"Wprost" dotarł do konstruktorów irackiej bomby atomowej! - Agata Jabłońska z Bagdadu i Londynu.
Bombę atomową można porównać z coca-colą. Wszyscy wiedzą, jak smakuje, ale receptura jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Amerykańskie i brytyjskie służby specjalne w Iraku skupiają wysiłki na szukaniu gotowego produktu - broni masowego rażenia. Być może wciąż jeszcze jest tam broń chemiczna i biologiczna, ale atomowej nie ma. Jest za to jej "receptura" i jej właśnie wszyscy powinni szukać, bo byłaby dowodem zbrodniczych zamiarów Saddama Husajna. Skąd o tym wiem? - Jestem jednym z ludzi, którzy nad tą "recepturą" pracowali - mówi iracki naukowiec. Doktor twierdzi, że od kilku tygodni współpracuje z CIA.
Doktor zgodził się na rozmowę ze mną dzięki pośrednictwu zachodniego dziennikarza, który - zaprzyjaźniony z tamtejszymi elitami - przygotowuje książkę o kraju rządzonym przez Saddama. Naukowiec postawił jednak warunek nieujawniana jego nazwiska. Zezwolił na podanie danych dopiero wtedy, gdy rząd USA wywiezie go z rodziną z Iraku. Słowa Doktora potwierdził jego dawny współpracownik, od 1999 r. mieszkający w USA. Nazywam go w tekście Asystentem. Spotkałam się z nim w ubiegłym tygodniu w Londynie.
Bomba - to proste...
- Teoretycznie zrobienie bomby atomowej jest proste. Wie o tym każdy fizyk na świecie. Problemem są bariery techniczne, które trzeba pokonać, żeby wzbogacić uran - mówi Doktor. Proces ten prowadzi do uzyskania wolnego od innych izotopów uranu 235, jedynego, jaki nadaje się do produkcji uranowej bomby atomowej.
W Iraku prowadzone były równolegle dwa programy nuklearne. Pierwszy, któremu szefował dr Dżaffar Dhia Dżaffar, nadzorowała Iracka Agencja Energii Atomowej. Program ten zakończył się fiaskiem. Drugi był jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic reżimu. Mimo że rozpoczął się już w lipcu 1987 r., na Zachód dotarło niewiele informacji na ten temat. Dopiero pod koniec lat 90. inspektorom ONZ udało się ustalić, że szefem tego projektu był dr Mahdi Obeidi, kierujący zespołem dwustu naukowców.
Eksperci z tego zespołu początkowo starali się wzbogacić uran metodą tzw. dyfuzji, ale kiedy po kilku miesiącach eksperymentów okazało się, że nie uzyskują pożądanych efektów, skoncentrowali się na wzbogacaniu uranu metodą wirówkową. Tu kluczem do sukcesu jest odpowiedni silnik wirówki.
- By spełnił swoje zadanie i "wycisnął" potrzebny uran 235 z innych izotopów, musi osiągnąć prędkość minimum 50 tys. obrotów na minutę - wyjaśnia Doktor.
Wirówka albo Życie
Poszukiwania elementów potrzebnych do skonstruowania prototypu wirówki trwały trzy lata. Do tajnego laboratorium w Raszdijji (20 km od Bagdadu) dotarły one na początku 1990 r. Kupiono je od firm brytyjskiej, szwajcarskiej i niemieckiej, a część podzespołów wykonano w irackiej firmie Nasser & Saddam. - W lutym szef wezwał nas i oświadczył, że mamy dwa miesiące na zakończenie prac nad urządzeniem - mówi Doktor. - To było niemożliwe w tak krótkim czasie. Amerykanie nad swoją wirówką pracowali dwadzieścia lat. Pakistańczycy, którzy ukradli jej projekt, siedem lat. Popatrzyliśmy na siebie, potem na niego. Nie kpił z nas. Przekazywał nam polecenie, które przyszło z góry. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza: jeśli nie spełnimy oczekiwań, poniesiemy konsekwencje. Gra toczyła się nie o to urządzenie, ale o nasze życie.
