Czym zakończą się rządy Millera i jego ekipy?
Czym zakończą się rządy Millera i jego ekipy? Posłowie opozycji opowiadają dowcip
o śnie Marka Dyducha, sekretarza generalnego SLD. Zapytał on wróżki, co to może znaczyć, że wciąż śnią mu się ziemniaki. - Widzę dwa rozwiązania: albo was wykopią jesienią, albo posadzą na wiosnę - odpowiedziała wróżka.
- Oczywiście głosowaliśmy za wotum zaufania dla Leszka Millera, ale nie zapomnimy mu totalitarnych metod namawiania do tego głosowania i stawiania nas pod ścianą - skarży się znany poseł SLD. - Cały ten cyrk Miller zafundował nam
w obronie samego siebie, bo przecież opozycja nie domaga się oddania władzy przez SLD, dąży jedynie do zmiany premiera - dodaje inny poseł sojuszu. Józef Oleksy, były premier, który wielokrotnie krytykował zasady funkcjonowania klubu
i partii, uważa, że mimo korzystnych dla Millera wyników głosowania ostatni kryzys wpłynął na SLD ozdrowieńczo. - Powoli odchodzi do lamusa genetyczny centralizm, a pojawia się odwaga mówienia, a nie tylko słuchania - mówi "Wprost" Józef Oleksy.
Na ostatnim posiedzeniu klubu parlamentarnego sojuszu doszło do ostrej wymiany zdań między marszałkiem Markiem Borowskim a premierem Leszkiem Millerem. Borowski krytykował strategię premiera, nawoływał do przesunięcia terminu głosowania nad wotum. Wypomniał mu też kilka sytua-cji, w których nie zastosował się do jego rad i poniósł klęskę. - Borowski sam jest sobie winien, mógł wcześniej reagować, zresztą to on ustala terminy - odpowiadają zwolennicy Millera. Także na posiedzeniu prezydium klubu SLD zaatakowano premiera: pytano, dlaczego nowego ministra finansów posłowie poznają dopiero po jego powołaniu. Ironizowano też z łódzkiego klucza przy tej nominacji. I choć Miller ma wciąż wielu klakierów, coraz częściej posłowie mówią, że premier "szkodzi partii" i "ciąg-nie ją na dno".
Syndrom Gomułki
Miller ma tylko jeden pomysł - trwać. Jego upór i oderwanie od rzeczywistości coraz bardziej przypominają schyłkowego Gomułkę - twierdzi antymillerowska opozycja w klubie SLD. Atakując prezydenta i ogłaszając prace studialne nad podatkiem liniowym, Miller na chwilę odzyskał polityczny wigor, lecz starczyło go na jeden dzień. De facto tą propozycją premier tylko wytracił prędkość w staczaniu się po równi pochyłej. Już w piątkowym exposé w Sejmie stwierdził, że "kwestia ta [podatku liniowego] wymaga poważnej analizy i poważnej dyskusji". W normalnym języku oznacza to: tak naprawdę nie chcemy wprowadzić podatku liniowego, ale mówimy o tym, bo dzięki temu możemy grać na czas. - Projekt wprowadzenia podatku liniowego okazał się taktyczną zagrywką. Tyle że taktyka obliczona na kilkanaście godzin to nawet nie krótkowzroczność, to ślepota - ocenia prof. Zyta Gilowska, posłanka PO. W rzeczywistości Miller nie ma żadnego nowego pomysłu na ratowanie gospodarki i uzdrowienie finansów publicznych. Nie będzie więc kontrataku premiera i koniecznych reform, tylko dryfowanie. Józef Oleksy podsumował nowe exposé Millera jednym słowem - "rozczarowujące". - Państwo się wali, a premier opowiada absurdalne historie
o tym, co będzie za czterdzieści lat - dodaje Jan Krzysztof Bielecki, były premier.
"Leszka Millera uratowało trzynastu obecnych i byłych posłów Samoobrony, a wśród nich ukrywający się najsłynniejszy malwersant RP, poseł Ryszard Bonda" - tak Jan Maria Rokita, poseł PO, skomentował przyjęcie przez Sejm wotum zaufania dla rządu Leszka Millera. Miller wygrał, bo właściwie ani w Sejmie, ani w sojuszu nie ma jeszcze dla niego prawdziwej alternatywy. Wygrywając, premier jednak sporo przegrał, przede wszystkim wśród posłów SLD, co najlepiej widać po tym, że wielu z nich pokpiwa sobie z włas-nego szefa. - Jesteśmy w fazie kolczykowania - żartowała posłanka SLD, gdy posłów sojuszu mobilizowano do głosowania za Millerem. - Styl rządzenia premiera nie podoba mi się ani trochę, ale co mam zrobić. Zdrajców się wiesza - mówił jeden ze znanych posłów SLD, topiąc rozterki w alkoholu
w sejmowej restauracji.
