W referendum głosowaliśmy wedle podziałów zaborowych
O wyniku europejskiego referendum zadecydowaliśmy my, a właściwie zdecydowały za nas geografia i historia. Głosowaliśmy bowiem wedle podziałów zaborowych, podziału na wieś i miasto, wedle rozłożenia tradycyjnego osadnictwa postszlacheckiego i włościańskiego. Wyniki głosowania mają przy tym związek z gęstością linii kolejowych: im rzadsza sieć połączeń kolejowych, tym wynik gorszy. Poreferendalna geografia wyborcza ukazuje więc ciągłość i stabilność naszych wyborów i postaw.
Triumf miasta
Najlepiej pod względem frekwencji i poparcia dla akcesji wypadły ziemie zachodnie, Wielkopolska, Górnośląskie, a najgorzej tzw. ściana wschodnia. Wszędzie lepiej wypadały miasta i miasteczka niż wsie. Nawet w regionach o najniższej frekwencji, nawet tam, gdzie miasto istnieje tylko z nazwy lub choćby pozostała pamięć po prawach miejskich, wyniki były już lepsze. Im dalej od miast, centrów handlowych i edukacyjnych, tym gorsze były wyniki referendum. W rejonie krasnobrodzkim w powiecie zamojskim najgorzej z frekwencją było w trzech wioskach położonych w środku lasu, dokąd dwa razy dziennie dojeżdża autobus. Zdecydowanie lepsze wyniki były już w samym Krasnobrodzie.
Nieco gorsze wyniki niż przeciętne ogólnopolskie odnotowano w regionie opolskim, szczególnie w gminach zamieszkanych przez ludność autochtoniczną. Może się to wydawać dziwne, skoro znaczna część rodzin mieszkańców tych ziem już należy do unii i korzysta z tego przywileju. Rzecz nie jest niezrozumiała, jeśli się wie, że na tych terenach już od końca XIX wieku frekwencja w głosowaniach była niższa niż na pozostałych obszarach Rzeszy, a po II wojnie światowej - z racji dystansu do władz państwa - zawsze głosowano gorzej i inaczej, niż życzyły sobie władze. Z kolei bardzo wysoką frekwencją i zdecydowanym poparciem dla unii mogą się pochwalić gminy na Śląsku Cieszyńskim.
Najciekawszy jest wynik referendum na ziemiach zachodnich i północnych - z wyjątkiem niektórych północnych powiatów województwa warmińsko-mazurskiego
i zachodniopomorskiego, gdzie jest najwyższe bezrobocie, a wejście do unii grozi radykalnym ograniczeniem przemytu z Rosji. Regiony te miały swoją piękną kartę
w sierpniu 1980 r. Jeszcze raz potwierdziła się teza, iż mimo że ludność tych ziem stanowi zlepek osiedleńców z całej Polski, którym przez wiele lat towarzyszyło poczucie tymczasowości, a tym samym niepokoju, mimo że odnotowuje się tam wyższe wskaźniki patologii, to właśnie na tych terenach powstała w miarę zintegrowana mieszanka ludzi stosunkowo otwartych na nowości, wręcz skazanych na zmianę. Zadecydowała o tym nie tyle bliskość granicy z Niemcami (w niektórych gminach przygranicznych poparcie było akurat niższe niż ogólnie w województwie), ile styl życia wolny od tradycjonalizmu.
Antyeuropejska Polska postszlachecka
Najwięcej przeciwników unii żyje na północnym wschodzie Polski. W niechęci do UE przodowały - znów bez zaskoczenia - wioski postszlacheckie. Występuje w nich połączenie wysokiej aktywności wyborczej z antykomunizmem, dużym poparciem dla prawicy, a przed wojną dla Narodowej Demokracji. W obwodzie Łoje - Awissy, w którym w 1995 r. (w wyborach prezydenckich) najwięcej głosów padło na Jana Olszewskiego, a w 1997 r. na Ruch Odbudowy Polski, oczywiste było, że zdecydowanie wygrają przeciwnicy integracji. Podobnie jak w Mścicach w gminie Radziłów, gdzie 70 proc. wyborców głosowało na "nie". Frekwencja była tu wysoka. Obywatele zgromadzeni wokół komitetów wyborczych o tak wdzięcznych nazwach, jak Ziemianie czy Wiejski Honor, od pokoleń skłonni są do społecznej izolacji, a przy tym bardzo poważnie traktują swoje obywatelskie obowiązki. Inaczej jest już w sąsiednich gminach czy wsiach włościańskich, gdzie raczej mówiono "nie", a zainteresowanie referendum, jak i generalnie życiem politycznym było mierne.
