Olga Boznańska twierdziła, że skrzywdzono Niemców, odbierając im Górny Śląsk i Pomorze
Biegle władała francuskim, niemieckim i angielskim. Swoje obrazy wystawiała w Berlinie, Wiedniu, Monachium, Londynie, Amsterdamie i Wenecji. Przez 20 lat każdej wiosny jej dzieła prezentowano w pittsburskim Instytucie Carnegie. Olga Boznańska pozostaje największą polską malarką, chociaż jej sztuka z Polską ma niewiele wspólnego. Nie ukończyła żadnej akademii, bo w jej czasach były one dla kobiet niedostępne. Nie nadaje się jednak na patronkę współczesnych feministek. Kiedy zaproponowano jej kierowanie kobiecym wydziałem Szkoły Sztuk Pięknych w rodzinnym Krakowie - odmówiła, twierdząc, że nie będzie marnować czasu "dla kilku głupich nadętych panien", którym z nudów zachciało się studiować malarstwo.
Zakonnica sztuki
Obrazy Boznańskiej za jej życia kupowały amerykańskie i francuskie muzea (m.in. słynne paryskie D'Orsay). Trzy lata temu dom aukcyjny Polswiss Art wylicytował jej "W atelier" za 1,25 mln zł. Na Zachodzie Boznańska jest postacią zapomnianą. W Polsce, choć namalowała ponad dwa tysiące obrazów, funkcjonuje głównie jako autorka "Dziewczynki z chryzantemami", reprodukowanej w co drugim podręczniku. Nadal żywy jest też stereotyp zdziwaczałej starej panny, hodującej w paryskiej pracowni psy, kanarki, papugi, świnki morskie, mrówki i myszy (ich ofiarą padło kilka obrazów, więc przyjaciele malarki ukradkiem podkładali trutkę na gryzonie).
Boznańska szokowała rodaków proniemieckimi deklaracjami. Uważała, że traktat wersalski skrzywdził Rzeszę, odbierając jej Gór-
ny Śląsk, Pomorze i Wielkopolskę. Szokowała też swoim entuzjazmem dla okultyzmu i seansów spirytystycznych. Zrobiłaby znacznie większą karierę, gdyby miała obrotnego agenta lub marszanda. Jej naiwność wykorzystywali liczni naciągacze. Nie miała też talentu do autoreklamy, hołdując staroświeckiemu przesądowi, że dobra sztuka broni się sama. Często rozdawała obrazy, zamiast je sprzedawać. Swoje artystyczne powołanie traktowała śmiertelnie serio - jak na "zakonnicę sztuki" przystało. Jej siostra, niespełniona pianistka, alkoholiczka i morfinistka, popełniła samobójstwo.
Whistler w pajęczynie
Boznańska nie nadążała, a raczej nie chciała nadążać, za szybko zmieniającymi się modami w sztuce. Mimo to do końca zbierała dobre recenzje i nagrody (w 1937 r. zdobyła Grand Prix na paryskiej Wystawie Światowej). Była mistrzynią psychologicznego portretu. Wypracowała własny, melancholijny, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka styl - jej obrazy sprawiają wrażenie rozmytych, zakurzonych, "pokrytych pajęczyną"- jak twierdził jeden z krytyków (inny lansował termin "malowanie przez woalkę"). Choć Boznańska przyznawała się jedynie do fascynacji twórczością Diego Velázqueza, w jej dziełach widać także wpływy m.in. Jamesa Whistlera, sztuki japońskiej i francuskich impresjonistów.
W przyszłym roku krakowskie Muzeum Narodowe, które posiada największą kolekcję dzieł malarki, chce zorganizować jej wielką retrospektywę. Zwiastunem jest wystawa (do 22 czerwca) w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli. Wśród trzydziestu eksponowanych dzieł znalazł się portret malarza Pawła
Nauena z 1893 r., od którego zaczęła się międzynarodowa kariera Boznańskiej. Co ciekawe, model miał z powodu pozowania same kłopoty - krytyka uznała bowiem płótno za wzorcowy wizerunek zblazowanego dekadenta. Ekspozycję uzupełniają fotografie artystki oraz biograficzny film w reżyserii Przemysława Młyńczyka. Mottem wystawy jest cytat z listu Boznańskiej do ojca: "To moje szczęście, innego nie pragnę na świecie i w chwili, kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam przestać żyć". Podobno w dawnej krakowskiej pracowni straszy teraz jej duch.
