Nasze afery paliwowe sprowokowało Ministerstwo Finansów Stefan Kisielewski stwierdził kiedyś, że socjalizm to ustrój, który bohatersko zmaga się z problemami nie znanymi w ogóle w kapitalizmie. Ta myśl Kisiela pasuje jak ulał do zmagań organów ścigania z aferą paliwową; pewnie w ogóle by jej nie było, gdyby nie "twórcza" działalność Ministerstwa Finansów! Mądrość ludowa powiada, że okazja czyni złodzieja. Kodeks karny przewiduje odpowiedzialność za podżeganie do przestępstwa. Kierując się mądrością ludową, za podżeganie można uznać "czynienie" złodziejom okazji. Ministerstwo Finansów z całą pewnością "podżegało" więc przestępców do ich działalności, gdyż "czyniło" im okazję. Mamy w kraju siedem rafinerii, a koncesji na produkcję paliw - siedemdziesiąt. Gdzie to paliwo jest "produkowane"? W czajnikach? Czy koncesje są potrzebne, żeby zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne kraju, czy może po to, by wyeliminować "nieuczciwą konkurencję" dla "naszej" mafii? Wot i wopros -mówiąc językiem Ałganowa.
Lato z dopalaczem
Zorganizowane grupy przestępcze finansują się w dużym stopniu z przemytu alkoholu i tytoniu. Jeśli jednak chodzi o paliwa, to jedyną przyczyną ich działania i zysków są przepisy podatkowe - nie trzeba niczego przemycać, żeby zarobić krocie.
Tzw. przekręty paliwowe były możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że państwo postanowiło zróżnicować opodatkowanie produktów do siebie bardzo podobnych, jak chociażby oleje napędowe i opałowe. Olej opałowy nie różni się za bardzo od oleju napędowego, zwłaszcza letniego. Bez specjalnego ryzyka można go więc wykorzystywać do jazdy samochodem. I jeździć taniej. Dzięki temu, że olej objęty jest ulgą akcyzową bez względu na to, czy jest on kupowany w rafineriach polskich, czy jest importowany, jego cena może być niższa niż legalnego oleju napędowego. Mafia paliwowa, która go sprzedaje na stacjach benzynowych po cenach niewiele tylko niższych niż cena objętego akcyzą oleju napędowego, zarabia krocie. W efekcie zużycie oleju opałowego w Polsce bywa latem większe niż zimą. Ot, taki paradoks klimatyczny. Z punktu widzenia finansów publicznych sensu ekonomicznego w takim zróżnicowaniu nie ma żadnego. Jest natomiast sens "społeczno-polityczny", bo nie można podobno dopuścić, żeby ludzie ogrzewali mieszkania olejem, którego cena jest podwyższona o akcyzę taką jak na olej do napędu samochodu. W związku z tym w imię "sprawiedliwości społecznej" pan Iksiński, który kupił za granicą starego diesla, płaci akcyzę za olej napędowy, żeby móc jeździć, a pan Igrekowski ogrzewa swoją tysiącmetrową posiadłość olejem opałowym bez akcyzy. Przy okazji mafia paliwowa zarabia, bo Iksiński woli kupić do swojego samochodu tańszy olej opałowy, który teoretycznie miał być przeznaczony na ogrzewanie posiadłości Igrekowskiego.
Przekręt zabarwiony
Dopiero w 1998 r. Ministerstwo Finansów pod naciskiem producentów oleju napędowego, którym zaczęła maleć sprzedaż na skutek konkurencji tańszego oleju opałowego, wprowadziło obowiązek barwienia tego ostatniego, ale jeszcze bez obowiązku jego znaczenia specjalnym markerem. Doskonale było wiadomo, że sam barwnik - w odróżnieniu od markera - można łatwo wytrącić. Dodawano na przykład do oleju opałowego środek chemiczny, który powodował, że czerwony barwnik opadał na dno. Szacuje się, że 90 proc. takiego oleju udawało się "odzyskać" i sprzedać już jako nie zabarwiony olej napędowy. Obowiązek stosowania znaczników, których nie daje się wytrącić, wprowadzono dopiero w roku 2000. Dlaczego tak późno? Zgadnij, koteczku, dlaczego - zapytałby Kisiel.
