. znalazła się na liście 25 najwyżej notowanych państw (23. miejsce). Niedemokratyczny ustrój i błędna polityka nie przyciągają zagranicznych inwestycji.
Putin wygrał z Lulą
Badania A.T. Kearneya pokazują również, jak szybko można stracić uznanie zagranicznych inwestorów. W 1998 r. Argentyna ulokowała się na 8. miejscu w światowej lidze atrakcyjności inwestycyjnej, a w 2002 r. wypadła daleko poza czołówkę i nie przyciąga żadnych inwestycji. Lekkomyślna polityka budżetowa osłabiła w tym kraju pozytywne skutki strukturalnych reform i spowodowała, że Argentyna stała się pariasem międzynarodowej społeczności finansowej. Mniej drastyczny, choć także pouczający, jest przykład Brazylii. W 1998 r. zajmowała ona w rankingu FDI drugie miejsce, w latach 1999 i 2000 czwarte, w 2001 r. trzecie, a w 2002 r. spadła na 13. pozycję, co było efektem niepokojów dotyczących gospodarczych skutków zmiany na szczytach państwa. Nowy prezydent Luiz Inacio Lula da Silva musi się zmierzyć z bardzo trudnym zadaniem.
Omawiane badania pokazują także, że można stracić dobrą pozycję, ale potem wracać do łask. Chyba najlepiej ilustruje to sytuacja Rosji. W lipcu 1998 r., krótko przed kryzysem, zajmowała ona 13. miejsce w światowej lidze atrakcyjności inwestycyjnej. Kryzys zepchnął ją daleko poza czołową grupę 25 krajów. W 2001 r. Rosja pojawiła się jednak na 17. miejscu (jej ocena poprawiła się najbardziej spośród ocen wszystkich krajów). Rozsądna polityka gospodarcza daje wyniki.
Z badań wynika, że zagraniczne inwestycje bezpośrednie potrzebują wolnego handlu. Dla dwóch trzecich respondentów postęp czy regres w liberalizacji wymiany międzynarodowej jest ważnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji o inwestowaniu za granicą. Nie powinno to dziwić - około jednej trzeciej światowego handlu przypada na obroty w ramach korporacji transnarodowych. Dla amerykańskich inwestorów Meksyk jest drugim po Chinach miejscem inwestowania, dlatego że NAFTA zniosła bariery w handlu z południowym sąsiadem.
Polska jak Brazylia
Czytelnicy zadają sobie pewnie pytanie, jak w rankingu wypada Polska. Należymy do czołówki, ale można zaobserwować tendencję, która raczej nie cieszy: w roku 1998 zajmowaliśmy siódme miejsce, w 1999 r. ósme, w 2000 r. piąte, a przez ostatnie dwa lata jedenaste. Z krajów, które należały do pierwszej dziesiątki w latach 1998-2000, większy spadek notowań zarejestrowały tylko Indie i Brazylia.
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.