29 kwietnia 1990 r. wirówka po raz pierwszy osiągnęła krytyczną prędkość 50 tys. obrotów. - Tego dnia Irak znalazł się na prostej drodze, by dołączyć do elitarnego klubu mocarstw nuklearnych. Saddam w ciągu kilku miesięcy mógł mieć bombę, o której marzył. Z moich wyliczeń wynika, że przez rok mogliśmy uzyskać odpowiednią ilość uranu 235, by stworzyć bombę, której siła byłaby sześciokrotnie większa od mocy ładunku, który spadł na Hiroszimę - mówi Doktor.
W czerwcu zakończono przygotowania ośrodka w al-Jusfia, 30 km od Bagdadu. W jednym z pomieszczeń rozstawiono kaskadę stu wirówek i przygotowano je do pracy. W kolejnych znajdowały się warsztaty oraz laboratoria.
"Pustynna burza" przerywa reakcję Łańcuchową
Ośrodek w al-Jusfia nigdy nie zaczął działać. Prace nad programem atomowym po raz pierwszy zawieszono dwa dni po rozpoczęciu inwazji na Kuwejt, natomiast 16 stycznia 1991 r., gdy zaczęła się operacja "Pustynna burza", Husajn Kamel al-Madżid, odpowiedzialny za budowę broni masowego rażenia zięć Saddama, wydał rozkaz ukrycia dokumentów i sprzętu. - Gdyby nie wybuch wojny, iracki dyktator miałby bombę atomową prawdopodobnie w pół roku. Chyba nikt na świecie nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak bliski był tego celu i jak niewiele w ostatniej dekadzie dzieliło świat od katastrofy - uważa Doktor.
Wznowieniu programu przeszkodzili inspektorzy rozbrojeniowi ONZ, którzy po raz pierwszy zjawili się w Ira-ku w kwietniu 1991 r. Doktor:
- Zaraz po zakończeniu wojny wydano rozkaz natychmiastowego ponownego rozpoczęcia prac nad programem. Na południe od Bagdadu zaczęto budować nowe laboratorium. Mimo że Husajn Kamel wcześniej nie pojawiał się u nas zbyt często, teraz widywałem go niemal codziennie, jak biegł przez korytarze, wściekły na szefów laboratorium, że prace idą zbyt wolno. Każdy, kto go widział, wiedział, że nie mamy wyboru. Byliśmy niewolnikami.
Inspektorzy ONZ do Raszdijji dotarli w połowie maja, po niespełna miesiącu pracy w Iraku. Już podczas pierwszej ich wizyty pobrali z podłogi i ścian próbki. W Wiedniu, gdzie je przetestowano, nikt nie miał wątpliwości, że pochodzą z miejsca, w którym znajdował się uran. Gdy inspektorzy wrócili do laboratorium po dwunastu dniach (tyle trwało wysłanie próbek z Iraku do Wiednia, przebadanie ich i odesłanie wyników), okazało się, że nie ma tam żadnego uranu. - Przez tydzień wszystko zostało wymienione - począwszy od ścian, które wybudowano od nowa, skończywszy na ołówkach i naszej odzieży - mówi Doktor. - Po tym incydencie nie ulegało wątpliwości, że prowadzenie prac będzie niemożliwe.
Gra na czas z inspektorami
W 1995 r. Husajn Kamel z rodziną uciekł do Jordanii. Prezydent, obiecując że wybaczy mu zdradę, przekonał go do powrotu. 48 godzin po przybyciu Kamela do Bagdadu jego odrąbaną głowę dostarczono do pałacu prezydenckiego. Budowę broni masowej zagłady nadzorowali od tego czasu syn Saddama Kusaj oraz wicepremier Abdul Tawab. Ten ostatni uwięził dziesiątki naukowców, którzy nie spełnili jego oczekiwań.
Doktor twierdzi, że w latach 90. kilka razy rozważano wznowienie programu. Za każdym razem kończyło się tak samo - zjawiali się inspektorzy. Z biegiem czasu wysłannicy ONZ systematycznie odnajdywali coraz więcej specjalistycznego sprzętu i żądali jego zniszczenia. Naukowcy, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że jesienią 1998 r. Saddam wyrzucił inspektorów, bo był rozwścieczony ciągłym krzyżowaniem mu planów. Wówczas mówiło się, że agenci Kusaja starali się kupić urządzenia niezbędne do rozpoczęcia prac nad wzbogacaniem uranu. O rozpoczęciu prac nie było jednak mowy - inspektorzy zbyt wiele cennej aparatury zniszczyli przed wyjazdem. Poważnym utrudnieniem okazało się też międzynarodowe embargo.
