Ewangelicy są bardziej izraelscy od Izraelczyków Gdy niedawno z okazji święta Sukkot chrześcijanie skupieni w ewangelickiej organizacji Skrzydła Orła zorganizowali w stolicy Izraela wielką demonstrację pod hasłem "Kochamy starszych braci", przechodnie potraktowali to jako jeszcze jeden przejaw folkloru Jerozolimy. Nic bardziej mylnego: od tego czasu ewangelicy prawie codziennie wychodzą na ulice, modlą się, kolportują apele i ulotki, rozdają Stary i Nowy Testament. - Ziemia obiecana jest ziemią narodu Izraela, a nie Palestyńczyków - tłumaczy Harry Jackson, lekarz z Bostonu, który zostawił pacjentów i przyjechał do Jerozolimy. - Obyś, Panie, natchnął mądrością i odwagą przywódców państwa żydowskiego - wtóruje mu ksiądz Robert Stens z Detroit, który zwyczajem starożytnych kapłanów żydowskich ze Świątyni Salomona trąbi w róg w czasie modlitwy. Stens opowiada, że ewangelicy w USA raz w tygodniu będą odmawiać modlitwę za pomyślność Jerozolimy: "Czekamy na mesjasza. Zbliża się wielka chwila. Dlatego nie wolno oddawać muzułmanom Ziemi Świętej". Ariel Szaron ma więc nowego przeciwnika. A właściwie 600 mln nowych przeciwników. Tylu wyznawców liczy bowiem Kościół ewangelicki, który zdecydowanie sprzeciwia się planowi separacji Izraelczyków i Palestyńczyków. Nie wolno wam zrezygnować z ani jednego centymetra kwadratowego ziemi, którą dostaliście od Boga - woła Naim Churi, pastor baptystów z Betlejem, który od kilku tygodni większość czasu spędza na pisaniu petycji, udzielaniu wywiadów i organizowaniu demonstracji. - Plany premiera Izraela są niemiłe Bogu i niebezpieczne zarówno dla Żydów, jak i chrześcijan - dodaje kapłan w rozmowie z Wprost". Z powodu tego typu wypowiedzi Churi już kilkakrotnie znalazł się na muszce palestyńskich snajperów i mimo że za każdym razem cudem wychodził z tego cały, na Bliskim Wschodzie nie znajdzie się firma ubezpieczeniowa, która byłaby gotowa wystawić mu polisę na życie.
Krzyż z gwiazdą Dawida
W przeszłości ewangelicy sprzeciwiali się ustępstwom terytorialnym na rzecz Arabów, ale dopiero teraz, gdy odwrót Izraela ze Strefy Gazy i części Samarii stał się aktualny, rozległy się dzwony na trwogę.
Większość grup ewangelickich posługuje się pojęciami i symboliką ze Starego Testamentu, nadając im często zaskakującą treść. Pielgrzymi rozlepili w Jerozolimie przywiezione z Denver plakaty z meczetami, na których zamiast kopuły widnieje wielki krzyż z gwiazdą Dawida. W poparciu dla odrodzonego państwa Żydów są często bardziej izraelscy od Izraelczyków. Powołują się przy tym na te same teksty i źródła, i mimo że najczęściej interpretują je inaczej, wychodzą z tego samego założenia: ludzkość czeka na mesjasza, który zbuduje nowy i lepszy świat.
W latach 80. powstała w Jerozolimie Międzynarodowa Ambasada Chrześcijańska, placówka o nieokreślonym statusie, nie mająca nic wspólnego z Watykanem. Reprezentuje proizraelskie tendencje wśród chrześcijan w krajach anglosaskich i dzięki prawie nieograniczonym środkom prowadzi ożywioną działalność w różnych miejscach na świecie.
Izraelscy intelektualiści, którzy powrócili niedawno z serii spotkań z przywódcami chrześcijan na Filipinach, opowiadają, że ich gospodarze nie byli w stanie zrozumieć polityki ustępstw Ariela Szarona. Okazuje się, że ewangelicy, mimo iż są mniejszością, odgrywają tam ważną rolę polityczną. Popierają Izrael "prawie bezkrytycznie" - jak mówi prof. Jehuda Altman, który przypomina, że Filipińczycy mają własne kłopoty z rebeliantami islamskimi i tym bardziej nie mogą zrozumieć Żydów gotowych oddać muzułmanom biblijne tereny Izraela.
