Bez mała 200 lat temu grupy zwolenników Neda Ludda niszczyli maszyny w Yorkshire i Derbyshire. Dziś luddyści przenieśli się do Ożarowa.
Polska się nie rozwija, bo Polacy boją się nowoczesności
Tuż po północy 14 grudnia 1811 r. grupa zamaskowanych mężczyzn, której przewodził Ned Ludd, zwany Kingiem, włamała się do fabryki tekstyliów w Nottingham. Ludzie Ludda zniszczyli maszyny dziewiarskie, winiąc je za utratę pracy. W ciągu następnych dwóch lat grupy luddystów atakowały maszyny w Yorkshire, Derbyshire, Leicestershire, Lancashire. 191 lat później w Polsce pojawili się następcy Neda Ludda: w ożarowskiej fabryce kabli, śląskich kopalniach, cukrowniach.
Plaga nowoczesności
Pracownicy ożarowskiej fabryki kabli uważają, że spotkało ich nieszczęście - prywatyzacja. A właściciel prywatny, w przeciwieństwie do spółek państwowych, czyli niczyich, musi patrzeć w przyszłość. Konkurencja na światowych rynkach jest ostra i aby jej w przyszłości sprostać, już teraz trzeba racjonalizować produkcję. TeleFonika zrobiła więc to samo, co jej przyszli konkurenci i co w ogóle jest normalnym sposobem rozwoju każdej zdrowej firmy - dotychczasową produkcję trzech zakładów postanowiła skoncentrować w dwóch, trzeci zamykając. Normalne, zgodne z logiką rynku postępowanie TeleFoniki skończyło się ponad 200 dniami okupacji firmy, 35 mln zł strat i bijatyką z ochroniarzami i policją, której kosztów - zwłaszcza tych poniesionych przez podatników - nikt publicznie nie podsumuje. Co najistotniejsze, sprawcy bijatyk nie spotkali się z potępieniem. Przeciwnie, bronią przecież swoich miejsc pracy. Całe szczęście, że TeleFonika jest firmą polską. Gdyby ożarowską fabrykę wykupił, nie daj Boże, koncern zagraniczny, jedna trzecia posłów rzucanie kamieniami w tiry i policjantów podniosłaby zapewne do rangi czynu patriotycznego na miarę obrony Westerplatte.
W przeszłości obrona miejsc pracy przed nowoczesnością - technologiczną czy organizacyjną - prowadziła nie tylko do starć z policją, ale nawet do powstań, jak w wypadku tkaczy w Lyonie w latach 1831 i 1834. Luddystom nie udało się zatrzymać nowoczesności, ale pozostali w historii jako symbol tępego oporu przeciwko postępowi cywilizacyjnemu. Nie zawsze luddyści ponosili zresztą klęski. Niedługo po wystąpieniach Ludda w tej samej Wielkiej Brytanii uchwalono tzw. locomotiv act, dławiący w zarodku rozwój motoryzacji. Stało się to pod naciskiem towarzystw pocztowych - by chronić miejsca pracy woźniców, stajennych i siodlarzy. Dopiero po kilkunastu latach Anglicy uświadomili sobie, ile może ich kosztować zacofanie wobec dynamicznie rozwijającego motoryzację kontynentu.
Luddyści węglowi
Dziesięć tysięcy górników wyprowadzonych przez związkowców na ulice Katowic nigdy nie słyszało o Nedzie Luddzie, ale łatwo by z nim znaleźli wspólny język. Górników obchodzi tylko jedno: utrzymanie stanu obecnego. "Nie pozwolimy na zamykanie kopalń" - i już. Kopalnie te budowano na potrzeby machiny zbrojeniowej Układu Warszawskiego i nie mają one w normalnej gospodarce racji bytu. Z wydobywanym przez nie węglem nie ma co robić. Niektóre z nich są tak technologicznie zacofane, że w celu wydobycia tony węgla trzeba w elektrowniach zasilających kopalnie spalić go tyle samo lub nawet więcej. Sumy przeznaczane na utrzymywanie kopalń zaczynają już zagrażać stabilności publicznych finansów. To nie są jednak dla polskich luddystów argumenty. Interesuje ich tylko jedno: nie dopuścić do likwidacji miejsc pracy.