Oczywiście nie sposób tłumaczyć wszystkich głosów na "nie" pozostałościami postszlacheckimi. Na tzw. ścianie wschodniej gorzej (czasem wręcz katastrofalnie) niż w Galicji i Wielkopolsce działają władze gminne. Gmina przy tym jest tam raczej jednostką administracyjną niż jakimś wspólnym terytorium o wyrazistej i odrębnej tożsamości. Dominuje rolnictwo oparte na kilkuhektarowych gospodarstwach. Często radzą sobie one dość słabo, choćby z powodu upadku produkcji tytoniu. Struktura osadnicza niewiele się tam zmieniła w ciągu ostatnich kilku pokoleń. W takim otoczeniu poparcie zyskują działacze antyeuropejskiego odłamu PSL oraz Samoobrona. Wyniki były słabe nie tylko na obszarach, gdzie najwięcej jest ziemi niskiej klasy (wiele wsi w Zamojskiem, Opolskiem czy Tomaszowskiem), ale również w Hrubieszowskiem, słynnym ze swoich czarnoziemów. Pewien wpływ miało zapewne to, że po wejściu do unii granica wschodnia będzie dokładniej kontrolowana, a z przygranicznego handlu żyje większość mieszkańców tych terenów.
Porażka Radia Maryja
Na wynik referendum nie miała większego wpływu religijność. Przywiązaniem do wiary katolickiej wyróżniają się dwa regiony - Górny Śląsk i Galicja. Tam więcej osób niż w pozostałych częściach kraju deklaruje uczestnictwo w mszach świętych, więcej należy do stowarzyszeń religijnych, sporo ludzi słucha Radia Maryja, a parafia odgrywa w życiu społecznym i kulturalnym większą rolę niż w innych regionach Polski. Częściej wybiera się tu też kandydatów prawicy. Okazuje się jednak, że regiony te zdecydowanie, choć może nie tak ochoczo, poparły wejście do Unii Europejskiej. Wyniki w powiatach sanockim, krośnieńskim czy leżajskim były całkiem dobre, a frekwencja często wyższa niż ogólnopolska. Również na Kaszubach, gdzie więź z Kościołem jest silna, frekwencja była stosunkowo wysoka i wygrali - choć niezbyt dużą liczbą głosów - zwolennicy unii.
Religijność i słuchanie Radia Maryja nie miały znacznego wpływu ani na decyzję na "tak" lub "nie", ani na sam udział w referendum. Skuteczność antyunijnych apeli zależała w dużym stopniu od regionu, a więc od tego, czy trafiały one na grunt historycznie, od pokoleń podatny na hasła nacjonalistyczne, a zarazem antykomunistyczne. Tam z kolei, gdzie słucha się radia ojca Rydzyka, ale prawica wolna jest od jawnie ksenofobicznych przekonań
i gdzie istnieje wysoki poziom samoorganizacji na szczeblu lokalnym, antyeuropejska retoryka nie trafiała do słuchaczy. Można na tej podstawie wnosić, że Radio Maryja nie tyle tworzy nowy elektorat i znajduje nowych zwolenników, ile korzysta z dawnych, dziedziczonych od pokoleń uprzedzeń. Wyniki w Ostrołęckiem i Łomżyńskiem fakt ten jawnie potwierdzają. Warto dodać, że na tych terenach silna była tradycja antykomunistyczna sięgająca 1957 r. Choć tu znów istnieje pewne ograniczenie. Przed wojną Wielkopolska była w dużej mierze po stronie endecji, a teraz chyba to się zmienia, bo Unia Wolności w najlepszym swoim okresie miała całkiem niezły wynik w Poznańskiem. Zapewne wygrywa tu legalizm i umiarkowane poglądy polityczne.
