Polscy politycy zachowują się tak, jakbyśmy piętnastce robili łaskę, że chcemy ją powiększyć
Mamy od dawna sprawdzone recepty, jak przegrać to, co już wygraliśmy, i konsekwentnie marnujemy nawet największe szanse. Najgorsze, że na ogół nie towarzyszy temu świadomość szkodliwości działań i zachowań psujących nam europejską markę. Najpierw wyprzedzamy wszystkich w obalaniu komunizmu i w transformowaniu gospodarki, a trzynaście lat później europejscy parlamentarzyści muszą wysłuchiwać kompromitujących nonsensów w wykonaniu polskiego posła. Do szkodliwych recept dorabia się całe doktryny operujące preparowanymi danymi, kłamstwami i demagogią. Wszystko po to, by dyskwalifikować trzeźwych i zdrowo myślących.
Za głęboko szkodliwe z punktu widzenia długofalowych polskich interesów uważam nieustanne wałkowanie sprawy unijnych dopłat do naszej niewydajnej wsi (nie mówmy "rolnictwa" - to byłoby bardzo na wyrost) przy równoczesnym spychaniu na peryferie innych ważnych obszarów. Wielu naszych polityków zachowuje się tak, jakbyśmy tej piętnastce robili łaskę, że chcemy ją powiększyć. Mam dość sporów na temat 25 proc., 30 proc. czy 100 proc. dopłat, bo przez to z pola widzenia znikają nam rzeczywiste problemy, przeszkody i braki osłabiające naszą pozycję już po przyjęciu do unii. W obliczu ogłoszonych terminów akcesji Polsce podobno nie zagraża już pominięcie. Ale pamiętajmy, że niektórzy z aspirującej dziesiątki (np. Węgrzy) dają nam do zrozumienia, że im przeszkadzamy. Inni, niewiele mówiąc, spełnią bez szemrania stawiane im warunki i jeszcze wynegocjują rekompensaty - np. Litwa za wyrażenie zgody na rosyjski uprzywilejowany tranzyt. Jeszcze inni, np. Czesi, potrafili rozreklamować swój kraj jako ostoję dobrego klimatu społecznego i cnót obywatelskich. Fukuyama ma rację, że klimat zaufania to potężny kapitał! I Czechy, i Węgry, a także Słowenia i Słowacja, już dziś korzystają ze specyficznej "renty habsburskiej" z tytułu europejskich tradycji monarchii austro-węgierskiej. Sygnały rozbieżności interesów między kandydatami są widoczne i nie zdziwię się indywidualizacji akcesji w roku 2004.
Jest jeszcze jeden powód, sprawiający, że mam dość naszych hałasów na temat warunków akcesji. Chodzi o to, że podbijając różne bębenki, równocześnie boimy się sobie samym mówić prawdę o rzeczywistych przeszkodach na tej drodze. A prawda jest niewesoła. Jesteśmy niekonkurencyjni wobec gospodarek krajów kandydujących, nawet wobec Słowacji, z którą mamy ujemne saldo obrotów. Przy stosunkowo wysokich (w porównaniu z innymi kandydatami) płacach i świadczeniach społecznych (o czym oczywiście nie wolno mówić publicznie politykom!) mamy wysokie bezrobocie, bo inwestycje bezpośrednie w Polsce są nieatrakcyjne z powodu wysokich kosztów. Legitymujemy się też niższym od kilku sąsiadów poziomem cnót obywatelskich. To nie tyle i nie tylko kwestia korupcji. To ciągle jeszcze wysoki stopień niesłowności, brak poczucia odpowiedzialności za podjęte zobowiązanie czy zlecenie, niepunktualność i niedbalstwo w różnych bardzo elementarnych sytuacjach. Obrona różnych państwowych deficytowych gigantów przed prywatyzacją to przecież nic innego jak obrona taryfy ulgowej, o której nie ma mowy w gospodarce rynkowej. Jesteśmy mistrzami w nieegzekwowaniu prawa. Przecież rządowy projekt abolicji podatkowej i deklaracji majątkowych to nic innego jak dążenie do przerzucenia na całe społeczeństwo słabości, klęski aparatu skarbowego, niezdolnego do opodatkowania rzeczywistych dochodów.
Czytelnik zapyta w tej chwili, jakim w takim razie cudem ciągle jesteśmy w czołówce, a nie na końcu korowodu kandydatów do unii? Otóż jest tak jeszcze dlatego, że ratuje nas sektor prywatny, mający u nas trochę lepsze tradycje niż u bardziej skomunizowanych w latach totalitaryzmu sąsiadów. Ratuje nas smykałka do gospodarki rynkowej, bardziej rozwinięta mentalność rynkowa, indywidualizm i prywatność. Ale czas tej naszej początkowej przewagi szybko mija.
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.