Przekręt dopracowany
Jako że pomysłowość ludzka nie zna granic, tę część oleju opałowego, w której osadzał się barwnik, dodawano do innych odpadów i sprzedawano rafineriom południowym jako tzw. olej przepracowany. Olej przepracowany, czyli zużyty w różnych procesach przemysłowych, jest niebezpiecznym dla środowiska odpadem. Stworzono więc przepisy zachęcające do tego, żeby go nie wylewać do rzek, a zbierać i poddawać regeneracji. Po zregenerowaniu miał trafiać do produkcji olejów świeżych, które objęto preferencjami akcyzowymi ze względu na koszty zbiórki i regeneracji oleju przepracowanego.
Z biegiem lat, po kolejnych podwyżkach akcyzy na olej napędowy, różnica w cenie między olejami produkowanymi z ulgą i bez ulgi stała się tak duża, że powstały "niedobory" na rynku olejów przepracowanych. W pewnym momencie ich cena była wyższa (sic!) od ceny niektórych rodzajów oleju świeżego.
Gdyby wierzyć danym, w Polsce "odzyskiwano" większy procent oleju przepracowanego w stosunku do oleju zużywanego niż w Niemczech. Działo się tak jednak tylko na papierze. "Przedsiębiorczy" przedsiębiorcy kupowali olej w jednej rafinerii, dolewali wiadro wody i wieźli do drugiej, sprzedając drożej. A Ministerstwo Finansów w przypisie do tabeli będącej załącznikiem do rozporządzenia do ustawy określało "warunki podmiotowe", którym musieli sprostać producenci korzystający z tej ulgi. Jednym z warunków było na przykład "posiadanie" albo "wykorzystywanie" lub "bycie właścicielem" "specjalistycznych instalacji" do regeneracji. Warunek ten potrafił się zmieniać... kilka razy w roku. Raz wystarczyło je tylko posiadać, po kilku miesiącach trzeba było już być ich właścicielem, a po kilku następnych znowu wystarczało samo posiadanie. Za "specjalistyczne instalacje" uznano nawet kadzie, w których olej przepracowany, czyli czasami świeży z dodatkiem wiadra wody, poddawano krakingowi termicznemu. To piękne naukowe określenie oznaczało po prostu podgrzewanie. Jeśli ktoś podgrzał olej przepracowany i dodał go do produkcji świeżego, korzystał z ulgi akcyzowej.
Kieszonkowiec olejowy
Gdy wyszła na jaw skala tego zjawiska, Ministerstwo Finansów, które samo je wywołało wydawanymi przez siebie przepisami, zaczęło się zachowywać jak kieszonkowiec na dworcu, który dla odwrócenia od siebie uwagi zaczyna głośno krzyczeć: "łapać złodzieja!". Wysłano więc kontrole skarbowe do rafinerii południowych - dla ich ratowania ulgi te zostały w ogóle wprowadzone. Jako że nie można było wprowadzić ulg podmiotowych, wprowadzano nieudolnie ulgi przedmiotowe, z których korzystali wszyscy, łącznie z mafią paliwową. Starym zwyczajem stosowania odpowiedzialności zbiorowej organy kontroli skarbowej ponakładały na rafinerie podatki, które potem i tak trzeba było umorzyć, gdyż z góry było wiadomo, że opłacalność działania tych rafinerii wynika tylko i wyłącznie z ulgi akcyzowej. Gdyby nie ona, prowadzona przez nie produkcja byłaby deficytowa. Jak więc niby miałyby zapłacić podatki w pełnej wysokości i to jeszcze z karami? Ta nieudolność Ministerstwa Finansów w tworzeniu przepisów podatkowych tak mocno rzuca się w oczy, że nie można nie zadać pytania: tylko głupota czy premedytacja?