Kim są polscy eurokrytycy?
W referendum wygrała opcja na "tak", ale trzeba przyznać, że przeciwnicy unii zdobyli całkiem pokaźną liczbę głosów. Świadczy to o tym, że istnieje (i będzie miał realny wpływ na nasze życie) całkiem spory elektorat partii typu Liga Polskich Rodzin czy Samoobrona. Przegrani odnieśli pewien sukces, jeśli weźmiemy pod uwagę wielką przewagę medialną eurosympatyków. Władze państwa, z definicji i wedle prawa politycznie i światopoglądowo neutralnego, głosiły w tym względzie całkiem nieneutralne poglądy. Tak samo telewizja i radio publiczne. Eurosceptycy i eurokrytycy byli jawnie spychani na margines i traktowani z olbrzymią niechęcią. Mieli też nieporównanie mniej środków na prowadzenie własnej kampanii. Oczywiście można twierdzić, że i tak kampania na "tak" była w znacznej mierze budowana w opozycji do przeciwników unii i w tym sensie ich argumenty były obecne w debacie publicznej. Jest to jednak teza słaba i mało przekonująca.
Eurokrytyków uważam przede wszystkim - choć nie wszystkich - za nacjonalistów, bo na te argumenty przede wszystkim się powoływali, mówiąc o zagrożeniach dla tożsamości narodowej i moralności, przedstawiając Polskę jako ofiarę eurokratów
i tajnych międzynarodowych spisków. Nie tylko gotowi są oni bronić wszystkiego, co polskie przed obcymi, ale w tej obronie gotowi są zamienić się w quasi-sektę jawnie wypowiadającą posłuszeństwo własnemu Kościołowi i religii, kwestionującą autorytet i słowa swego przywódcy. Mam nadzieję, że ta orientacja nigdy wyborów nie wygra, ale z pewnością jej głos jeszcze przez dziesiątki lat będzie nam towarzyszył.
Polski ideał - Europa
Co zadecydowało o wyniku kampanii referendalnej? Z pewnością prowadzona z dużym rozmachem kampania rządowa, choć w porównaniu na przykład ze Słowacją czy Czechami była robiona bez ładu i składu. Plakaty z podobiznami znanych ludzi podpisane "Jestem Europejczykiem" lub "Jestem Europejką" były w złym guście i bez sensu. Europejczykiem jest się nie tylko z racji wyboru Unii Europejskiej. Trzeba jednak przyznać, że była i jest to kampania trudna. Nie jest łatwo dotrzeć do ludzi z informacją o konkretnych warunkach akcesji, udzielić odpowiedzi na realne i trudne pytania o renty, granty, zalesianie gruntów itd. Ta kampania musi więc trwać dalej, o ile akcesja ma się stać nie tylko spektakularnym sukcesem politycznym, ale rzeczywistością ekonomiczną i prawną.
Olbrzymie znaczenie miały przede wszystkim słowa papieża. Jego poparcie dla akcesji było jednoznaczne. Dotarło do wszystkich, a hasło "Od unii lubelskiej do Unii Europejskiej" najpełniej wyrażało sens tego referendum. Ważny zapewne okazał się list biskupów, jak zwykle bardzo wyważony i unikający jawnych politycznych deklaracji. Sądzę jednak, że Polacy powiedzieli "tak" nie dlatego, że przekonała ich kampania czy olśniły kolorowe plakaty, ale dlatego, że od początku nowej Rzeczypospolitej generalnie opowiadali się za unią. Wybraliśmy akcesję powodowani doświadczeniem historycznym i wiedzą o sukcesach gospodarczych Zachodu, a wreszcie dlatego, że europejska norma życia jest dla nas oczywistością. Głosowaliśmy całym swoim politycznym doświadczeniem i ugruntowanym przekonaniem. Jak pisał Platon, nie ma tak zepsutego miasta, w którym nie kryłby się ideał miasta doskonałego. Nasz ideał - śmiem twierdzić - nazywa się Europa i ten ideał szczęśliwie wybraliśmy.