Teczki Kurczuka
W kuluarach Sejmu żartowano, że sukces Millera to de facto sukces teczek Grzegorza Kurczuka, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. W teczkach miały być "kwity" na niezdecydowanych. Powodem tych plotek była decyzja Kurczuka, by prokuratorzy apelacyjni zebrali akta wszystkich spraw korupcyjnych, w które zamieszane są osoby pełniące funkcje publiczne. Wielu posłów sojuszu zachowało się lojalnie wobec Millera przede wszystkim ze strachu. Otwarty konflikt mógł zakończyć ich polityczną karierę - nie znaleźliby się na listach podczas następnych wyborów.
- Proponowanie koalicji Partii Liberalno-Demokratycznej
- ugrupowaniu, którego elektorat (jeśli taki w ogóle jest) nie będzie elektoratem SLD - jest po prostu żałosnym żebractwem - uważa jeden z prominentnych polityków sojuszu. Przed głosowaniem nad wotum zaufania w Sejmie huczało od plotek na temat żądań, jakie wysuwał Roman Jagieliński, szef PLD, w zamian za poparcie Millera. Miała to być teka wicepremiera dla samego Jagielińskiego i stanowiska dwóch wicewojewodów dla jego ludzi. Posłowie opozycji prześcigają się teraz w domysłach, jaką posadę dostanie wkrótce Jagieliński.
Destrukcja i degrengolada
- Leszek Miller przeniósł metody rządzenia partią na cały kraj. Rządzi za pomocą gier, sztuczek i haków. Tyle że dla państwa i obywateli nic z tego nie wynika. To znaczy wynika - destrukcja i degrengolada - mówi "Wprost" Donald Tusk, szef Platformy Obywatelskiej. PO
i PiS zdecydowały, że nie wesprą SLD-UP w pracach nad wdrażaniem podatku liniowego, bo to chwyt propagandowy, a nie poważna propozycja ekonomiczna. Sam fakt, że rozważa się wprowadzanie tego podatku, jest jednak niemal kopernikańskim przewrotem w SLD. - Dziesięć lat temu dynamem rozwoju, którego energia mogła zmienić los Polski, był węgiel. Siedem czy pięć lat temu dźwignią rozwoju kraju miało być rolnictwo. Skoro dzisiaj wytrychem do sukcesu ma być niższy podatek, to jest to jednak ogromny postęp. Tylko że tak jak wtedy nikt nie miał zamiaru reformować rolnictwa czy górnictwa, tak teraz nikt poważnie nie myśli o podatku liniowym - mówi Jan Krzysztof Bielecki, były premier.
Jarosław Kaczyński, prezes PiS, który jeszcze przed wyborami uważał, że rządy sojuszu mogą być tylko złe albo bardzo złe, teraz twierdzi, że nie przypuszczał, iż mogą być tak aroganckie, odporne na krytykę i niezdolne do przeprowadzenia jakichkolwiek reform. - Udało im się natomiast odwzorować model rosyjski, bo do niebywałych wpływów doszli oligarchowie - mówi "Wprost" Jarosław Kaczyński.
Kwaśniewski jest nagi
Uderzenie Millera w prezydenta i bezradność tego ostatniego pokazują, że Aleksander Kwaśniewski nie ma ani odpowiedniej siły, żeby coś w Polsce zmienić, ani też konkurencyjnego programu zmian. - Niech już zostanie w Chorwacji na dłużej, wystarczająco się skompromitował - mówili o prezydencie ci posłowie sojuszu, którzy liczyli, że wesprze ich w walce z Millerem. Prezydent nie tylko ich nie wsparł, ale po prostu zrejterował. - Prezydent zrobił jeden krok do przodu i dwa do tyłu. Okazuje się, że nie ma władzy i musi wiedzieć, że nie może się rozpędzić. Ja to rozumiem, taka jest konstytucja - mówi Józef Oleksy. Mimo zawodu, jaki Leszek Miller sprawił swoim exposé, wciąż od niego zależy, czy SLD będzie Sojuszem Lewicy Dryfującej, czy jednak Sojuszem Liberalno-Demokratycznym.
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.