Program polityczny środowiska Radia Maryja nie jest "pochodną", lecz raczej zaprzeczeniem Ewangelii
Jestem pod mocnym - i dobrym - wrażeniem opublikowanego w "Rzeczpospolitej" wywiadu, jakiego nowy metropolita poznański udzielił ostatnio KAI. Zostały w nim wypunktowane sprawy, które powinny w znacznie szerszej niż dotychczas mierze dotrzeć do społecznej wyobraźni polskich katolików, zastanawiających się nad konsekwencjami naszego wejścia w struktury europejskie. Jako katolik pragnąłbym, by taką właśnie wizję owych konsekwencji, jaką proponuje ks. abp Gądecki, podzielali zarówno jego bracia w biskupstwie, jak i rzesza księży parafialnych, rozpytywanych niedawno przez Instytut Spraw Publicznych o ich stosunek do czerwcowego pytania referendalnego.
Cieszy mnie przede wszystkim zauważenie tego, że jeśli już w Europie Zachodniej ktoś praktykuje katolicyzm, czyni to zazwyczaj bardziej wyraziście i z większym zaangażowaniem, niż chciałoby się wydawać obserwatorom odnotowującym tam jedynie postępującą laicyzację. Stwierdzenie to przypomina mi obserwację jeszcze z połowy lat 80., kiedy moi francuscy katoliccy przyjaciele spieszący z pomocą charytatywną polskiemu społeczeństwu, wprawiali mnie w pewne zakłopotanie. Podziwiali polski "masowy" katolicyzm, pełne kościoły i wszystkie te zjawiska, które zdawały się tytułem do naszej narodowo-katolickiej chwały, ale skromnie przemilczali własną postawę. W cytowanym wywiadzie abp Gądecki określa ją jako "godną uwagi, silną wiarę tych mieszkańców Europy Zachodniej, którzy oparli się procesowi sekularyzacji (...). Dają świadectwo Ewangelii w środowisku religijnie obojętnym. Nie ma tłumów w kościele, a oni trwają. I to jest piękne". W naszym narodowym zadufaniu warto się zdobyć na tę odrobinę pokory...
Pro domo sua abp Gądecki ostrzega - posługując się starą maksymą "kto głupim wyszedł, głupim powraca" - że na spotkanie z "innymi" trzeba pójść przygotowanym, a więc że nasza szeroko pojęta narodowa formacja duchowa niekoniecznie jest dość silna, aby z tego ogólnoeuropejskiego spotkania wyjść z czymś więcej niż "opalenizną, która schodzi po powrocie z ciepłych krajów". Znów zatem mamy do czynienia z ryzykiem, jakie niesie nasza skłonność do zadufania i braku pokory. Zadaniem polskiego Kościoła jest wyjście poza powtarzanie sobie w kółko, że musimy bronić własnej tożsamości religijnej i duchowej. Wysiłki czyni na tym polu Jan Paweł II, ale - jak sami dobrze wiemy - "efektywność" papieskiego nauczania spada proporcjonalnie do dystansu czasowego dzielącego nas od poprzedniej pielgrzymki. Nad pogłębieniem naszej formacji i zbliżeniem "teorii" do "praktyki" pracuje wielu biskupów, księży i świeckich, ale nie mamy dość powodów, by wpadać w euforię z osiąganych wyników...
Pozwalam sobie natomiast nie zgodzić się z tezą abp. Gądeckiego, którą umieściłem w moim cytacie. Jak sądzę, nie wystarczy proste skwitowanie, że fenomen Radia Maryja (razem z "Naszym Dziennikiem"), a zwłaszcza głoszony przez te media program polityczny, jest sprawą "dyskusyjną" w zakresie ich związku z Ewangelią i nauką społeczną Kościoła. Obawiam się, że jest inaczej, że po prostu program polityczny tego środowiska nie jest "pochodną", lecz raczej zaprzeczeniem tak Ewangelii, jak i nauki społecznej Kościoła. Powinno być nas - polskich katolików - stać na otwarte przyznanie, że i my możemy się czegoś nauczyć od zachodnioeuropejskich braci w wierze oraz że wbrew rozpowszechnionym poglądom nie jesteśmy wcale tacy święci, za jakich chcielibyśmy uchodzić w oczach własnych i świata. Powinniśmy także jaśniej posługiwać się zasadą mówienia "tak-tak, nie-nie", gdy przychodzi odpowiadać na pytania odnoszące się do ks. Rydzyka.