Konanie nierentownych kopalń ciągnie się już dwunasty rok i gdyby nie perspektywa wejścia do Unii Europejskiej, mogłoby trwać aż do ostatecznego bankructwa Rzeczypospolitej. Energetyka jest bowiem państwowa, co znaczy, że tak naprawdę nikomu nie zależy na jej modernizacji. Dyrektorzy kopalń i spółek węglowych nauczyli się doskonale zarabiać na deficycie, zresztą najbardziej zależy im na życzliwości działaczy związkowych. Stąd z zasady występują ramię w ramię ze swymi podwładnymi przeciwko wszelkim próbom zmian. Efekt - szacuje się, że górnictwo wydoiło już budżet III RP na 40 mld zł. A przecież bezpośrednie dopłaty i "oddłużenia" na koszt podatników to tylko drobna część kosztów. Znacznie więcej tracimy przez to, że dla dogodzenia egoizmowi wąskiej grupy utrzymuje się Polskę w zacofaniu, konserwując coraz bardziej archaiczny i nieopłacalny model energetyki opartej niemal wyłącznie na spalaniu węgla.
Oczywiście tracący pracę górnicy i pracownicy fabryki kabli zasługują na współczucie. Nie dlatego, że tracą pracę, tylko dlatego, że mają małe szanse na nową. Ten stan rzeczy jest wynikiem dławienia gospodarki przez państwową biurokrację i podatki. Współczucie dla bezrobotnych winno się przejawiać w staraniach o przyspieszenie rozwoju gospodarczego. Tymczasem w Polsce przybiera ono formę przeciwną - walki o utrzymanie kraju w technologicznym zacofaniu, nowoczesność bowiem zawsze zaczyna się od zwolnień. W efekcie największą przeszkodą w rozwoju Polski staje się stopniowo nie brak inwestorów, ale antymodernizacyjna mentalność samych Polaków.
Cukier kontra izoglukoza
W tym samym tygodniu, w którym doszło do bijatyk w Ożarowie, łamy gazet obiegły - publikowane przeważnie jako płatne ogłoszenia - apele cukrowniczego lobby do ministra rolnictwa, aby w negocjacjach przedakcesyjnych Polska zrezygnowała z ubiegania się o kwotę na produkcję izoglukozy. Kampania cukrowniczego lobby jest klinicznym przykładem luddyzmu. Izoglukoza, surogat cukrowy produkowany ze zboża, jako tańszy i wygodniejszy stopniowo wypiera na świecie cukier z buraków (w USA tego ostatniego prawie się już nie produkuje). W Polsce izoglukozę wytwarza się od niedawna, tylko w jednej fabryce - ale i to wystarcza, by cukrownicy sięgali po kuriozalny argument, że nie ma potrzeby rozwijania nowej technologii, skoro do niedawna mieliśmy tylko tę starą.
Szkody, jakie wyrządzają Polsce cukrownicy, usiłując za wszelką cenę zmusić nas do kupowania po absurdalnie wysokich cenach produktów ponad siedemdziesięciu cukrowni kultywujących technologie z czasów cara Aleksandra III, to temat na osobny tekst. O kampanii przeciwko produkowaniu w Polsce izoglukozy warto jednak wspomnieć, gdyż jest dla działań nie tylko tego, ale wszystkich rolniczych lobby bardzo typowa: w razie powodzenia jej ofiarą padną głównie polscy rolnicy, producenci zbóż, a plantatorzy buraków i tak niczego nie zyskają. Wredni producenci łakoci i napojów zaopatrzyli się już bowiem w nowoczesne, pracujące na zbożowym syropie linie technologiczne i w razie braku rodzimego surowca sprowadzą go sobie z Czech albo Węgier. Chyba że cukrownikom uda się prawnie zakazać stosowania nowoczesnych maszyn. Dopóki działają w polskiej polityce takie partie, jak PSL czy Samoobrona, wszystko jest możliwe.