Zakonnica sztuki
Obrazy Boznańskiej za jej życia kupowały amerykańskie i francuskie muzea (m.in. słynne paryskie D'Orsay). Trzy lata temu dom aukcyjny Polswiss Art wylicytował jej "W atelier" za 1,25 mln zł. Na Zachodzie Boznańska jest postacią zapomnianą. W Polsce, choć namalowała ponad dwa tysiące obrazów, funkcjonuje głównie jako autorka "Dziewczynki z chryzantemami", reprodukowanej w co drugim podręczniku. Nadal żywy jest też stereotyp zdziwaczałej starej panny, hodującej w paryskiej pracowni psy, kanarki, papugi, świnki morskie, mrówki i myszy (ich ofiarą padło kilka obrazów, więc przyjaciele malarki ukradkiem podkładali trutkę na gryzonie).
Boznańska szokowała rodaków proniemieckimi deklaracjami. Uważała, że traktat wersalski skrzywdził Rzeszę, odbierając jej Gór-
ny Śląsk, Pomorze i Wielkopolskę. Szokowała też swoim entuzjazmem dla okultyzmu i seansów spirytystycznych. Zrobiłaby znacznie większą karierę, gdyby miała obrotnego agenta lub marszanda. Jej naiwność wykorzystywali liczni naciągacze. Nie miała też talentu do autoreklamy, hołdując staroświeckiemu przesądowi, że dobra sztuka broni się sama. Często rozdawała obrazy, zamiast je sprzedawać. Swoje artystyczne powołanie traktowała śmiertelnie serio - jak na "zakonnicę sztuki" przystało. Jej siostra, niespełniona pianistka, alkoholiczka i morfinistka, popełniła samobójstwo.
Whistler w pajęczynie
Boznańska nie nadążała, a raczej nie chciała nadążać, za szybko zmieniającymi się modami w sztuce. Mimo to do końca zbierała dobre recenzje i nagrody (w 1937 r. zdobyła Grand Prix na paryskiej Wystawie Światowej). Była mistrzynią psychologicznego portretu. Wypracowała własny, melancholijny, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka styl - jej obrazy sprawiają wrażenie rozmytych, zakurzonych, "pokrytych pajęczyną"- jak twierdził jeden z krytyków (inny lansował termin "malowanie przez woalkę"). Choć Boznańska przyznawała się jedynie do fascynacji twórczością Diego Velázqueza, w jej dziełach widać także wpływy m.in. Jamesa Whistlera, sztuki japońskiej i francuskich impresjonistów.
W przyszłym roku krakowskie Muzeum Narodowe, które posiada największą kolekcję dzieł malarki, chce zorganizować jej wielką retrospektywę. Zwiastunem jest wystawa (do 22 czerwca) w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli. Wśród trzydziestu eksponowanych dzieł znalazł się portret malarza Pawła
Nauena z 1893 r., od którego zaczęła się międzynarodowa kariera Boznańskiej. Co ciekawe, model miał z powodu pozowania same kłopoty - krytyka uznała bowiem płótno za wzorcowy wizerunek zblazowanego dekadenta. Ekspozycję uzupełniają fotografie artystki oraz biograficzny film w reżyserii Przemysława Młyńczyka. Mottem wystawy jest cytat z listu Boznańskiej do ojca: "To moje szczęście, innego nie pragnę na świecie i w chwili, kiedy nie będę mogła więcej malować, powinnam przestać żyć". Podobno w dawnej krakowskiej pracowni straszy teraz jej duch.
Więcej możesz przeczytać w 20/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.