Naukowców, którzy wcześniej pracowali nad projektem, rozesłano do różnych instytucji i laboratoriów. Część z nich pracowała tam nad udoskonalaniem procedur lub urządzeń przydatnych w programie atomowym. Ci, którzy zdołali wywieźć z Iraku rodziny, uciekali za granicę.
- Reżim traktował nasze żony i dzieci jak zakładników. Największy błąd ONZ polegał na tym, że naukowców nie wywożono za granicę na przesłuchania razem z rodzinami - tłumaczy Asystent.
- Snując rozważania na temat Iraku, ludzie z Zachodu zachowują się tak, jakby nie rozumieli, co to dyktatura - twierdzi Asystent. Naukowcy poza zadaniami, do których zostali wyznaczeni, nie wiedzieli oficjalnie nic o tym, co dzieje się w ich laboratorium: - Chyba żaden naukowiec nie ma pełnej wiedzy na temat programu. Wszystkiego dowiadywaliśmy się z plotek. Jak wyglądały prace w poszczególnych departamentach, orientowali się tylko szefowie tych jednostek. My nie wiedzieliśmy nawet, gdzie się one znajdują - opowiada.
Narodziny potwora
Fakt, iż Saddam Husajn dysponował bronią chemiczną i biologiczną, nie ulega wątpliwości. Wystarczy jeszcze raz przejrzeć przerażające zdjęcia i raporty z Halabdży i innych kurdyjskich miejscowości, na które w 1988 r. zrzucono dwuskładnikowy gaz paraliżujący układ nerwowy.
Broni nuklearnej iracki dyktator nigdy nie miał. Miał natomiast i udoskonalał "recepturę" - technologię budowy urządzeń i procedury. Świadczą o tym nie tylko słowa naukowców, ale także setki tajemniczych dowodów, które przez lata zebrali inspektorzy ONZ. Widzieli oni w Iraku urządzenia programu nuklear-nego, a do połowy lat 90. odnajdywali kopie dokumentacji. Oryginałów nigdy im nie pokazano. Reżim twierdził, że zostały spalone. Ale co rzeczywiście stało się z dokumentacją - nikt nie wie.
Najpewniej Saddam w ciągu ostatnich lat zbierał również informacje o tym, gdzie kupować podzespoły do urządzeń i uran. Teraz dzięki tej wiedzy i dokumentom może wiedzieć - on lub jego następca w podziemiu - jak błyskawicznie zbudować bombę atomową.
- Od pierwszej wojny w Zatoce Saddam kilkakrotnie przymierzał się
do wznowienia programu atomowego. Według moich szacunków, dokonanych po rozmowach telefonicznych z irackimi naukowcami pracującymi przy tym programie, Husajn kilka lat po rozpoczęciu prac mógł mieć bombę atomową. Na pewno nie miał problemów z uzyskaniem materiałów rozszczepialnych - powiedział "Wprost" David Albright, były inspektor ONZ, a obecnie prezes Instytutu Naukowego Bezpieczeństwa Międzynarodowego w Waszyngtonie. - Dotychczas nie wiadomo, co się stało z dokumentacją, na której podstawie miała powstać iracka bomba atomowa.
Szczegóły techniczne dotyczące budowy broni masowego rażenia to jedna z najbardziej poszukiwanych i najpilniej strzeżonych tajemnic na świecie. Saddam bądź jego pogrobowcy, znając ten sekret, prędzej czy później znajdą kupca. Wówczas świat pozna potwora podobnego do Husajna.
Agata Jabłońska
PS "Wprost" dysponuje pełną wiedzą na temat personaliów Doktora i Asystenta oraz ich roli w programie tworzenia irackiej bomby atomowej. Magnetofonowe zapisy rozmów z nimi znajdują się w posiadaniu redakcji.
