Ile Kowalski zyska, a ile straci po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej
Za dwa lata w delikatesach za litrową butelkę Johnniego Walkera zapłacimy 63 zł, czyli 43 proc. mniej niż dziś. Tym trunkiem opijemy o połowę niższe rachunki za telefoniczne rozmowy międzynarodowe, o 30 proc. tańsze bilety lotnicze i nowe ceny aut - niższe niż dziś nawet o 15 proc.! Jeżeli w euforii nie wypijemy wszystkiego, w następnych toastach będziemy mogli utopić smutki wywołane nieuchronnymi podwyżkami. Zdrożeją m.in. papierosy, energia elektryczna, woda, wzrosną ceny usług komunalnych (o 20 proc.) oraz... pogrzebów (o 22 proc.). Gdybyśmy już teraz należeli do UE, bylibyśmy krajem najdroższych alkoholi z górnej półki i najtańszych produktów mleczarskich oraz mięsnych. Przeciętna cena artykułów żywnościowych, napojów i wyrobów tytoniowych w Polsce stanowi dziś zaledwie 64 proc. średniej unijnej. Wielu Polaków wyprawia się jednak za Odrę do niemieckich sklepów z elektroniką, by kupić markowy odtwarzacz DVD lub kamery cyfrowe, płacąc jedną trzecią mniej niż w kraju.
Cios w monopole
Od 1998 r. w unii istnieje wolny rynek usług telekomunikacyjnych. Już od 1 maja 2004 r. operatorzy z krajów UE będą mogli oferować Polakom swoje usługi. Analitycy z Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej szacują, że nasze rachunki telefoniczne zmniejszą się o połowę. Proporcjonalnie potanieje również podłączenie do Internetu i korzystanie z sieci.
Ceny biletów lotniczych spadną nawet o 30 proc. Monopol utraci krajowy przewoźnik lotniczy - LOT, Polska zobowiązała się bowiem do pełnego otwarcia rynku transportu lotniczego w chwili przystąpienia do unii. Każdy unijny przewoźnik będzie miał prawo oferować nam nie tylko zagraniczne, ale także krajowe loty. Jeśli swoje biura w Polsce zdecydują się otworzyć na przykład tanie irlandzkie linie Ryanair, będziemy mogli polecieć z nimi do Londynu i z powrotem za 150-200 zł.
- Możemy się spodziewać spadku cen niektórych produktów, spowodowanego zniesieniem odpraw celnych, dzięki czemu skończy się towarzysząca im biurokratyczna mitręga - przypomina Krzysztof Dzierżawski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Stanieje importowana żywność - duńskie masło, belgijskie jogurty czy francuskie sery. Potanieją wina i mocne alkohole, w tym whisky. Mniej zapłacimy za markowe kosmetyki i perfumy. Wszystko dlatego, że nie będzie wysokich ceł, którymi na razie są obłożone te artykuły. Znacznie mniej zapłacimy, kupując za granicą markowy sprzęt AGD lub RTV. Dzisiaj za wszelkie zakupy za granicą o wartości powyżej 350 euro (około 1400 zł) musimy uiścić na granicy i cło, i 22-procentowy VAT.
Drogie, bo polskie
Podrożeje wołowina, która jest w Polsce dwukrotnie tańsza niż w unii, a także owoce (truskawki, wiśnie, maliny, porzeczki, śliwki) i warzywa, ponieważ już dziś są naszymi "żelaznymi" towarami eksportowymi. Ich sprzedaż za granicę hamują na razie ustalane przez Brukselę ceny minimalne oraz cła, a krajowy rynek jest zbyt mały, by wchłonąć całą produkcję. Gdy znikną ograniczenia, krajowi producenci z całą pewnością wykorzystają okazję do zwiększenia eksportu, a zarazem podbicia cen. - Żywność na pewno per saldo podrożeje, choć dostosowywanie cen w Polsce do poziomu unijnego będzie procesem trwającym lata. Trzeba pamiętać o różnicy w dochodach obywateli u nas i w Europie Zachodniej - uważa Marek Wigier, ekspert ds. integracji europejskiej w Instytutcie Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Jego zdaniem, potanieją tylko niektóre produkty zbożowe, gdyż bez ograniczeń będziemy mogli importować dotowaną i tanią pszenicę, lecz spadek cen nie będzie imponujący. Zdrożeje natomiast cukier (w krajach UE kosztuje niemal dwukrotnie więcej niż w Polsce) oraz banany, które teraz tanio sprowadzamy z Ameryki Łacińskiej. Unia woli droższe banany z byłych europejskich kolonii (przede wszystkim francuskich).
