10 rad Centrum im. Adama Smitha i "Wprost" dla rządu Kazimierza Marcinkiewicza
Popularne stały się ostatnio kursy i podręczniki tego, jak rozumieć tzw. mowę ciała. O ile mowę ciała premiera Marcinkiewicza można jeszcze dość łatwo zrozumieć, o tyle poszczególni ministrowie wiją się w jakichś potwornych konwulsjach, których nie zrozumie nawet Kaszpirowski. Co wywołuje radość przeciwników nowego rządu. Śmieszne to, ale i straszne. Wszyscy bowiem płyniemy w tej samej łódce. Jak powiadał kiedyś Ronald Reagan, gdy towarzysz podróży wyciąga pistolet, strzela w dno tej łódki i robi w nim dziurę, to rozsądny człowiek raczej nie wyrywa mu "giwery", żeby wystrzelić drugą dziurę, tylko łapie za wiaderko i wylewa wodę! A naprawdę jest co wylewać, bo dziura w naszej łódce jest dosyć duża. Jak memento wraca więc Leninowskie pytanie: "co robić"? Przestać strzelać w dno łódki i wziąć się do roboty. Jak? Oto dziesięć naszych rad na najbliższe tygodnie.
1 Konia przed wóz, czyli obniżyć koszty pracy
Wszyscy zgadzają się, że największą polską bolączką jest bezrobocie. Nie zgadzają się tylko z tym, co zrobić, żeby się ono zmniejszyło. Rozwiązanie jest proste. Należy obniżyć składki ubezpieczeniowe na ZUS i znieść przymus ubezpieczania się w OFE. Teza, że najpierw trzeba ograniczyć bezrobocie, żeby móc ograniczyć składki, to stawianie wozu przed koniem. Nie pojedzie! Każdy podatek wywiera bezpośredni wpływ na alokację zasobów w gospodarce i jest źródłem tzw. efektu akcyzowego. Jeżeli coś opodatkowujemy, tego czegoś jest mniej. Gdy opodatkowujemy dochód, mamy niższy dochód. Gdy opodatkowujemy oszczędności, to jest ich mniej, a w konsekwencji kapitał dostępny na rynku jest mniejszy. Gdy bezpośrednio opodatkowujemy kapitał, też jest go mniej, bo kapitał wybiera takie miejsca inwestycji, w których fiskus nie jest zbyt zachłanny, a spodziewane zyski są najwyższe. Jeśli maleje kapitał, którym można finansować inwestycje, to inwestycje zostają ograniczone. Mniejsze inwestycje to zmniejszenie ilości pracy dostępnej na rynku. Gdy dodatkowo opodatkowujemy tę pracę - bezpośrednio czy w jakiś pośredni sposób ("składki" ubezpieczeniowe) - to tej pracy jest jeszcze mniej. Jeśli jest mniej pracy, to bezrobocie staje się wyższe, a w konsekwencji spada popyt wewnętrzny. Jeśli równocześnie coraz bardziej opodatkowujemy konsumpcję (VAT, cło akcyza), to popyt obniża się jeszcze bardziej. W rezultacie spada produkcja, na którą brakuje zbytu, a zatem zmniejsza się zapotrzebowanie na siłę roboczą i jeszcze bardziej rośnie bezrobocie.
2 Niski przychodowy
Podatek dochodowy od dużych spółek trzeba zastąpić podatkiem od wartości sprzedaży netto. Minister finansów nie będzie musiała walczyć z hipermarketami. Polscy kupcy żyją z nimi w symbiozie, co dostrzegają gołym okiem robiący zakupy w hipermarketach, czyli większość rodaków. W hipermarketach funkcjonują polscy przedsiębiorcy. Obok hipermarketów jak grzyby po deszczu powstają sklepy i sklepiki. Ich właściciele są upośledzeni przez własne państwo przepisami podatkowymi. Wykorzystując instrumenty międzynarodowego planowania podatkowego, wielkie międzynarodowe koncerny redukują wysokość podatku dochodowego poniżej 5 proc. Polscy przedsiębiorcy płacą około 13 proc. Gdzie tu s(S)prawiedliwość? Podatek przychodowy zamiast dochodowego na poziomie 1 proc. wartości sprzedaży rozwiązałby ten problem. Herezja? Proponujemy policzyć. Wyjdzie na nasze!