Doktor zgodził się na rozmowę ze mną dzięki pośrednictwu zachodniego dziennikarza, który - zaprzyjaźniony z tamtejszymi elitami - przygotowuje książkę o kraju rządzonym przez Saddama. Naukowiec postawił jednak warunek nieujawniana jego nazwiska. Zezwolił na podanie danych dopiero wtedy, gdy rząd USA wywiezie go z rodziną z Iraku. Słowa Doktora potwierdził jego dawny współpracownik, od 1999 r. mieszkający w USA. Nazywam go w tekście Asystentem. Spotkałam się z nim w ubiegłym tygodniu w Londynie.
Bomba - to proste...
- Teoretycznie zrobienie bomby atomowej jest proste. Wie o tym każdy fizyk na świecie. Problemem są bariery techniczne, które trzeba pokonać, żeby wzbogacić uran - mówi Doktor. Proces ten prowadzi do uzyskania wolnego od innych izotopów uranu 235, jedynego, jaki nadaje się do produkcji uranowej bomby atomowej.
W Iraku prowadzone były równolegle dwa programy nuklearne. Pierwszy, któremu szefował dr Dżaffar Dhia Dżaffar, nadzorowała Iracka Agencja Energii Atomowej. Program ten zakończył się fiaskiem. Drugi był jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic reżimu. Mimo że rozpoczął się już w lipcu 1987 r., na Zachód dotarło niewiele informacji na ten temat. Dopiero pod koniec lat 90. inspektorom ONZ udało się ustalić, że szefem tego projektu był dr Mahdi Obeidi, kierujący zespołem dwustu naukowców.
Eksperci z tego zespołu początkowo starali się wzbogacić uran metodą tzw. dyfuzji, ale kiedy po kilku miesiącach eksperymentów okazało się, że nie uzyskują pożądanych efektów, skoncentrowali się na wzbogacaniu uranu metodą wirówkową. Tu kluczem do sukcesu jest odpowiedni silnik wirówki.
- By spełnił swoje zadanie i "wycisnął" potrzebny uran 235 z innych izotopów, musi osiągnąć prędkość minimum 50 tys. obrotów na minutę - wyjaśnia Doktor.
Wirówka albo Życie
Poszukiwania elementów potrzebnych do skonstruowania prototypu wirówki trwały trzy lata. Do tajnego laboratorium w Raszdijji (20 km od Bagdadu) dotarły one na początku 1990 r. Kupiono je od firm brytyjskiej, szwajcarskiej i niemieckiej, a część podzespołów wykonano w irackiej firmie Nasser & Saddam. - W lutym szef wezwał nas i oświadczył, że mamy dwa miesiące na zakończenie prac nad urządzeniem - mówi Doktor. - To było niemożliwe w tak krótkim czasie. Amerykanie nad swoją wirówką pracowali dwadzieścia lat. Pakistańczycy, którzy ukradli jej projekt, siedem lat. Popatrzyliśmy na siebie, potem na niego. Nie kpił z nas. Przekazywał nam polecenie, które przyszło z góry. Wszyscy wiedzieli, co to oznacza: jeśli nie spełnimy oczekiwań, poniesiemy konsekwencje. Gra toczyła się nie o to urządzenie, ale o nasze życie.
29 kwietnia 1990 r. wirówka po raz pierwszy osiągnęła krytyczną prędkość 50 tys. obrotów. - Tego dnia Irak znalazł się na prostej drodze, by dołączyć do elitarnego klubu mocarstw nuklearnych. Saddam w ciągu kilku miesięcy mógł mieć bombę, o której marzył. Z moich wyliczeń wynika, że przez rok mogliśmy uzyskać odpowiednią ilość uranu 235, by stworzyć bombę, której siła byłaby sześciokrotnie większa od mocy ładunku, który spadł na Hiroszimę - mówi Doktor.
W czerwcu zakończono przygotowania ośrodka w al-Jusfia, 30 km od Bagdadu. W jednym z pomieszczeń rozstawiono kaskadę stu wirówek i przygotowano je do pracy. W kolejnych znajdowały się warsztaty oraz laboratoria.
