Wiosną 1653 r. na pogrążone w wojnie domowej wschodnie kresy Rzeczypospolitej wkroczyła ośmiotysięczna polska dywizja. Na najechanej przez Polaków Bracławszczyźnie nie było jednak większych oddziałów Bohdana Chmielnickiego ani tatarskich czambułów.
Bohater naszego hymnu narodowego słynął z mordów, grabieży i chciwości
Mimo to palono wsie i miasteczka, mordowano ludność cywilną, a podejrzanych o sprzyjanie powstańcom wbijano na pal i wieszano. W Pohrebyszczu wycięto w pień chłopów i mieszczan zebranych na corocznym jarmarku. Dywizją dowodził Stefan Czarniecki. Miał się w ten sposób mścić za rzeź pod Batohem, gdzie 3 czerwca 1652 r. Kozacy i Tatarzy otoczyli polską armię. Kilka tysięcy bezbronnych polskich jeńców zostało wówczas wyciętych szablami przez Kozaków. Wśród pomordowanych byli Marek Sobieski (brat późniejszego króla) i jeden z braci Czarnieckiego. Tłumaczenie tym zdarzeniem okrucieństwa Czarnieckiego jest jednak - w świetle innych faktów z jego biografii - jednym z wielu mitów na temat bohatera naszego hymnu narodowego.
Bardziej mężny niż rozważny
Wzór rycerskości, niepokonany zagończyk, pogromca Szwedów, Rosjan i Kozaków, patron szkół i uczelni wojskowych, wreszcie wzorzec patriotyzmu - to opinie, które najczęściej charakteryzują Stefana Czarnieckiego. Hetman rzeczywiście wyróżnił się w zwycięskiej bitwie z Chmielnickim pod Beresteczkiem. Kilka lat wcześniej, walcząc pod dowództwem hetmana Stanisława Koniecpolskiego, wydatnie przyczynił się do rozbicia tatarskich czambułów Tuhaj-beja. Bił Rosjan pod Połonką, Siedmiogrodzian pod Magierowem, a przede wszystkim Szwedów w czasie potopu. Równocześnie jednak bezgranicznie wierzył w skuteczność walki "szarpanej" i szarż kawaleryjskich. Współcześni słusznie zarzucali mu zbytnią brawurę. Pod Beresteczkiem tak się zapędził, że wraz ze swym pułkiem został otoczony. Jak pisał uczestnik bitwy Stanisław Oświęcim: "Stawał bardziej mężnie niż rozważnie". Dopiero odważna szarża chorągwi Jeremiego Wiśniowieckiego ocaliła jego ludzi. W 1663 r. w czasie kampanii na Ukrainie bez gruntownych przygotowań dwukrotnie szturmował Głuchów, co spowodowało wielkie straty.
Czarniecki był w bitwach wielokrotnie ranny. Otrzymał ciężki postrzał w twarz, innym razem zgruchotano mu część podniebienia, został także raniony w nogę. Zainstalowana w jego szczęce metalowa płytka powodowała, że miał często trudności w mówieniu. Płytka klekotała, hetman pluł i się ślinił. To nie fizyczna ułomność przesądziła jednak o tym, że buławę hetmańską otrzymał dopiero tuż przed śmiercią. Urząd był dożywotni, a buławę hetmana wielkiego koronnego dzierżył długowieczny Stanisław Rewera Potocki. Z kolei hetmanem polnym był bardziej utalentowany od Czarnieckiego jako strateg Jerzy Lubomirski. Mimo to Czarniecki nie powinien się czuć pokrzywdzony. Za zasługi militarne został obdarowany licznymi nadaniami ziemskimi i urzędami. Już na początku kariery otrzymał od króla posiadłość pod Smoleńskiem, potem cztery wsie i miasteczko Tykocin. Nie brakowało mu też tytułów i stanowisk. Był oboźnym królewskim, regimentarzem, starostą kowelskim, kasztelanem i wojewodą kijowskim, wojewodą ruskim, wreszcie posłem, a później i senatorem.