3 Mały na ryczałcie
Jeszcze łatwiej byłoby polskim małym przedsiębiorcom rywalizować z hipermarketami, gdyby płacili podatek zryczałtowany. Taki podatek w wysokości 350 zł miesięcznie od każdego kupca przyniósłby państwu takie same przychody co skomplikowany i kosztowny w poborze podatek dochodowy. Ergo dochód państwa byłby wyższy, bo koszty działalności byłyby niższe.
4 MiŚ bez VAT
Jeśli zostałby podwyższony limit obrotu, po którego przekroczeniu powstaje obowiązek płacenia podatku VAT, to mali konkurenci hipermarketów znaleźliby się w siódmym (gospodarczym) niebie. Podatek VAT jest niezwykle skomplikowany i nie trzeba obciążać nim tak zwanych MiŚ (małych i średnich przedsiębiorstw). Niech go odprowadzają hipermarkety. Zamiast je zamykać w niedziele, żeby polepszyć w ten sposób dolę polskich kupców, pogarszając zarazem dolę kupujących, wprowadźmy rozwiązania, które pozwolą kupcom się zająć kupiectwem, a nie buchalterią.
5 PIT - inaczej
Podatek PIT najlepiej zlikwidować, a jeśli z powodów politycznych byłoby to niewykonalne, należałoby odstąpić od jałowego opodatkowywania świadczeń społecznych oraz wynagrodzeń sfery budżetowej. Państwo opodatkowuje w ten sposób siebie. Zarabiają tylko banki na jałowych transferach. Jeśli rząd (co deklarował) zmniejszy progresywność podatku od dochodów osobistych, może zrezygnować ze skomplikowanych (i kosztownych) procedur przelewania pieniędzy z kasy państwa do kieszeni podatnika, którego dochód mieści się w najniższym przedziale podatkowym, i potem do odbierania ich części i przelewania za kosztownym pośrednictwem do tej samej kasy. Lada chwila pomysł ten być może wprowadzą w życie Słowacy.
6 Smith na drogi
Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, państwo może pozostać właścicielem infrastruktury, ale niekoniecznie przedsiębiorstw, które tę infrastrukturę wykorzystują. Adam Smith uważał, że zadaniem państwa jest ochrona społeczeństwa przed wrogiem zewnętrznym (prowadzenie polityki zagranicznej i obronnej) oraz wewnętrznym (ściganie i karanie przestępców) oraz podejmowanie przedsięwzięć gospodarczych, które nie opłacają się prywatnym przedsiębiorcom, gdyż stopa zwrotu z inwestycji jest za mała, ale są potrzebne tysiącom innych przedsiębiorców. Za czasów Smitha były to drogi. Do dziś się to nie zmieniło. Skoro prywatnym inwestorom nie opłaca się budować autostrad, to niech nie budują. Niech buduje je państwo, zamiast dopłacać inwestorom w nieczytelny sposób. Wystarczy zamówić drogę o określonych parametrach na wytyczonej trasie, zezwolić oferentom na przeprowadzenie badań geologicznych i kierować się przy wyborze ich ofert ceną.
7 Państwo na giełdę
Własność prywatna jest lepsza od państwowej. Ale sposób jej wprowadzenia zdyskredytował ją w oczach wyborców. Prywatyzacji należy stawiać jeden warunek: musi być aż do bólu przejrzysta. Nawet gdyby miało to zaszkodzić tzw. optymalizacji. Szermuje się argumentem, że celem prywatyzacji powinna być albo maksymalizacja zysku, albo uzyskanie dla prywatyzowanych zakładów najlepszego inwestora z punktu widzenia ich rozwoju i bezpieczeństwa załogi. Pod tymi szczytnymi hasłami prowadzono przez lata pokątne negocjacje, których wynik często zdumiewał. Optymalnym rozwiązaniem, dzięki któremu można przywrócić Polakom wiarę we własność prywatną i rynek, jest prywatyzacja przez giełdę. I nie należy się jej bać.
8 Służby specjalne - menedżerów, nie siepaczy
Koalicja POPiS nie powstała, bo się niedoszli koalicjanci pokłócili, kto kogo będzie aresztował o 5 rano z pomocą służb specjalnych. Walka o służby i ze służbami nie może przysłonić rzeczywistych problemów państwa. Służby specjalne są państwu bardziej potrzebne od urzędów zatrudnienia. Tradycyjną funkcją państwa jest bowiem zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa, a nie roboty. Opisy sposobów "samofinansowania" się służb amerykańskich z książek Ludluma to chyba nie jest zupełne science fiction. Problemu nie ma, gdy służby specjalne wykorzystują swoją wiedzą specjalną i tworzą jakąś wartość dodaną, z której mogą finansować swoją działalność skierowaną na ochronę obywateli. Problem powstaje, gdy służby nie wnoszą nic nowego, a przez swoje działania destrukcyjne szkodzą. Dobrzy menedżerowie potrzebni są nie tylko w spółkach skarbu pastwa, ale i w Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Więcej menedżerów, a nie politycznych siepaczy, na ulicę Rakowiecką, panie premierze!
