Anders Fogh Rasmussen reprezentuje pokolenie polityków otwartych na bezpośredni dialog
"...doskonały symbol Europy, do której wszyscy przynależymy"
(A.F. Rasmussen)
Na codzienność moich studentów w warszawsko-natolińskim kampusie Kolegium Europejskiego składa się nie tylko wielobarwność narodów, które są tu reprezentowane, ale także rutyna pracowitych zajęć, wykładów, seminariów i dyskusji.
Od czasu do czasu następują wydarzenia bardziej spektakularne, które sprawiają, że raz Natolin, a raz Brugia są świadkami i uczestnikami wielkiej debaty europejskiej. Wiele lat temu zabłysła w takiej debacie ówczesna premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, wygłaszając w Brugii bodaj najbardziej antyeuropejskie przemówienie w swej długiej karierze. Całkiem niedawno Valéry Giscard d'Estaing jako przewodniczący Konwentu Europejskiego wygłosił w tej samej Brugii mowę bardziej przyjazną rozszerzeniu niż wystąpienie jego następcy w Pałacu Elizejskim, które zapadło Polakom w pamięć. Rok wcześniej w Natolinie przemawiał premier Belgii Guy Verhofstadt. Nic nie wskazywało wtedy na to, że w dyskusji sprowokowanej kryzysem irackim Belgia znajdzie się po innej stronie barykady niż Polska. W zeszłym tygodniu z kolei przyjechał do Natolina premier Danii Anders Fogh Rasmussen, gospodarz grudniowego szczytu kopenhaskiego, bezpośredni partner szefów dziesięciu rządów krajów kandydujących do UE, wśród nich polskiego premiera.
Wybór Kolegium Europejskiego - czy to w Brugii, czy w Natolinie - jako miejsca "wydarzenia" nie był przypadkowy. Mamy w Europie niewiele miejsc, w których gromadzi się audytorium tak wiernie odzwierciedlające narodową, kulturową, gospodarczą, polityczną i historyczną różnorodność naszego kontynentu. W dodatku ten wybór nie staje się mniej oczywisty w rozmowie z pokoleniem młodych Europejczyków, którzy już za kilka lat zaczną zajmować na publicznej scenie miejsca okupowane dotychczas przez świadków zimnej wojny, a czasem nawet II wojny światowej (coraz częściej słyszę od młodych, że to prehistoria). Odczułem zatem satysfakcję jako szef natolińskiego kampusu i jako Polak, słysząc, że natolińskie audytorium jest "doskonałym symbolem Europy, do której wszyscy przynależymy".
Rasmussen zaprezentował w Natolinie duńską wizję rozszerzonej Europy. Różniła się ona od wielu wcześniejszych "wkładów" do toczącej się debaty precyzją propozycji, a także mocnym zaznaczeniem specyficznego podejścia, jakie do przyszłej konstrukcji europejskiej mogą mieć średnie i małe państwa członkowskie, nie charakteryzujące się nadmiernie "federalnym" podejściem. Nie trzeba się zgadzać z każdym szczegółem propozycji Rasmussena, ale warto ją docenić jako jedną z najbardziej konkretnych.
Obok rozwiązań dotyczących obierania przewodniczącego Komisji Europejskiej (wybieranego wspólnie przez przedstawicieli parlamentów narodowych oraz Parlament Europejski i ostatecznie nominowanego przez radę), próby rozwikłania trudności wynikających z tradycji "rotacyjnej" prezydencji (wyraźne wskazanie sposobu, w jaki zarówno kraje duże, średnie, jak i najmniejsze miałyby zachować podmiotowość przy wyborze "prezydenta" europejskiego) warto podkreślić jednoznaczną duńską deklarację dotyczącą udziału nowych krajów członkowskich w uchwaleniu przyszłej konstytucji europejskiej. Rasmussen nie pozostawił cienia wątpliwości, że w tym procesie w pełnym wymiarze powinny uczestniczyć także te państwa, które nie będą jeszcze dysponowały pełnymi prawami członkowskimi. To bardzo ważna wiadomość dla nowych członków UE.
Na koniec warto podkreślić styl polityczny zaprezentowany przez duńskiego premiera. Może jest on zwiastunem nowego pokolenia polityków, którzy są gotowi przylecieć z Kopenhagi do Natolina na kilka godzin, by podjąć bezpośredni dialog z obywatelami jednoczącej się Europy?
Więcej możesz przeczytać w 10/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.