Pod hasłem walki o tolerancję w Krakowie odbyła się manifestacja nietolerancji
W Krakowie od kilku lat bez najmniejszych problemów działają gejowskie i lesbijskie kluby. Pod Wawelem homoseksualiści trzymający się za ręce nie wywołują nawet cienia agresji. Geje i lesbijki nie mają żadnych problemów w pracy, ich seksualne skłonności nie przeszkadzają w awansie, w mediach homoseksualiści często zabierają głos. W Krakowie Tomasz Szypuła, przedstawiciel ruchu Kampania przeciw Homofobii, został nagrodzony za walkę o godność człowieka. Z kim i z czym chcieli więc walczyć organizatorzy Krakowskich Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej? Dlaczego kończący imprezę marsz gejów i lesbijek na Wawel zaplanowano na niedzielę 9 maja, gdy tłumy wiernych w tym samym miejscu uczestniczą w corocznej procesji ku czci św. Stanisława? W ostatniej chwili marsz przeniesiono na piątek 7 maja. Odpowiedź na te pytania jest prosta: najłatwiej jest ukryć własną nietolerancję, walcząc z nietolerancją innych.
Pod sztandarami Antyklerykalnej Partii Postępu Racja (już sama nazwa jest zaprzeczeniem tolerancji dla poglądów innych) geje i lesbijki chcieli wymierzyć policzek klerykałom i reakcjonistom. Wyraźnie chcieli sprowokować przeciwników - co się im udało. W efekcie w Krakowie doszło do wielkiej bitwy, tyle że nie homoseksualistów z reprezentującymi reakcjonistów Młodzieżą Wszechpolską i radykalnymi kibicami, lecz dwóch ostatnich grup z policją. Były strzały z broni gładkolufowej, porozbijano witryny i samochody, zdemolowano okolice Wawelu. Geje i lesbijki kolejny raz udowodnili, że w Polsce są prześladowani, więc powinni korzystać ze specjalnych praw. Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, która skrytykowała pomysł marszu, nie ma wątpliwości, że w Krakowie doszło do prowokacji.
Mistrzowie propagandy
Jakakolwiek forma dyskryminacji ze względu na seksualne preferencje jest naganna - to w demokratycznym państwie oczywistość. Czym innym jest jednak narzucanie swoich preferencji i wynikającego z nich stylu życia innym. Czym innym jest także podważanie wszystkiego, co dotychczas uznawano za normę, jako przejawu ciemnoty i reakcji. Co poza nietolerancją chcą zademonstrować geje i lesbijki, którzy w Berlinie krzyczeli: "Jesteśmy homo, a jak wam się to nie podoba, to mamy was w d..."? Czego dowodzi rzucanie w berlińczyków, którym manifestacja homoseksualistów się nie podobała, zużytymi prezerwatywami czy obnażanie genitaliów? W Krakowie do tego nie doszło, ale dochodziło do manifestowania wobec osób, które wcale sobie tego nie życzyły, własnych preferencji seksualnych. Piotr Boroń, przewodniczący sejmiku wojewódzkiego w Krakowie, zwrócił uwagę na oczywistość: każdy ma prawo do tolerancji w swoim otoczeniu, jeśli jednak ogół nie chce pewnych zachowań na ulicach, trzeba to uszanować.
Ustalając datę marszu na dzień św. Stanisława, organizatorzy święta gejów i lesbijek wyraźnie prowokowali Ligę Polskich Rodzin i Młodzież Wszechpolską. I te zareagowały agresywnymi hasłami w rodzaju: "Pedały do rowerów". Działacze Kampanii przeciw Homofobii wszystkie te przejawy nietolerancji natychmiast zgłaszali do prokuratury, z niewinną miną oświadczając, że termin marszu jest przypadkowy. I zachęcali do przyjazdu do Krakowa kolejnych demonstrantów i dziennikarzy. Obserwatorów wysłały też międzynarodowe organizacje homoseksualistów, a stosowne oświadczenie wystosował nawet Komitet Helsiński. Termin przemarszu zmieniono dopiero wtedy, gdy atmosfera była tak gorąca, że bliska wybuchu. - Gdy się kogoś dostatecznie długo drażni, nie ma się co dziwić, że w końcu następuje reakcja, i to często reakcja agresywna - komentuje tę strategię bp Tadeusz Pieronek.
