34 tysiące urzędników UE stworzyło sobie raj w Brukseli.
Brytyjscy urzędnicy po paru latach spędzonych w Brukseli odmawiają powrotu do ojczyzny, argumentując, że nie potrafią już żyć przy małych zarobkach, jakie zapewnia praca w brytyjskiej administracji" - poinformował 20 kwietnia "The Times". "Po pracy w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej i Brukseli praca w firmach prywatnych już mnie nie pociąga" - deklarowała pod koniec marca na łamach "Rzeczpospolitej" Polka zatrudniona jako prawnik w Radzie Unii Europejskiej. Nic dziwnego. Urzędnicy unii stworzyli sobie prawdziwy raj na ziemi. Każdy z kilkudziesięciu najwyższych rangą funkcjonariuszy UE (w tym 25 komisarzy) zarabia rocznie około 1,2 mln zł. To o jedną piątą więcej, niż dostaje Tony Blair, najlepiej opłacany premier w Europie! Do tego dochodzi jeszcze wiele przywilejów dostępnych także urzędnikom niższej klasy (jest ich już 34 tys.), takich jak kupowanie bez podatku VAT (czyli o 22 proc. taniej) mieszkań, samochodów, sprzętu AGD, dodatki za pracę poza ojczyzną (16 proc. pensji), opłacanie szkół dzieciom, niskie podatki (średnio około 15 proc.). - Zarabiamy dobrze i nie wstydzimy się tego - komentuje w rozmowie z "Wprost" Eric Mamer, rzecznik Komisji Europejskiej. Na pytanie dziennikarki "Wprost", jaki podatek płacą komisarze, rzecznik KE odpowiedział, że system jest tak skomplikowany, że "nie wiadomo, ile płacą".
Ostatnio wyszło na jaw, że urzędnicy Unii Europejskiej mają także dożywotni immunitet sądowy (podobny do tego, z którego korzystają posłowie w czasie sprawowania mandatu). Eurokraci są więc niczym partyjni funkcjonariusze dawnego Związku Radzieckiego. Oderwani od rzeczywistości, którą tworzą, mogą bez oporów lansować na przykład politykę wysokich podatków, bo przecież sami nie ponoszą konsekwencji takich decyzji.
Eurostat korupcji
Głównym argumentem przemawiającym za wysokimi pensjami i przywilejami dla eurokratów ma być konieczność zapewnienia im wysokiego standardu życia, by nie byli podatni na korupcję. Między innymi dlatego w dwunastu "europejskich szkołach" (cztery z nich znajdują się w Brukseli i Luksemburgu) w całej unii za darmo uczy się 10 tys. dzieci urzędników (europejskich podatników kosztuje to co roku około 100 mln euro). Eurokraci odkładają też zaledwie 9,25 proc. swojej pensji na emeryturę, a pozostałe dwie trzecie składki dopłacają im europejscy podatnicy, czyli po 1 maja także Polacy.
Obsypywanie urzędników pieniędzmi i przywilejami przyniosło skutki odwrotne do zamierzonych. Na początku 2004 r. po opublikowaniu przez Paula Casacę, portugalskiego deputowanego do europarlamentu, raportu z wykonania budżetu unii (w 2003 r. było to 70 mld euro) wybuchł skandal. Okazało się, że z budżetu najzwyczajniej w świecie zniknęły pieniądze. Urzędnicy pracujący w biurze statystycznym UE (Eurostacie) założyli tajne konta bankowe, na które przelewali pieniądze wpływające do urzędu (na prywatne konta trafiło na przykład 55 proc. przychodów ze sprzedaży danych statystycznych przez Internet). Przedsiębiorczy eurokraci przeprowadzali także przetargi, które wygrywały firmy przez nich kierowane. W sumie z Eurostatu zniknęło około 5 mln euro. Casaca napisał w raporcie, że szef Eurostatu, Francuz Yves Franchet, musiał sobie zdawać sprawę z tego, co robią jego podwładni. Franchet nie poczuwa się jednak do winy i mimo utraty stanowiska nadal pobiera pensję w wysokości miliona złotych rocznie (około 213 tys. euro), korzystając ze wszystkich przywilejów eurokratów.