Przekręt rybacki
A jest jeszcze przecież paliwo żeglugowe, także objęte ulgą akcyzową. Gdyby nie ta ulga, polscy rybacy znaleźliby się w gorszym położeniu od rybaków niemieckich czy skandynawskich, podobnie jak polskie firmy, które zajmują się bunkrowaniem, czyli tankowaniem statków pływających po Bałtyku. Dlaczego jednak i w tym wypadku do dziś nie wprowadzono obowiązku barwienia i markowania tego paliwa? Nie wiadomo. A może wiadomo??? Wielu rybaków od lat w ogóle nie wypływa w morze. Kwitują tylko za stosownym wynagrodzeniem odbiór paliwa żeglugowego, które wędruje na stacje benzynowe. Importerzy tego paliwa mają zaś potwierdzenie jego dostarczenia do "armatorów rybołówstwa" i nie płacą akcyzy. Zabawne, że do niedawna paliwo żeglugowe niczym się nie różniło od paliwa zwykłego - poza nazwą. Dziś różni się jedynie dopuszczalną normą zawartości siarki - w paliwie żeglugowym jest ona wyższa. Wyniki kontroli UOKiK wykazały złą jakość paliwa na niektórych stacjach benzynowych. Ale bez echa przeszła informacja, że ta zła jakość to m.in. podwyższona zawartość siarki. Skąd paliwo o podwyższonej zawartości siarki na stacjach benzynowych? Ano stąd, że jest to właśnie paliwo żeglugowe. Pewnie dlatego co ostrożniejsi z podatników zaczęli je barwić na własną rękę, mimo że nie mają takiego obowiązku. Oczywiście, nie wszyscy. Co na to Ministerstwo Finansów? Ano nic!
Przekręt technologiczny
Są także różne oleje technologiczne, mające służyć na przykład do konserwacji maszyn i urządzeń. Oczywiście i one muszą być zwolnione z akcyzy. Niektórzy wykorzystują je do "konserwacji" silników swoich starych samochodów i traktorów, którym i tak nic już nie jest w stanie zaszkodzić. A że przy okazji silnik taki działa i napędza rzeczony pojazd, to już dodatkowy profit. Na niektórych stacjach benzynowych olej technologiczny sprzedaje się więc lepiej niż świeże bułeczki w pobliskim GS. Istne eldorado.
Może więc założyć firmę i zacząć robić to samo? Co prawda, działalność to nielegalna, ale intratna. Trochę człowiek posiedzi (jak go złapią) i potem spokój do końca życia. Nie jest to jednak takie łatwe. Rynek paliwowy ma bowiem znaczenie strategiczne i byle kto nie może na nim funkcjonować. Trzeba uzyskać koncesję, którą wydaje państwo via Ministerstwo Gospodarki. To samo państwo koncesjonuje więc od lat mafię paliwową!
Zorganizowane grupy przestępcze finansują się w dużym stopniu z przemytu alkoholu i tytoniu. Jeśli jednak chodzi o paliwa, to jedyną przyczyną ich działania i zysków są przepisy podatkowe - nie trzeba niczego przemycać, żeby zarobić krocie.