Paweł Śpiewak
Korzystałem z książki Jerzego Bartkowskiego "Tradycja i polityka. Wpływ tradycji kulturowych polskich regionów na współczesne zachowania społeczne i polityczne", Warszawa 2003 r.
Triumf miasta
Najlepiej pod względem frekwencji i poparcia dla akcesji wypadły ziemie zachodnie, Wielkopolska, Górnośląskie, a najgorzej tzw. ściana wschodnia. Wszędzie lepiej wypadały miasta i miasteczka niż wsie. Nawet w regionach o najniższej frekwencji, nawet tam, gdzie miasto istnieje tylko z nazwy lub choćby pozostała pamięć po prawach miejskich, wyniki były już lepsze. Im dalej od miast, centrów handlowych i edukacyjnych, tym gorsze były wyniki referendum. W rejonie krasnobrodzkim w powiecie zamojskim najgorzej z frekwencją było w trzech wioskach położonych w środku lasu, dokąd dwa razy dziennie dojeżdża autobus. Zdecydowanie lepsze wyniki były już w samym Krasnobrodzie.
Nieco gorsze wyniki niż przeciętne ogólnopolskie odnotowano w regionie opolskim, szczególnie w gminach zamieszkanych przez ludność autochtoniczną. Może się to wydawać dziwne, skoro znaczna część rodzin mieszkańców tych ziem już należy do unii i korzysta z tego przywileju. Rzecz nie jest niezrozumiała, jeśli się wie, że na tych terenach już od końca XIX wieku frekwencja w głosowaniach była niższa niż na pozostałych obszarach Rzeszy, a po II wojnie światowej - z racji dystansu do władz państwa - zawsze głosowano gorzej i inaczej, niż życzyły sobie władze. Z kolei bardzo wysoką frekwencją i zdecydowanym poparciem dla unii mogą się pochwalić gminy na Śląsku Cieszyńskim.
Najciekawszy jest wynik referendum na ziemiach zachodnich i północnych - z wyjątkiem niektórych północnych powiatów województwa warmińsko-mazurskiego
i zachodniopomorskiego, gdzie jest najwyższe bezrobocie, a wejście do unii grozi radykalnym ograniczeniem przemytu z Rosji. Regiony te miały swoją piękną kartę
w sierpniu 1980 r. Jeszcze raz potwierdziła się teza, iż mimo że ludność tych ziem stanowi zlepek osiedleńców z całej Polski, którym przez wiele lat towarzyszyło poczucie tymczasowości, a tym samym niepokoju, mimo że odnotowuje się tam wyższe wskaźniki patologii, to właśnie na tych terenach powstała w miarę zintegrowana mieszanka ludzi stosunkowo otwartych na nowości, wręcz skazanych na zmianę. Zadecydowała o tym nie tyle bliskość granicy z Niemcami (w niektórych gminach przygranicznych poparcie było akurat niższe niż ogólnie w województwie), ile styl życia wolny od tradycjonalizmu.
Antyeuropejska Polska postszlachecka
Najwięcej przeciwników unii żyje na północnym wschodzie Polski. W niechęci do UE przodowały - znów bez zaskoczenia - wioski postszlacheckie. Występuje w nich połączenie wysokiej aktywności wyborczej z antykomunizmem, dużym poparciem dla prawicy, a przed wojną dla Narodowej Demokracji. W obwodzie Łoje - Awissy, w którym w 1995 r. (w wyborach prezydenckich) najwięcej głosów padło na Jana Olszewskiego, a w 1997 r. na Ruch Odbudowy Polski, oczywiste było, że zdecydowanie wygrają przeciwnicy integracji. Podobnie jak w Mścicach w gminie Radziłów, gdzie 70 proc. wyborców głosowało na "nie". Frekwencja była tu wysoka. Obywatele zgromadzeni wokół komitetów wyborczych o tak wdzięcznych nazwach, jak Ziemianie czy Wiejski Honor, od pokoleń skłonni są do społecznej izolacji, a przy tym bardzo poważnie traktują swoje obywatelskie obowiązki. Inaczej jest już w sąsiednich gminach czy wsiach włościańskich, gdzie raczej mówiono "nie", a zainteresowanie referendum, jak i generalnie życiem politycznym było mierne.
