Zachodnia prasa przedstawia Polaków jako katolików o poglądach antysemickich, podatnych na populistyczne hasła
W zachodniej prasie od dawna dominują dwie kategorie publikacji o Polsce: te, które przedstawiają zacofaną wieś i zabiedzonych rolników, czyhających na unijne subwencje i ulegających zgubnym wpływom populistycznych trybunów, oraz te, które przedstawiają mieszkańców Polski jako integrystycznych katolików o postawach antysemickich.
To, co zaprezentowały o Polsce w tygodniu poszerzenia unii m.in. francuskie pisma "Le Point" i "Le Nouvel Observateur", stanowi prawdziwy - jak mówią Francuzi - bouquet final, co okreś-la największy wybuch sztucznych ogni na zakończenie pokazu. "Specjalny europejski" blok artykułów w "Le Point" otwiera - i zabiera w nim najwięcej miejsca - tekst "Polska - gorączka nacjonalistyczna", poświęcony Andrzejowi Lepperowi, którego pismo przedstawia jako "populistyczny koktajl Jean-Marie Le Pena, José Bovego i Georges'a Marchais'go (byłego szefa Francuskiej Partii Komunistycznej), przyprawiony odniesieniami nazistowskimi".
Oczywiście, nie sposób twierdzić, że Andrzej Lepper jest człowiekiem bez skazy. Z pewnością tekst o nim zawiera jakiś element prawdy o Polsce, zapewne element ważny. Dwa tygodnie później zabrzmiałoby to jak zwykłe rozważanie jednego z aspektów sytuacji w jednym z krajów UE. 1 maja zabrzmiało jednak jak dźwięk towarzyszący gwałtownemu zetknięciu dłoni z policzkiem.
"Le Nouvel Observateur" zamieścił obszerny reportaż o jeszcze gorszym wydźwięku. Jego główną postacią jest wspaniała, godna najwyższego podziwu kobieta - Franoise Rudetzki, bardzo we Francji znana i szanowana. To jedna z ofiar fali zamachów terrorystów islamskich we Francji w latach 80. Odniosła straszne obrażenia, przeszła niewyobrażalnie skomplikowane operacje, a niejako "po drodze" w wyniku transfuzji krwi została zakażona HIV. Mimo osobistych tragedii prowadzi niezwykle pożyteczną działalność, stojąc na czele organizacji SOS - Zamachy. Rodzina Franoise Rudetzki pochodzi z Łukowa, ale ona sama nigdy nie była w Polsce. Z okazji wejścia Polski do UE pismo zorganizowało jej podróż do tego miasta. Redakcja pisze we wstępie do reportażu, iż otwiera w ten sposób cykl mający "zrekonstruować geopolitykę pamięci". Pamięć autorki artykułu, Agathe Logeart, okazuje się jednak nadzwyczajnie selektywna.
W gruncie rzeczy artykuł jest o zagładzie łukowskich Żydów i o tym, że zostało po nich niewiele śladów, a indagowani w tej sprawie mieszkańcy miasta nie sprawiają wrażenia, jakby był to główny przedmiot ich zmartwień. Tekst jest napisany zgodnie z klasyczną metodą - nie można powiedzieć, iż wprost i bezpośrednio zniesławia Polaków, ale to o nich mówi się cały czas, Niemcy zaś pojawiają się w czterostronicowym reportażu tylko raz, na samym początku, jako postacie z koszmarnych snów Franoise Rudetzki w czasie reanimacji po zamachu. Potem wszystkie okupacyjne wydarzenia są relacjonowane w formie bezosobowej: zniszczono, wywieziono, zastrzelono, zamordowano. A wszystko wplecione między wypowiedzi łukowian nie okazujących zainteresowania losem śladów po społeczności żydowskiej oraz między obrazki z podmiejskiego lasku, gdzie prawdopodobnie wymordowano Żydów, których nie zdołano wywieźć do obozów. Nie wiadomo dokładnie, kto to zrobił. W każdym razie Niemcy się zdematerializowali.
Stajemy wobec takiej sytuacji, jakby z okazji największego święta narodowego Francji - 14 lipca - polska prasa opublikowała duże artykuły sugerujące, iż Francja jest krajem opanowanym przez zwolenników Le Pena i zaludnionym przez osoby, które kolaborowały z hitlerowcami, a i dzisiaj nie miałyby nic przeciwko temu, aby - jak to się działo za rządów z Vichy - wywożono Żydów całymi pociągami do obozów koncentracyjnych. Może w takim obrazie zawierałaby się jakaś część prawdy o tym kraju - pytanie jedynie, czy byłoby elegancko publikować wizytówkę ograniczającą się akurat do tej części prawdy w dniu najradoś-niejszego francuskiego święta. Powie ktoś, że nie ma co robić z tego wielkiego problemu. Rzeczywiście. To tylko kwestia wyczucia i smaku.
