"Władcy PRL uważają swoich podwładnych za głupców, którzy uwierzą, że 2-2=2".
Jebałpiesizm, czyli parszywy pseudoindywidualizm ludzi, którzy uważali się za lepszych od innych (...). Poza tym przeświadczenie rządzących, że nie muszą się liczyć z obywatelami, bo są od nich mądrzejsi. Gówno prawda! To zawsze zabijało Rzeczpospolitą" - pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz. Po latach Stefan Kisielewski ujmował rzecz nieco bardziej elegancko: "Władcy PRL uważają swoich podwładnych za głupców, którzy uwierzą, że 2-2=2".
Przywołuję powyższe cytaty z czasów, wydawałoby się, dawno minionych, bo problem skrajnej arogancji władzy wraca właśnie z całą swą potęgą absurdu w III RP. "Trwa ogólnonarodowe zgadywanie, co wicepremier Grzegorz Kołodko miał na myśli, zapowiadając reformę finansów publicznych" - zauważa Zyta Gilowska w tekście "Mydlenie oczu". Chyba należałoby raczej napisać o robieniu nam wody z móz-gu. Pomijam fakt, że przy Kołodce niejaka Pytia, kapłanka w świątyni Apollina w starożytnej Grecji - synonim enigmatycznych proroctw - może uchodzić za kobietę bardzo rzeczową i komunikatywną. Jeśli jednak kilka razy przeczytać pod światło tekst "Ulga Kołodki", którego autorzy wręcz stawali na głowie, by wyjaśnić czytelnikom, o co naszemu drogiemu ministrowi finansów może chodzić, dojdziemy do prostego wniosku: tzw. ulga Kołodki sprowadza się do tego, żeby zmniejszyć ciężar naszych portfeli! Kołodko usiłuje nam przy tym wmówić, że 2-2=2! Kto poza tym uwierzy w sens "Naprawy Finansów Rzeczypospolitej", jak szumnie nazwano ów program autorstwa G.W.K., skoro wspomniana prof. Gilowska wylicza czarno na białym, że ponad połowę inwestycji przedsiębiorcy w miejsce pracy zabiera państwo i nic się w tej materii nie zmieni?
Wykorzystując nagminnie dotychczas stosowaną tfu(!)rczą księgowość i kalkulacje Ministerstwa Finansów, można szybko rozwiązać przynajmniej kilka palących problemów RP. Przeforsowanie ustawy, którą ochrzciłbym mianem "trzy czwarte rzepaku w baku" i która "uzdrowiłaby" nasze rolnictwo, już chyba - na szczęście - nie wchodzi w rachubę. Znaczące podwyższenie cen gazu w porozumieniu z Gazpromem "uzdrowi" jednak nasze górnictwo, bo wzrośnie popyt na węgiel. Wreszcie też można by skorzystać z precedensu polegającego na "wszczęciu na wniosek Wojskowej Komendy Uzupełnień w Nowym Sączu postępowania w sprawie (...) oddania do dyspozycji sił zbrojnych samochodów osobowo-terenowych". W tym ostatnim wypadku chodzi o przejęcie aut będących w dyspozycji znanego biznesmena Romana Kluski, właściciela spółki Prodoks (dokumenty w posiadaniu redakcji). Gdyby tak, prawem kaduka, udało się zarekwirować na rzecz rozlicznych instytucji państwowych przynajmniej jedną trzecią posiadanych przez Polaków samochodów (bo np. zbyt zanieczyszczają środowisko albo zbyt stonowana barwa niektórych z nich dezorientuje staruszki na pasach), to być może nawet deficytowe PKP wkrótce wyszłyby na swoje (vide: cover story tego numeru). Płacz i płać! - rozlegnie się wówczas żałosny skowyt od Tatr po wybrzeże Bałtyku i od Odry po Bug. A na otarcie łez nie pozostaną nam nawet wówczas sukcesy naszego mistrza Adama Małysza, który przecież nie w ciemię bity, umie liczyć nie tylko metry i wkrótce nie pozostanie mu nic innego, jak tylko na dobre wyskoczyć z kraju obdzieranych ze skóry. Dziś cała nadzieja w zdrowym rozsądku i determinacji Leszka Millera - premiera killera wyjątkowo żarłocznego PSL (vide: "Millerium").
