PSL odcina wieś od rynku
Nie, proszę państwa! Nie mam na myśli Samoobrony, która na miano stronnictwa nigdy nie zasługiwała. Nie ma mowy o degrengoladzie kogoś, kto już jest na dnie. Choć właściwie nie jest to takie pewne. "Kiedy znalazł się na dnie, usłyszał z dołu pukanie. Było to pukanie..." (Tu należy wstawić odpowiednie nazwisko lub instytucję.)
Mam na myśli prawdziwe stronnictwo o długiej historii. Należę do pokolenia, które dużo przeżyło i to i owo pamięta. Pamiętam więc, czym było dla większości naszego narodu Polskie Stronnictwo Ludowe po roku 1945, kim był dla nas Stanisław Mikołajczyk. Pamiętam, jakie nadzieje wiązano naiwnie z wyborami do Sejmu w 1947 r. PSL było symbolem opozycji wobec PPR, wobec narzucanego nam totalitaryzmu komunistycznego. Było powszechnie uważane za reprezentanta naszych narodowych interesów.
Od tamtych czasów upłynęło ponad pół wieku. Różnie w tym półwieczu bywało. Mam pełną świadomość, że przymusowo zjednoczone Zjednoczone Stronnictwo Ludowe nie mogło być niczym innym jak satelickim ugrupowaniem o służebnym miejscu w panującym systemie. Jako przybudówka PZPR musiało jednak utracić charakter partii ogólnonarodowej i spaść do roli ugrupowania środowiskowego, branżowego. Wszystko wskazuje na to, że z tą rolą ZSL łatwo się pogodziło.
Przełom ustrojowy roku 1989 był dla stronnictwa niemiłym zaskoczeniem. Skończyły się dobre lata 80., okres ogromnych braków żywnościowych w miastach, kredytów oprocentowanych trzykrotnie niżej od stopy inflacji. Odmalowane na nowo PSL nie powitało z entuzjazmem powrotu do normalnej gospodarki rynkowej. Zamiast dotychczasowego dyktanda naszych kiepskich producentów żywności - wymagania rynku, droższe kredyty, odejście od różnych gwarancji. Szybko się okazało, że Polski rynkowej PSL nie chciało. Wobec tego zamiast wspierania procesów adaptacyjnych wybrało drogę walki o izolację wsi od nieuchronnych przemian. Walki nie tylko o zachowanie dotychczasowych struktur, rozmaitych gwarancji i przywilejów, lecz o ich umacnianie i rozszerzanie, oczywiście kosztem reszty społeczeństwa wytwarzającego 95 proc. produktu społecznego.
PSL nie omijało przy tym żadnej okazji do umacniania więzi swej czołówki z biznesem. Piotr Bykowski, który doprowadził do bankructwa Bank Staropolski, a wcześniej wsławił się przedsięwzięciami aferalnymi, był przecież szefem doradców premiera Pawlaka. PSL-owscy ministrowie tego rządu - Buchacz i Podkański - łaskawym okiem patrzyli na "interesy" tego aferzysty na Ukrainie, w Mołdawii i Luksemburgu. Zauważmy, że do dzisiaj nikt oficjalnie nie wyjaśnił, jak doszło do upadku Banku Staropolskiego (straty z tego tytułu wyniosły pół miliarda złotych). Zauważmy też, że znajdujący się w sferze wpływów PSL Bank Gospodarki Żywnościowej musiano ratować wielomiliardową pomocą z funduszy publicznych. PSL potrafiło wyłączyć Kasę Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych z zasad ubezpieczeniowych ZUS, zminimalizować składki, nie dopuścić do obciążenia wsi podatkiem dochodowym i w zamian za to popierać pięćdziesięcioprocentową stawkę podatku dochodowego dla mieszczuchów.
To nie wszystko. Korzystając ze słabości SLD, PSL forsuje projekty przekraczające szczyty partykularyzmu. Chce ograniczenia wielkości gospodarstw do 300 ha, podczas gdy wiadomo, że w Polsce jest wiele obszarów, gdzie dolną granicą rentowności jest 500 ha. Skandalem jest wywalczona przez PSL ustawa o biopaliwach. Absurdem jest wypłacanie rolnikom cen wyższych od światowych za zboże często kiepskie i równoczesne tolerowanie wysypywania importowanego zboża. Na każdym niemal kroku PSL daje nam do zrozumienia, gdzie ma gospodarkę rynkową i jej prawa.