9 Mojżesz z prokuratury
Tradycyjną i jedną z podstawowych funkcji państwa jest ściganie przestępców. Wymiana ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego i podległych im prokuratorów niczego nie zmieni. Rządy prawa, nie ludzi - tak brzmi podstawowa zasada państwa prawa. Dlatego należy odseparować Prokuraturę Generalną od Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie może istnieć cień podejrzenia, że prokuratorzy podejmują decyzje polityczne na zlecenie ministra, którego funkcja jako członka rządu jest polityczna. Prokurator Generalny powinien być powoływany w maksymalnie odpolityczniony sposób, na jedną kadencję bez możliwości reelekcji. Po jej zakończeniu powinien mieć płaconą tę samą pensję i prowadzić jedynie działalność naukowo-dydaktyczną, aby w okresie sprawowania funkcji nie zaprzątało mu głowy myślenie o przyszłości i podejmowanie decyzji w trosce o tę przyszłość. Teza ta jest niepoprawna politycznie. Sprzeciwia się jej i Lech Kaczyński, i Zbigniew Ziobro. Krytykowali oni działania obu tych organów pod rządami SLD, ale najwyraźniej uważają, że jeśli znajdują się one w rękach PiS, to obywatelom krzywda się nie stanie. Skoro Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości pomylił się - jak sam przyznał - z nominacją dla prokuratora Zbigniewa Kapusty, to nie ma pewności, że Zbigniew Ziobro także się nie pomyli w decyzjach personalnych. Co więcej, w prokuraturze zostaną ci sami ludzie, którzy współdziałali albo biernie się przyglądali wielu nielegalnym działaniom swoich kolegów lub przełożonych. Żaden z nich nie walnął pięścią w stół i nie powiedział: "dość". Lech Wałęsa przypomniał na początku lat 90., że Mojżesz przez czterdzieści lat "ciągał" naród wybrany po pustyni, żeby wymarło pokolenie pamiętające niewolę egipską. Czy PiS ma zamiar rządzić Ministerstwem Sprawiedliwości przez czterdzieści lat, żeby odeszli starzy prokuratorzy? A jeśli za cztery lata zmieni się władza? Może lepiej stworzyć instytucje niezależne od ludzi. Jeśli szczere zamiary kilku prokuratorów dawałyby gwarancję sprawiedliwych rządów, do dziś we Francji rządziliby jakobini. To instytucje i procedury mają gwarantować, że takie zdarzenia jak zatrzymanie Andrzeja Modrzejewskiego czy Romana Kluski się nie powtórzą.
10 Monteskiusz do sądu
Działalność służb i prokuratorów weryfikują niezawisłe sądy. To ich wyroki decydują o tym, czy w państwie naprawdę panują p(P)rawo i s(S)prawiedliwość. Monteskiuszowska zasada trójpodziału władzy nie sprowadza się tylko do formalnego podziału na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Władze te muszą na siebie wzajemnie oddziaływać, aby istniała równowaga między nimi. W Polsce władza sądownicza jest upośledzona przez władze ustawodawczą i wykonawczą. Konieczne jest przywrócenie jej należnej roli, zmiana systemu finansowania i organizacji sądownictwa oraz doboru sędziów. W Polsce nie należy do rzadkości widok piaskowca lub nawet marmuru w oddziałach ZUS i PCW w siedzibach sądów, w których jeśli w ogóle są komputery, to z czasów, gdy Roman Kluska składał je w garażu u zarania istnienia Optimusa. Orzekający w tych sądach sędziowie płci piękniejszej nierzadko o godzinie 15 pędzą do domu "tłuc kotlety" i nie zawracają sobie głowy zawiłościami ciągnących się procesów. Żeby to zmienić, stanowisko sędziego powinno być ukoronowaniem kariery prawniczej. Sposobem finansowania reformy sądownictwa może być pozostawienie sądom kosztów ponoszonych przez strony postępowania sądowego.