Teologiczna rewolucja
Dymitr Radyszewski, telawiwski dziennikarz, który od lat utrzymuje kontakty ze światowymi organizacjami chrześcijańskimi, twierdzi, że wśród ewangelików zachodzą zasadnicze przemiany teologiczne w stosunku do Żydów: - Coraz częściej traktują oni judaizm i chrześcijaństwo jako gałęzie tego samego drzewa. Na zbliżenie chrześcijańsko-żydowskie i wzrost poparcia dla Izraela wpłynęły również problemy polityczne. Wspomniany już ksiądz Churi z Betlejem mówi pół żartem, pół serio: To my jesteśmy prawdziwą Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Chcemy wyzwolić Palestynę od terroru i dżihadu.
Ruch "chrześcijańskiej odpowiedzialności za Izrael" dotarł również do Rosji. W demonstracjach przeciw planowi separacji m.in. brali udział członkowie wielkorosyjskiego ruchu prawosławno-syjonistycznego - Siergiej Fiłatow czy szef kremlowskiej administracji prezydenta Jelcyn.
Motorem wprawiającym w ruch ewangelickich przyjaciół Izraela są organizacje żydowskie z Jerozolimy. Czołową rolę odgrywa prochrześcijańskie lobby w Knesecie, kierowane przez prawicowego deputowanego Juri Szterna i rabina Jaira Pereca z ortodoksyjnej partii sefardyjskiej Szas.
Islamskie imperium zła
O ile dotychczasowe poparcie niektórych odłamów chrześcijaństwa dla Izraela oparte było głównie na przesłankach religijnych, o tyle po 11 września 2001 r. chodzi również o wspólnego wroga. Dla ewangelików radykalny islam jest biblijnym szatanem, dlatego i Żydzi, i oni muszą stworzyć wspólny obronny front. Z nastrojów tych dobrze zdawali sobie sprawę Bush i Kerry, którzy podczas kampanii wyborczej często używali uwspółcześnionej terminologii z Biblii.
W Izraelu panuje prawie konsensus w sprawie potrzeby zbliżenia z chrześcijanami. Sprzeciwia się temu jedynie nieduża grupa duchownych skupiona wokół naczelnego rabina sefarydyjskiego Mordechaja Eliahu. Zwraca uwagę to, że naczelny rabin aszkenazyjski Jona Metzger nawiązał przyjazne kontakty z ewangelikami, gdy się przekonał, że nie zajmują się oni działalnością misyjną.
- Tak to jest z Żydami. Nawet kochać ich nie można bez warunków wstępnych - żartuje publicystka Lili Galili. W powodzi przyjacielskich gestów dochodzi czasami do nieporozumień i zgrzytów. Ortodoksyjny burmistrz Jerozolimy Uri Lupolianski robił ostatnio, co mógł, by się wykręcić od spotkania z przywódcami Kościoła ewangelickiego. Z kolei kilku przedstawicieli ewangelików amerykańskich przybyłych z doroczną wizytą do Izraela nie chciało pójść na śniadanie do premiera Szarona. "Kochamy wielki Izrael, a nie plany separacji, stojące w absolutnej sprzeczności z literą i duchem objawienia" - tłumaczyli potem zdumionym dziennikarzom. Szaron nie pozostał dłużny i pierwszy raz zbojkotował uroczystości zorganizowane z okazji święta szałasów przez Ambasadę Chrześcijańską w Jerozolimie. W uroczystościach tych wziął udział jeden z najpopularniejszych kaznodziei amerykańskich Pat Robertson, który mówiąc o bliskim zmartwychwstaniu Jezusa, popełnił karygodną gafę: "Ten dzień jest już bliski, ponieważ nawet Żydzi zaczynają wierzyć, że właśnie on jest prawdziwym odkupicielem". Skonsternowani funkcjonariusze ambasady prawie padli z wrażenia.
Robertson próbował to naprawić, mówiąc, że miał coś innego na myśli. Częściowo mu się to udało, tym bardziej że jego uwagi na temat islamu zostały ciepło przyjęte przez Izraelczyków: - Agresja islamu, jego plany zniszczenia Izraela, zabranie Żydom tego kraju i przekazanie wschodniej Jerozolimy Arafatowi - wszystko to jest planem szatana, który w ten sposób chce opóźnić powrót Jezusa Chrystusa.
Kaznodzieja jest jednym z najbardziej medialnych Amerykanów. Już w latach 70. uruchomił w swojej ewangelickiej sieci telewizyjnej CBN kanał bliskowschodni, licząc na to, że w przyszłości przeprowadzi transmisję z wkroczenia Jezusa do Jerozolimy. Przed uroczystościami drugiego milenium odbywały się nawet burzliwe dyskusje na temat kąta ujęć i ostrości obrazu.
Przyspieszanie końca świata
W ostatnich latach ze środowisk ewangelickich wyłoniło się kilka skrajnych grup, które planują przyspieszyć nadejście Mesjasza i koniec świata, na przykład wysadzając w powietrze święte wzgórze w Jerozolimie. Izraelska służba bezpieczeństwa Szabak obserwuje kontakty tych organizacji ze skrajnymi żydowskimi środowiskami mesjanistycznymi, mającymi podobne plany.