Robert Biedroń, działacz SLD z Warszawy, lider Kampanii przeciw Homofobii, organizatora imprezy, idąc na czele pochodu, nie krył, że chodziło o konfrontację i wywołanie zamieszania. Po demonstracji z dumą pokazywał dziennikarzom kamień, którym został ugodzony w pierś. W pochodzie, który miał być manifestacją tolerancji i wolności, sprzedawano broszury i rozdawano ulotki nawołujące do walki z Kościołem jako centralą reakcji. Protestowano przeciw "przekazywaniu za bezcen polskiego majątku narodowego na rzecz kościoła". W Krakowie rozdawano T-shirty z rysunkiem granatu bojowego i podpisem: "Rzuć na tacę". Na innej koszulce widniał napis: "Precz z czarną stonką".
Bojownicy postępu
Organizacje homoseksualistów zakładają, że we współczesnym świecie istnieją złowrogie struktury władzy, represyjne obyczaje, konserwatywne nawyki i obskuranckie idee. Stąd w ich programach i hasłach nieustająca histeria, bojowość i zagrzewanie towarzyszy do zdobycia kolejnych okopów konserwatyzmu.
Władze żadnego z wielkich miast demokratycznego świata nie mają odwagi zakazać przemarszu gejów i lesbijek, bo narażają się na zarzut dyskryminacji mniejszości. O sile organizacji gejów i lesbijek świadczy to, że na czele ich parady w Paryżu kroczył mer stolicy Bertrand Delanoe, zdeklarowany homoseksualista, a w Rzymie - miejscowy mer Francesco Rutelli, także homoseksualista. W nowojorskich paradach uczestniczy Michael Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku, i senator Hillary Clinton. Socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder przesłał pozdrowienia uczestnikom ubiegłorocznej parady gejów i lesbijek w Berlinie, w której brał udział nadburmistrz Klaus Wowereit. Znamienna jest reakcja na wystąpienie senatora USA Trenta Lotta, który w 1998 r. stwierdził: "Nie powinno się znęcać nad homoseksualistami ani traktować ich jak wyrzutków. Trzeba się starać pokazać im, jak mogą sobie poradzić z tym problemem, można się tu posłużyć analogią do wychodzenia z alkoholizmu". Najważniejsze organizacje gejowskie nazwały Lotta faszystą i rasistą.
Działacze organizacji gejów i lesbijek mają wiele z gorliwości rewolucjonistów. Podobnie jak oni uważają się za przodującą siłę ludzkości: wyznaczającą polityczne, moralne i obyczajowe standardy. To, że w paradach homoseksualistów nikt nie liczy się z mieszkańcami miast, to przejaw rewolucyjnej arogancji. Sprowokowane walki z nimi tylko umacniają ich w przekonaniu, że walka narasta. Najlepszym lekarstwem na nietolerancję bojowników o tolerancję nie są uliczne walki z nimi, lecz ignorowanie. Ale do tego trzeba zimnej krwi i używania rozumu, czego w Krakowie zabrakło Lidze Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej.
Pod sztandarami Antyklerykalnej Partii Postępu Racja (już sama nazwa jest zaprzeczeniem tolerancji dla poglądów innych) geje i lesbijki chcieli wymierzyć policzek klerykałom i reakcjonistom. Wyraźnie chcieli sprowokować przeciwników - co się im udało. W efekcie w Krakowie doszło do wielkiej bitwy, tyle że nie homoseksualistów z reprezentującymi reakcjonistów Młodzieżą Wszechpolską i radykalnymi kibicami, lecz dwóch ostatnich grup z policją. Były strzały z broni gładkolufowej, porozbijano witryny i samochody, zdemolowano okolice Wawelu. Geje i lesbijki kolejny raz udowodnili, że w Polsce są prześladowani, więc powinni korzystać ze specjalnych praw. Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, która skrytykowała pomysł marszu, nie ma wątpliwości, że w Krakowie doszło do prowokacji.
Mistrzowie propagandy
Jakakolwiek forma dyskryminacji ze względu na seksualne preferencje jest naganna - to w demokratycznym państwie oczywistość. Czym innym jest jednak narzucanie swoich preferencji i wynikającego z nich stylu życia innym. Czym innym jest także podważanie wszystkiego, co dotychczas uznawano za normę, jako przejawu ciemnoty i reakcji. Co poza nietolerancją chcą zademonstrować geje i lesbijki, którzy w Berlinie krzyczeli: "Jesteśmy homo, a jak wam się to nie podoba, to mamy was w d..."? Czego dowodzi rzucanie w berlińczyków, którym manifestacja homoseksualistów się nie podobała, zużytymi prezerwatywami czy obnażanie genitaliów? W Krakowie do tego nie doszło, ale dochodziło do manifestowania wobec osób, które wcale sobie tego nie życzyły, własnych preferencji seksualnych. Piotr Boroń, przewodniczący sejmiku wojewódzkiego w Krakowie, zwrócił uwagę na oczywistość: każdy ma prawo do tolerancji w swoim otoczeniu, jeśli jednak ogół nie chce pewnych zachowań na ulicach, trzeba to uszanować.
