Po Kołodce pozostała megadziura w budżecie - taka, jaka pochłonęła rząd Buzka
342 dni - tak długo pieczę nad finansami państwa sprawował Grzegorz W. Kołodko. O 342 dni za długo. Powodów do jego ekspulsji można znaleźć wiele: obiecywany cud nie nastąpił, genialny "Program naprawy finansów RP" okazał się zbiorem frazesów, po lekturze projektu budżetu na 2003 r. - jak trafnie zauważył Donald Tusk, przewodniczący Platformy Obywatelskiej - ręce i spodnie opadają.
Na pozór budżet Kołodki wygląda wspaniale. Przewiduje bowiem deficyt tylko w wysokości 33 mld zł, czyli o ponad 5 mld zł mniejszy niż w tym roku. Tyle że ów cud bierze się z dwóch magicznych zabiegów: usunięcia z pozycji "wydatki" 12 mld zł na dotacje do otwartych funduszy emerytalnych oraz zapisania po stronie dochodów 9 mld zł z rezerwy rewaluacyjnej NBP. Jeżeli zatem pominiemy cudowne pomnożenie pieniędzy, otrzymamy deficyt w wysokości 54 mld zł. To ponad
15 mld zł więcej niż w tym roku. A i tę skorygowaną liczbę można zakwestionować ze względu na bardzo optymistyczne założenia wzrostu gospodarczego.
O ekonomicznej sensowności drukowania pieniędzy dyskutować nie ma sensu. Warto jedynie wskazać dwa aspekty tej sprawy: złamanie konstytucji, która zabrania finansowania deficytu budżetu środkami NBP, i naruszenie praw własności. Ministerstwo Finansów postanowiło bowiem wydać nie swoje pieniądze. Równie dobrze mogło zapisać w projekcie, że deficyt budżetu ma pokryć Jan Kulczyk albo wszyscy obywatele, których nazwiska zaczynają się na literę "Z". To, że tak skonstruowana ustawa nie może zyskać aprobaty Trybunału Konstytucyjnego, było oczywiste dla wszystkich - z wyjątkiem Grzegorza W. Kołodki. Ponadto pomysł finansowania deficytu wirtualnymi pieniędzmi przestraszył międzynarodowe instytucje finansowe. W obronie niezależności naszego banku centralnego wystąpił Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ostrzegawcze sygnały nadała także Unia Europejska.
Program i budżet Grzegorza W. Kołodki zawierają wielką tajemnicę: minister mówił, że podatki maleją, lecz ktokolwiek brał ołówek i zaczynał liczyć, stwierdzał, iż jego podatki rosną. I miał rację. Wpływy z PIT mają się zwiększyć z 25 mld zł do 28 mld zł (wzrost
o 12 proc.) Rośnie VAT, szczególnie w wypadku budownictwa (podwyżka VAT na materiały oraz wprowadzenie podatku od sprzedaży gruntów). Obniżka CIT występuje jedynie na papierze, gdyż jest mniejsza (uwzględniając likwidacje ulg) niż zeszłoroczna podwyżka. Na marginesie: ciekawa to strategia, w której ten sam podatek podwyższa się w lata nieparzyste i obniża w parzyste! Żeby było śmieszniej, podwyżki podatków miały spowodować wzrost PKB - z obecnych 2 proc. do
5 proc. Cud prawdziwy - bo inaczej nie można określić przemiany wyższych podatków w dodatkowe procenty wzrostu.
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.