Unia liberałów kontra unia biurokratów
Podczas gdy politycy pod przywództwem byłego prezydenta Francji Giscarda d'Estaing, zwolennika swoistego "centralizmu demokratycznego", przygotowują swój projekt konstytucji europejskiej, pracująca od kilku lat Europejska Grupa Konstytucyjna (zespół wolontariuszy, liberalnych prawników i ekonomistów) opracowała własny projekt konstytucji UE. Został on niedawno przedstawiony publicznie na konferencji w Turynie.
Projekt nie odmienia przez przypadki - jak powstający oficjalny dokument - politycznych sloganów w rodzaju "harmonizacji", "spójności" czy "solidarności", za którymi kryją się zamysły rozszerzania kompetencji instytucji ponadnarodowych: Parlamentu Europejskiego, komisji i trybunału. Wychodząc z założenia, iż unia nie startuje z punktu zerowego, projekt EGK proponuje poważne korekty już istniejących rozwiązań.
Zmiany te są konieczne, jeżeli przekształcająca się unia ma wyeliminować to, co określa się mianem "deficytu demokracji" w jej funkcjonowaniu. Suwerenem nie jest organizacja międzynarodowa, nie jest nim nawet państwo, lecz przede wszystkim jednostka. Są to zmiany niezbędne, jeżeli UE rzeczywiście zamierza umocnić - ulegający erozji w wyniku aktywności biurokratów - fundament sprawności ekonomicznej, jaki tworzą cztery wolności (swobodny przepływ towarów, kapitałów, usług
i ludzi). Wreszcie, zmiany powinny wzmocnić odpowiednimi rozwiązaniami konstytucyjnymi zasadę pomocniczości, która przewiduje, że władza wyższego szczebla działa wyłącznie wówczas, gdy dany problem nie może być rozwiązany przez społeczność lokalną lub państwo.
Zasada podwójnej równości
Projekt liberałów proponuje oryginalne rozwiązanie, nazwane przez jednego z dyskutantów w Turynie zasadą podwójnej równości: równości jednostek i równości państw. Ogromnym problemem każdej organizacji międzypaństwowej, zrzeszającej wielu członków, jest wyważenie zasady równości państw. Zasada "jedno państwo - jeden głos" w warunkach rzeczywistej nierówności państw prowadzi do "oenzetyzacji", czyli uczynienia z organizacji klubu dyskusyjnego impotentów. Zasada jednomyślności zaś paraliżuje, o czym wiemy najlepiej z historii Polski.
W projekcie proponuje się zasadę, że główne instytucje unii podejmują ważne decyzje podwójną kwalifikowaną większością: 2/3 państw, które muszą jednocześnie reprezentować 2/3 mieszkańców krajów UE. W tym rozwiązaniu czyni się w istotnej mierze zadość zasadzie równości państw, nie zapominając o równości jednostek. Głos państwa mającego, powiedzmy, 6 mln ludności nie może ważyć tyle samo, ile państwa zamieszkanego przez
60 mln osób. Zasada "jeden człowiek - jeden głos" też musi znaleźć odbicie w procesach decyzyjnych unii. To jednostka jest ostatecznym suwerenem!
Rozwiązanie powyższe chroni podstawowe interesy obu większości, nie paraliżując funkcjonowania organizacji. Interesy poszczególnych państw są dodatkowo zabezpieczone w projekcie EGK. Jeżeli bowiem jakieś państwo uważa, że taka podwójnie większościowa decyzja narusza jego żywotne interesy, projekt przewiduje, iż może ono odstąpić od realizacji danej decyzji lub nie ponosić jej konsekwencji. Warunkiem skuteczności takiego wyłączenia jest jednak uzyskanie większości w krajowym referendum w danej sprawie (to z kolei ograniczenie dla polityków poszczególnych państw, by nie podejmowali tak poważnych decyzji zbyt pochopnie).
Ostatecznym zabezpieczeniem interesów jednostek działających za pośrednictwem swoich władz państwowych jest prawo każdego kraju członkowskiego do opuszczenia UE. Podkreśla to zasadę wolności wyboru, która z upływem czasu i rozwojem sytuacji może prowadzić do zmiany oceny korzyści i kosztów członkostwa.
