Ludzie Kisiela o Stefanie Kisielewskim
Socjalizm nie, wypaczenia tak!" - stwierdził w latach 70. Stefan Kisielewski. Ustanowione przez niego w 1990 r. Nagrody Kisiela są premią za "wypaczenia", czyli niekonwencjonalne inicjatywy, wręcz prowokacyjne, ale ożywiające nasze życie społeczne. Są premią dla ludzi zarażonych sposobem myślenia ich twórcy. Nie znosił zadęcia, patosu, łżepatriotyzmu i fałszu. Jeden z felietonów w "Tygodniku Powszechnym" nazwał "Moje błędy świadczą o mnie". Dlatego w swoich tekstach walczył o "prawo do błędu". Jednocześnie tępił prawo do bezmyślności.
W tym tygodniu w ulubionej kawiarni Stefana Kisielewskiego Na Rozdrożu w Warszawie po raz trzynasty zostaną wręczone Nagrody Kisiela. Kapituła nagród, przyznawanych pod patronatem "Wprost", w roku 2002 wyróżniła Krzysztofa Pawłowskiego, Macieja Rybińskiego oraz Donalda Tuska. To nowi ludzie Kisiela. Stefan Kisielewski stworzył "Alfabet Kisiela", wypowiedzi laureatów jego nagród tworzą natomiast swoisty "Alfabet o Kisielu".
Czesław Apiecionek
Kisiel, którego poznałem w 1989 r., był postacią pomnikową. A przy tym tryskał poczuciem humoru. Pamiętam, jak namawiałem go do napisania książki o ludziach, których znał. Upierał się, że to niezbyt dobry pomysł. W zamian proponował wydanie antologii polskiego humoru. Żegnając się, ustaliliśmy, że za tydzień się spotkamy, by uzgodnić ostateczną decyzję w tej sprawie. W ostatniej chwili stwierdził, że już pisze o ludziach, których znał. To był słynny "Alfabet Kisiela". Takie było poczucie humoru Kisielewskiego: trzymał rozmówcę w niepewności, droczył się z nim, po czym oświadczał, że się z nim zgadza.
Władysław Bartoszewski
Stefan potrafił ranić ludzi swoimi dowcipami. I to nawet boleśnie. Był jednak niebywale wrażliwy. Należał całym swym człowieczeństwem do duchów wyższych. Kiedyś na spotkaniu w większej grupie zaatakował mnie, że "spaliłem Warszawę". Nawiązał w ten sposób do mojego udziału w powstaniu warszawskim. Ja mu na to, że też miał brać w tym udział, ale w pierwszych godzinach powstania dostał postrzał w pośladek i jako mężczyzna przestał wiedzieć, na czym siedzi.
Jan Krzysztof Bielecki
Dla mnie to jeden z najwybitniejszych ludzi, jakich w życiu spotkałem. Emanował energią, rzutkością. Był mistrzem niezwykle ciętych, celnych opinii, które okraszał niesamowitym poczuciem humoru. Nie znam nikogo, kto miałby większe poczucie humoru sytuacyjnego.
Henryka Bochniarz
Emanował z niego zdrowy rozsądek, co było szczególnie widoczne w kwestiach ekonomicznych. Potrafił w przystępny sposób opisywać zasady rządzące gospodarką. Czytanie jego felietonów uczyło racjonalnego patrzenia na rzeczywistość i odrzucania tego, co ją zakłamywało.
Stefan Bratkowski
Kisielewskiego zapamiętałem jako człowieka prędkiego w reakcjach, z poczuciem humoru. Opowiadał mi kiedyś, że rozmawiał z Jerzym Andrzejewskim w jego kuchni o polityce. Nagle wypalił: "Wykończyć Kliszkę!" (Zenon Kliszko był najważniejszym człowiekiem ówczesnej władzy po Władysławie Gomułce). Po kilku dniach Stefan spotkał Kliszkę na ulicy i powiedział: "Dzień dobry". Kliszko był jednak chmurny i patrzył spode łba. Później Kisiel dowiedział się, że bezpieka założyła podsłuch w kuchni Andrzejewskiego i Kliszko o wszystkim wiedział.
Jan Kułakowski
Kisiel był autentycznym liberałem. Imponował niezależnością, nonkonformizmem. Zawsze miał wiele do powiedzenia - czy rozmawiając z przyjaciółmi, czy też z przeciwnikami. Wiele nauczyłem się z jego felietonów.
Piotr Kuncewicz
Kisiel był niesłychanie przyjemnym, niesamowicie inteligentnym człowiekiem. Dał się lubić, miał przyjaciół na prawicy i na lewicy. Lubił kpić z ludzi i z siebie. Jeśli już się z kogoś śmiał, to częściej na cel swoich dowcipów wybierał przyjaciół. W szalenie inteligentny i filozoficzny sposób uzasadniał swój pociąg do alkoholu.
Janusz Lewandowski
Kisielewskiego zapamiętałem jako stanowczego człowieka o wykrystalizowanych poglądach politycznych. Miał w tym względzie swoje nawyki, na przykład jeśli chodzi o to, kto naprawdę jest liberałem w Polsce. Gdy w latach 70. w Sopocie organizowaliśmy spotkanie gdańskich studentów, o sprowadzenie Kisiela poprosiliśmy Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten pojechał do Warszawy i wrócił z Kisielem na wybrzeże. W tym czasie partyjne bojówki zrywały plakaty z zaproszeniami. Potem ja i Kwaśniewski zostaliśmy wezwani na dywanik, by się wytłumaczyć z przyjazdu Kisielewskiego.
