We Wrocławiu ostatecznie zakończył się dla nas brukselski "pralinkowy szczyt"
Możemy odetchnąć z ulgą, że sprawa ewentualnego udziału Polski w tworzeniu tzw. polityki obronnej poza strukturami NATO została - jak to ustalili we Wrocławiu przywódcy krajów trójkąta weimarskiego - odesłana "do grona ekspertów". I w tym gronie zapew-
ne już pozostanie. Prezydent Aleksander Kwaśniewski nie pozostawił wątpliwości, że w tej sprawie nasz kraj znajduje się po stronie Stanów Zjednoczonych.
"Zadałem pytanie, czy tego rodzaju inicjatywa nie jest powielaniem zadań NATO i czy nie osłabia NATO, na co Polska nie chce i nie może się zgodzić" - powiedział Kwaśniewski i dodał, że uzyskał odpowiedź, iż nie ma takiej koncepcji. "Przyjąłem to do wiadomości" - zakończył sucho. W ten sposób zakończyła się - wolno mieć nadzieję - polska przygoda z ustaleniami wypracowanymi na "pralinkowym szczycie" 29 kwietnia w Brukseli.
Prezydent Jacques Chirac i kanclerz Gerhard Schröder nie mieli zbyt tęgich min, gdy była mowa o europejskich koncepcjach obronnych. Zapewniali bezustannie, że celem inicjatywy nie jest osłabienie Paktu Północnoatlantyckiego, lecz jego wzmoc-nienie, a kanclerz Niemiec utknął w pewnej chwili w długim i mętnym wywodzie, usiłując udowodnić, że chodzi o to, aby armie mniej kosztowały, a w kwestiach obronnych istniał "podział pracy". Gdyby wziąć to poważnie,
euroarmia byłaby zapewne wyposażona w noże do cię-cia papieru oraz zarękawki, a pewne kraje dysponowałyby dodatkowo przyciskami do papieru klasy ziemia-zie-mia.
Gdy doszło do rozmowy o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej i widmo George'a W. Busha nie pojawiało się chwilowo na horyzoncie, przywódcy Francji, Niemiec i Polski zafundowali publiczności we Wrocławiu spektakl pod tytułem "Kochajmy się!". Nie ulega wątpliwości, że powodem tej postawy był fakt, że Polska czeka na rozstrzygnięcie referendum i nikomu z zebranych nie zależało na tym, by było ono niepomyślne. "Prosimy obywateli tego pięknego kraju, by głosowali na 'tak' w referendum" - wołał z emfazą Gerhard Schröder, a prezydent Chirac z patosem dodawał: "Kończy się proces pojednania na naszym kontynencie, dlatego nasza radość jest wielka".
Patrząc na ściskających sobie dłonie szefów państw trójkąta weimarskiego, można było jednak odnieść wrażenie, że referendum opóźnia jedynie rozgrywkę z Polską. Dwa najpotężniejsze kraje Unii Europejskiej nie pozwolą sobie - co jasno dają do zrozumienia - na tolerowanie rebelii w sercu Europy i w pewnym momencie z pewnością odbędą z naszymi politykami "męską rozmowę". Wypowiadane do tej pory półgębkiem uwagi na temat amerykańskiego parasola i europejskiego portfela mogą przybrać real-ny kształt w czasie prac nad budżetem UE na lata 2007-2013. Dyskusja nad nim już się rozpoczęła. Z Brukseli płyną ponadto ostrzeżenia, że nieprzygotowanie do akcesji w wielu dziedzinach może zaowocować czasowym wyłączeniem Polski z wielu obszarów współpracy europejskiej, w tym - o zgrozo - z dobrodziejstw wspólnej polityki rolnej. To są fakty, których nie sposób zlekceważyć. A nie można przy tym zapominać, że główne źródło naszej siły politycznej znajduje się dość daleko od Brukseli - za ocea-nem. Tylko silni gospodarczo mamy jakąś szansę w eurorozgrywce.
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.