Helen Fielding porzuciła swoją bohaterkę, mimo że jeszcze długo mogłaby na niej zarabiać miliony Bridget Jones przechodzi do historii. Nie znaczy to, że tłustawa, naiwna i roztrzepana postać, z którą identyfikują się miliony kobiet na świecie, odchudziła się i zmądrzała. Po prostu kolejnych książek o Bridget nie będzie - tak zdecydowała Helen Fielding, która Bridget wymyśliła. Pożegnaniem będzie film "Bridget Jones: W pogoni za rozumem", wchodzący właśnie na polskie ekrany. Jednocześnie na rynku pojawiła się następczyni Bridget - przebojowa dziennikarka Olivia Joules, bohaterka nowej powieści Helen Fielding. Wraz z nią z zimnego Londynu przenosimy się do Miami i Los Angeles, by przeżyć przygody w stylu Jamesa Bonda. Pisarka przyznaje zresztą, że bohater wymyślony przez Iana Fleminga był dla niej inspiracją. Helen Fielding zdobyła się na coś, na co niewielu twórców się odważa: porzuciła swoją bohaterkę, mimo że długo jeszcze mogłaby na niej zarabiać miliony. Bo Fielding chce wyznaczać standardy, a nie odcinać kupony od niegdysiejszej sławy. Tym bardziej że jej nowa bohaterka jest na wskroś filmowa i wkrótce można się spodziewać filmowego hitu z Olivią Joules.
Inwazja klonów
Helen Fielding mogła przez lata pisać kolejne tomy dzienników Bridget Jones, bo czytelniczki się tego domagały. Brytyjskiej pisarce wystarcza to, że naśladują ją inni. Wszelkiego rodzaju nawiązania, a wręcz kalki jej książki (często są to efekty konkursów literackich) zalały księgarnie i rozchodzą się w milionach egzemplarzy. Okazało się, że istnieje wielki popyt na satyryczne, postfeministyczne powieści obyczajowe o zwyczajnych, trochę zwariowanych kobietach, z którymi czytelniczki mogłyby się utożsamić.
W Polsce za odpowiednik Helen Fielding najpierw uznano Katarzynę Grocholę, a po niej kolejno Barbarę Kosmowską, Izabelę Sowę i Ewę Manasterską. W klonach Bridget wystarczyło zmienić jakiś drobiazg (zawód, kolor włosów czy hobby) i wydawca mógł ze spokojnym sumieniem napisać na okładce, że jest to dzieło bridgetpodobne, a jednocześnie nie można go uznać za plagiat.
Właściwie to fala naśladownictw przyspieszyła decyzję Fielding o porzuceniu Bridget. Pisarka znalazła się w takim samym punkcie jak zespół rockowy, który osiągnął sukces posępnymi piosenkami o złym świecie.
Pogoń za własnym ogonem
Każdy racjonalnie myślący pisarz, aktor, muzyk czy reżyser jeśli już odnosi sukces, to tworzy kolejne dzieła według tego samego wzoru. Powód jest prosty: sprawdzony, wypróbowany towar jest w cenie. Często autor po prostu nie potrafi stworzyć niczego nowego. Jeśli wziąć do ręki dowolną książkę Alistaira McLeana, Clive'a Cusslera, Dana Browna czy Toma Clancy'ego, to już po kilku stronach można bezbłędnie wymienić nazwisko autora. Z powodu powtarzania tych samych motywów i pomysłów zniknęła w kolejnych powieściach świeżość "Witaj, smutku" Francois Sagan i do końca życia została ona autorką jednej książki. Z tych samych powodów w Polsce kurczy się grono fanów Williama Whartona i Jonathana Carrola. To, że nic się nie zmieniło w piosenkach Mariah Carey czy Pearl Jam, sprawia, że ich płyty sprzedają się w wielokrotnie mniejszych nakładach niż te pierwsze, dzięki którym zdobyli sławę. Na polskim filmowym rynku to samo dotyczy reżyserów w rodzaju Krzysztofa Zanussiego czy Władysława Pasikowskiego.
Klub kameleonów
Obok mniej lub bardziej udanie samopowielających się twórców funkcjonują jednak tacy, którzy odnoszą sukces, a potem mierzą się z nowymi wyzwaniami. Stephen King, na przekór etykietce mistrza horrorów, publikuje m.in. powieści i nowele o życiu w amerykańskich więzieniach ("Skazani na Shawshank", "Zielona mila"). Mistrz prawniczych thrillerów John Grisham napisał epicką rzecz o amerykańskim Południu "Malowany dom" oraz satyrę na amerykańską obsesję na punkcie Bożego Narodzenia "Ominąć święta" (jej filmowa adaptacja wkrótce pojawi się w polskich kinach).