Tzw. przekręty paliwowe były możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że państwo postanowiło zróżnicować opodatkowanie produktów do siebie bardzo podobnych, jak chociażby oleje napędowe i opałowe. Olej opałowy nie różni się za bardzo od oleju napędowego, zwłaszcza letniego. Bez specjalnego ryzyka można go więc wykorzystywać do jazdy samochodem. I jeździć taniej. Dzięki temu, że olej objęty jest ulgą akcyzową bez względu na to, czy jest on kupowany w rafineriach polskich, czy jest importowany, jego cena może być niższa niż legalnego oleju napędowego. Mafia paliwowa, która go sprzedaje na stacjach benzynowych po cenach niewiele tylko niższych niż cena objętego akcyzą oleju napędowego, zarabia krocie. W efekcie zużycie oleju opałowego w Polsce bywa latem większe niż zimą. Ot, taki paradoks klimatyczny. Z punktu widzenia finansów publicznych sensu ekonomicznego w takim zróżnicowaniu nie ma żadnego. Jest natomiast sens "społeczno-polityczny", bo nie można podobno dopuścić, żeby ludzie ogrzewali mieszkania olejem, którego cena jest podwyższona o akcyzę taką jak na olej do napędu samochodu. W związku z tym w imię "sprawiedliwości społecznej" pan Iksiński, który kupił za granicą starego diesla, płaci akcyzę za olej napędowy, żeby móc jeździć, a pan Igrekowski ogrzewa swoją tysiącmetrową posiadłość olejem opałowym bez akcyzy. Przy okazji mafia paliwowa zarabia, bo Iksiński woli kupić do swojego samochodu tańszy olej opałowy, który teoretycznie miał być przeznaczony na ogrzewanie posiadłości Igrekowskiego.
Przekręt zabarwiony
Dopiero w 1998 r. Ministerstwo Finansów pod naciskiem producentów oleju napędowego, którym zaczęła maleć sprzedaż na skutek konkurencji tańszego oleju opałowego, wprowadziło obowiązek barwienia tego ostatniego, ale jeszcze bez obowiązku jego znaczenia specjalnym markerem. Doskonale było wiadomo, że sam barwnik - w odróżnieniu od markera - można łatwo wytrącić. Dodawano na przykład do oleju opałowego środek chemiczny, który powodował, że czerwony barwnik opadał na dno. Szacuje się, że 90 proc. takiego oleju udawało się "odzyskać" i sprzedać już jako nie zabarwiony olej napędowy. Obowiązek stosowania znaczników, których nie daje się wytrącić, wprowadzono dopiero w roku 2000. Dlaczego tak późno? Zgadnij, koteczku, dlaczego - zapytałby Kisiel.
Przekręt dopracowany
Jako że pomysłowość ludzka nie zna granic, tę część oleju opałowego, w której osadzał się barwnik, dodawano do innych odpadów i sprzedawano rafineriom południowym jako tzw. olej przepracowany. Olej przepracowany, czyli zużyty w różnych procesach przemysłowych, jest niebezpiecznym dla środowiska odpadem. Stworzono więc przepisy zachęcające do tego, żeby go nie wylewać do rzek, a zbierać i poddawać regeneracji. Po zregenerowaniu miał trafiać do produkcji olejów świeżych, które objęto preferencjami akcyzowymi ze względu na koszty zbiórki i regeneracji oleju przepracowanego.
Z biegiem lat, po kolejnych podwyżkach akcyzy na olej napędowy, różnica w cenie między olejami produkowanymi z ulgą i bez ulgi stała się tak duża, że powstały "niedobory" na rynku olejów przepracowanych. W pewnym momencie ich cena była wyższa (sic!) od ceny niektórych rodzajów oleju świeżego.
Gdyby wierzyć danym, w Polsce "odzyskiwano" większy procent oleju przepracowanego w stosunku do oleju zużywanego niż w Niemczech. Działo się tak jednak tylko na papierze. "Przedsiębiorczy" przedsiębiorcy kupowali olej w jednej rafinerii, dolewali wiadro wody i wieźli do drugiej, sprzedając drożej. A Ministerstwo Finansów w przypisie do tabeli będącej załącznikiem do rozporządzenia do ustawy określało "warunki podmiotowe", którym musieli sprostać producenci korzystający z tej ulgi. Jednym z warunków było na przykład "posiadanie" albo "wykorzystywanie" lub "bycie właścicielem" "specjalistycznych instalacji" do regeneracji. Warunek ten potrafił się zmieniać... kilka razy w roku. Raz wystarczyło je tylko posiadać, po kilku miesiącach trzeba było już być ich właścicielem, a po kilku następnych znowu wystarczało samo posiadanie. Za "specjalistyczne instalacje" uznano nawet kadzie, w których olej przepracowany, czyli czasami świeży z dodatkiem wiadra wody, poddawano krakingowi termicznemu. To piękne naukowe określenie oznaczało po prostu podgrzewanie. Jeśli ktoś podgrzał olej przepracowany i dodał go do produkcji świeżego, korzystał z ulgi akcyzowej.