Chciwy jak Czarniecki
Czarnieckiemu przypisuje się zdanie: "Jam nie z soli ani z roli, ale z tego, co mnie boli". Nie zdobył jednak majątku dzięki dzierżawie żup solnych, z których czerpali zyski Lubomirscy, ani z latyfundiów ziemskich, będących własnością Potockich. Bogactwo zawdzięczał bezwzględności i pazerności. Prof. Władysław Czapliński pisał: "Zarzucano hetmanowi chciwość, trudno jednak brać za złe, że dbał o swój zresztą nadszarpnięty majątek". Profesor najwyraźniej miał słabość do Czarnieckiego i ignorował informacje odnotowane przez innych historyków. W czasie oblężenia przez Szwedów Krakowa w 1655 r. Czarniecki, będący komendantem miasta, stłumił bunt mieszczan, którzy przerażeni ostrzałem artylerii wroga chcieli się poddać. Przy okazji jego żołnierze złupili gród, a część łupów hetman najzwyczajniej sobie przywłaszczył. Podobnie stało się z 60 tys. zł, które król Jan Kazimierz dał Czarnieckiemu na przechowanie przed ucieczką na Śląsk. Po zdobyciu przez wojska polskie Warszawy Czarniecki został członkiem komisji, która ewidencjonowała zagrabione przez Szwedów skarby. Jak pisze Sławomir Leśniewski w "Poczcie hetmanów polskich i litewskich", dużą część łupów wziął dla siebie, nie przekazując ich żołnierzom własnej dywizji. Podobnie postąpił po zwycięskiej bitwie pod Połonką - przejął wówczas 2 mln zł okupu za jeńców rosyjskich. Była to gigantyczna fortuna, dorównującą rocznemu dochodowi z największych magnackich latyfundiów. Nigdy nie rozliczył się z tych pieniędzy z żołnierzami, dla których łupy wojenne były jedynym źródłem utrzymania.
Na żołdzie króla Francji
Czarniecki nie gardził też pieniędzmi z zagranicy. Otrzymywał 12 tys. franków pensji od króla Francji, za które wspierał interesy tego państwa w Polsce. Kiedy Samuel Kmicic, będący pierwowzorem Sienkiewiczowskiego bohatera, za udział w antykrólewskim buncie wojska w 1660 r. został ogłoszony infamisem, Czarniecki usilnie zabiegał u Jana Kazimierza o przekazanie mu jego skonfiskowanego majątku. Dziwiono się, że skromna posiadłość szlachcica skusiła Czarnieckiego, tym bardziej że była zajęta przez wojska rosyjskie i jej odzyskanie było niemożliwe. W rzeczywistości hetmanowi chodziło o zdobyte przez Kmicica na wojnie kosztowności, zdeponowane u Jana Zamoyskiego w Zamościu.
Można też powątpiewać w patriotyczne pobudki niektórych poczynań hetmana. Po kapitulacji Krakowa Czarniecki został zobowiązany do trzymiesięcznej neutralności. W tym czasie większość polskich dowódców przeszła na stronę szwedzką (tak zrobił m.in. Jan Sobieski), a Jan Kazimierz znajdował się w swoich posiadłościach na Śląsku. W powszechnym mniemaniu Czarniecki natychmiast rzucił się do walki, wspierając króla. W rzeczywistości długo się zastanawiał, czy nie przejść na stronę Karola X Gustawa. Wymieniali nawet poufne listy, ale ostatecznie Czarniecki dokonał wyboru, który zapewnił mu miejsce w narodowym panteonie.