Nietykalni
Bezkarność eurokraci zagwarantowali sobie prawnie. 8 kwietnia 1965 r. w "Protokole o przywilejach i immunitetach wspólnoty europejskiej" zapisano, że europejscy urzędnicy (z wyjątkiem komisarzy) nie mogą być postawieni przed sądem za działania podejmowane w ramach pełnionych funkcji nawet wtedy, gdy zakończą pracę w organach unii (sic!). Parlamentarzyści mają immunitet tylko na czas sprawowania funkcji, tymczasem eurobiurokraci korzystają z niego przez całe życie. Formalnie Komisja Europejska argumentuje, że immunitet ma chronić urzędnika Unii Europejskiej przed działaniami narodowych władz, jeśli podejmie on decyzję na niekorzyść kraju, z którego pochodzi. Wypadków "narodowej zemsty" jeszcze nie było, za to immunitet może służyć uniknięciu odpowiedzialności za zwyczajne oszustwa. Eurokraci dobrze się zabezpieczyli przed odebraniem im tego przywileju. Jest on zapisany (nie wiadomo z czyjej incjatywy!) jako aneks do traktatu o powołaniu do życia wspólnoty europejskiej. Aby go zmienić, 25 krajów UE musiałoby powtórnie ratyfikować traktat!
W języku euro
Wysokie pensje i przywileje eurokratów sprawiły, że między państwami rozgorzała prawdziwa wojna o to, kto umieści najwięcej swoich ludzi przy brukselskim "korycie". Jednym ze sposobów na wyeliminowanie konkurencji jest ustalenie specyficznych zasad promocji pracowników. Według ostatnio uchwalonych reguł, aby dostać awans, trzeba znać co najmniej trzy europejskie języki. Jest to zasada zupełnie niepraktyczna, ponieważ po przyjęciu dziesięciu nowych krajów faktycznie językiem urzędowym UE jest angielski. Jak zauważył "The Times", przy zastosowaniu brukselskich kryteriów językowych żaden członek brytyjskiego rządu nie miałby szans na awans w urzędniczych strukturach unii. Ofiarą międzypaństwowych walk o pieniądze dla swoich urzędników padli także Polacy. Urzędnicy z nowych państw unii będą zarabiali średnio o 500 euro mniej (na przykład zamiast 4100 euro - 3600 euro, czyli o blisko 17 tys. zł mniej) niż ich koledzy z krajów starej unii. - Nie umrą z głodu - skwitował obniżkę płac Eric Mamer. Ma rację, a przy okazji zostanie więcej pieniędzy dla urzędników starych członków.
Ostatnio wyszło na jaw, że urzędnicy Unii Europejskiej mają także dożywotni immunitet sądowy (podobny do tego, z którego korzystają posłowie w czasie sprawowania mandatu). Eurokraci są więc niczym partyjni funkcjonariusze dawnego Związku Radzieckiego. Oderwani od rzeczywistości, którą tworzą, mogą bez oporów lansować na przykład politykę wysokich podatków, bo przecież sami nie ponoszą konsekwencji takich decyzji.
Eurostat korupcji
Głównym argumentem przemawiającym za wysokimi pensjami i przywilejami dla eurokratów ma być konieczność zapewnienia im wysokiego standardu życia, by nie byli podatni na korupcję. Między innymi dlatego w dwunastu "europejskich szkołach" (cztery z nich znajdują się w Brukseli i Luksemburgu) w całej unii za darmo uczy się 10 tys. dzieci urzędników (europejskich podatników kosztuje to co roku około 100 mln euro). Eurokraci odkładają też zaledwie 9,25 proc. swojej pensji na emeryturę, a pozostałe dwie trzecie składki dopłacają im europejscy podatnicy, czyli po 1 maja także Polacy.