Kieszonkowiec olejowy
Gdy wyszła na jaw skala tego zjawiska, Ministerstwo Finansów, które samo je wywołało wydawanymi przez siebie przepisami, zaczęło się zachowywać jak kieszonkowiec na dworcu, który dla odwrócenia od siebie uwagi zaczyna głośno krzyczeć: "łapać złodzieja!". Wysłano więc kontrole skarbowe do rafinerii południowych - dla ich ratowania ulgi te zostały w ogóle wprowadzone. Jako że nie można było wprowadzić ulg podmiotowych, wprowadzano nieudolnie ulgi przedmiotowe, z których korzystali wszyscy, łącznie z mafią paliwową. Starym zwyczajem stosowania odpowiedzialności zbiorowej organy kontroli skarbowej ponakładały na rafinerie podatki, które potem i tak trzeba było umorzyć, gdyż z góry było wiadomo, że opłacalność działania tych rafinerii wynika tylko i wyłącznie z ulgi akcyzowej. Gdyby nie ona, prowadzona przez nie produkcja byłaby deficytowa. Jak więc niby miałyby zapłacić podatki w pełnej wysokości i to jeszcze z karami? Ta nieudolność Ministerstwa Finansów w tworzeniu przepisów podatkowych tak mocno rzuca się w oczy, że nie można nie zadać pytania: tylko głupota czy premedytacja?
Przekręt rybacki
A jest jeszcze przecież paliwo żeglugowe, także objęte ulgą akcyzową. Gdyby nie ta ulga, polscy rybacy znaleźliby się w gorszym położeniu od rybaków niemieckich czy skandynawskich, podobnie jak polskie firmy, które zajmują się bunkrowaniem, czyli tankowaniem statków pływających po Bałtyku. Dlaczego jednak i w tym wypadku do dziś nie wprowadzono obowiązku barwienia i markowania tego paliwa? Nie wiadomo. A może wiadomo??? Wielu rybaków od lat w ogóle nie wypływa w morze. Kwitują tylko za stosownym wynagrodzeniem odbiór paliwa żeglugowego, które wędruje na stacje benzynowe. Importerzy tego paliwa mają zaś potwierdzenie jego dostarczenia do "armatorów rybołówstwa" i nie płacą akcyzy. Zabawne, że do niedawna paliwo żeglugowe niczym się nie różniło od paliwa zwykłego - poza nazwą. Dziś różni się jedynie dopuszczalną normą zawartości siarki - w paliwie żeglugowym jest ona wyższa. Wyniki kontroli UOKiK wykazały złą jakość paliwa na niektórych stacjach benzynowych. Ale bez echa przeszła informacja, że ta zła jakość to m.in. podwyższona zawartość siarki. Skąd paliwo o podwyższonej zawartości siarki na stacjach benzynowych? Ano stąd, że jest to właśnie paliwo żeglugowe. Pewnie dlatego co ostrożniejsi z podatników zaczęli je barwić na własną rękę, mimo że nie mają takiego obowiązku. Oczywiście, nie wszyscy. Co na to Ministerstwo Finansów? Ano nic!
Przekręt technologiczny
Są także różne oleje technologiczne, mające służyć na przykład do konserwacji maszyn i urządzeń. Oczywiście i one muszą być zwolnione z akcyzy. Niektórzy wykorzystują je do "konserwacji" silników swoich starych samochodów i traktorów, którym i tak nic już nie jest w stanie zaszkodzić. A że przy okazji silnik taki działa i napędza rzeczony pojazd, to już dodatkowy profit. Na niektórych stacjach benzynowych olej technologiczny sprzedaje się więc lepiej niż świeże bułeczki w pobliskim GS. Istne eldorado.
