Piotrusiu! Piszę do Ciebie te słowa z motelu przy autostradzie koło Piacenzy we Włoszech. Dzień miałem dość męczący, bowiem rozpocząłem go jeszcze w Barcelonie. Szybka jazda bez zbaczania z głównych szlaków, zatem wrażenia kulinarne żadne, z wyjątkiem konstatacji, że jedzenie przyautostradowe we Francji jest jednym z najgorszych i najdroższych w Europie. Za to poprzednie dwa tygodnie byłem w Hiszpanii. Rioja, Ribera del Duero, wspaniałe wina, kapitalna kastylijska kuchnia, zero zdzierstwa wrażeń uroczych multum. Ale przede wszystkim chciałbym opisać Ci wczorajszy wieczór w stolicy Katalonii.
Przyjąłem znaną Ci zasadę: nie wchodzimy do knajp, które mają wywieszone zdjęcia potraw i ich opisy po niemiecku, francusku czy angielsku. Żadnych ukłonów w stronę turystów, ma być po katalońsku i dla Katalończyków. I powiodło się! Obsługa wykwintnej i staroświeckiej restauracji Senyor nie mówiła po angielsku, a z wywieszonego menu na czerpanym papierze zdołałem wywnioskować, że mamy szansę na ryby i owoce morza. Agnieszka dostała jako pierwsze danie wielki talerz morskich ślimaków, duszonych z oliwą, winem, posiekanymi orzeszkami piniowymi i domieszką pomidorów, a ja ośmiornicę z ziemniakami i papryką. A potem? Potem to już sprawę w swoje ręce wzięli anieli. Zamówiłem półmisek owoców morza na dwie osoby przyniesiono nam pół homara, dziesięć langustynek, gambasy, małże sercówki, małże hiszpańskie, małże brzytwy, mule i dużo innej drobnicy. Porcja monstre! Jedliśmy to popijając lodowatą cavą, czyli katalońskim winem musującym, robionym szampańską metodą. Deser składał się z crema catalana, czyli miejscowej odpowiedzi na creme brulee i tarty czekoladowej, kawy i katalońskiej brandy. Za te przyjemności zapłaciłem z napiwkiem 80 euro.
Mam dla Ciebie, Piotrusiu drogi, menu z lokalu Senyor. Jeśli dobry los ześle Cię kiedyś do Barcelony, nie musisz szukać po omacku. Natomiast sto butelek wina mam nie tylko dla Ciebie, choć będzie mi miło, jeśli wpadniesz na szklaneczkę.
Uściski! Twój RM
Drogi Przyjacielu
Szczerze zazdroszczę Ci tych wojaży, bo hiszpańska kuchnia to nie lada potęga. Tu nad Wisłą niewiele tym wiemy. Przez długie lata komunizmu z hiszpańską kuchnią mógł się kojarzyć co najwyżej krem hiszpański, czyli bita śmietana z dżemem. Teraz jest bez porównania lepiej otwarto kilka hiszpańskich restauracji, z różnym skutkiem, ale trzeba przyznać, że takie potrawy, jak ryżowa paella z owocami morza czy z królikiem przestały być dla nadwiślan kompletną abstrakcją. Z ojczyzny Don Kichota dociera do nas stosunkowo niewiele produktów, a przecież hiszpańskie oliwki i wino nie ustępują ingrediencjom włoskim i francuskim. Podobnie ma się rzecz z oliwą. Ale cóż, Ty się tam grzejesz pod niebem Hiszpanii, a tu u nas już pierwsze przymrozki. Siedzimy na wsi u naszego przyjaciela Sierzputa i poddajemy się cyklicznemu rytmowi przyrody. Sierzput zakupił nowe zamrażarki. Zdążyliśmy zebrać buraki, część została zmielona, ugotowana i zamrożona, zamrożone zostały także szczaw, koperek, pietruszka i parę innych smakowitych roślin. Dziś w nocy przemarzła bazylia, ale nie załamujemy się, tylko robimy z niej pesto alla Badów Górny, z udziałem ziaren sierzputowego słonecznika i hiszpańskiej oliwy.
Idę obierać czosnek, Bikont Pachnący Bazylią
Mam dla Ciebie, Piotrusiu drogi, menu z lokalu Senyor. Jeśli dobry los ześle Cię kiedyś do Barcelony, nie musisz szukać po omacku. Natomiast sto butelek wina mam nie tylko dla Ciebie, choć będzie mi miło, jeśli wpadniesz na szklaneczkę.
Uściski! Twój RM
Drogi Przyjacielu
Szczerze zazdroszczę Ci tych wojaży, bo hiszpańska kuchnia to nie lada potęga. Tu nad Wisłą niewiele tym wiemy. Przez długie lata komunizmu z hiszpańską kuchnią mógł się kojarzyć co najwyżej krem hiszpański, czyli bita śmietana z dżemem. Teraz jest bez porównania lepiej otwarto kilka hiszpańskich restauracji, z różnym skutkiem, ale trzeba przyznać, że takie potrawy, jak ryżowa paella z owocami morza czy z królikiem przestały być dla nadwiślan kompletną abstrakcją. Z ojczyzny Don Kichota dociera do nas stosunkowo niewiele produktów, a przecież hiszpańskie oliwki i wino nie ustępują ingrediencjom włoskim i francuskim. Podobnie ma się rzecz z oliwą. Ale cóż, Ty się tam grzejesz pod niebem Hiszpanii, a tu u nas już pierwsze przymrozki. Siedzimy na wsi u naszego przyjaciela Sierzputa i poddajemy się cyklicznemu rytmowi przyrody. Sierzput zakupił nowe zamrażarki. Zdążyliśmy zebrać buraki, część została zmielona, ugotowana i zamrożona, zamrożone zostały także szczaw, koperek, pietruszka i parę innych smakowitych roślin. Dziś w nocy przemarzła bazylia, ale nie załamujemy się, tylko robimy z niej pesto alla Badów Górny, z udziałem ziaren sierzputowego słonecznika i hiszpańskiej oliwy.
Idę obierać czosnek, Bikont Pachnący Bazylią
Badowskie pesto jesienne (podaje Piotr Bikont) |
---|
5 dorodnych krzaczków bazylii, 1 ugotowany ziemniak, 12 główki czosnku, 2 garście ziaren słonecznika, dobrej oliwy ile zabierze, sól Umyć bazylię i poodrywać listki, odłożyć do przeschnięcia. Zmielić słonecznikowe ziarna i zmiksować z oliwą (w dobrych mikserach można obie czynności wykonać jednocześnie). Dodać zmieloną bazylię, zmielony ziemniak, zmielony lub wyciśnięty czosnek, posolić i wymieszać. Zmiksować wszystko razem z oliwą, dolewając jej stopniowo, do uzyskania konsystencji gęstego sosu. Podawać z gorącym makaronem albo z kopytkami wystarczy wcześniej wymieszać z niewielką ilością gorącej wody. Można posypać parmezanem. |
Więcej możesz przeczytać w 45/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.