To dobrze, że w kraju Leppera wychodzą "Zeszyty Literackie" z podpisem "Warszawa - Paryż
Nowy Rok przywitaliśmy z żoną "Nalewką babuni" i przyglądaniem się z upodobaniem wielogodzinnym konwulsjom taneczno-muzycznego pierwszego programu TVP. Rano 1 stycznia obudziłem się w nastroju lirycznym, nastawiłem płytę z moją ukochaną, zapominaną już, amerykańską piosenkarką Joan Baez i jej rewolucyjnym przebojem z późnych lat sześćdziesiątych "We Shall Overcome", a wzrok mój padł na jesienny numer "Zeszytów Literackich", organ elity pogiedroyciowej pod wodzą Barbary Toruńczyk. Obchodzą dwudziestolecie. Pamiętam, jak przez żelazną kurtynę przenikały plotki, że w Paryżu, gdzie niepodzielnie królowała "Kultura" paryska, jakaś gromadka zbuntowanej przeciw jej monopolowi emigracyjnej młodzieży usiłuje założyć nowe pismo.
Miało ono konkurować z Instytutem Literackim. Giedroyc był już wtedy leciwy i chodziły słuchy, że ma scedować "Kulturę" Michnikowi. Potem okazało się, że książę do tego stopnia utożsamił się z pismem, że zadecydował o jego zamknięciu w momencie, gdy odejdzie z tego świata. I tak się stało. Decyzja Giedroycia okazała się zbawienna. Wnioskuję to na podstawie dziejów "Tygodnika Powszechnego", który po śmierci Jerzego Turowicza, tak samo utożsamianego ze swym pismem, przestał odgrywać dawną rolę. Michnik co prawda nie został naczelnym "Kultury", ale "Zeszyty Literackie" wydaje jego Agora.
"Zeszyty Literackie" są pismem znakomitym. Zasługują na poważne miejsce w naszej "biblioteczce flisaka", na tratwie wpływającej na wzburzone nurty historii 2003 r. Do jubileuszowego numeru dołączono płytę CD z recytującymi swoje wiersze laureatami Nobla (Miłosz, Brodski), a także paroma kandydatami do podobnych laurów, jak na przykład Tomas Venclova i Adam Zagajewski. Tak więc w Nowy Rok 2003 zakołysałem się na rozmytej już dziś Nowej Fali polskiej poezji. Była to grupa Stanisława Barańczaka, Adama Zagajewskiego i Ryszarda Krynickiego oraz kilku innych, dziś do "Zeszytów Literackich" nie przyszytych. Następnej poetyckiej fali już nie było... Ciekawe.
Poeci na ogół źle recytują swoje wiersze. Nie chodzi wszak o konkurs recytatorski. Dreszcz trwożnego wzruszenia przejmuje człowieka, gdy słyszy głos Zbigniewa Herberta, dochodzący jak gdyby z piwnicy, a także liryczny śpiew Josifa Brodskiego, który układał swoje poematy w pamięci w więzieniach i łagrach. Śpiewność języka rosyjskiego w jego twórczości nabrała mocy i barwy. Pamiętam recytację Brodskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdy do Krakowa z USA przywiózł go Miłosz.
Jest rzeczą pocieszającą, że w kraju Leppera wychodzą "Zeszyty Literackie" z podpisem "Warszawa - Paryż". Za prezydentury Giertycha będą mieli gdzie uciekać.
Miało ono konkurować z Instytutem Literackim. Giedroyc był już wtedy leciwy i chodziły słuchy, że ma scedować "Kulturę" Michnikowi. Potem okazało się, że książę do tego stopnia utożsamił się z pismem, że zadecydował o jego zamknięciu w momencie, gdy odejdzie z tego świata. I tak się stało. Decyzja Giedroycia okazała się zbawienna. Wnioskuję to na podstawie dziejów "Tygodnika Powszechnego", który po śmierci Jerzego Turowicza, tak samo utożsamianego ze swym pismem, przestał odgrywać dawną rolę. Michnik co prawda nie został naczelnym "Kultury", ale "Zeszyty Literackie" wydaje jego Agora.
"Zeszyty Literackie" są pismem znakomitym. Zasługują na poważne miejsce w naszej "biblioteczce flisaka", na tratwie wpływającej na wzburzone nurty historii 2003 r. Do jubileuszowego numeru dołączono płytę CD z recytującymi swoje wiersze laureatami Nobla (Miłosz, Brodski), a także paroma kandydatami do podobnych laurów, jak na przykład Tomas Venclova i Adam Zagajewski. Tak więc w Nowy Rok 2003 zakołysałem się na rozmytej już dziś Nowej Fali polskiej poezji. Była to grupa Stanisława Barańczaka, Adama Zagajewskiego i Ryszarda Krynickiego oraz kilku innych, dziś do "Zeszytów Literackich" nie przyszytych. Następnej poetyckiej fali już nie było... Ciekawe.
Poeci na ogół źle recytują swoje wiersze. Nie chodzi wszak o konkurs recytatorski. Dreszcz trwożnego wzruszenia przejmuje człowieka, gdy słyszy głos Zbigniewa Herberta, dochodzący jak gdyby z piwnicy, a także liryczny śpiew Josifa Brodskiego, który układał swoje poematy w pamięci w więzieniach i łagrach. Śpiewność języka rosyjskiego w jego twórczości nabrała mocy i barwy. Pamiętam recytację Brodskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdy do Krakowa z USA przywiózł go Miłosz.
Jest rzeczą pocieszającą, że w kraju Leppera wychodzą "Zeszyty Literackie" z podpisem "Warszawa - Paryż". Za prezydentury Giertycha będą mieli gdzie uciekać.
Więcej możesz przeczytać w 3/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.