Pomnik Neda Ludda
Jednym wielkim pomnikiem na cześć Neda Ludda jest nasze rolnictwo i jeśli - na co się zanosi - w negocjacjach z UE zdecydujemy się na system dopłat do posiadanej ziemi zamiast do produkcji, pozostanie ono skansenem jeszcze przez kilka pokoleń. Całkowicie ignorują wymogi konkurencyjności wszelkiej maści obrońcy rodzimego robotnika i handlowca. Wszystkim wydaje się, że świat grzecznie zatrzyma się w miejscu i z racji naszych historycznych zasług ustąpi drogi krajowi pieczołowicie chroniącemu swe cywilizacyjne zapóźnienie.
W ciągu ostatnich dwunastu lat kolejne rządy zaprzepaściły wiele szans unowocześnienia gospodarki, czego dowodem mogą być choćby kontrakty prywatyzacyjne, w których inwestorów zobowiązywano do utrzymania nie zmienionego zatrudnienia w zamian za ochronę celną i ulgi podatkowe. Tym samym do prawdziwego testu prawdy, jakim będzie podjęcie konkurencji w ramach UE, idziemy przygotowani niewiele lepiej niż w roku 1993. Szok, jaki to spowoduje, może się okazać za mocny dla kruchej demokracji, opartej na politycznym klientyzmie i korupcji. Alternatywą jest pozostanie poza UE, otoczenie się murami celnymi i stopniowe konanie w zacofaniu przez kilka, może kilkanaście lat.
Angielskim stangretom udało się na pewien czas zablokować rozwój motoryzacji tylko dzięki temu, że mieszkali na wyspie. Polska odizolowaną od świata wyspą nigdy nie będzie, choć wielu nie chce tego przyjąć do wiadomości.
Rafał A. Ziemkiewicz
Tuż po północy 14 grudnia 1811 r. grupa zamaskowanych mężczyzn, której przewodził Ned Ludd, zwany Kingiem, włamała się do fabryki tekstyliów w Nottingham. Ludzie Ludda zniszczyli maszyny dziewiarskie, winiąc je za utratę pracy. W ciągu następnych dwóch lat grupy luddystów atakowały maszyny w Yorkshire, Derbyshire, Leicestershire, Lancashire. 191 lat później w Polsce pojawili się następcy Neda Ludda: w ożarowskiej fabryce kabli, śląskich kopalniach, cukrowniach.
Plaga nowoczesności
Pracownicy ożarowskiej fabryki kabli uważają, że spotkało ich nieszczęście - prywatyzacja. A właściciel prywatny, w przeciwieństwie do spółek państwowych, czyli niczyich, musi patrzeć w przyszłość. Konkurencja na światowych rynkach jest ostra i aby jej w przyszłości sprostać, już teraz trzeba racjonalizować produkcję. TeleFonika zrobiła więc to samo, co jej przyszli konkurenci i co w ogóle jest normalnym sposobem rozwoju każdej zdrowej firmy - dotychczasową produkcję trzech zakładów postanowiła skoncentrować w dwóch, trzeci zamykając. Normalne, zgodne z logiką rynku postępowanie TeleFoniki skończyło się ponad 200 dniami okupacji firmy, 35 mln zł strat i bijatyką z ochroniarzami i policją, której kosztów - zwłaszcza tych poniesionych przez podatników - nikt publicznie nie podsumuje. Co najistotniejsze, sprawcy bijatyk nie spotkali się z potępieniem. Przeciwnie, bronią przecież swoich miejsc pracy. Całe szczęście, że TeleFonika jest firmą polską. Gdyby ożarowską fabrykę wykupił, nie daj Boże, koncern zagraniczny, jedna trzecia posłów rzucanie kamieniami w tiry i policjantów podniosłaby zapewne do rangi czynu patriotycznego na miarę obrony Westerplatte.
