Czy po śmierci Zorana Dzindzicia znów zawrze w bałkańskim kotle?
W popularnej w Belgradzie anegdocie wymieniano trzech nowych serbskich świętych: św. Vojo Wiecznie Nie Poinformowanego (Ko"stunicę, który o wszystkim dowiadywał się ostatni), św. Slobo Uwięzionego (Milo"sevicia w Hadze) i św. Zorana Trójrękiego (z trzecią ręką wędrującą do... kieszeni).
Zoran Dzindzić był jednym z najbardziej kontrowersyjnych polityków serbskich. Szanowany i lubiany przez Zachód, a znienawidzony przez połowę rodaków. Liberał, a dla nacjonalistów zdrajca i złodziej. Nikt jednak nie podejrzewał, że jego kariera i życie skończą się 12 marca w południe.
W czasie studiów władze komunistyczne wsadziły go do więzienia. Niedługo po wyjściu na wolność wyemigrował do Niemiec. Do Jugosławii wrócił dopiero w 1989 r. W tym samym roku z Vojislavem Ko"stunicą założył Partię Demokratyczną, ale ich drogi szybko się rozeszły. W 1997 r. wraz z Vesną Pesić i Vukiem Draskoviciem stanął na czele manifestacji przeciwko Milo"seviciowi. Miał wówczas 45 lat. Zyskał popularność i kilka miesięcy później na krótko został burmistrzem Belgradu.
Sympatię sporej części Serbów stracił podczas interwencji NATO w 1999 r. Podczas nalotów wyjechał do Niemiec. Opuścił kraj, bo był przekonany, że Milo"sević zlecił zabójstwo swoich przeciwników. Jego zdaniem, naloty były metodą na odsunięcie od władzy Milo"sevicia. Po obaleniu w październiku 2000 r. Slobodana Milo"sevicia prezydentem Jugosławii został Vojislav Ko"stunica. W wyborach parlamentarnych większość zdobyła Demokratyczna Opozycja Serbii. Zoran Dzindzić został pierwszym niekomunistycznym premierem. Zaproponował szybką integrację ze strukturami europejskimi i ścisłą współpracę z trybunałem w Hadze. To dzięki Dzindziciowi do Hagi kolejno trafili Milo"sević, Milan Milutinović, Biljana Plav"sić i Vojislav S"e"selj. Nacjonaliści mu tego nie zapomnieli.
W ciągu dwóch dni od zabójstwa policja aresztowała ponad 200 osób, głównie z kręgu byłego szefa służb specjalnych Milorada Lukovicia Legiji - watażki z czasów wojen w Chorwacji, Bośni i Kosowie, szefa gangu zemuńskiego. W 2000 r. Luković po rozmowie z przyszłym premierem odmówił rozbicia opozycyjnych demonstracji, w ten sposób torując Dzindziciowi drogę do władzy. Liczył na rekompensatę.
Po zamachu o zlecenie zabójstwa oskarżano mafię, skrajnych nacjonalistów lub separatystów albańskich. Kto skorzysta na zamachu? Z pewnością stracą środowiska liberalne. Dzindzić nie pozostawił godnego następcy. Taką osobą nie jest ani Neboj"sa "Cović, który przejął obowiązki premiera, ani minister spraw zagranicznych Goran Svilanović. Jedno jest pewne: mord na Dzindziciu był zamachem na przyszłość demokratycznej Serbii.
Więcej możesz przeczytać w 12/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.