Bardzo trudno jest uciec od popularności zdobytej dzięki cyklowi czy serialowi. W Polsce dokonał tego Andrzej Sapkowski, który po siedmiu tomach przygód Wiedźmina zamknął swój cykl powieściowy i zabrał się do fikcji historycznej - trylogię o wojnach husyckich. Podobnych przykładów zwrotów w karierze jest sporo w muzyce (Bob Dylan, David Bowie, Radiohead, Neil Young, Madonna) i w kinie (Alfred Hitchcock, Steven Spielberg). Tych, którym udaje się przebić swój wcześniejszy sukces czymś nowym i otworzyć nowy rozdział w kulturze popularnej, określa się mianem trendsetter. Drzwi do tego ekskluzywnego klubu otworzą się przed Helen Fielding wtedy, gdy na rynku pojawią się zastępy klonów jej nowej, w niczym nie podobnej do Bridget Jones bohaterki - atrakcyjnej i odważnej Olivii Joules.
Kamil Śmiałkowski
Helen Fielding mogła przez lata pisać kolejne tomy dzienników Bridget Jones, bo czytelniczki się tego domagały. Brytyjskiej pisarce wystarcza to, że naśladują ją inni. Wszelkiego rodzaju nawiązania, a wręcz kalki jej książki (często są to efekty konkursów literackich) zalały księgarnie i rozchodzą się w milionach egzemplarzy. Okazało się, że istnieje wielki popyt na satyryczne, postfeministyczne powieści obyczajowe o zwyczajnych, trochę zwariowanych kobietach, z którymi czytelniczki mogłyby się utożsamić.
W Polsce za odpowiednik Helen Fielding najpierw uznano Katarzynę Grocholę, a po niej kolejno Barbarę Kosmowską, Izabelę Sowę i Ewę Manasterską. W klonach Bridget wystarczyło zmienić jakiś drobiazg (zawód, kolor włosów czy hobby) i wydawca mógł ze spokojnym sumieniem napisać na okładce, że jest to dzieło bridgetpodobne, a jednocześnie nie można go uznać za plagiat.
Właściwie to fala naśladownictw przyspieszyła decyzję Fielding o porzuceniu Bridget. Pisarka znalazła się w takim samym punkcie jak zespół rockowy, który osiągnął sukces posępnymi piosenkami o złym świecie.
Pogoń za własnym ogonem
Każdy racjonalnie myślący pisarz, aktor, muzyk czy reżyser jeśli już odnosi sukces, to tworzy kolejne dzieła według tego samego wzoru. Powód jest prosty: sprawdzony, wypróbowany towar jest w cenie. Często autor po prostu nie potrafi stworzyć niczego nowego. Jeśli wziąć do ręki dowolną książkę Alistaira McLeana, Clive'a Cusslera, Dana Browna czy Toma Clancy'ego, to już po kilku stronach można bezbłędnie wymienić nazwisko autora. Z powodu powtarzania tych samych motywów i pomysłów zniknęła w kolejnych powieściach świeżość "Witaj, smutku" Francois Sagan i do końca życia została ona autorką jednej książki. Z tych samych powodów w Polsce kurczy się grono fanów Williama Whartona i Jonathana Carrola. To, że nic się nie zmieniło w piosenkach Mariah Carey czy Pearl Jam, sprawia, że ich płyty sprzedają się w wielokrotnie mniejszych nakładach niż te pierwsze, dzięki którym zdobyli sławę. Na polskim filmowym rynku to samo dotyczy reżyserów w rodzaju Krzysztofa Zanussiego czy Władysława Pasikowskiego.
Klub kameleonów
Obok mniej lub bardziej udanie samopowielających się twórców funkcjonują jednak tacy, którzy odnoszą sukces, a potem mierzą się z nowymi wyzwaniami. Stephen King, na przekór etykietce mistrza horrorów, publikuje m.in. powieści i nowele o życiu w amerykańskich więzieniach ("Skazani na Shawshank", "Zielona mila"). Mistrz prawniczych thrillerów John Grisham napisał epicką rzecz o amerykańskim Południu "Malowany dom" oraz satyrę na amerykańską obsesję na punkcie Bożego Narodzenia "Ominąć święta" (jej filmowa adaptacja wkrótce pojawi się w polskich kinach).
Bardzo trudno jest uciec od popularności zdobytej dzięki cyklowi czy serialowi. W Polsce dokonał tego Andrzej Sapkowski, który po siedmiu tomach przygód Wiedźmina zamknął swój cykl powieściowy i zabrał się do fikcji historycznej - trylogię o wojnach husyckich. Podobnych przykładów zwrotów w karierze jest sporo w muzyce (Bob Dylan, David Bowie, Radiohead, Neil Young, Madonna) i w kinie (Alfred Hitchcock, Steven Spielberg). Tych, którym udaje się przebić swój wcześniejszy sukces czymś nowym i otworzyć nowy rozdział w kulturze popularnej, określa się mianem trendsetter. Drzwi do tego ekskluzywnego klubu otworzą się przed Helen Fielding wtedy, gdy na rynku pojawią się zastępy klonów jej nowej, w niczym nie podobnej do Bridget Jones bohaterki - atrakcyjnej i odważnej Olivii Joules.
Kamil Śmiałkowski
Więcej możesz przeczytać w 45/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.