W przeszłości obrona miejsc pracy przed nowoczesnością - technologiczną czy organizacyjną - prowadziła nie tylko do starć z policją, ale nawet do powstań, jak w wypadku tkaczy w Lyonie w latach 1831 i 1834. Luddystom nie udało się zatrzymać nowoczesności, ale pozostali w historii jako symbol tępego oporu przeciwko postępowi cywilizacyjnemu. Nie zawsze luddyści ponosili zresztą klęski. Niedługo po wystąpieniach Ludda w tej samej Wielkiej Brytanii uchwalono tzw. locomotiv act, dławiący w zarodku rozwój motoryzacji. Stało się to pod naciskiem towarzystw pocztowych - by chronić miejsca pracy woźniców, stajennych i siodlarzy. Dopiero po kilkunastu latach Anglicy uświadomili sobie, ile może ich kosztować zacofanie wobec dynamicznie rozwijającego motoryzację kontynentu.
Luddyści węglowi
Dziesięć tysięcy górników wyprowadzonych przez związkowców na ulice Katowic nigdy nie słyszało o Nedzie Luddzie, ale łatwo by z nim znaleźli wspólny język. Górników obchodzi tylko jedno: utrzymanie stanu obecnego. "Nie pozwolimy na zamykanie kopalń" - i już. Kopalnie te budowano na potrzeby machiny zbrojeniowej Układu Warszawskiego i nie mają one w normalnej gospodarce racji bytu. Z wydobywanym przez nie węglem nie ma co robić. Niektóre z nich są tak technologicznie zacofane, że w celu wydobycia tony węgla trzeba w elektrowniach zasilających kopalnie spalić go tyle samo lub nawet więcej. Sumy przeznaczane na utrzymywanie kopalń zaczynają już zagrażać stabilności publicznych finansów. To nie są jednak dla polskich luddystów argumenty. Interesuje ich tylko jedno: nie dopuścić do likwidacji miejsc pracy.
Konanie nierentownych kopalń ciągnie się już dwunasty rok i gdyby nie perspektywa wejścia do Unii Europejskiej, mogłoby trwać aż do ostatecznego bankructwa Rzeczypospolitej. Energetyka jest bowiem państwowa, co znaczy, że tak naprawdę nikomu nie zależy na jej modernizacji. Dyrektorzy kopalń i spółek węglowych nauczyli się doskonale zarabiać na deficycie, zresztą najbardziej zależy im na życzliwości działaczy związkowych. Stąd z zasady występują ramię w ramię ze swymi podwładnymi przeciwko wszelkim próbom zmian. Efekt - szacuje się, że górnictwo wydoiło już budżet III RP na 40 mld zł. A przecież bezpośrednie dopłaty i "oddłużenia" na koszt podatników to tylko drobna część kosztów. Znacznie więcej tracimy przez to, że dla dogodzenia egoizmowi wąskiej grupy utrzymuje się Polskę w zacofaniu, konserwując coraz bardziej archaiczny i nieopłacalny model energetyki opartej niemal wyłącznie na spalaniu węgla.
Oczywiście tracący pracę górnicy i pracownicy fabryki kabli zasługują na współczucie. Nie dlatego, że tracą pracę, tylko dlatego, że mają małe szanse na nową. Ten stan rzeczy jest wynikiem dławienia gospodarki przez państwową biurokrację i podatki. Współczucie dla bezrobotnych winno się przejawiać w staraniach o przyspieszenie rozwoju gospodarczego. Tymczasem w Polsce przybiera ono formę przeciwną - walki o utrzymanie kraju w technologicznym zacofaniu, nowoczesność bowiem zawsze zaczyna się od zwolnień. W efekcie największą przeszkodą w rozwoju Polski staje się stopniowo nie brak inwestorów, ale antymodernizacyjna mentalność samych Polaków.