Krwawy watażka
W 1629 r. młody Czarniecki zaciągnął się na służbę cesarza austriackiego i w szeregach lisowczyków uczestniczył w wojnie trzydziestoletniej. Oprócz żołdu mógł liczyć na duże łupy zdobyte w pogrążonych w wojennym chaosie Niemczech. Tam właśnie nauczył się, że bezlitosne grabienie ludności cywilnej jest doskonałym sposobem na gromadzenie majątku. Dowiedział się też, że podczas wojny można bezkarnie nie tylko rabować, ale i mordować.
Siedemnastowieczna wojna była okrutna, ale wyczyny Czarnieckiego przerastały epokę. "Dla ojczyzny ratowania rzucił się przez morze" - śpiewamy w hymnie. W rzeczywistości oddział Czarnieckiego, zdobywając w 1658 r. duńską wyspę Alsen, przeprawił się na nią nie wpław, lecz łódkami. W czasie wyprawy do Danii, będącej zresztą naszym sojusznikiem, Czarniecki kazał puszczać z dymem wsie, których mieszkańcy nie chcieli dawać Polakom żywności. Podobne wyczyny zapisano na jego koncie podczas kampanii na Pomorzu Szczecińskim. Towarzyszący wyprawie kapelan, ks. Piekarski, napisał, że "prowincja cała dymem śmierdzi". Podczas kilku kolejnych kampanii przeciw Kozakom konsekwentnie pustoszył i palił wsie, a jeńców mordował lub przekazywał Tatarom. Po przejściu jego dywizji zostawały tylko zgliszcza i szubienice z powieszonymi ukraińskimi chłopami. W 1664 r. po zdobyciu Stawiszcza wymordował całą ludność miasteczka. Rok wcześniej w Subotowie zbezcześcił grób Bohdana Chmielnickiego, wywlekając i profanując jego zwłoki.
W 1661 r. oddziały polskie po wielomiesięcznym oblężeniu wyzwoliły z rąk rosyjskich Wilno. Okupanci dokonali straszliwych zbrodni na ludności cywilnej, a odpowiadał za to komendant miasta kniaź Daniło Myszecki. Został on wzięty do niewoli i skazany na śmierć. Był to jeden z pierwszych wyroków za zbrodnie wojenne. Tylko ślepym wyrokiem historii można tłumaczyć to, że Czarniecki uniknął jego losu.
Michał Górzyński
Mimo to palono wsie i miasteczka, mordowano ludność cywilną, a podejrzanych o sprzyjanie powstańcom wbijano na pal i wieszano. W Pohrebyszczu wycięto w pień chłopów i mieszczan zebranych na corocznym jarmarku. Dywizją dowodził Stefan Czarniecki. Miał się w ten sposób mścić za rzeź pod Batohem, gdzie 3 czerwca 1652 r. Kozacy i Tatarzy otoczyli polską armię. Kilka tysięcy bezbronnych polskich jeńców zostało wówczas wyciętych szablami przez Kozaków. Wśród pomordowanych byli Marek Sobieski (brat późniejszego króla) i jeden z braci Czarnieckiego. Tłumaczenie tym zdarzeniem okrucieństwa Czarnieckiego jest jednak - w świetle innych faktów z jego biografii - jednym z wielu mitów na temat bohatera naszego hymnu narodowego.
Bardziej mężny niż rozważny
Wzór rycerskości, niepokonany zagończyk, pogromca Szwedów, Rosjan i Kozaków, patron szkół i uczelni wojskowych, wreszcie wzorzec patriotyzmu - to opinie, które najczęściej charakteryzują Stefana Czarnieckiego. Hetman rzeczywiście wyróżnił się w zwycięskiej bitwie z Chmielnickim pod Beresteczkiem. Kilka lat wcześniej, walcząc pod dowództwem hetmana Stanisława Koniecpolskiego, wydatnie przyczynił się do rozbicia tatarskich czambułów Tuhaj-beja. Bił Rosjan pod Połonką, Siedmiogrodzian pod Magierowem, a przede wszystkim Szwedów w czasie potopu. Równocześnie jednak bezgranicznie wierzył w skuteczność walki "szarpanej" i szarż kawaleryjskich. Współcześni słusznie zarzucali mu zbytnią brawurę. Pod Beresteczkiem tak się zapędził, że wraz ze swym pułkiem został otoczony. Jak pisał uczestnik bitwy Stanisław Oświęcim: "Stawał bardziej mężnie niż rozważnie". Dopiero odważna szarża chorągwi Jeremiego Wiśniowieckiego ocaliła jego ludzi. W 1663 r. w czasie kampanii na Ukrainie bez gruntownych przygotowań dwukrotnie szturmował Głuchów, co spowodowało wielkie straty.