Oczywiście nie sposób tłumaczyć wszystkich głosów na "nie" pozostałościami postszlacheckimi. Na tzw. ścianie wschodniej gorzej (czasem wręcz katastrofalnie) niż w Galicji i Wielkopolsce działają władze gminne. Gmina przy tym jest tam raczej jednostką administracyjną niż jakimś wspólnym terytorium o wyrazistej i odrębnej tożsamości. Dominuje rolnictwo oparte na kilkuhektarowych gospodarstwach. Często radzą sobie one dość słabo, choćby z powodu upadku produkcji tytoniu. Struktura osadnicza niewiele się tam zmieniła w ciągu ostatnich kilku pokoleń. W takim otoczeniu poparcie zyskują działacze antyeuropejskiego odłamu PSL oraz Samoobrona. Wyniki były słabe nie tylko na obszarach, gdzie najwięcej jest ziemi niskiej klasy (wiele wsi w Zamojskiem, Opolskiem czy Tomaszowskiem), ale również w Hrubieszowskiem, słynnym ze swoich czarnoziemów. Pewien wpływ miało zapewne to, że po wejściu do unii granica wschodnia będzie dokładniej kontrolowana, a z przygranicznego handlu żyje większość mieszkańców tych terenów.
Porażka Radia Maryja
Na wynik referendum nie miała większego wpływu religijność. Przywiązaniem do wiary katolickiej wyróżniają się dwa regiony - Górny Śląsk i Galicja. Tam więcej osób niż w pozostałych częściach kraju deklaruje uczestnictwo w mszach świętych, więcej należy do stowarzyszeń religijnych, sporo ludzi słucha Radia Maryja, a parafia odgrywa w życiu społecznym i kulturalnym większą rolę niż w innych regionach Polski. Częściej wybiera się tu też kandydatów prawicy. Okazuje się jednak, że regiony te zdecydowanie, choć może nie tak ochoczo, poparły wejście do Unii Europejskiej. Wyniki w powiatach sanockim, krośnieńskim czy leżajskim były całkiem dobre, a frekwencja często wyższa niż ogólnopolska. Również na Kaszubach, gdzie więź z Kościołem jest silna, frekwencja była stosunkowo wysoka i wygrali - choć niezbyt dużą liczbą głosów - zwolennicy unii.
Religijność i słuchanie Radia Maryja nie miały znacznego wpływu ani na decyzję na "tak" lub "nie", ani na sam udział w referendum. Skuteczność antyunijnych apeli zależała w dużym stopniu od regionu, a więc od tego, czy trafiały one na grunt historycznie, od pokoleń podatny na hasła nacjonalistyczne, a zarazem antykomunistyczne. Tam z kolei, gdzie słucha się radia ojca Rydzyka, ale prawica wolna jest od jawnie ksenofobicznych przekonań
i gdzie istnieje wysoki poziom samoorganizacji na szczeblu lokalnym, antyeuropejska retoryka nie trafiała do słuchaczy. Można na tej podstawie wnosić, że Radio Maryja nie tyle tworzy nowy elektorat i znajduje nowych zwolenników, ile korzysta z dawnych, dziedziczonych od pokoleń uprzedzeń. Wyniki w Ostrołęckiem i Łomżyńskiem fakt ten jawnie potwierdzają. Warto dodać, że na tych terenach silna była tradycja antykomunistyczna sięgająca 1957 r. Choć tu znów istnieje pewne ograniczenie. Przed wojną Wielkopolska była w dużej mierze po stronie endecji, a teraz chyba to się zmienia, bo Unia Wolności w najlepszym swoim okresie miała całkiem niezły wynik w Poznańskiem. Zapewne wygrywa tu legalizm i umiarkowane poglądy polityczne.
Kim są polscy eurokrytycy?