PSL straciło legitymację do reprezentowania polskiej racji stanu. Czy mam uwierzyć w to, że stronnictwo zrehabilituje się, że będzie namawiać wieś do głosowania za przystąpieniem do Unii Europejskiej?
Mam na myśli prawdziwe stronnictwo o długiej historii. Należę do pokolenia, które dużo przeżyło i to i owo pamięta. Pamiętam więc, czym było dla większości naszego narodu Polskie Stronnictwo Ludowe po roku 1945, kim był dla nas Stanisław Mikołajczyk. Pamiętam, jakie nadzieje wiązano naiwnie z wyborami do Sejmu w 1947 r. PSL było symbolem opozycji wobec PPR, wobec narzucanego nam totalitaryzmu komunistycznego. Było powszechnie uważane za reprezentanta naszych narodowych interesów.
Od tamtych czasów upłynęło ponad pół wieku. Różnie w tym półwieczu bywało. Mam pełną świadomość, że przymusowo zjednoczone Zjednoczone Stronnictwo Ludowe nie mogło być niczym innym jak satelickim ugrupowaniem o służebnym miejscu w panującym systemie. Jako przybudówka PZPR musiało jednak utracić charakter partii ogólnonarodowej i spaść do roli ugrupowania środowiskowego, branżowego. Wszystko wskazuje na to, że z tą rolą ZSL łatwo się pogodziło.
Przełom ustrojowy roku 1989 był dla stronnictwa niemiłym zaskoczeniem. Skończyły się dobre lata 80., okres ogromnych braków żywnościowych w miastach, kredytów oprocentowanych trzykrotnie niżej od stopy inflacji. Odmalowane na nowo PSL nie powitało z entuzjazmem powrotu do normalnej gospodarki rynkowej. Zamiast dotychczasowego dyktanda naszych kiepskich producentów żywności - wymagania rynku, droższe kredyty, odejście od różnych gwarancji. Szybko się okazało, że Polski rynkowej PSL nie chciało. Wobec tego zamiast wspierania procesów adaptacyjnych wybrało drogę walki o izolację wsi od nieuchronnych przemian. Walki nie tylko o zachowanie dotychczasowych struktur, rozmaitych gwarancji i przywilejów, lecz o ich umacnianie i rozszerzanie, oczywiście kosztem reszty społeczeństwa wytwarzającego 95 proc. produktu społecznego.
PSL nie omijało przy tym żadnej okazji do umacniania więzi swej czołówki z biznesem. Piotr Bykowski, który doprowadził do bankructwa Bank Staropolski, a wcześniej wsławił się przedsięwzięciami aferalnymi, był przecież szefem doradców premiera Pawlaka. PSL-owscy ministrowie tego rządu - Buchacz i Podkański - łaskawym okiem patrzyli na "interesy" tego aferzysty na Ukrainie, w Mołdawii i Luksemburgu. Zauważmy, że do dzisiaj nikt oficjalnie nie wyjaśnił, jak doszło do upadku Banku Staropolskiego (straty z tego tytułu wyniosły pół miliarda złotych). Zauważmy też, że znajdujący się w sferze wpływów PSL Bank Gospodarki Żywnościowej musiano ratować wielomiliardową pomocą z funduszy publicznych. PSL potrafiło wyłączyć Kasę Rolniczych Ubezpieczeń Społecznych z zasad ubezpieczeniowych ZUS, zminimalizować składki, nie dopuścić do obciążenia wsi podatkiem dochodowym i w zamian za to popierać pięćdziesięcioprocentową stawkę podatku dochodowego dla mieszczuchów.
To nie wszystko. Korzystając ze słabości SLD, PSL forsuje projekty przekraczające szczyty partykularyzmu. Chce ograniczenia wielkości gospodarstw do 300 ha, podczas gdy wiadomo, że w Polsce jest wiele obszarów, gdzie dolną granicą rentowności jest 500 ha. Skandalem jest wywalczona przez PSL ustawa o biopaliwach. Absurdem jest wypłacanie rolnikom cen wyższych od światowych za zboże często kiepskie i równoczesne tolerowanie wysypywania importowanego zboża. Na każdym niemal kroku PSL daje nam do zrozumienia, gdzie ma gospodarkę rynkową i jej prawa.
PSL straciło legitymację do reprezentowania polskiej racji stanu. Czy mam uwierzyć w to, że stronnictwo zrehabilituje się, że będzie namawiać wieś do głosowania za przystąpieniem do Unii Europejskiej?
Więcej możesz przeczytać w 3/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.