Wyrok sądu nie zwalnia SLD z obowiązku wyjaśnienia afery Rywina
Leszek Miller odszedł, ale problemy SLD pozostały. Najlepiej widać to na przykładzie afery Rywina. Politycy sojuszu powtarzają wymyśloną jeszcze przez ekipę Millera formułę, że po wyroku sądowym w tej sprawie mogą już tylko umyć ręce.
Trudno o większe nieporozumienie. Żaden wyrok sądowy nie zwalnia partii z obowiązku wyjaśnienia afery zrodzonej w jej szeregach. Jeśli nie chce się być podejrzanym o osłanianie przestępstwa, trzeba się wykazać szczególnym rygoryzmem w ustalaniu prawdy. Jakiekolwiek zaniechanie, nie mówiąc już o utrudnianiu śledztwa, jest w takich wypadkach odczytywane jako dowód współsprawstwa.
Żadna dbająca o swoją reputację partia nie może się ograniczać w wyjaśnianiu podobnej afery do działań wymiaru sprawiedliwości. Ten bowiem kieruje się o wiele bardziej liberalnymi kryteriami. Każdą wątpliwość jest zobowiązany interpretować na korzyść oskarżonego, zgodnie ze świętą zasadą domniemania niewinności. Tymczasem w polityce obowiązują dokładnie odwrotne reguły. Tu nie wolno lekceważyć najmniejszego nawet podejrzenia, bo jeśli ono zamieni się w przyszłości w dowód, całe środowisko zostanie napiętnowane zarzutem tolerancji wobec łamania prawa.
Na świecie politycy nie czekają na sądowe wyjaśnianie afer. Sami podejmują intensywne śledztwa i surowo rozprawiają się z osobami podejrzanymi. Trudno nie zauważyć, że w sprawie Rywina SLD wyraźnie naruszył te zasady postępowania. Zamiast być surowym prokuratorem, stał się obrońcą gotowym zrobić wszystko, by zapewnić bezkarność podejrzanym. Najlepiej można to było zaobserwować w komisji śledczej, gdzie sojusz przeciągnął na swoją stronę Samoobronę, by tylko stworzyć większość zdolną do przegłosowania sprawozdania, które wybiela podejrzanych. Zrobiono to wręcz ostentacyjnie, na oczach milionów Polaków.
Dzięki takiemu zachowaniu dotrzymana została gwarancja bezkarności, jakiej udzielili Rywinowi jego mocodawcy, wysyłając go po łapówkę do Agory. Postawiło to Klub Parlamentarny SLD w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Może on teraz albo podżyrować, albo zdezawuować działania "grupy trzymającej władzę". Wbrew twierdzeniom Millera niewiele tu pomaga powoływanie się na wyrok sądu. To tak jakby w publicznych wypowiedziach na temat Ala Capone twierdzić, że nie można go podejrzewać o kierowanie mafią, bo sąd skazał go wyłącznie za niepłacenie podatków.
Dlaczego posłowie sojuszu mieliby głosić podobne bzdury? Czy to oni posłali Rywina do Agory? Czy mieli się podzielić wymuszoną na koncernie łapówką? To zrozumiałe, że Rywina broni kilku jego wspólników z "grupy trzymającej władzę". Ale klub sojuszu liczy ponad stu posłów, którzy nie mają żadnego interesu, by zabagniać swoją hipotekę obroną Rywina i "grupy trzymającej władzę".
Trudno o większe nieporozumienie. Żaden wyrok sądowy nie zwalnia partii z obowiązku wyjaśnienia afery zrodzonej w jej szeregach. Jeśli nie chce się być podejrzanym o osłanianie przestępstwa, trzeba się wykazać szczególnym rygoryzmem w ustalaniu prawdy. Jakiekolwiek zaniechanie, nie mówiąc już o utrudnianiu śledztwa, jest w takich wypadkach odczytywane jako dowód współsprawstwa.
Żadna dbająca o swoją reputację partia nie może się ograniczać w wyjaśnianiu podobnej afery do działań wymiaru sprawiedliwości. Ten bowiem kieruje się o wiele bardziej liberalnymi kryteriami. Każdą wątpliwość jest zobowiązany interpretować na korzyść oskarżonego, zgodnie ze świętą zasadą domniemania niewinności. Tymczasem w polityce obowiązują dokładnie odwrotne reguły. Tu nie wolno lekceważyć najmniejszego nawet podejrzenia, bo jeśli ono zamieni się w przyszłości w dowód, całe środowisko zostanie napiętnowane zarzutem tolerancji wobec łamania prawa.
Na świecie politycy nie czekają na sądowe wyjaśnianie afer. Sami podejmują intensywne śledztwa i surowo rozprawiają się z osobami podejrzanymi. Trudno nie zauważyć, że w sprawie Rywina SLD wyraźnie naruszył te zasady postępowania. Zamiast być surowym prokuratorem, stał się obrońcą gotowym zrobić wszystko, by zapewnić bezkarność podejrzanym. Najlepiej można to było zaobserwować w komisji śledczej, gdzie sojusz przeciągnął na swoją stronę Samoobronę, by tylko stworzyć większość zdolną do przegłosowania sprawozdania, które wybiela podejrzanych. Zrobiono to wręcz ostentacyjnie, na oczach milionów Polaków.
Dzięki takiemu zachowaniu dotrzymana została gwarancja bezkarności, jakiej udzielili Rywinowi jego mocodawcy, wysyłając go po łapówkę do Agory. Postawiło to Klub Parlamentarny SLD w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Może on teraz albo podżyrować, albo zdezawuować działania "grupy trzymającej władzę". Wbrew twierdzeniom Millera niewiele tu pomaga powoływanie się na wyrok sądu. To tak jakby w publicznych wypowiedziach na temat Ala Capone twierdzić, że nie można go podejrzewać o kierowanie mafią, bo sąd skazał go wyłącznie za niepłacenie podatków.
Dlaczego posłowie sojuszu mieliby głosić podobne bzdury? Czy to oni posłali Rywina do Agory? Czy mieli się podzielić wymuszoną na koncernie łapówką? To zrozumiałe, że Rywina broni kilku jego wspólników z "grupy trzymającej władzę". Ale klub sojuszu liczy ponad stu posłów, którzy nie mają żadnego interesu, by zabagniać swoją hipotekę obroną Rywina i "grupy trzymającej władzę".
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.