W Wiecznym Mieście również starzy ludzie czują się młodo. Dlaczego? Bóg tylko to wie
Kiedyś wymyśliłem niezbyt atrakcyjną reklamę: "Lataj LOT-em, skrzydła potem". Było to niezwykle dawno, gdy jeszcze między Krakowem a Warszawą latały turbośmigłowe samoloty sowieckie, tak hałaśliwe, że człowiek nawet nie mógłby usłyszeć własnego krzyku, gdyby coś się stało. W samolocie jednak zawsze panowała śmiertelna cisza, bo w duchu każdy oczekiwał, że za chwilę coś się w tej piekielnej machinie zepsuje. Zdumiewam się do tej pory, jak to było możliwe, że w tym samym czasie, gdy do pasażerskiego użytku przeznaczano latający złom, Rosjanie zdołali pierwsi wystrzelić w kosmos psa, a potem człowieka. Amerykanie do tej pory są z kosmicznymi psami "do tyłu".
Myśli "wysokiego" lotu osaczyły mnie, bo właśnie udaję się LOT-em z prywatną pielgrzymką do Rzymu. Okropnie dawno nie byłem tam w tym charakterze, a może nawet nigdy nie pamiętam - skleroza. Zawsze w grę wchodziły jakieś międzynarodowe kongresy, reporterskie podróże, dziennikarskie zajęcia. Tym razem ruszam po prostu w "pąć", jak starodawni Polacy z czasów piastowskich nazywali pielgrzymki. Określenie to użyte zostało chyba ostatni raz w naszej literaturze w słynnej ongiś powieści śp. Antoniego Gołubiewa "Bolesław Chrobry". Nie straciła ona swojej wartości, ale ponieważ jest wielotomowa, przeto odpada w wydawniczych przedbiegach.
Zatem jako pątnik lecę polskim samolotem wspomaganym przez niemiecką Lufthansę do Wiecznego Miasta. Tam również starzy ludzie czują się młodo. Dlaczego? Bóg tylko to wie. Pragnę się też naocznie przekonać, jak Włochy radzą sobie bez lirów. Czy przynależność do Unii Europejskiej zaciera ich narodową tożsamość i ile euro trzeba zapłacić, by zwiedzić Kaplicę Sykstyńską. Wyznać też muszę, że artystycznie zawsze się wzruszam, patrząc ze schodów Bazyliki św. Piotra na plac, który jest właściwie największą sceną teatru historii nie tylko Europy, ale i całego świata. Tu odbywają się pogrzeby papieży i ich pontyfikalne inauguracje. Tu odbywają się nominacje setek świętych i błogosławionych, tu doszło też do zamachu na Jana Pawła II i tu niezliczenie wiele razy odśpiewali mu polscy pątnicy "sto lat". Jest to przy tym teatr bez aktorów. Wszyscy tu są realni (reality show) i prawdziwi. A to w naszych czasach poczucia surrealizmu i deformacji ma duże znaczenie dla życia w życiu i po życiu.
Tak więc moja dawna reklama LOT-u nabiera w wypadku lądowania na lotnisku Fumicino nowego, metaforycznego i niebiańskiego znaczenia. Lecę LOT-em, by się wewnętrznie uskrzydlić, przygotować na to, co nastąpi potem. Ci, co nie wierzą, twierdzą, że nic nie nastąpi. Gdyby mieli rację, to skąd nagle na tym placu i w bazylice wzięłoby się tyle piękna? Narodziło się ono z napięcia wewnętrznego ludzi zadających sobie ostateczne pytania o sens życia. Tak sądzę.
Myśli "wysokiego" lotu osaczyły mnie, bo właśnie udaję się LOT-em z prywatną pielgrzymką do Rzymu. Okropnie dawno nie byłem tam w tym charakterze, a może nawet nigdy nie pamiętam - skleroza. Zawsze w grę wchodziły jakieś międzynarodowe kongresy, reporterskie podróże, dziennikarskie zajęcia. Tym razem ruszam po prostu w "pąć", jak starodawni Polacy z czasów piastowskich nazywali pielgrzymki. Określenie to użyte zostało chyba ostatni raz w naszej literaturze w słynnej ongiś powieści śp. Antoniego Gołubiewa "Bolesław Chrobry". Nie straciła ona swojej wartości, ale ponieważ jest wielotomowa, przeto odpada w wydawniczych przedbiegach.
Zatem jako pątnik lecę polskim samolotem wspomaganym przez niemiecką Lufthansę do Wiecznego Miasta. Tam również starzy ludzie czują się młodo. Dlaczego? Bóg tylko to wie. Pragnę się też naocznie przekonać, jak Włochy radzą sobie bez lirów. Czy przynależność do Unii Europejskiej zaciera ich narodową tożsamość i ile euro trzeba zapłacić, by zwiedzić Kaplicę Sykstyńską. Wyznać też muszę, że artystycznie zawsze się wzruszam, patrząc ze schodów Bazyliki św. Piotra na plac, który jest właściwie największą sceną teatru historii nie tylko Europy, ale i całego świata. Tu odbywają się pogrzeby papieży i ich pontyfikalne inauguracje. Tu odbywają się nominacje setek świętych i błogosławionych, tu doszło też do zamachu na Jana Pawła II i tu niezliczenie wiele razy odśpiewali mu polscy pątnicy "sto lat". Jest to przy tym teatr bez aktorów. Wszyscy tu są realni (reality show) i prawdziwi. A to w naszych czasach poczucia surrealizmu i deformacji ma duże znaczenie dla życia w życiu i po życiu.
Tak więc moja dawna reklama LOT-u nabiera w wypadku lądowania na lotnisku Fumicino nowego, metaforycznego i niebiańskiego znaczenia. Lecę LOT-em, by się wewnętrznie uskrzydlić, przygotować na to, co nastąpi potem. Ci, co nie wierzą, twierdzą, że nic nie nastąpi. Gdyby mieli rację, to skąd nagle na tym placu i w bazylice wzięłoby się tyle piękna? Narodziło się ono z napięcia wewnętrznego ludzi zadających sobie ostateczne pytania o sens życia. Tak sądzę.
Więcej możesz przeczytać w 49/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.