Cukier kontra izoglukoza
W tym samym tygodniu, w którym doszło do bijatyk w Ożarowie, łamy gazet obiegły - publikowane przeważnie jako płatne ogłoszenia - apele cukrowniczego lobby do ministra rolnictwa, aby w negocjacjach przedakcesyjnych Polska zrezygnowała z ubiegania się o kwotę na produkcję izoglukozy. Kampania cukrowniczego lobby jest klinicznym przykładem luddyzmu. Izoglukoza, surogat cukrowy produkowany ze zboża, jako tańszy i wygodniejszy stopniowo wypiera na świecie cukier z buraków (w USA tego ostatniego prawie się już nie produkuje). W Polsce izoglukozę wytwarza się od niedawna, tylko w jednej fabryce - ale i to wystarcza, by cukrownicy sięgali po kuriozalny argument, że nie ma potrzeby rozwijania nowej technologii, skoro do niedawna mieliśmy tylko tę starą.
Szkody, jakie wyrządzają Polsce cukrownicy, usiłując za wszelką cenę zmusić nas do kupowania po absurdalnie wysokich cenach produktów ponad siedemdziesięciu cukrowni kultywujących technologie z czasów cara Aleksandra III, to temat na osobny tekst. O kampanii przeciwko produkowaniu w Polsce izoglukozy warto jednak wspomnieć, gdyż jest dla działań nie tylko tego, ale wszystkich rolniczych lobby bardzo typowa: w razie powodzenia jej ofiarą padną głównie polscy rolnicy, producenci zbóż, a plantatorzy buraków i tak niczego nie zyskają. Wredni producenci łakoci i napojów zaopatrzyli się już bowiem w nowoczesne, pracujące na zbożowym syropie linie technologiczne i w razie braku rodzimego surowca sprowadzą go sobie z Czech albo Węgier. Chyba że cukrownikom uda się prawnie zakazać stosowania nowoczesnych maszyn. Dopóki działają w polskiej polityce takie partie, jak PSL czy Samoobrona, wszystko jest możliwe.
Pomnik Neda Ludda
Jednym wielkim pomnikiem na cześć Neda Ludda jest nasze rolnictwo i jeśli - na co się zanosi - w negocjacjach z UE zdecydujemy się na system dopłat do posiadanej ziemi zamiast do produkcji, pozostanie ono skansenem jeszcze przez kilka pokoleń. Całkowicie ignorują wymogi konkurencyjności wszelkiej maści obrońcy rodzimego robotnika i handlowca. Wszystkim wydaje się, że świat grzecznie zatrzyma się w miejscu i z racji naszych historycznych zasług ustąpi drogi krajowi pieczołowicie chroniącemu swe cywilizacyjne zapóźnienie.
W ciągu ostatnich dwunastu lat kolejne rządy zaprzepaściły wiele szans unowocześnienia gospodarki, czego dowodem mogą być choćby kontrakty prywatyzacyjne, w których inwestorów zobowiązywano do utrzymania nie zmienionego zatrudnienia w zamian za ochronę celną i ulgi podatkowe. Tym samym do prawdziwego testu prawdy, jakim będzie podjęcie konkurencji w ramach UE, idziemy przygotowani niewiele lepiej niż w roku 1993. Szok, jaki to spowoduje, może się okazać za mocny dla kruchej demokracji, opartej na politycznym klientyzmie i korupcji. Alternatywą jest pozostanie poza UE, otoczenie się murami celnymi i stopniowe konanie w zacofaniu przez kilka, może kilkanaście lat.
Angielskim stangretom udało się na pewien czas zablokować rozwój motoryzacji tylko dzięki temu, że mieszkali na wyspie. Polska odizolowaną od świata wyspą nigdy nie będzie, choć wielu nie chce tego przyjąć do wiadomości.
Rafał A. Ziemkiewicz
Polscy luddyści |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.