Może więc założyć firmę i zacząć robić to samo? Co prawda, działalność to nielegalna, ale intratna. Trochę człowiek posiedzi (jak go złapią) i potem spokój do końca życia. Nie jest to jednak takie łatwe. Rynek paliwowy ma bowiem znaczenie strategiczne i byle kto nie może na nim funkcjonować. Trzeba uzyskać koncesję, którą wydaje państwo via Ministerstwo Gospodarki. To samo państwo koncesjonuje więc od lat mafię paliwową!
KTO MIESZAŁ W PALIWACH |
---|
Adam Glapiński, minister współpracy gospodarczej z zagranicą w rządzie Jana Olszewskiego, wydał zarządzenie wprowadzające koncesje na import oraz eksport ropy i paliw (weszło w życie 31 marca 1992 r.). Prywatne firmy początkowo miały problemy z uzyskaniem koncesji, w Polsce zaczęło brakować paliw (pojawiły się pogłoski o łapówkach wręczanych za wydanie koncesji). Grzegorz Kołodko jako minister finansów w rządzie Waldemara Pawlaka wydał zarządzenie (z 8 lutego 1995 r.)zwalniające tzw. oleje przepracowane z podatku akcyzowego. Grzegorz Kołodko jako minister finansów w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza wydał rozporządzenie z 25 lutego 1997 r., zgodnie z którym oleju opałowego nie objęto akcyzą, ale nie zastrzeżono, że wykorzystany do innych celów podlega opodatkowaniu; kryterium przeznaczenia towarów wprowadzono dopiero rozporządzeniem z 28 czerwca 1998 r. Longin Komołowski, wicepremier i minister pracy w rządzie Jerzego Buzka, obiecał rybakom w grudniu 2000 r. wycofanie wcześniej wprowadzonej akcyzy na paliwo okrętowe. Jarosław Bauc, minister finansów w rządzie Jerzego Buzka, nie reagował na informacje o luce w przepisach, umożliwiającej import oleju napędowego bez akcyzy, o ile zawierał ponad 30 proc. biokomponentów (taka możliwość powstała stycznia 2001 r.). Zanim 11 grudnia 2001 r. nowy minister finansów (Marek Belka w rządzie Leszka Millera) zmienił stosowne rozporządzenie, do Polski napłynęło mnóstwo bezakcyzowego oleju, głównie z Czech. Rząd AWS zaproponował nowelizację ustawy o VAT i akcyzie (weszła w życie 1 lipca 2001 r.), wprowadzającą fundowane przez budżet bony paliwowe dla rolników, którzy mogli nimi płacić za olej napędowy (system bonów lub dopłat do paliwa rolniczego był później przerabiany m.in. z inicjatywy PSL, SLD). Jarosław Kalinowski Kierowane przez lidera PSL Ministerstwo Rolnictwa opracowało projekt tzw. ustawy o biopaliwach. 13 listopada 2002 r. Sejm przyjął ją po raz pierwszy. Do dziś nie udało się wprowadzić w życie trzykrotnie przerabianej ustawy o biopaliwach (ostatnio w kwietniu 2004 r. część jej przepisów zakwestionował Trybunał Konstytucyjny). Nazwiska Ireny Ożóg i Waldemara Manugiewicza, wiceministrów finansów w rządzie Leszka Millera, pojawiły się w kontekście działań tzw. mafii paliwowej. Prawnicy kancelarii Manugiewicz, Trzaska i Wspólnicy, w której Ożóg i Manugiewicz mieli udziały, wybronili Best Oil, firmę oskarżaną o sprzedaż w 2000 r. 700 ton oleju napędowego do statków i ciągników rolniczych bez zapłaty akcyzy. Podnieśli kwestię niekonstytucyjności jednego z akcyzowych rozporządzeń Ministerstwa Finansów. Rozporządzenie zostało wydane w czasie, gdy w resorcie pracowali Ożóg i Manugiewicz. |
Więcej możesz przeczytać w 45/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.