Sylwester Latkowski obnaża miernotę estradowego towarzystwa wzajemnej adoracji
To świat marionetek, jedno wielkie oszustwo i manipulacja. Fałszowane jest wszystko: wyniki festiwali, Fryderyki, radiowe listy przebojów. Chciałem zrobić poważny film o polskim show-biznesie, ale zrozumiałem, że na ten temat możliwa jest tylko komedia - mówi Sylwester Latkowski, autor filmu "Nakręceni, czyli szołbiznes po polsku". Obraz nie wszedł jeszcze na ekrany, a już mamy skandal: Justynie Steczkowskiej nie udało się zmusić reżysera do usunięcia z filmu scen z jej udziałem, więc podała go do sądu. Domaga się zakazu wyświetlania "Nakręconych" w kinach oraz 100 000 zł odszkodowania.
Polski szołbiznes, czyli film grozy
Justyna Steczkowska twierdzi, że została oszukana. - To miała być opowieść o ludziach, dla których muzyka jest pasją. Ale pana Latkowskiego interesują tylko sztuczne skandale. Po pierwszych zdjęciach próbnych uznałam, że nie chcę mieć nic wspólnego z tym filmem - mówi Steczkowska. Nie podoba jej się, że w filmie widać, iż prowadzi zwyczajne życie: mieszka w bloku, a kiedy pojawia się na Dworcu Centralnym w Warszawie, nikt jej nie poznaje, mimo że jest ubrana w rzucające się w oczy różowe futro. Latkowski replikuje, że nie było próbnych zdjęć, tylko nakręcił właśnie to, co miało się znaleźć w filmie. W pozwie, obejmującym również producentów "Nakręconych", Steczkowska użala się, że podstępnie nagrano jej prywatną rozmowę, a do jej domu razem z ekipą Latkowskiego bezprawnie wtargnęła horda fotoreporterów.
- Dziwi mnie pozew osoby, która nawet nie oglądała filmu. Justyna sama wpuściła dziennikarzy do domu, udzielała wywiadów, pozowała do zdjęć - opowiada "Wprost" Latkowski. Przewidując, że niektóre z filmowanych przez niego postaci mogą sprawiać kłopoty, reżyser wynajął dwie kancelarie prawnicze. "Nakręceni" to właściwie nie komedia, lecz film grozy. Sfilmowane przez Latkowskiego gwiazdy oraz ich promotorzy to ignoranci, pieniacze, mitomani, którzy uśmiechają się do swoich kolegów, a kiedy ci tylko się odwrócą, wbijają im nóż w plecy. - Szołbiznes to po prostu jeden wielki bajzel - mówi Latkowski. Do rangi symbolu urasta w jego filmie scena z festiwalu opolskiego: Zbigniew Hołdys siedzi bezradnie na estradzie amfiteatru z gitarą ozdobioną wielkim napisem "Elvis". Nic nie działa, nie wiadomo, kto za co odpowiada, próba nie może się zacząć, panuje totalny bałagan.
Syndrom Steczkowskiej
W "Nakręconych" pojawiają się Krzysztof Krawczyk, Michał Wiśniewski, Maciej Maleńczuk, zespół Myslovitz, prezenterzy Marek Sierocki, Piotr Metz, Hirek Wrona, Robert Leszczyński oraz szefowie firmy Pomaton/EMI - Piotr Kabaj i Tomasz Kopeć. Żaden z nich nie przyłączył się do protestu Steczkowskiej, nie powołał się na kuriozalny wymóg autoryzacji filmowej wypowiedzi.
