Niemcy stają się hamulcowym Starego Kontynentu
![](http://www.wprost.pl/G/wprost_gfx/1045/s49w.jpg)
Niemiecka podaż, japoński popyt
Autorzy najnowszego raportu Goldmana Sachsa utrzymują, że powodem problemów gospodarczych Niemiec było zjednoczenie w 1990 r. Zmieniła się wówczas znacząco struktura wynagrodzeń, a państwo poniosło wielkie koszty. Skutki tych zjawisk można dostrzec jeszcze teraz. Ponieważ bardzo wzrosły wydatki ponoszone przez niemieckie firmy, zredukowano inwestycje i wynagrodzenia.
Japonia natomiast znalazła się w pułapce pogłębiającej się deflacji wywołanej przez krach, do którego doszło przed dziesięciu laty na sztucznie rozdmuchiwanym rynku nieruchomości. Bank centralny zredukował do zera stopy procentowe pożyczek krótkoterminowych i zalał pieniędzmi rynki finansowe. Nie zdołano jednak doprowadzić do znaczącego przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego. Nieściągalne długi japońskich firm urosły niebotycznie. Oficjalnie podaje się, że ich wartość wynosi co najmniej 420 mld USD, ale przypuszczalnie jest to liczba nawet trzykrotnie wyższa! Zadłużenie owo stale wzrasta, a konsumenci nie wydają posiadanych pieniędzy. "Problemy Niemiec leżą po stronie podaży, a Japonii po stronie popytu" - komentuje Dirk Schumacher, ekonomista z frankfurckiego oddziału Goldmana Sachsa.
Japanische Bank?
Pod koniec października władze niemieckie poinformowały, że nawet prognoza anemicznego wzrostu gospodarczego zapowiadanego w 2002 r. (0,75 proc.) była zbyt optymistyczna. I obniżyły ją do 0,5 proc. Przyszły rok nie będzie lepszy, ponieważ można się spodziewać tylko 1,5--procentowego wzrostu gospodarczego. Część ekonomistów jest zdania, że przez dziesięć kolejnych lat gospodarka w Niemczech będzie się rozwijać wolniej niż w innych krajach europejskich.
Deutsche Bank, najważniejsza instytucja niemieckiego rynku finansowego, ogłosił, że jego straty w trzecim kwartale 2002 r. wyniosły 178 mln USD. Powodem był spadek obrotów oraz konieczność zwiększenia rezerw na pokrycie długów nie spłaconych w terminie lub nieściągalnych. Pozostałe większe banki niemieckie są w jeszcze gorszej sytuacji.
Japońska mantra po niemiecku
Wartość nieściągalnych pożyczek udzielonych przez banki japońskie jest jeszcze większa niż w wypadku Niemiec. W wyniku nacisków politycznych Heizo Takenaka, nowy minister finansów, musiał zrezygnować z realizacji planów zaostrzenia przepisów dotyczących ściągania długów nie spłaconych w terminie.
Krytycy ostrzegają, że podobną sytuację można zaobserwować w Niemczech. Tamtejsi przywódcy niechętnie zabierają się do rozwiązywania problemów strukturalnych (na przykład na rynku pracy). Gerhard Schröder zapowiadał redukcję bezrobocia, ale jego plany są znacznie mniej radykalne od rozwiązań proponowanych przez ekonomistów. Michael Hartnett, dyrektor działu ds. strategii na europejskich rynkach papierów wartościowych w londyńskim oddziale banku Merrill Lynch, stwierdził w niedawno opublikowanym raporcie, że Niemcy będą "powtarzać japońską mantrę o bezbolesnych reformach".
Niemiec na Majorce
Kanclerz Schröder nie zaproponował dotychczas nowych koncepcji rozwiązania problemów gospodarczych Niemiec. Przedstawił tylko plan doskonale znanej kombinacji: podwyższyć podatki i zredukować wydatki. Zdaniem krytyków, Schröder postępuje równie nieśmiało jak władze japońskie, które ograniczają się do kosmetycznych zmian w sektorze bankowym. Według niektórych obserwatorów, problemem jest ponadto fakt, że w Niemczech nikt nie bije na alarm z powodu sytuacji gospodarczej kraju. Przywodzi to na myśl długi okres niefrasobliwości w Japonii. "Japończycy i Niemcy są przekonani, że nie muszą się martwić o swoją przyszłość - stwierdził Hilmar Kopper, niemiecki komisarz ds. inwestycji zagranicznych, były dyrektor generalny Deutsche Banku. - Dopóki możemy spędzać letnie wakacje na Majorce, dopóty życie jest wspaniałe".
Niemcy lepsze od Japonii?
Zdaniem ekonomistów, zważywszy na niechęć niemieckich władz do wprowadzania reform, należy się liczyć z tym, że przez kolejne pięć lub dziesięć lat wzrost gospodarczy będzie nieco niższy od obecnego. Sytuacja Niemiec pogorszy się po rozszerzeniu Unii Europejskiej w 2004 r., ponieważ kapitał będzie wówczas inwestowany w kraje Europy Środkowej i Wschodniej, które zaoferują tańszą siłę roboczą i szybszy rozwój gospodarczy.
Zarówno w Japonii, jak i w Niemczech rodzi się niewiele dzieci. Społeczeństwa te są coraz starsze. Japonia niemal wcale nie przyjmuje imigrantów, ale nieustannie napływają oni do Niemiec. Zdaniem analityków, napływ imigrantów może się przyczynić do ożywienia niemieckiej gospodarki. "Na dłuższą metę stawiałbym na Niemcy - podkreśla Simon Ogus, prezes rady nadzorczej DSG Group z Hongkongu, firmy specjalizującej się w analizach strategii inwestycyjnych. - Nie widzę natomiast nic, co mogłoby doprowadzić do ekonomicznej rewolucji w Japonii".
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.