Obsypywanie urzędników pieniędzmi i przywilejami przyniosło skutki odwrotne do zamierzonych. Na początku 2004 r. po opublikowaniu przez Paula Casacę, portugalskiego deputowanego do europarlamentu, raportu z wykonania budżetu unii (w 2003 r. było to 70 mld euro) wybuchł skandal. Okazało się, że z budżetu najzwyczajniej w świecie zniknęły pieniądze. Urzędnicy pracujący w biurze statystycznym UE (Eurostacie) założyli tajne konta bankowe, na które przelewali pieniądze wpływające do urzędu (na prywatne konta trafiło na przykład 55 proc. przychodów ze sprzedaży danych statystycznych przez Internet). Przedsiębiorczy eurokraci przeprowadzali także przetargi, które wygrywały firmy przez nich kierowane. W sumie z Eurostatu zniknęło około 5 mln euro. Casaca napisał w raporcie, że szef Eurostatu, Francuz Yves Franchet, musiał sobie zdawać sprawę z tego, co robią jego podwładni. Franchet nie poczuwa się jednak do winy i mimo utraty stanowiska nadal pobiera pensję w wysokości miliona złotych rocznie (około 213 tys. euro), korzystając ze wszystkich przywilejów eurokratów.
Nietykalni
Bezkarność eurokraci zagwarantowali sobie prawnie. 8 kwietnia 1965 r. w "Protokole o przywilejach i immunitetach wspólnoty europejskiej" zapisano, że europejscy urzędnicy (z wyjątkiem komisarzy) nie mogą być postawieni przed sądem za działania podejmowane w ramach pełnionych funkcji nawet wtedy, gdy zakończą pracę w organach unii (sic!). Parlamentarzyści mają immunitet tylko na czas sprawowania funkcji, tymczasem eurobiurokraci korzystają z niego przez całe życie. Formalnie Komisja Europejska argumentuje, że immunitet ma chronić urzędnika Unii Europejskiej przed działaniami narodowych władz, jeśli podejmie on decyzję na niekorzyść kraju, z którego pochodzi. Wypadków "narodowej zemsty" jeszcze nie było, za to immunitet może służyć uniknięciu odpowiedzialności za zwyczajne oszustwa. Eurokraci dobrze się zabezpieczyli przed odebraniem im tego przywileju. Jest on zapisany (nie wiadomo z czyjej incjatywy!) jako aneks do traktatu o powołaniu do życia wspólnoty europejskiej. Aby go zmienić, 25 krajów UE musiałoby powtórnie ratyfikować traktat!
W języku euro
Wysokie pensje i przywileje eurokratów sprawiły, że między państwami rozgorzała prawdziwa wojna o to, kto umieści najwięcej swoich ludzi przy brukselskim "korycie". Jednym ze sposobów na wyeliminowanie konkurencji jest ustalenie specyficznych zasad promocji pracowników. Według ostatnio uchwalonych reguł, aby dostać awans, trzeba znać co najmniej trzy europejskie języki. Jest to zasada zupełnie niepraktyczna, ponieważ po przyjęciu dziesięciu nowych krajów faktycznie językiem urzędowym UE jest angielski. Jak zauważył "The Times", przy zastosowaniu brukselskich kryteriów językowych żaden członek brytyjskiego rządu nie miałby szans na awans w urzędniczych strukturach unii. Ofiarą międzypaństwowych walk o pieniądze dla swoich urzędników padli także Polacy. Urzędnicy z nowych państw unii będą zarabiali średnio o 500 euro mniej (na przykład zamiast 4100 euro - 3600 euro, czyli o blisko 17 tys. zł mniej) niż ich koledzy z krajów starej unii. - Nie umrą z głodu - skwitował obniżkę płac Eric Mamer. Ma rację, a przy okazji zostanie więcej pieniędzy dla urzędników starych członków.
Okopy eurokratów Agencje i fundacje Unii Europejskiej |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.