Deregulacja regulacji
Projekt naszego zespołu (jestem jego członkiem od kilku lat) wprowadza instrumenty ograniczające możliwości regulowania życia gospodarczego przez unię. Nadmiar regulacji i państwa opiekuńczego prowadzą do zjawiska zwanego eurosklerozą.
Wzmocnienie podstaw wolnorynkowych, reprezentowanych przez tzw. cztery wolności, dokonuje się w projekcie konstytucji głównie drogą pośrednią. Ze szczebla instytucji projekt przenosi prawo do inicjowania propozycji regulacji do ciał obieralnych. Propozycja ta zmniejsza jednocześnie wspomniany na wstępie "deficyt demokracji" w działalności unii.
Drugi sposób ograniczający "radosną twórczość" zarówno polityków, jak i biurokracji - unijnej i krajowej - polega na obowiązku przygotowania przy każdej mającej skutki ekonomiczne regulacji rachunku kosztów jej wprowadzenia. To zaś będzie oznaczało, że nie tylko entuzjaści danej dziedziny, np. ministrowie ochrony środowiska, będą uczestniczyć w tworzeniu danej regulacji, ale i inni zainteresowani jej efektami. Mniej będzie więc regulacji "entuzjastów", nie zwracających uwagi na ciężary, jakie w następstwie ich entuzjazmu poniosą obywatele. Jeśli bowiem nawet narzuca się kosztowne standardy firmom,
a nie jednostkom, i tak te pierwsze muszą uwzględnić koszty regulacji w cenie produktów i usług.
Niektóre zagadnienia autorzy projektu konstytucji uznali za tak ważne, że wprowadzają explicite zakaz unijnych regulacji. Za taką sferę uważa się podatki, które pozostają w sferze decyzji poszczególnych państw członkowskich. Systemy podatkowe odzwierciedlają preferencje - rozsądne lub nie - elektoratów państw członkowskich. Projekt unijnej konstytucji stara się zapobiec wywieraniu presji przez państwa uginające się pod ciężarem nieszczęsnego "socjalu" na kraje o niższych podatkach, by te ostatnie "zharmonizowały" swoje podatki, podnosząc je. Niskie podatki zawsze były i są elementem konkurencyjności i z ich powodu nie powinna być wywierana presja przez zwolenników "socjalu". "Socjal" ma swoje koszty w postaci obniżenia konkurencyjności, wolnego wzrostu i wysokiego bezrobocia. Kto chce poprawić konkurencyjność, powinien zrobić porządek we własnym domu, a nie starać się porządkować dom sąsiadowi!!!
Więcej demokracji!
O ile w pracach nad oficjalnym projektem komisja Giscarda troszczy się o podział władzy między instytucjami z punktu widzenia sprawności funkcjonowania scentralizowanej organizacji, co z reguły prowadzi do większej centralizacji, o tyle projekt liberałów dba o wpływ jednostek i państw na proces i efekty działalności UE. Tylko w ten sposób można powstrzymać skłonności centralizacyjne każdej biurokracji. Takie cele przyświecają "odcięciu" władz wykonawczych od inicjatywy regulacyjnej. Przygotowywanie projektów - tak; inicjatywa nowej unijnej regulacji - zdecydowanie nie! Od tego jest parlament.
Kolejną ważną innowacją jest propozycja wprowadzenia dwuizbowego Parlamentu Europejskiego. Izba wyższa składałaby się z przedstawicieli parlamentów krajowych. Oprócz szybszego przepływu informacji jej uprawnienia zwiększyłyby zakres kontroli państw nad unią - merytorycznie (przez prawo weta wobec projektu regulacji przyjętego przez izbę niższą) i finansowo (kontrola nad prawidłowością wydatkowania unijnego budżetu).
Istniejącej zawsze w organizacjach wieloszczeblowych tendencji centralizacyjnej ma przeciwdziałać proponowany przez EGK Europejski Trybunał Kompetencyjny. Jego zadaniem byłoby rozstrzyganie spraw dotyczących spornych obszarów działalności i rozsądzanie, czy należą do kompetencji unii, czy państw członkowskich. By nowy trybunał sam nie wykazywał skłonności centralizacyjnych, składałby się z sędziów delegowanych przez narodowe trybunały konstytucyjne.
