Ponad milion polskich dzieci prowadzi dorosłe życie
Przy polskich drogach prostytuuje się około czterystu dziewcząt, które nie ukończyły 15. roku życia - to oficjalne dane policji. Nieoficjalnie dzieci utrzymujących się z nierządu może być 5-7 tysięcy. Najmłodsza prostytutka, która trafiła do La Strady (organizacji pomagającej kobietom wykorzystywanym w seksbiznesie), miała trzynaście lat. Oprócz nieletnich prostytutek na polskich ulicach marnują się setki tysięcy tzw. dorosłych dzieci. Zwykle mają po 8-15 lat, ale są już głównymi żywicielami rodziny. Płacą czynsz, dbają o młodsze rodzeństwo, wypłacają "rentę" rodzicom. Na początku starają się zarabiać legalnie. Większość jednak szybko zaczyna się utrzymywać wyłącznie z kradzieży, handlu narkotykami i alkoholem, wymuszania haraczy od rówieśników, prostytucji. Według danych policyjnych izb dziecka oraz szacunków pomocowych organizacji pozarządowych, dorosłe życie prowadzi w Polsce około miliona dzieci. Większość z nich mieszka w dużych miastach.
Dorosłość z przymusu
- Utrzymuję się głównie z kradzieży w supermarketach. Kradnę wyłącznie drogie kosmetyki, elektronikę, sprzęt fotograficzny, płyty - opowiada trzynastoletnia Ania B., zatrzymana w Policyjnej Izbie Dziecka w Poznaniu. - Kupuję sobie markowe ciuchy, buty, jedzenie. Część pieniędzy daję rodzicom.
Większość polskich bezprizornych (pozbawionych opieki) nie myśli jednak o markowych ubraniach, a żywi się głównie w supermarketach: korzystając z promocji lub podjadając produkty z półek. Żeby dorobić, dziewczęta trudnią się prostytucją. Nie wstydzą się tego i nie boją się swoich klientów. Stoją za nimi podwórkowe gangi, więc nikt nie odważyłby się ich skrzywdzić. Socjologowie alarmują: nad rozwojem fizycznym i społecznym 13 proc. dzieci w wieku 3-18 lat właściwie nikt nie czuwa. To dzieci ulicy. Tam pracują, bawią się, nawiązują znajomości, przechodzą przyspieszony kurs dojrzewania.
Dzieci z przetrąconym kręgosłupem
W raporcie Rady Europy z 2000 r., poświęconym dzieciom ulicy, stwierdzono, że pojęcie to przestało się odnosić tylko do brazylijskich "sierot Pana Boga" czy rosyjskich "bezprizornych". Wielu chłopców spośród tych ostatnich ma na swoim koncie morderstwo przed ukończeniem 14. roku życia, a dziewczynki - kilka aborcji. "To dzieci, które rozpoczynają dzień, myśląc o samobójstwie, zabójstwie lub szukają 'odlotu' w alkoholu czy narkotykach. To pokolenie harde i melancholijne, które choć dorosłe, wie, że nie ma po co dorastać" - twierdzi Gilbert Durand, francuski psycholog.
Polskie dzieci ulicy są smutne, okrutne i zdemoralizowane. Akt seksualny jest dla nich czymś banalnym, a jednocześnie wartościowym, bo dzięki niemu zyskują poczucie władzy, złudzenie pozostawania w centrum uwagi, a w końcu pieniądze na utrzymanie. - Największym problemem tych dzieci nie jest przemoc czy przestępczość, ale to, że nie mają własnego miejsca na ziemi ani nikogo, na kogo mogłyby liczyć - mówi Marek Liciński z Powiślańskiej Fundacji Społecznej.
Dzieci zmuszone do przyjęcia ról dorosłych mówią, że są wypalone, czują się "jakby miały przetrącony kręgosłup". Konsekwencją tego jest ucieczka w alkohol lub narkotyki: kontakt z alkoholem miało 85 proc. uczniów podstawówek. Ich ulubionym napojem jest piwo, ale 70 proc. chłopców i 42 proc. dziewcząt spróbowało już wódki. Coraz częściej eksperymentują też z narkotykami - z 50 tys. uzależnionych Polaków około 30 tys. nie ukończyło 18. roku życia.
Sfora
Większość dorosłych dzieci już po roku przebywania na ulicy zaczyna się utrzymywać wyłącznie z działalności przestępczej. W ubiegłym roku dzieci popełniły w Polsce 63 tys. przestępstw, w tym 21 morderstw (najmłodszy zabójca miał 9 lat), 118 gwałtów i 9537 napadów rabunkowych. Do tego dochodzi około 10 tys. przestępstw popełnionych przez dzieci poniżej 13. roku życia, których nie odnotowuje się w policyjnych statystykach. - To często dzieci z patologicznych rodzin. Ich dzieciństwo to jedno pasmo udręk i permanentnego lęku. Kiedy podrastają, najważniejsze staje się dla nich nieokazywanie strachu. Są jak zaszczute zwierzęta. A zwierzę, które się boi, atakuje - mówi dr Anna Wyka, z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Także ze strachu dzieci organizują się w gangi - żeby dodać sobie odwagi.