Wzrośnie cena papierosów, które kosztują dziś w Polsce dwa razy mniej niż w UE. Akcyza na najtańsze papierosy wynosi nieco ponad 40 proc., a unia chce, aby było to przynajmniej 57 proc. Podrożeje także elektryczność, woda, usługi komunalne (wywóz i utylizacja śmieci), głównie z uwagi na koszty, które polskie elektrownie, wodociągi i inne firmy będą musiały ponieść, aby się dostosować do rygorystycznych norm ochrony środowiska. Szacuje się, że nasze rachunki za te usługi będą wyższe maksymalnie o 20 proc.
Fiskus się ucieszy
Z wejściem do Unii Europejskiej wiąże się podwyżka podatków. Z dniem przystąpienia wzrośnie VAT - z 3 proc. do 7 proc. na produkty rolne, z 7 proc. do 22 proc. na pieluchy, wózki, smoczki, zeszyty i tornistry oraz okulary, strzykawki i opatrunki, z 12 proc. do 22 proc. na zabawki, łyżwy i narty dziecięce. Poza tym będziemy musieli wprowadzić 22-procentową stawkę VAT na przykład na usługi pogrzebowe. Druga fala podwyżek nastąpi w 2007 r., kiedy zdrożeją usługi gastronomiczne, spowodowane podwyżką VAT z 7 proc. do 22 proc., którą zaakceptowaliśmy w negocjacjach z Brukselą. W tym samym roku więcej zapłacimy także za książki i czasopisma (wszystkie publikacje będą obciążane stawką 22 proc. VAT). Czeka nas także stopniowa podwyżka cen lekarstw. Wszystkie krajowe farmaceutyki będzie trzeba poddać kosztownej procedurze ponownej rejestracji - tym razem zgodnie z unijnymi wymogami. Polskie firmy mają na to czas do końca 2008 r. W Niemczech stawka podstawowa VAT wynosi 16 proc., w Polsce 22 proc. Ze względu na tę różnicę ceny niektórych towarów, choćby sprzętu AGD, mogą być u nas wyższe niż u zachodniego sąsiada.
Do nas na zakupy
Różnice w wysokości stawek VAT oraz akcyzy sprawiają, że Duńczykom opłaca się jechać do Niemiec, by uzupełnić zapasy w lodówce, a Niemcom przeprawić się przez Odrę po benzynę albo do fryzjera. Nasi zachodni sąsiedzi potrafią się wybrać po nowego volkswagena nawet do Hiszpanii, gdzie płacą za auto 2-3 tys. euro mniej niż u siebie. Już dziś klienci z Niemiec zostawiają w Polsce 2 mld zł rocznie. Po 2004 r. zapewne dołączą do nich Duńczycy, Finowie i Szwedzi. Po wstąpieniu do Unii Europejskiej pozostaniemy stosunkowo tanim krajem, do którego sąsiadom będzie się opłacało wpadać na zakupy.
Euromyto |
---|
Dla polskich klientów groźniejsza od brukselskich norm może się okazać inwencja rodzimych handlowców. Przekonali się o tym obywatele 12 państw Europy Zachodniej, w których od 1 stycznia 2002 r. wprowadzono euro do obiegu gotówkowego. Już kilka tygodni przed godziną "E" Europejskie Stowarzyszenie Organizacji Konsumenckich alarmowało, że producenci i sprzedawcy przy przeliczaniu cen z walut narodowych na euro "zaokrąglają" je mocno w górę. We Francji niektóre sklepy i sieci handlowe rezygnację z podwyżek przy tej okazji uważały nawet za promocję. We Włoszech pierwszymi ofiarami euro padli... zmarli. Decyzją episkopatu cenę mszy za duszę zmarłego, która wynosiła 15 tys. lirów (niecałe 8 euro), podniesiono do 10 euro. Według organizacji konsumenckiej Adusbef, za ukryte podwyżki Włosi zapłacili 3,5 mld USD - zdrożały polisy, gry liczbowe, energia, usługi bankowe, komunikacja miejska. Handlowcy uzasadniali wzrost cen m.in. obawami o spadek obrotów z powodu... strachu klientów przed nieznaną walutą. Zbulwersowani Włosi i Grecy postanowili przez kilka weekendów bojkotować rodzimych sklepikarzy i sieci handlowe. Do protestu przystąpiło w tych krajach dwie trzecie konsumentów! W Niemczech tuż przed wprowadzeniem euro podrożał co czwarty produkt (średnio od 6 proc.). Opłaty członkowskie podniósł nawet bawarski Związek Orkiestr Dętych i Związek Społeczny Sozialverband Deutschland (o 26 proc.). |
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.