W referendum wygrała opcja na "tak", ale trzeba przyznać, że przeciwnicy unii zdobyli całkiem pokaźną liczbę głosów. Świadczy to o tym, że istnieje (i będzie miał realny wpływ na nasze życie) całkiem spory elektorat partii typu Liga Polskich Rodzin czy Samoobrona. Przegrani odnieśli pewien sukces, jeśli weźmiemy pod uwagę wielką przewagę medialną eurosympatyków. Władze państwa, z definicji i wedle prawa politycznie i światopoglądowo neutralnego, głosiły w tym względzie całkiem nieneutralne poglądy. Tak samo telewizja i radio publiczne. Eurosceptycy i eurokrytycy byli jawnie spychani na margines i traktowani z olbrzymią niechęcią. Mieli też nieporównanie mniej środków na prowadzenie własnej kampanii. Oczywiście można twierdzić, że i tak kampania na "tak" była w znacznej mierze budowana w opozycji do przeciwników unii i w tym sensie ich argumenty były obecne w debacie publicznej. Jest to jednak teza słaba i mało przekonująca.
Eurokrytyków uważam przede wszystkim - choć nie wszystkich - za nacjonalistów, bo na te argumenty przede wszystkim się powoływali, mówiąc o zagrożeniach dla tożsamości narodowej i moralności, przedstawiając Polskę jako ofiarę eurokratów
i tajnych międzynarodowych spisków. Nie tylko gotowi są oni bronić wszystkiego, co polskie przed obcymi, ale w tej obronie gotowi są zamienić się w quasi-sektę jawnie wypowiadającą posłuszeństwo własnemu Kościołowi i religii, kwestionującą autorytet i słowa swego przywódcy. Mam nadzieję, że ta orientacja nigdy wyborów nie wygra, ale z pewnością jej głos jeszcze przez dziesiątki lat będzie nam towarzyszył.
Polski ideał - Europa
Co zadecydowało o wyniku kampanii referendalnej? Z pewnością prowadzona z dużym rozmachem kampania rządowa, choć w porównaniu na przykład ze Słowacją czy Czechami była robiona bez ładu i składu. Plakaty z podobiznami znanych ludzi podpisane "Jestem Europejczykiem" lub "Jestem Europejką" były w złym guście i bez sensu. Europejczykiem jest się nie tylko z racji wyboru Unii Europejskiej. Trzeba jednak przyznać, że była i jest to kampania trudna. Nie jest łatwo dotrzeć do ludzi z informacją o konkretnych warunkach akcesji, udzielić odpowiedzi na realne i trudne pytania o renty, granty, zalesianie gruntów itd. Ta kampania musi więc trwać dalej, o ile akcesja ma się stać nie tylko spektakularnym sukcesem politycznym, ale rzeczywistością ekonomiczną i prawną.
Olbrzymie znaczenie miały przede wszystkim słowa papieża. Jego poparcie dla akcesji było jednoznaczne. Dotarło do wszystkich, a hasło "Od unii lubelskiej do Unii Europejskiej" najpełniej wyrażało sens tego referendum. Ważny zapewne okazał się list biskupów, jak zwykle bardzo wyważony i unikający jawnych politycznych deklaracji. Sądzę jednak, że Polacy powiedzieli "tak" nie dlatego, że przekonała ich kampania czy olśniły kolorowe plakaty, ale dlatego, że od początku nowej Rzeczypospolitej generalnie opowiadali się za unią. Wybraliśmy akcesję powodowani doświadczeniem historycznym i wiedzą o sukcesach gospodarczych Zachodu, a wreszcie dlatego, że europejska norma życia jest dla nas oczywistością. Głosowaliśmy całym swoim politycznym doświadczeniem i ugruntowanym przekonaniem. Jak pisał Platon, nie ma tak zepsutego miasta, w którym nie kryłby się ideał miasta doskonałego. Nasz ideał - śmiem twierdzić - nazywa się Europa i ten ideał szczęśliwie wybraliśmy.
Paweł Śpiewak
Korzystałem z książki Jerzego Bartkowskiego "Tradycja i polityka. Wpływ tradycji kulturowych polskich regionów na współczesne zachowania społeczne i polityczne", Warszawa 2003 r.
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.