Czarniecki był w bitwach wielokrotnie ranny. Otrzymał ciężki postrzał w twarz, innym razem zgruchotano mu część podniebienia, został także raniony w nogę. Zainstalowana w jego szczęce metalowa płytka powodowała, że miał często trudności w mówieniu. Płytka klekotała, hetman pluł i się ślinił. To nie fizyczna ułomność przesądziła jednak o tym, że buławę hetmańską otrzymał dopiero tuż przed śmiercią. Urząd był dożywotni, a buławę hetmana wielkiego koronnego dzierżył długowieczny Stanisław Rewera Potocki. Z kolei hetmanem polnym był bardziej utalentowany od Czarnieckiego jako strateg Jerzy Lubomirski. Mimo to Czarniecki nie powinien się czuć pokrzywdzony. Za zasługi militarne został obdarowany licznymi nadaniami ziemskimi i urzędami. Już na początku kariery otrzymał od króla posiadłość pod Smoleńskiem, potem cztery wsie i miasteczko Tykocin. Nie brakowało mu też tytułów i stanowisk. Był oboźnym królewskim, regimentarzem, starostą kowelskim, kasztelanem i wojewodą kijowskim, wojewodą ruskim, wreszcie posłem, a później i senatorem.
Chciwy jak Czarniecki
Czarnieckiemu przypisuje się zdanie: "Jam nie z soli ani z roli, ale z tego, co mnie boli". Nie zdobył jednak majątku dzięki dzierżawie żup solnych, z których czerpali zyski Lubomirscy, ani z latyfundiów ziemskich, będących własnością Potockich. Bogactwo zawdzięczał bezwzględności i pazerności. Prof. Władysław Czapliński pisał: "Zarzucano hetmanowi chciwość, trudno jednak brać za złe, że dbał o swój zresztą nadszarpnięty majątek". Profesor najwyraźniej miał słabość do Czarnieckiego i ignorował informacje odnotowane przez innych historyków. W czasie oblężenia przez Szwedów Krakowa w 1655 r. Czarniecki, będący komendantem miasta, stłumił bunt mieszczan, którzy przerażeni ostrzałem artylerii wroga chcieli się poddać. Przy okazji jego żołnierze złupili gród, a część łupów hetman najzwyczajniej sobie przywłaszczył. Podobnie stało się z 60 tys. zł, które król Jan Kazimierz dał Czarnieckiemu na przechowanie przed ucieczką na Śląsk. Po zdobyciu przez wojska polskie Warszawy Czarniecki został członkiem komisji, która ewidencjonowała zagrabione przez Szwedów skarby. Jak pisze Sławomir Leśniewski w "Poczcie hetmanów polskich i litewskich", dużą część łupów wziął dla siebie, nie przekazując ich żołnierzom własnej dywizji. Podobnie postąpił po zwycięskiej bitwie pod Połonką - przejął wówczas 2 mln zł okupu za jeńców rosyjskich. Była to gigantyczna fortuna, dorównującą rocznemu dochodowi z największych magnackich latyfundiów. Nigdy nie rozliczył się z tych pieniędzy z żołnierzami, dla których łupy wojenne były jedynym źródłem utrzymania.