W dziecięcych gangach mamy do czynienia z syndromem opisanym przez Williama Goldinga we "Władcy much". Narastające szaleństwo, poczucie wyobcowania i osamotnienia doprowadzają do dramatycznej brutalizacji zachowań. Polscy bezprizorni popełniają przestępstwa, które jeszcze dziesięć lat temu były wyłącznie domeną wyjątkowo zdemoralizowanych recydywistów. - Poznałem piętnastolatka, który był szefem gangu: miał własnych goryli, dziwki, własne strefy wpływów - opowiada Romuald Sadowski, dyrektor Schroniska dla Nieletnich i Zakładu Poprawczego w Falenicy.
Piętnaście lat temu 80 proc. przebywających w Falenicy dziewcząt trafiało do zakładu za kradzieże, obecnie - tylko 20 proc. Większość stanowią sprawcy rabunków i pobić. - Te dzieci często nie widzą dla siebie innej drogi niż przestępstwo. Co trzecie dziecko wysyłane od nas do schronisk i zakładów poprawczych ucieka z nich, popełnia kolejne przestępstwa i wraca do nas. Wielu nie ma żadnych wyrzutów sumienia - mówi podinspektor Izabella Szustakiewicz z Policyjnej Izby Dziecka.
Pęknięcie
Przestępczość dorosłych dzieci jest problemem nie tylko w krajach biednych. W Wielkiej Brytanii skuteczność walki z tą plagą wzrosła po obniżeniu do 10 lat progu odpowiedzialności karnej. Tymczasem zorganizowana w 1997 r. przez radomską policję akcja "Małolat", polegająca na wprowadzeniu godziny policyjnej dla nieletnich, została zanegowana przez obrońców praw człowieka. Akcję odwołano, a na ulicach Radomia znowu grasują bandy nastolatków. - Kiedyś wystarczyło coś ostrzej powiedzieć, żeby przywołać nieletniego do porządku. Teraz patrzą mi prosto w oczy z bezczelnym, pewnym siebie wyrazem twarzy, jakby chcieli powiedzieć, że nic nie mogę im zrobić - mówi sędzia Bożena Skrzypczak-Brzezińska, przewodnicząca VI wydziału rodzinnego i nieletnich w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi.
W Polsce dzieci wygania na ulicę przede wszystkim bieda. W ten sposób chcą sobie radzić z rodzicami alkoholikami, głodnym rodzeństwem, z wiecznym niedostatkiem. Siedemnastoletnia Marta G. do domu poprawczego trafiła za zabicie siekierą kochanka swojej siostry. Wcześniej przez całe lata znosiła pijackie burdy w domu rodzinnym i bicie przez ojca. Kiedy miała 10 lat, ojciec zabił przy niej nowo narodzone koty, którymi się opiekowała. Zabijał siekierą. Wtedy coś w niej pękło, zamknęła się w sobie. Takie pęknięcie grozi większości dorosłych dzieci, żyjących nie swoim życiem, na granicy wytrzymałości fizycznej i nerwowej. Dla społeczeństwa to prawdziwa bomba z opóźnionym zapłonem.
Na ratunek |
---|
W Polsce od czterech lat prowadzony jest program "Dzieci ulicy", finansowany przez belgijską fundację króla Baudouina, a koordynowany przez Fundację dla Polski. Pomoc skierowana jest zarówno do rumuńskich Cyganów, młodocianych prostytutek, dzieci uciekających z domów i placówek wychowawczych, jak i tych, którzy pracując na ulicy, utrzymują dom bądź po prostu spędzają tam czas. W programie uczestniczy kilkanaście ośrodków, m.in. Powiślańska Fundacja Społeczna oraz Grupa Pedagogiki i Animacji Społecznej z Warszawy, gdańskie Towarzystwo Profilaktyki Środowiskowej Mrowisko, Katolicki Ośrodek Rehabilitacyjno-Wychowawczy z Katowic, Pracownia Alternatywnego Wychowania z Łodzi, Fundacja Pomocy Społecznej z Brzeszcz, Towarzystwo Psychoprofilaktyczne z Bielska-Białej, poznańska Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka. Tam dorosłe dzieci mogą znaleźć pomoc. |
Nadzór |
---|
|
Bezprizorni |
---|
Po rewolucji bolszewickiej i wojnie domowej w Rosji miliony dzieci znalazły się bez dachu nad głową. Rodzice zginęli lub trafili do łagrów. Nieletni zaczęli się utrzymywać z rabunków, wymuszeń, prostytucji i kradzieży. Stawali się coraz brutalniejsi. Niektórzy podróżowali po całym ZSRR na dachach pociągów, inni ściągali do miast i łączyli się w gangi. Nazwano ich bezprizornymi, czyli pozbawionymi opieki. Aparat państwa zaczął zwalczać to zjawisko, tworząc kolonie karne dla dzieci. Najbardziej znane prowadził Anton Makarenko. Niektóre dzieci z tych kolonii trafiły na robotnicze uniwersytety. Inne, po ukończeniu 18. roku życia - do łagrów. Kolejna fala bezprizornych zalała Rosję po upadku komunizmu. Obecnie szacuje się, że w Moskwie, Petersburgu i innych rosyjskich miastach koczuje od trzech do pięciu milionów bezdomnych dzieci. Żyją głównie z kradzieży, rabunków, prostytucji, handlu narkotykami. Bezprizorni są tak niebezpieczni, że nawet milicja boi się zapuszczać nocą w okolice rosyjskich dworców kolejowych, gdzie mieszka większość dzieci ulicy. |
Więcej możesz przeczytać w 12/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.