Waldemar Milewicz (1956-2004)
Nie strzelać do dziennikarzy, oni nas tworzą" - nakazywał Al Capone, najsłynniejszy amerykański gangster w dziejach. "My o was piszemy, wy do nas nie strzelacie" - to była niepisana zasada między reporterami a walczącymi, respektowana podczas wszystkich wojen, gdziekolwiek się toczyły. Tak było w Bośni i Kosowie, na Timorze, w Sierra Leone i Palestynie. Wszystkim reżimom, wszelkiej maści bojówkarzom i ekstremistom zależało, by ich głos został usłyszany w świecie, więc dziennikarze mogli się czuć niemal nietykalni. Ale dziś terrorystyczna międzynarodówka totalnej destrukcji ma za nic wszelkie normy i w Iraku wspomniana zasada przestała obowiązywać. Jedyną filozofią band grasujących w całym kraju jest bezmyślna nienawiść do wszystkich, którzy mają jaśniejszy niż oni kolor skóry. Nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem ani walką z tzw. okupantem. Bo czemu miała służyć śmierć 24-letniego Brytyjczyka Richarda Wilda, Omara Hashima Kamala z "Time'a" czy wreszcie popełnione z zimną krwią morderstwo na Waldemarze Milewiczu oraz współpracującym z nim montażyście pochodzenia algierskiego Mounirze Bouamrane? "Bałem się nieraz, ale bardziej po fakcie niż w czasie rozgrywającego się dramatu" - wyznał Waldemar Milewicz w lutym 2000 r. - Rasowy reportażysta wojenny, kulom się nie kłaniał, mówiąc szumnie. Do końca zachował najcenniejszą dziennikarską cnotę: zadziwienie światem, niezależnie od podejmowanego ryzyka - wspomina Henryk Suchar, przyjaciel Milewicza, współpracujący z "Wprost".
O tym, jak niebezpieczne jest dawne państwo Saddama, przekonałam się jesienią ubiegłego roku. Do tej pory nie wiem, dlaczego do nas strzelano, ale powtarzam sobie, że miałam sporo szczęścia, a życie uratowała mi kamizelka kuloodporna. W kwietniu tego roku banda mężczyzn z twarzami ukrytymi pod czarnymi szmatami przez półtorej godziny przetrzymywała tłumacza i mnie, zastanawiając się, czy mnie zabić, czy pozwolić mi odjechać. Wypuszczono nas dzięki tłumaczowi, bo zapierał się, że jestem jego żoną, Czeszką. Dlatego dziś z wyjątkowo osobistych powodów składam hołd ofierze Waldemara Milewicza. Ofierze za wolność słowa bez granic.
O tym, jak niebezpieczne jest dawne państwo Saddama, przekonałam się jesienią ubiegłego roku. Do tej pory nie wiem, dlaczego do nas strzelano, ale powtarzam sobie, że miałam sporo szczęścia, a życie uratowała mi kamizelka kuloodporna. W kwietniu tego roku banda mężczyzn z twarzami ukrytymi pod czarnymi szmatami przez półtorej godziny przetrzymywała tłumacza i mnie, zastanawiając się, czy mnie zabić, czy pozwolić mi odjechać. Wypuszczono nas dzięki tłumaczowi, bo zapierał się, że jestem jego żoną, Czeszką. Dlatego dziś z wyjątkowo osobistych powodów składam hołd ofierze Waldemara Milewicza. Ofierze za wolność słowa bez granic.
SZEWACH WEISS były ambasador Izraela w Polsce Śmierć Waldemara Milewicza i jego współpracownika jest dla mnie czymś wstrząsającym. Nie mogę się pogodzić z tym zaplanowanym, bestialskim morderstwem. To był dziki, agresywny akt bandytyzmu. Przecież Waldemar Milewicz był człowiekiem, który relacjonował nie tylko przebieg działań wojennych. Zdaje się, że o wiele ważniejszy dla niego był los zwykłych ludzi, irackich cywilów. Pochylał się nad ich trudnym życiem, nad ich egzystencją w wojennych warunkach, poniekąd był także ich posłem. A tymczasem odbyło się - jak to trafnie ujął Przemysław Marzec z RMF FM - polowanie na białego człowieka. Nie mogę tego zrozumieć. Dziwny jest ten świat... W takich chwilach stajemy się bezradni, ogarnia nas niemoc i wzbiera w nas wewnętrzny bunt. Czasem nawet chęć do ucieczki, ale nie wolno nam tego zrobić, bo świat niewrażliwy i bierny na beznadzieję tej wojny stanie się beznadziejnym światem. Z całego serca współczuję rodzinie, współpracownikom i wszystkim, którzy znali Waldemara i Mounira. Nie znajduję odpowiednich słów, które oddałyby mój ogromny żal. Żegnamy bohaterów... |
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.