Na żołdzie króla Francji
Czarniecki nie gardził też pieniędzmi z zagranicy. Otrzymywał 12 tys. franków pensji od króla Francji, za które wspierał interesy tego państwa w Polsce. Kiedy Samuel Kmicic, będący pierwowzorem Sienkiewiczowskiego bohatera, za udział w antykrólewskim buncie wojska w 1660 r. został ogłoszony infamisem, Czarniecki usilnie zabiegał u Jana Kazimierza o przekazanie mu jego skonfiskowanego majątku. Dziwiono się, że skromna posiadłość szlachcica skusiła Czarnieckiego, tym bardziej że była zajęta przez wojska rosyjskie i jej odzyskanie było niemożliwe. W rzeczywistości hetmanowi chodziło o zdobyte przez Kmicica na wojnie kosztowności, zdeponowane u Jana Zamoyskiego w Zamościu.
Można też powątpiewać w patriotyczne pobudki niektórych poczynań hetmana. Po kapitulacji Krakowa Czarniecki został zobowiązany do trzymiesięcznej neutralności. W tym czasie większość polskich dowódców przeszła na stronę szwedzką (tak zrobił m.in. Jan Sobieski), a Jan Kazimierz znajdował się w swoich posiadłościach na Śląsku. W powszechnym mniemaniu Czarniecki natychmiast rzucił się do walki, wspierając króla. W rzeczywistości długo się zastanawiał, czy nie przejść na stronę Karola X Gustawa. Wymieniali nawet poufne listy, ale ostatecznie Czarniecki dokonał wyboru, który zapewnił mu miejsce w narodowym panteonie.
Krwawy watażka
W 1629 r. młody Czarniecki zaciągnął się na służbę cesarza austriackiego i w szeregach lisowczyków uczestniczył w wojnie trzydziestoletniej. Oprócz żołdu mógł liczyć na duże łupy zdobyte w pogrążonych w wojennym chaosie Niemczech. Tam właśnie nauczył się, że bezlitosne grabienie ludności cywilnej jest doskonałym sposobem na gromadzenie majątku. Dowiedział się też, że podczas wojny można bezkarnie nie tylko rabować, ale i mordować.
Siedemnastowieczna wojna była okrutna, ale wyczyny Czarnieckiego przerastały epokę. "Dla ojczyzny ratowania rzucił się przez morze" - śpiewamy w hymnie. W rzeczywistości oddział Czarnieckiego, zdobywając w 1658 r. duńską wyspę Alsen, przeprawił się na nią nie wpław, lecz łódkami. W czasie wyprawy do Danii, będącej zresztą naszym sojusznikiem, Czarniecki kazał puszczać z dymem wsie, których mieszkańcy nie chcieli dawać Polakom żywności. Podobne wyczyny zapisano na jego koncie podczas kampanii na Pomorzu Szczecińskim. Towarzyszący wyprawie kapelan, ks. Piekarski, napisał, że "prowincja cała dymem śmierdzi". Podczas kilku kolejnych kampanii przeciw Kozakom konsekwentnie pustoszył i palił wsie, a jeńców mordował lub przekazywał Tatarom. Po przejściu jego dywizji zostawały tylko zgliszcza i szubienice z powieszonymi ukraińskimi chłopami. W 1664 r. po zdobyciu Stawiszcza wymordował całą ludność miasteczka. Rok wcześniej w Subotowie zbezcześcił grób Bohdana Chmielnickiego, wywlekając i profanując jego zwłoki.
W 1661 r. oddziały polskie po wielomiesięcznym oblężeniu wyzwoliły z rąk rosyjskich Wilno. Okupanci dokonali straszliwych zbrodni na ludności cywilnej, a odpowiadał za to komendant miasta kniaź Daniło Myszecki. Został on wzięty do niewoli i skazany na śmierć. Był to jeden z pierwszych wyroków za zbrodnie wojenne. Tylko ślepym wyrokiem historii można tłumaczyć to, że Czarniecki uniknął jego losu.
Michał Górzyński
Buławy Rzeczypospolitej |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 3/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.