"Pustynna burza" przerywa reakcję Łańcuchową
Ośrodek w al-Jusfia nigdy nie zaczął działać. Prace nad programem atomowym po raz pierwszy zawieszono dwa dni po rozpoczęciu inwazji na Kuwejt, natomiast 16 stycznia 1991 r., gdy zaczęła się operacja "Pustynna burza", Husajn Kamel al-Madżid, odpowiedzialny za budowę broni masowego rażenia zięć Saddama, wydał rozkaz ukrycia dokumentów i sprzętu. - Gdyby nie wybuch wojny, iracki dyktator miałby bombę atomową prawdopodobnie w pół roku. Chyba nikt na świecie nie zdawał sobie wówczas sprawy, jak bliski był tego celu i jak niewiele w ostatniej dekadzie dzieliło świat od katastrofy - uważa Doktor.
Wznowieniu programu przeszkodzili inspektorzy rozbrojeniowi ONZ, którzy po raz pierwszy zjawili się w Ira-ku w kwietniu 1991 r. Doktor:
- Zaraz po zakończeniu wojny wydano rozkaz natychmiastowego ponownego rozpoczęcia prac nad programem. Na południe od Bagdadu zaczęto budować nowe laboratorium. Mimo że Husajn Kamel wcześniej nie pojawiał się u nas zbyt często, teraz widywałem go niemal codziennie, jak biegł przez korytarze, wściekły na szefów laboratorium, że prace idą zbyt wolno. Każdy, kto go widział, wiedział, że nie mamy wyboru. Byliśmy niewolnikami.
Inspektorzy ONZ do Raszdijji dotarli w połowie maja, po niespełna miesiącu pracy w Iraku. Już podczas pierwszej ich wizyty pobrali z podłogi i ścian próbki. W Wiedniu, gdzie je przetestowano, nikt nie miał wątpliwości, że pochodzą z miejsca, w którym znajdował się uran. Gdy inspektorzy wrócili do laboratorium po dwunastu dniach (tyle trwało wysłanie próbek z Iraku do Wiednia, przebadanie ich i odesłanie wyników), okazało się, że nie ma tam żadnego uranu. - Przez tydzień wszystko zostało wymienione - począwszy od ścian, które wybudowano od nowa, skończywszy na ołówkach i naszej odzieży - mówi Doktor. - Po tym incydencie nie ulegało wątpliwości, że prowadzenie prac będzie niemożliwe.
Gra na czas z inspektorami
W 1995 r. Husajn Kamel z rodziną uciekł do Jordanii. Prezydent, obiecując że wybaczy mu zdradę, przekonał go do powrotu. 48 godzin po przybyciu Kamela do Bagdadu jego odrąbaną głowę dostarczono do pałacu prezydenckiego. Budowę broni masowej zagłady nadzorowali od tego czasu syn Saddama Kusaj oraz wicepremier Abdul Tawab. Ten ostatni uwięził dziesiątki naukowców, którzy nie spełnili jego oczekiwań.
Doktor twierdzi, że w latach 90. kilka razy rozważano wznowienie programu. Za każdym razem kończyło się tak samo - zjawiali się inspektorzy. Z biegiem czasu wysłannicy ONZ systematycznie odnajdywali coraz więcej specjalistycznego sprzętu i żądali jego zniszczenia. Naukowcy, z którymi rozmawiałam, twierdzą, że jesienią 1998 r. Saddam wyrzucił inspektorów, bo był rozwścieczony ciągłym krzyżowaniem mu planów. Wówczas mówiło się, że agenci Kusaja starali się kupić urządzenia niezbędne do rozpoczęcia prac nad wzbogacaniem uranu. O rozpoczęciu prac nie było jednak mowy - inspektorzy zbyt wiele cennej aparatury zniszczyli przed wyjazdem. Poważnym utrudnieniem okazało się też międzynarodowe embargo.
Naukowców, którzy wcześniej pracowali nad projektem, rozesłano do różnych instytucji i laboratoriów. Część z nich pracowała tam nad udoskonalaniem procedur lub urządzeń przydatnych w programie atomowym. Ci, którzy zdołali wywieźć z Iraku rodziny, uciekali za granicę.
- Reżim traktował nasze żony i dzieci jak zakładników. Największy błąd ONZ polegał na tym, że naukowców nie wywożono za granicę na przesłuchania razem z rodzinami - tłumaczy Asystent.