Amunicja liberałów
Politycy ufni w poparcie społeczne, a w tym wypadku także w poparcie dla "projektu Europa", niechętnie odchodzą od swych ulubionych pomysłów. Tym razem jednak szanse akceptacji wielu z przedstawionych tu propozycji (oraz innych nie wymienionych z braku miejsca!) określiłbym jako większe niż zazwyczaj w takich sytuacjach.
Ostre różnice zdań w sprawie przyszłego kształtu unii biorą się m.in. z tego, że mniejsze państwa starają się ograniczyć zakres głosowania większościowego w obawie przed utratą wpływu na funkcjonowanie rozrastającej się organizacji. Równocześnie mają świadomość, że zasada jednogłośności we wszystkich sprawach jest nie do utrzymania. W tych warunkach takie propozycje jak np. zasada "podwójnej równości" (państw i obywateli) stanowią rozwiązanie zwiększające zakres kontroli państw członkowskich nad podstawowymi sprawami tej organizacji. Podobnie wyglądają inne proponowane zabezpieczenia, takie jak druga izba Parlamentu Europejskiego czy Trybunał Kompetencyjny.
Można spodziewać się poparcia dla części propozycji ze strony państw, które nie są zachwycone - mówiąc dyplomatycznie - francusko-niemiecką presją, by zwiększyć unijne kompetencje. W coraz mniejszym stopniu gotowe są akceptować status quo ekonomiczne przeregulowanej i nadopiekuńczej unii, słusznie upatrując w tych cechach źródeł niskiego wzrostu czy wręcz stagnacji gospodarczej. W nie większej mierze są gotowe do zaakceptowania wyraźnego zamiaru uczynienia z antyamerykanizmu spoiwa scentralizowanej unii.
Ci wszyscy, a jest ich większość w UE, którzy są odmiennego niż Francja i Niemcy zdania w wielu sprawach dotyczących przyszłości unii, znajdą w propozycjach opisywanych powyżej rozwiązania zwiększające kontrolę państw i pozwalające korygować dotychczasowy kurs organizacji. Ponieważ jest to amunicja powiększająca zakres demokracji i wolności, należy się tylko cieszyć z perspektyw osłabienia francusko-niemieckiej dominacji.
Projekt nie odmienia przez przypadki - jak powstający oficjalny dokument - politycznych sloganów w rodzaju "harmonizacji", "spójności" czy "solidarności", za którymi kryją się zamysły rozszerzania kompetencji instytucji ponadnarodowych: Parlamentu Europejskiego, komisji i trybunału. Wychodząc z założenia, iż unia nie startuje z punktu zerowego, projekt EGK proponuje poważne korekty już istniejących rozwiązań.
Zmiany te są konieczne, jeżeli przekształcająca się unia ma wyeliminować to, co określa się mianem "deficytu demokracji" w jej funkcjonowaniu. Suwerenem nie jest organizacja międzynarodowa, nie jest nim nawet państwo, lecz przede wszystkim jednostka. Są to zmiany niezbędne, jeżeli UE rzeczywiście zamierza umocnić - ulegający erozji w wyniku aktywności biurokratów - fundament sprawności ekonomicznej, jaki tworzą cztery wolności (swobodny przepływ towarów, kapitałów, usług
i ludzi). Wreszcie, zmiany powinny wzmocnić odpowiednimi rozwiązaniami konstytucyjnymi zasadę pomocniczości, która przewiduje, że władza wyższego szczebla działa wyłącznie wówczas, gdy dany problem nie może być rozwiązany przez społeczność lokalną lub państwo.
Zasada podwójnej równości
Projekt liberałów proponuje oryginalne rozwiązanie, nazwane przez jednego z dyskutantów w Turynie zasadą podwójnej równości: równości jednostek i równości państw. Ogromnym problemem każdej organizacji międzypaństwowej, zrzeszającej wielu członków, jest wyważenie zasady równości państw. Zasada "jedno państwo - jeden głos" w warunkach rzeczywistej nierówności państw prowadzi do "oenzetyzacji", czyli uczynienia z organizacji klubu dyskusyjnego impotentów. Zasada jednomyślności zaś paraliżuje, o czym wiemy najlepiej z historii Polski.