- Miliony ewangelików naprawdę wierzą w walkę dobra ze złem. Dobry jest świat judeochrześcijański, zły jest islam. Stąd ich wzmożone poparcie dla Izraela - uważa prof. David Katz z Uniwersytetu Telawiwskiego. Katz jest jednym z najwybitniejszych na świecie badaczy różnych odłamów chrześcijaństwa i członkiem Brytyjskiej Akademii Nauk. Jego książka "Rewolucja mesjanistyczna" stała się w Izraelu bestsellerem. Według Katza, Izrael nie wykorzystuje możliwości propagandowego oddziaływania na świat przy pomocy i za pośrednictwem Kościoła ewangelickiego. - Mamy wśród nich oddanych przyjaciół - uważa Katz. - Powinniśmy odważnie skorzystać z ich pomocy. - Jesteśmy wszyscy w służbie Ziemi Świętej - mówi ksiądz Giuseppe Vanili z Jerozolimy. - A przecież nic tak nie łączy, jak wspólny pobyt w okopach.
W przeszłości ewangelicy sprzeciwiali się ustępstwom terytorialnym na rzecz Arabów, ale dopiero teraz, gdy odwrót Izraela ze Strefy Gazy i części Samarii stał się aktualny, rozległy się dzwony na trwogę.
Większość grup ewangelickich posługuje się pojęciami i symboliką ze Starego Testamentu, nadając im często zaskakującą treść. Pielgrzymi rozlepili w Jerozolimie przywiezione z Denver plakaty z meczetami, na których zamiast kopuły widnieje wielki krzyż z gwiazdą Dawida. W poparciu dla odrodzonego państwa Żydów są często bardziej izraelscy od Izraelczyków. Powołują się przy tym na te same teksty i źródła, i mimo że najczęściej interpretują je inaczej, wychodzą z tego samego założenia: ludzkość czeka na mesjasza, który zbuduje nowy i lepszy świat.
W latach 80. powstała w Jerozolimie Międzynarodowa Ambasada Chrześcijańska, placówka o nieokreślonym statusie, nie mająca nic wspólnego z Watykanem. Reprezentuje proizraelskie tendencje wśród chrześcijan w krajach anglosaskich i dzięki prawie nieograniczonym środkom prowadzi ożywioną działalność w różnych miejscach na świecie.
Izraelscy intelektualiści, którzy powrócili niedawno z serii spotkań z przywódcami chrześcijan na Filipinach, opowiadają, że ich gospodarze nie byli w stanie zrozumieć polityki ustępstw Ariela Szarona. Okazuje się, że ewangelicy, mimo iż są mniejszością, odgrywają tam ważną rolę polityczną. Popierają Izrael "prawie bezkrytycznie" - jak mówi prof. Jehuda Altman, który przypomina, że Filipińczycy mają własne kłopoty z rebeliantami islamskimi i tym bardziej nie mogą zrozumieć Żydów gotowych oddać muzułmanom biblijne tereny Izraela.
Teologiczna rewolucja
Dymitr Radyszewski, telawiwski dziennikarz, który od lat utrzymuje kontakty ze światowymi organizacjami chrześcijańskimi, twierdzi, że wśród ewangelików zachodzą zasadnicze przemiany teologiczne w stosunku do Żydów: - Coraz częściej traktują oni judaizm i chrześcijaństwo jako gałęzie tego samego drzewa. Na zbliżenie chrześcijańsko-żydowskie i wzrost poparcia dla Izraela wpłynęły również problemy polityczne. Wspomniany już ksiądz Churi z Betlejem mówi pół żartem, pół serio: To my jesteśmy prawdziwą Organizacją Wyzwolenia Palestyny. Chcemy wyzwolić Palestynę od terroru i dżihadu.
Ruch "chrześcijańskiej odpowiedzialności za Izrael" dotarł również do Rosji. W demonstracjach przeciw planowi separacji m.in. brali udział członkowie wielkorosyjskiego ruchu prawosławno-syjonistycznego - Siergiej Fiłatow czy szef kremlowskiej administracji prezydenta Jelcyn.
Motorem wprawiającym w ruch ewangelickich przyjaciół Izraela są organizacje żydowskie z Jerozolimy. Czołową rolę odgrywa prochrześcijańskie lobby w Knesecie, kierowane przez prawicowego deputowanego Juri Szterna i rabina Jaira Pereca z ortodoksyjnej partii sefardyjskiej Szas.