Ustalając datę marszu na dzień św. Stanisława, organizatorzy święta gejów i lesbijek wyraźnie prowokowali Ligę Polskich Rodzin i Młodzież Wszechpolską. I te zareagowały agresywnymi hasłami w rodzaju: "Pedały do rowerów". Działacze Kampanii przeciw Homofobii wszystkie te przejawy nietolerancji natychmiast zgłaszali do prokuratury, z niewinną miną oświadczając, że termin marszu jest przypadkowy. I zachęcali do przyjazdu do Krakowa kolejnych demonstrantów i dziennikarzy. Obserwatorów wysłały też międzynarodowe organizacje homoseksualistów, a stosowne oświadczenie wystosował nawet Komitet Helsiński. Termin przemarszu zmieniono dopiero wtedy, gdy atmosfera była tak gorąca, że bliska wybuchu. - Gdy się kogoś dostatecznie długo drażni, nie ma się co dziwić, że w końcu następuje reakcja, i to często reakcja agresywna - komentuje tę strategię bp Tadeusz Pieronek.
Robert Biedroń, działacz SLD z Warszawy, lider Kampanii przeciw Homofobii, organizatora imprezy, idąc na czele pochodu, nie krył, że chodziło o konfrontację i wywołanie zamieszania. Po demonstracji z dumą pokazywał dziennikarzom kamień, którym został ugodzony w pierś. W pochodzie, który miał być manifestacją tolerancji i wolności, sprzedawano broszury i rozdawano ulotki nawołujące do walki z Kościołem jako centralą reakcji. Protestowano przeciw "przekazywaniu za bezcen polskiego majątku narodowego na rzecz kościoła". W Krakowie rozdawano T-shirty z rysunkiem granatu bojowego i podpisem: "Rzuć na tacę". Na innej koszulce widniał napis: "Precz z czarną stonką".
Bojownicy postępu
Organizacje homoseksualistów zakładają, że we współczesnym świecie istnieją złowrogie struktury władzy, represyjne obyczaje, konserwatywne nawyki i obskuranckie idee. Stąd w ich programach i hasłach nieustająca histeria, bojowość i zagrzewanie towarzyszy do zdobycia kolejnych okopów konserwatyzmu.
Władze żadnego z wielkich miast demokratycznego świata nie mają odwagi zakazać przemarszu gejów i lesbijek, bo narażają się na zarzut dyskryminacji mniejszości. O sile organizacji gejów i lesbijek świadczy to, że na czele ich parady w Paryżu kroczył mer stolicy Bertrand Delanoe, zdeklarowany homoseksualista, a w Rzymie - miejscowy mer Francesco Rutelli, także homoseksualista. W nowojorskich paradach uczestniczy Michael Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku, i senator Hillary Clinton. Socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schröder przesłał pozdrowienia uczestnikom ubiegłorocznej parady gejów i lesbijek w Berlinie, w której brał udział nadburmistrz Klaus Wowereit. Znamienna jest reakcja na wystąpienie senatora USA Trenta Lotta, który w 1998 r. stwierdził: "Nie powinno się znęcać nad homoseksualistami ani traktować ich jak wyrzutków. Trzeba się starać pokazać im, jak mogą sobie poradzić z tym problemem, można się tu posłużyć analogią do wychodzenia z alkoholizmu". Najważniejsze organizacje gejowskie nazwały Lotta faszystą i rasistą.
Działacze organizacji gejów i lesbijek mają wiele z gorliwości rewolucjonistów. Podobnie jak oni uważają się za przodującą siłę ludzkości: wyznaczającą polityczne, moralne i obyczajowe standardy. To, że w paradach homoseksualistów nikt nie liczy się z mieszkańcami miast, to przejaw rewolucyjnej arogancji. Sprowokowane walki z nimi tylko umacniają ich w przekonaniu, że walka narasta. Najlepszym lekarstwem na nietolerancję bojowników o tolerancję nie są uliczne walki z nimi, lecz ignorowanie. Ale do tego trzeba zimnej krwi i używania rozumu, czego w Krakowie zabrakło Lidze Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej.
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.