Jan Nowak-Jeziorański
To jedna z najciekawszych i najbardziej kolorowych postaci, z jakimi zetknąłem się w życiu. Było w nim coś ze Stańczyka z obrazu Matejki. Kpiarz, żartowniś, z błyskotliwym poczuciem humoru. A pod tą fasadą był człowiekiem bardzo poważnym, zatroskanym o los kraju. Swoją odwagą dawał przykład innym. Bez Stefana Kisielewskiego życie w PRL byłoby jeszcze bardziej nieznośne. Pamiętam, że kiedyś zażądał od Jerzego Giedroycia, by ułatwić mu kontakt ze mną. Było to bardzo niebezpieczne ze względu na pełnioną przeze mnie funkcję dyrektora Radia Wolna Europa. On się jednak uparł i zaczęliśmy się potajemnie spotykać w Paryżu. Wtedy on z kolei zażądał ode mnie spotkania z dziesięcioma czołowymi redaktorami RWE. Ja mu na to, że nie mogę zaręczyć, iż w takiej grupie ludzi nie rozejdą się plotki. Kisiel odparł: "O to niech się bezpieka martwi!".
Krzysztof Pawłowski
Był dla mnie przewodnikiem. Lekturę "Tygodnika Powszechnego" (jeszcze w latach 70.), a potem "Wprost" zaczynałem od jego felietonów. Podziwiałem w nim niesamowite poczucie wolności. Był oczywiście antykomunistą, ale potrafił - niekiedy bardzo ostro - wejść w konflikt ze swoimi politycznymi przyjaciółmi. Tak mógł postępować tylko naprawdę wolny człowiek.
Maciej Rybiński
Kisielewskiego spotkałem tylko raz w życiu (chyba w 1987 r.). Do dziś jestem pod wrażeniem jego przewidywań co do rozwoju sytuacji politycznej. Już wtedy podkreślał, że system realnego socjalizmu się załamie, ale Polacy nie są przygotowani na nowe realia gospodarcze. Obwiniał za to działaczy konspiracyjnych i emigracyjnych, którzy zajmowali się wyłącznie polityką, spychając sprawy ekonomiczne na boczne tory.
Donald Tusk
Dla mnie i dla całej gdańskiej konspiracji Kisielewski był po prostu autorytetem. Nie był wielkim entuzjastą rodzaju ludzkiego i jego działalności, czemu często dawał wyraz. Kiedyś spotkaliśmy się z Kisielem w trójkę: ja, Aleksander Hall i dziennikarz Wojciech Duda. Hall zaproponował, abyśmy najpierw napili się wódki, a potem przeszli do poważniejszych tematów. Wtedy Kisiel rzekł: "A może byśmy poprzestali na punkcie pierwszym?".
Mieczysław Wilczek
Kisiel to uroczy, odważny, otwarty człowiek. Podziwiałem jego twórczość i zgadzałem się z jego poglądami. Poznałem go, gdy wręczał mi swoją nagrodę w 1990 r. Zapytałem, dlaczego wybrał akurat mnie. Odpowiedział z właściwym sobie poczuciem humoru: "Bo był pan ministrem z jajami!".
Jan Winiecki
Pamiętam go jako niezwykle doświadczonego życiowo człowieka. Posiadał niesamowitą umiejętność wykorzystywania języka we wszelkich dyskusjach. Na początku lat 70. Kisiel spotkał się w Niemczech z kanclerzem Helmutem Schmidtem, który bardzo chwalił Edwarda Gierka za zdolności menedżerskie. Stwierdził, że chętnie by go widział u swego boku. Wtedy Kisiel wypalił: "No to weź go pan sobie!"
Tomasz Wołek
Kisiel myślał niezwykle poważnie o Polsce, był szczerym patriotą. Picie wódki z nim to nie była taka sobie zwykła impreza, ale prawdziwa "uczta Platona", w pełni duchowego znaczenia tego określenia. Nie da się zapomnieć jego dowcipu i humoru. Pamiętam, że kiedyś udało mi się go namówić do komentowania meczu Argentyna - ZSRR na mistrzostwach świata w piłce nożnej w 1990 r. Siedział z nami wtedy Stefan Szczepłek. Był tak przejęty spotkaniem Kisiela, którego wielbił, że zrobił się blady. Wymienił nazwisko XVIII-wiecznego włoskiego kompozytora i zapytał Kisielewskiego, który sam był kompozytorem, czy coś mu ono mówi. Na to Kisiel: "A co, to jakiś piłkarz?". W tym samym studiu, słuchając moich wywodów na temat futbolu, na wizji rzekł z ciepłą ironią: "Ty to się lepiej znasz na piłce nożnej niż na polityce".
Wiesław Walendziak
Kisielewski pisał odkrywcze rzeczy w prasie emigracyjnej, na przykład o geopolityce, a w rozmowie używał niekonwencjonalnego języka. Forma nie przystawała do treści. Gdy poznałem go w 1987 r., zaimponowało mi - jako młodemu człowiekowi - że poważnie mnie traktuje, że odpowiada na pytania.
Piotr Wierzbicki
Miał charakterystyczny sposób anegdotyczno-żartobliwego traktowania spraw. To był rodzaj nabierania dystansu do trudnej rzeczywistości. Nie unikał kontaktów z ludźmi. Potrafił porozmawiać nawet z tymi, z którymi zupełnie się nie zgadzał, na przykład z Józefem Cyrankiewiczem.
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.