Cieszy mnie przede wszystkim zauważenie tego, że jeśli już w Europie Zachodniej ktoś praktykuje katolicyzm, czyni to zazwyczaj bardziej wyraziście i z większym zaangażowaniem, niż chciałoby się wydawać obserwatorom odnotowującym tam jedynie postępującą laicyzację. Stwierdzenie to przypomina mi obserwację jeszcze z połowy lat 80., kiedy moi francuscy katoliccy przyjaciele spieszący z pomocą charytatywną polskiemu społeczeństwu, wprawiali mnie w pewne zakłopotanie. Podziwiali polski "masowy" katolicyzm, pełne kościoły i wszystkie te zjawiska, które zdawały się tytułem do naszej narodowo-katolickiej chwały, ale skromnie przemilczali własną postawę. W cytowanym wywiadzie abp Gądecki określa ją jako "godną uwagi, silną wiarę tych mieszkańców Europy Zachodniej, którzy oparli się procesowi sekularyzacji (...). Dają świadectwo Ewangelii w środowisku religijnie obojętnym. Nie ma tłumów w kościele, a oni trwają. I to jest piękne". W naszym narodowym zadufaniu warto się zdobyć na tę odrobinę pokory...
Pro domo sua abp Gądecki ostrzega - posługując się starą maksymą "kto głupim wyszedł, głupim powraca" - że na spotkanie z "innymi" trzeba pójść przygotowanym, a więc że nasza szeroko pojęta narodowa formacja duchowa niekoniecznie jest dość silna, aby z tego ogólnoeuropejskiego spotkania wyjść z czymś więcej niż "opalenizną, która schodzi po powrocie z ciepłych krajów". Znów zatem mamy do czynienia z ryzykiem, jakie niesie nasza skłonność do zadufania i braku pokory. Zadaniem polskiego Kościoła jest wyjście poza powtarzanie sobie w kółko, że musimy bronić własnej tożsamości religijnej i duchowej. Wysiłki czyni na tym polu Jan Paweł II, ale - jak sami dobrze wiemy - "efektywność" papieskiego nauczania spada proporcjonalnie do dystansu czasowego dzielącego nas od poprzedniej pielgrzymki. Nad pogłębieniem naszej formacji i zbliżeniem "teorii" do "praktyki" pracuje wielu biskupów, księży i świeckich, ale nie mamy dość powodów, by wpadać w euforię z osiąganych wyników...
Pozwalam sobie natomiast nie zgodzić się z tezą abp. Gądeckiego, którą umieściłem w moim cytacie. Jak sądzę, nie wystarczy proste skwitowanie, że fenomen Radia Maryja (razem z "Naszym Dziennikiem"), a zwłaszcza głoszony przez te media program polityczny, jest sprawą "dyskusyjną" w zakresie ich związku z Ewangelią i nauką społeczną Kościoła. Obawiam się, że jest inaczej, że po prostu program polityczny tego środowiska nie jest "pochodną", lecz raczej zaprzeczeniem tak Ewangelii, jak i nauki społecznej Kościoła. Powinno być nas - polskich katolików - stać na otwarte przyznanie, że i my możemy się czegoś nauczyć od zachodnioeuropejskich braci w wierze oraz że wbrew rozpowszechnionym poglądom nie jesteśmy wcale tacy święci, za jakich chcielibyśmy uchodzić w oczach własnych i świata. Powinniśmy także jaśniej posługiwać się zasadą mówienia "tak-tak, nie-nie", gdy przychodzi odpowiadać na pytania odnoszące się do ks. Rydzyka.
Więcej możesz przeczytać w 3/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.