- Snując rozważania na temat Iraku, ludzie z Zachodu zachowują się tak, jakby nie rozumieli, co to dyktatura - twierdzi Asystent. Naukowcy poza zadaniami, do których zostali wyznaczeni, nie wiedzieli oficjalnie nic o tym, co dzieje się w ich laboratorium: - Chyba żaden naukowiec nie ma pełnej wiedzy na temat programu. Wszystkiego dowiadywaliśmy się z plotek. Jak wyglądały prace w poszczególnych departamentach, orientowali się tylko szefowie tych jednostek. My nie wiedzieliśmy nawet, gdzie się one znajdują - opowiada.
Narodziny potwora
Fakt, iż Saddam Husajn dysponował bronią chemiczną i biologiczną, nie ulega wątpliwości. Wystarczy jeszcze raz przejrzeć przerażające zdjęcia i raporty z Halabdży i innych kurdyjskich miejscowości, na które w 1988 r. zrzucono dwuskładnikowy gaz paraliżujący układ nerwowy.
Broni nuklearnej iracki dyktator nigdy nie miał. Miał natomiast i udoskonalał "recepturę" - technologię budowy urządzeń i procedury. Świadczą o tym nie tylko słowa naukowców, ale także setki tajemniczych dowodów, które przez lata zebrali inspektorzy ONZ. Widzieli oni w Iraku urządzenia programu nuklear-nego, a do połowy lat 90. odnajdywali kopie dokumentacji. Oryginałów nigdy im nie pokazano. Reżim twierdził, że zostały spalone. Ale co rzeczywiście stało się z dokumentacją - nikt nie wie.
Najpewniej Saddam w ciągu ostatnich lat zbierał również informacje o tym, gdzie kupować podzespoły do urządzeń i uran. Teraz dzięki tej wiedzy i dokumentom może wiedzieć - on lub jego następca w podziemiu - jak błyskawicznie zbudować bombę atomową.
- Od pierwszej wojny w Zatoce Saddam kilkakrotnie przymierzał się
do wznowienia programu atomowego. Według moich szacunków, dokonanych po rozmowach telefonicznych z irackimi naukowcami pracującymi przy tym programie, Husajn kilka lat po rozpoczęciu prac mógł mieć bombę atomową. Na pewno nie miał problemów z uzyskaniem materiałów rozszczepialnych - powiedział "Wprost" David Albright, były inspektor ONZ, a obecnie prezes Instytutu Naukowego Bezpieczeństwa Międzynarodowego w Waszyngtonie. - Dotychczas nie wiadomo, co się stało z dokumentacją, na której podstawie miała powstać iracka bomba atomowa.
Szczegóły techniczne dotyczące budowy broni masowego rażenia to jedna z najbardziej poszukiwanych i najpilniej strzeżonych tajemnic na świecie. Saddam bądź jego pogrobowcy, znając ten sekret, prędzej czy później znajdą kupca. Wówczas świat pozna potwora podobnego do Husajna.
Agata Jabłońska
PS "Wprost" dysponuje pełną wiedzą na temat personaliów Doktora i Asystenta oraz ich roli w programie tworzenia irackiej bomby atomowej. Magnetofonowe zapisy rozmów z nimi znajdują się w posiadaniu redakcji.
Wirówka Testowana w Iraku metoda pozyskania uranu 235 polega na wykorzystaniu sił odśrodkowych działających na drobiny sześciofluorku uranu, które znajdują się wewnątrz obracającej się z olbrzymią prędkością wirówki. Prototyp tego urządzenia skonstruowano tam w 1990 r. Był na 3 m wysoki i osiągał prędkość 55 tys. obrotów na minutę. Dziś wirówki są o połowę mniejsze i mają dwa razy większą szybkość. Poważnym utrudnieniem podczas stosowania metody wirówkowej jest zużywanie się części mechanicznych wykorzystywanych w niej urządzeń. Konieczna jest więc budowa olbrzymich warsztatów. W Iraku zakłady w al-Jusfia, gdzie miał być wzbogacany uran, zajmowały powierzchnię 33 tys. m2. |
Więcej możesz przeczytać w 25/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.