W projekcie proponuje się zasadę, że główne instytucje unii podejmują ważne decyzje podwójną kwalifikowaną większością: 2/3 państw, które muszą jednocześnie reprezentować 2/3 mieszkańców krajów UE. W tym rozwiązaniu czyni się w istotnej mierze zadość zasadzie równości państw, nie zapominając o równości jednostek. Głos państwa mającego, powiedzmy, 6 mln ludności nie może ważyć tyle samo, ile państwa zamieszkanego przez
60 mln osób. Zasada "jeden człowiek - jeden głos" też musi znaleźć odbicie w procesach decyzyjnych unii. To jednostka jest ostatecznym suwerenem!
Rozwiązanie powyższe chroni podstawowe interesy obu większości, nie paraliżując funkcjonowania organizacji. Interesy poszczególnych państw są dodatkowo zabezpieczone w projekcie EGK. Jeżeli bowiem jakieś państwo uważa, że taka podwójnie większościowa decyzja narusza jego żywotne interesy, projekt przewiduje, iż może ono odstąpić od realizacji danej decyzji lub nie ponosić jej konsekwencji. Warunkiem skuteczności takiego wyłączenia jest jednak uzyskanie większości w krajowym referendum w danej sprawie (to z kolei ograniczenie dla polityków poszczególnych państw, by nie podejmowali tak poważnych decyzji zbyt pochopnie).
Ostatecznym zabezpieczeniem interesów jednostek działających za pośrednictwem swoich władz państwowych jest prawo każdego kraju członkowskiego do opuszczenia UE. Podkreśla to zasadę wolności wyboru, która z upływem czasu i rozwojem sytuacji może prowadzić do zmiany oceny korzyści i kosztów członkostwa.
Deregulacja regulacji
Projekt naszego zespołu (jestem jego członkiem od kilku lat) wprowadza instrumenty ograniczające możliwości regulowania życia gospodarczego przez unię. Nadmiar regulacji i państwa opiekuńczego prowadzą do zjawiska zwanego eurosklerozą.
Wzmocnienie podstaw wolnorynkowych, reprezentowanych przez tzw. cztery wolności, dokonuje się w projekcie konstytucji głównie drogą pośrednią. Ze szczebla instytucji projekt przenosi prawo do inicjowania propozycji regulacji do ciał obieralnych. Propozycja ta zmniejsza jednocześnie wspomniany na wstępie "deficyt demokracji" w działalności unii.
Drugi sposób ograniczający "radosną twórczość" zarówno polityków, jak i biurokracji - unijnej i krajowej - polega na obowiązku przygotowania przy każdej mającej skutki ekonomiczne regulacji rachunku kosztów jej wprowadzenia. To zaś będzie oznaczało, że nie tylko entuzjaści danej dziedziny, np. ministrowie ochrony środowiska, będą uczestniczyć w tworzeniu danej regulacji, ale i inni zainteresowani jej efektami. Mniej będzie więc regulacji "entuzjastów", nie zwracających uwagi na ciężary, jakie w następstwie ich entuzjazmu poniosą obywatele. Jeśli bowiem nawet narzuca się kosztowne standardy firmom,
a nie jednostkom, i tak te pierwsze muszą uwzględnić koszty regulacji w cenie produktów i usług.
Niektóre zagadnienia autorzy projektu konstytucji uznali za tak ważne, że wprowadzają explicite zakaz unijnych regulacji. Za taką sferę uważa się podatki, które pozostają w sferze decyzji poszczególnych państw członkowskich. Systemy podatkowe odzwierciedlają preferencje - rozsądne lub nie - elektoratów państw członkowskich. Projekt unijnej konstytucji stara się zapobiec wywieraniu presji przez państwa uginające się pod ciężarem nieszczęsnego "socjalu" na kraje o niższych podatkach, by te ostatnie "zharmonizowały" swoje podatki, podnosząc je. Niskie podatki zawsze były i są elementem konkurencyjności i z ich powodu nie powinna być wywierana presja przez zwolenników "socjalu". "Socjal" ma swoje koszty w postaci obniżenia konkurencyjności, wolnego wzrostu i wysokiego bezrobocia. Kto chce poprawić konkurencyjność, powinien zrobić porządek we własnym domu, a nie starać się porządkować dom sąsiadowi!!!