To, co zaprezentowały o Polsce w tygodniu poszerzenia unii m.in. francuskie pisma "Le Point" i "Le Nouvel Observateur", stanowi prawdziwy - jak mówią Francuzi - bouquet final, co okreś-la największy wybuch sztucznych ogni na zakończenie pokazu. "Specjalny europejski" blok artykułów w "Le Point" otwiera - i zabiera w nim najwięcej miejsca - tekst "Polska - gorączka nacjonalistyczna", poświęcony Andrzejowi Lepperowi, którego pismo przedstawia jako "populistyczny koktajl Jean-Marie Le Pena, José Bovego i Georges'a Marchais'go (byłego szefa Francuskiej Partii Komunistycznej), przyprawiony odniesieniami nazistowskimi".
Oczywiście, nie sposób twierdzić, że Andrzej Lepper jest człowiekiem bez skazy. Z pewnością tekst o nim zawiera jakiś element prawdy o Polsce, zapewne element ważny. Dwa tygodnie później zabrzmiałoby to jak zwykłe rozważanie jednego z aspektów sytuacji w jednym z krajów UE. 1 maja zabrzmiało jednak jak dźwięk towarzyszący gwałtownemu zetknięciu dłoni z policzkiem.
"Le Nouvel Observateur" zamieścił obszerny reportaż o jeszcze gorszym wydźwięku. Jego główną postacią jest wspaniała, godna najwyższego podziwu kobieta - Franoise Rudetzki, bardzo we Francji znana i szanowana. To jedna z ofiar fali zamachów terrorystów islamskich we Francji w latach 80. Odniosła straszne obrażenia, przeszła niewyobrażalnie skomplikowane operacje, a niejako "po drodze" w wyniku transfuzji krwi została zakażona HIV. Mimo osobistych tragedii prowadzi niezwykle pożyteczną działalność, stojąc na czele organizacji SOS - Zamachy. Rodzina Franoise Rudetzki pochodzi z Łukowa, ale ona sama nigdy nie była w Polsce. Z okazji wejścia Polski do UE pismo zorganizowało jej podróż do tego miasta. Redakcja pisze we wstępie do reportażu, iż otwiera w ten sposób cykl mający "zrekonstruować geopolitykę pamięci". Pamięć autorki artykułu, Agathe Logeart, okazuje się jednak nadzwyczajnie selektywna.
W gruncie rzeczy artykuł jest o zagładzie łukowskich Żydów i o tym, że zostało po nich niewiele śladów, a indagowani w tej sprawie mieszkańcy miasta nie sprawiają wrażenia, jakby był to główny przedmiot ich zmartwień. Tekst jest napisany zgodnie z klasyczną metodą - nie można powiedzieć, iż wprost i bezpośrednio zniesławia Polaków, ale to o nich mówi się cały czas, Niemcy zaś pojawiają się w czterostronicowym reportażu tylko raz, na samym początku, jako postacie z koszmarnych snów Franoise Rudetzki w czasie reanimacji po zamachu. Potem wszystkie okupacyjne wydarzenia są relacjonowane w formie bezosobowej: zniszczono, wywieziono, zastrzelono, zamordowano. A wszystko wplecione między wypowiedzi łukowian nie okazujących zainteresowania losem śladów po społeczności żydowskiej oraz między obrazki z podmiejskiego lasku, gdzie prawdopodobnie wymordowano Żydów, których nie zdołano wywieźć do obozów. Nie wiadomo dokładnie, kto to zrobił. W każdym razie Niemcy się zdematerializowali.
Stajemy wobec takiej sytuacji, jakby z okazji największego święta narodowego Francji - 14 lipca - polska prasa opublikowała duże artykuły sugerujące, iż Francja jest krajem opanowanym przez zwolenników Le Pena i zaludnionym przez osoby, które kolaborowały z hitlerowcami, a i dzisiaj nie miałyby nic przeciwko temu, aby - jak to się działo za rządów z Vichy - wywożono Żydów całymi pociągami do obozów koncentracyjnych. Może w takim obrazie zawierałaby się jakaś część prawdy o tym kraju - pytanie jedynie, czy byłoby elegancko publikować wizytówkę ograniczającą się akurat do tej części prawdy w dniu najradoś-niejszego francuskiego święta. Powie ktoś, że nie ma co robić z tego wielkiego problemu. Rzeczywiście. To tylko kwestia wyczucia i smaku.
Więcej możesz przeczytać w 20/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.