Islamskie imperium zła
O ile dotychczasowe poparcie niektórych odłamów chrześcijaństwa dla Izraela oparte było głównie na przesłankach religijnych, o tyle po 11 września 2001 r. chodzi również o wspólnego wroga. Dla ewangelików radykalny islam jest biblijnym szatanem, dlatego i Żydzi, i oni muszą stworzyć wspólny obronny front. Z nastrojów tych dobrze zdawali sobie sprawę Bush i Kerry, którzy podczas kampanii wyborczej często używali uwspółcześnionej terminologii z Biblii.
W Izraelu panuje prawie konsensus w sprawie potrzeby zbliżenia z chrześcijanami. Sprzeciwia się temu jedynie nieduża grupa duchownych skupiona wokół naczelnego rabina sefarydyjskiego Mordechaja Eliahu. Zwraca uwagę to, że naczelny rabin aszkenazyjski Jona Metzger nawiązał przyjazne kontakty z ewangelikami, gdy się przekonał, że nie zajmują się oni działalnością misyjną.
- Tak to jest z Żydami. Nawet kochać ich nie można bez warunków wstępnych - żartuje publicystka Lili Galili. W powodzi przyjacielskich gestów dochodzi czasami do nieporozumień i zgrzytów. Ortodoksyjny burmistrz Jerozolimy Uri Lupolianski robił ostatnio, co mógł, by się wykręcić od spotkania z przywódcami Kościoła ewangelickiego. Z kolei kilku przedstawicieli ewangelików amerykańskich przybyłych z doroczną wizytą do Izraela nie chciało pójść na śniadanie do premiera Szarona. "Kochamy wielki Izrael, a nie plany separacji, stojące w absolutnej sprzeczności z literą i duchem objawienia" - tłumaczyli potem zdumionym dziennikarzom. Szaron nie pozostał dłużny i pierwszy raz zbojkotował uroczystości zorganizowane z okazji święta szałasów przez Ambasadę Chrześcijańską w Jerozolimie. W uroczystościach tych wziął udział jeden z najpopularniejszych kaznodziei amerykańskich Pat Robertson, który mówiąc o bliskim zmartwychwstaniu Jezusa, popełnił karygodną gafę: "Ten dzień jest już bliski, ponieważ nawet Żydzi zaczynają wierzyć, że właśnie on jest prawdziwym odkupicielem". Skonsternowani funkcjonariusze ambasady prawie padli z wrażenia.
Robertson próbował to naprawić, mówiąc, że miał coś innego na myśli. Częściowo mu się to udało, tym bardziej że jego uwagi na temat islamu zostały ciepło przyjęte przez Izraelczyków: - Agresja islamu, jego plany zniszczenia Izraela, zabranie Żydom tego kraju i przekazanie wschodniej Jerozolimy Arafatowi - wszystko to jest planem szatana, który w ten sposób chce opóźnić powrót Jezusa Chrystusa.
Kaznodzieja jest jednym z najbardziej medialnych Amerykanów. Już w latach 70. uruchomił w swojej ewangelickiej sieci telewizyjnej CBN kanał bliskowschodni, licząc na to, że w przyszłości przeprowadzi transmisję z wkroczenia Jezusa do Jerozolimy. Przed uroczystościami drugiego milenium odbywały się nawet burzliwe dyskusje na temat kąta ujęć i ostrości obrazu.
Przyspieszanie końca świata
W ostatnich latach ze środowisk ewangelickich wyłoniło się kilka skrajnych grup, które planują przyspieszyć nadejście Mesjasza i koniec świata, na przykład wysadzając w powietrze święte wzgórze w Jerozolimie. Izraelska służba bezpieczeństwa Szabak obserwuje kontakty tych organizacji ze skrajnymi żydowskimi środowiskami mesjanistycznymi, mającymi podobne plany.
- Miliony ewangelików naprawdę wierzą w walkę dobra ze złem. Dobry jest świat judeochrześcijański, zły jest islam. Stąd ich wzmożone poparcie dla Izraela - uważa prof. David Katz z Uniwersytetu Telawiwskiego. Katz jest jednym z najwybitniejszych na świecie badaczy różnych odłamów chrześcijaństwa i członkiem Brytyjskiej Akademii Nauk. Jego książka "Rewolucja mesjanistyczna" stała się w Izraelu bestsellerem. Według Katza, Izrael nie wykorzystuje możliwości propagandowego oddziaływania na świat przy pomocy i za pośrednictwem Kościoła ewangelickiego. - Mamy wśród nich oddanych przyjaciół - uważa Katz. - Powinniśmy odważnie skorzystać z ich pomocy. - Jesteśmy wszyscy w służbie Ziemi Świętej - mówi ksiądz Giuseppe Vanili z Jerozolimy. - A przecież nic tak nie łączy, jak wspólny pobyt w okopach.
Więcej możesz przeczytać w 45/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.