Justyna Steczkowska jest klasycznym przykładem gwiazdy na kredyt. Jej kariera weszła w fazę schyłkową następnego dnia po artystycznym rozwodzie z Grzegorzem Ciechowskim. To lider Republiki wymyślił image dziewczyny szamana, napisał piosenki na dwie pierwsze płyty, skomponował największe przeboje. Samodzielność nie wyszła Steczkowskiej na zdrowie. Nagrywała coraz gorsze albumy. Filmy, w których występowała ("Billboard" Łukasza Zadrzyńskiego i "Na koniec świata" Magdaleny Łazarkiewicz), pretendują do miana największych knotów polskiej kinematografii lat 90. Mimo artystycznego blamażu twarz piosenkarki coraz częściej pojawiała się na okładkach kolorowych pism, co świadczy o jej zmyśle przedsiębiorczości. Podtrzymywany w ten sposób status gwiazdy daje kontrakty reklamowe, występy w telewizji czy na imprezach biznesowych.
Nieszczęście Steczkowskiej polega na tym, że handlując swoim wizerunkiem, przekroczyła granice dobrego smaku. Publiczność jeszcze nie ochłonęła po zdjęciach z serii Justyna w ciąży, Justyna jako Matka Boska Karmiąca i fotoreportażu Justyna na Kubie, gdy w "Vivie" pojawił się wywiad z piosenkarką, w którym opowiadała o bólu po stracie ojca (zmarł dwa lata wcześniej!). Publikacja, okraszona serią pozowanych zdjęć na cmentarzu, wywołała niesmak. Sesję zaaranżowano na Powązkach, chociaż grób ojca znajduje się w Stalowej Woli. Pismu przyznano antynagrodę "Hiena roku" Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Steczkowska przepraszała, tłumaczyła, że nadużyto jej zaufania. Po tej wpadce nie mogła sobie pozwolić na następną, stąd zapewne jej nerwowa reakcja na film Latkowskiego. W ostatecznej wersji "Nakręconych" twarzy wokalistki nie widać, a głos zniekształcono elektronicznie. Na premierowym pokazie nikt z oglądających nie miał jednak wątpliwości, o kogo chodzi. - O, Justyna! - krzyczano z sali.
Towarzystwo wzajemnej adoracji
Prawnicy Steczkowskiej mogą się powoływać na precedens filmu "Witajcie w życiu" Henryka Dederki - sąd, ulegając argumentacji firmy Amway, zablokował jego wejście na ekrany. Ta decyzja przez dziennikarzy i wielu prawników została uznana za formę cenzury prewencyjnej. Sądowe orzeczenie tylko pomogło filmowi. Obejrzenie "zaaresztowanego" obrazu stało się dla wielu ludzi punktem honoru. Urządzano prywatne pokazy, po kraju krążyły setki kaset wideo, a "Gazeta Wyborcza" po prostu wydrukowała scenariusz "Witajcie w życiu".
Latkowski nie liczy na takie względy, jakimi cieszył się Dederko. Wystarcza mu atmosfera skandalu przed każdą premierą. Skandale te zresztą przeważnie sam aranżuje - w porozumieniu ze swoimi bohaterami. Tak było w wypadku "Blokersów" - filmu wbrew tytułowi nie opowiadającemu o dresiarzach, lecz o sympatycznych i niegłupich muzykach hiphopowych. Tak było też w wypadku "Gwiazdora" - filmowego portretu Michała Wiśniewskiego. Duet Latkowski - Wiśniewski celowo rozpuszczał plotki, że film przedstawia niekorzystny wizerunek lidera Ich Troje, by okpić środowisko, które Wiśniewskiego szczerze nienawidzi. Choć sprawa Steczkowskiej stanowi wyjątek, sądowy pozew jest jak najbardziej poważny. Zresztą na rozgłosie wokół "Nakręconych" to piosenkarka może zyskać więcej niż Latkowski.
Portretując polski show-biznes, Latkowski wbija szpilę towarzystwu wzajemnej adoracji, które miernotę wyniosło do rangi arcydzieła, które żyje w świecie wykreowanej przez siebie fikcji. Po przekłuciu gwiazdorskiego balona Justyny Steczkowskiej mógłby się on zabrać do równie nadętych wielkości w rodzaju Kasi Kowalskiej czy Edyty Bartosiewicz. Dla higieny.
Więcej możesz przeczytać w 3/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.