Na koniec jedno proste pytanie prostego podatnika, który utrzymuje urzędników państwowych i chciałby prawidłowo wypełnić PIT za 2002 r., do wielce szanownego pana ministra finansów: ile, wedle pańskiego obecnego kursu, wynosi 2-2?
Przywołuję powyższe cytaty z czasów, wydawałoby się, dawno minionych, bo problem skrajnej arogancji władzy wraca właśnie z całą swą potęgą absurdu w III RP. "Trwa ogólnonarodowe zgadywanie, co wicepremier Grzegorz Kołodko miał na myśli, zapowiadając reformę finansów publicznych" - zauważa Zyta Gilowska w tekście "Mydlenie oczu". Chyba należałoby raczej napisać o robieniu nam wody z móz-gu. Pomijam fakt, że przy Kołodce niejaka Pytia, kapłanka w świątyni Apollina w starożytnej Grecji - synonim enigmatycznych proroctw - może uchodzić za kobietę bardzo rzeczową i komunikatywną. Jeśli jednak kilka razy przeczytać pod światło tekst "Ulga Kołodki", którego autorzy wręcz stawali na głowie, by wyjaśnić czytelnikom, o co naszemu drogiemu ministrowi finansów może chodzić, dojdziemy do prostego wniosku: tzw. ulga Kołodki sprowadza się do tego, żeby zmniejszyć ciężar naszych portfeli! Kołodko usiłuje nam przy tym wmówić, że 2-2=2! Kto poza tym uwierzy w sens "Naprawy Finansów Rzeczypospolitej", jak szumnie nazwano ów program autorstwa G.W.K., skoro wspomniana prof. Gilowska wylicza czarno na białym, że ponad połowę inwestycji przedsiębiorcy w miejsce pracy zabiera państwo i nic się w tej materii nie zmieni?
Wykorzystując nagminnie dotychczas stosowaną tfu(!)rczą księgowość i kalkulacje Ministerstwa Finansów, można szybko rozwiązać przynajmniej kilka palących problemów RP. Przeforsowanie ustawy, którą ochrzciłbym mianem "trzy czwarte rzepaku w baku" i która "uzdrowiłaby" nasze rolnictwo, już chyba - na szczęście - nie wchodzi w rachubę. Znaczące podwyższenie cen gazu w porozumieniu z Gazpromem "uzdrowi" jednak nasze górnictwo, bo wzrośnie popyt na węgiel. Wreszcie też można by skorzystać z precedensu polegającego na "wszczęciu na wniosek Wojskowej Komendy Uzupełnień w Nowym Sączu postępowania w sprawie (...) oddania do dyspozycji sił zbrojnych samochodów osobowo-terenowych". W tym ostatnim wypadku chodzi o przejęcie aut będących w dyspozycji znanego biznesmena Romana Kluski, właściciela spółki Prodoks (dokumenty w posiadaniu redakcji). Gdyby tak, prawem kaduka, udało się zarekwirować na rzecz rozlicznych instytucji państwowych przynajmniej jedną trzecią posiadanych przez Polaków samochodów (bo np. zbyt zanieczyszczają środowisko albo zbyt stonowana barwa niektórych z nich dezorientuje staruszki na pasach), to być może nawet deficytowe PKP wkrótce wyszłyby na swoje (vide: cover story tego numeru). Płacz i płać! - rozlegnie się wówczas żałosny skowyt od Tatr po wybrzeże Bałtyku i od Odry po Bug. A na otarcie łez nie pozostaną nam nawet wówczas sukcesy naszego mistrza Adama Małysza, który przecież nie w ciemię bity, umie liczyć nie tylko metry i wkrótce nie pozostanie mu nic innego, jak tylko na dobre wyskoczyć z kraju obdzieranych ze skóry. Dziś cała nadzieja w zdrowym rozsądku i determinacji Leszka Millera - premiera killera wyjątkowo żarłocznego PSL (vide: "Millerium").
Na koniec jedno proste pytanie prostego podatnika, który utrzymuje urzędników państwowych i chciałby prawidłowo wypełnić PIT za 2002 r., do wielce szanownego pana ministra finansów: ile, wedle pańskiego obecnego kursu, wynosi 2-2?
Więcej możesz przeczytać w 10/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.