Więcej demokracji!
O ile w pracach nad oficjalnym projektem komisja Giscarda troszczy się o podział władzy między instytucjami z punktu widzenia sprawności funkcjonowania scentralizowanej organizacji, co z reguły prowadzi do większej centralizacji, o tyle projekt liberałów dba o wpływ jednostek i państw na proces i efekty działalności UE. Tylko w ten sposób można powstrzymać skłonności centralizacyjne każdej biurokracji. Takie cele przyświecają "odcięciu" władz wykonawczych od inicjatywy regulacyjnej. Przygotowywanie projektów - tak; inicjatywa nowej unijnej regulacji - zdecydowanie nie! Od tego jest parlament.
Kolejną ważną innowacją jest propozycja wprowadzenia dwuizbowego Parlamentu Europejskiego. Izba wyższa składałaby się z przedstawicieli parlamentów krajowych. Oprócz szybszego przepływu informacji jej uprawnienia zwiększyłyby zakres kontroli państw nad unią - merytorycznie (przez prawo weta wobec projektu regulacji przyjętego przez izbę niższą) i finansowo (kontrola nad prawidłowością wydatkowania unijnego budżetu).
Istniejącej zawsze w organizacjach wieloszczeblowych tendencji centralizacyjnej ma przeciwdziałać proponowany przez EGK Europejski Trybunał Kompetencyjny. Jego zadaniem byłoby rozstrzyganie spraw dotyczących spornych obszarów działalności i rozsądzanie, czy należą do kompetencji unii, czy państw członkowskich. By nowy trybunał sam nie wykazywał skłonności centralizacyjnych, składałby się z sędziów delegowanych przez narodowe trybunały konstytucyjne.
Amunicja liberałów
Politycy ufni w poparcie społeczne, a w tym wypadku także w poparcie dla "projektu Europa", niechętnie odchodzą od swych ulubionych pomysłów. Tym razem jednak szanse akceptacji wielu z przedstawionych tu propozycji (oraz innych nie wymienionych z braku miejsca!) określiłbym jako większe niż zazwyczaj w takich sytuacjach.
Ostre różnice zdań w sprawie przyszłego kształtu unii biorą się m.in. z tego, że mniejsze państwa starają się ograniczyć zakres głosowania większościowego w obawie przed utratą wpływu na funkcjonowanie rozrastającej się organizacji. Równocześnie mają świadomość, że zasada jednogłośności we wszystkich sprawach jest nie do utrzymania. W tych warunkach takie propozycje jak np. zasada "podwójnej równości" (państw i obywateli) stanowią rozwiązanie zwiększające zakres kontroli państw członkowskich nad podstawowymi sprawami tej organizacji. Podobnie wyglądają inne proponowane zabezpieczenia, takie jak druga izba Parlamentu Europejskiego czy Trybunał Kompetencyjny.
Można spodziewać się poparcia dla części propozycji ze strony państw, które nie są zachwycone - mówiąc dyplomatycznie - francusko-niemiecką presją, by zwiększyć unijne kompetencje. W coraz mniejszym stopniu gotowe są akceptować status quo ekonomiczne przeregulowanej i nadopiekuńczej unii, słusznie upatrując w tych cechach źródeł niskiego wzrostu czy wręcz stagnacji gospodarczej. W nie większej mierze są gotowe do zaakceptowania wyraźnego zamiaru uczynienia z antyamerykanizmu spoiwa scentralizowanej unii.
Ci wszyscy, a jest ich większość w UE, którzy są odmiennego niż Francja i Niemcy zdania w wielu sprawach dotyczących przyszłości unii, znajdą w propozycjach opisywanych powyżej rozwiązania zwiększające kontrolę państw i pozwalające korygować dotychczasowy kurs organizacji. Ponieważ jest to amunicja powiększająca zakres demokracji i wolności, należy się tylko cieszyć z perspektyw osłabienia francusko-niemieckiej dominacji.
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.