Premier Marcinkiewicz jako nauczyciel fizyki powinien zrozumieć zachodzące w gospodarce związki przyczynowo-skutkowe. Tak jak te kulki, o których się uczą dzieci w szkole, a które raz się przyciągają, a raz odpychają, działają prawa ekonomii, a zwłaszcza prawo podaży i popytu - także na dobre rady.
1 Konia przed wóz, czyli obniżyć koszty pracy
Wszyscy zgadzają się, że największą polską bolączką jest bezrobocie. Nie zgadzają się tylko z tym, co zrobić, żeby się ono zmniejszyło. Rozwiązanie jest proste. Należy obniżyć składki ubezpieczeniowe na ZUS i znieść przymus ubezpieczania się w OFE. Teza, że najpierw trzeba ograniczyć bezrobocie, żeby móc ograniczyć składki, to stawianie wozu przed koniem. Nie pojedzie! Każdy podatek wywiera bezpośredni wpływ na alokację zasobów w gospodarce i jest źródłem tzw. efektu akcyzowego. Jeżeli coś opodatkowujemy, tego czegoś jest mniej. Gdy opodatkowujemy dochód, mamy niższy dochód. Gdy opodatkowujemy oszczędności, to jest ich mniej, a w konsekwencji kapitał dostępny na rynku jest mniejszy. Gdy bezpośrednio opodatkowujemy kapitał, też jest go mniej, bo kapitał wybiera takie miejsca inwestycji, w których fiskus nie jest zbyt zachłanny, a spodziewane zyski są najwyższe. Jeśli maleje kapitał, którym można finansować inwestycje, to inwestycje zostają ograniczone. Mniejsze inwestycje to zmniejszenie ilości pracy dostępnej na rynku. Gdy dodatkowo opodatkowujemy tę pracę - bezpośrednio czy w jakiś pośredni sposób ("składki" ubezpieczeniowe) - to tej pracy jest jeszcze mniej. Jeśli jest mniej pracy, to bezrobocie staje się wyższe, a w konsekwencji spada popyt wewnętrzny. Jeśli równocześnie coraz bardziej opodatkowujemy konsumpcję (VAT, cło akcyza), to popyt obniża się jeszcze bardziej. W rezultacie spada produkcja, na którą brakuje zbytu, a zatem zmniejsza się zapotrzebowanie na siłę roboczą i jeszcze bardziej rośnie bezrobocie.
2 Niski przychodowy
Podatek dochodowy od dużych spółek trzeba zastąpić podatkiem od wartości sprzedaży netto. Minister finansów nie będzie musiała walczyć z hipermarketami. Polscy kupcy żyją z nimi w symbiozie, co dostrzegają gołym okiem robiący zakupy w hipermarketach, czyli większość rodaków. W hipermarketach funkcjonują polscy przedsiębiorcy. Obok hipermarketów jak grzyby po deszczu powstają sklepy i sklepiki. Ich właściciele są upośledzeni przez własne państwo przepisami podatkowymi. Wykorzystując instrumenty międzynarodowego planowania podatkowego, wielkie międzynarodowe koncerny redukują wysokość podatku dochodowego poniżej 5 proc. Polscy przedsiębiorcy płacą około 13 proc. Gdzie tu s(S)prawiedliwość? Podatek przychodowy zamiast dochodowego na poziomie 1 proc. wartości sprzedaży rozwiązałby ten problem. Herezja? Proponujemy policzyć. Wyjdzie na nasze!
3 Mały na ryczałcie
Jeszcze łatwiej byłoby polskim małym przedsiębiorcom rywalizować z hipermarketami, gdyby płacili podatek zryczałtowany. Taki podatek w wysokości 350 zł miesięcznie od każdego kupca przyniósłby państwu takie same przychody co skomplikowany i kosztowny w poborze podatek dochodowy. Ergo dochód państwa byłby wyższy, bo koszty działalności byłyby niższe.
4 MiŚ bez VAT
Jeśli zostałby podwyższony limit obrotu, po którego przekroczeniu powstaje obowiązek płacenia podatku VAT, to mali konkurenci hipermarketów znaleźliby się w siódmym (gospodarczym) niebie. Podatek VAT jest niezwykle skomplikowany i nie trzeba obciążać nim tak zwanych MiŚ (małych i średnich przedsiębiorstw). Niech go odprowadzają hipermarkety. Zamiast je zamykać w niedziele, żeby polepszyć w ten sposób dolę polskich kupców, pogarszając zarazem dolę kupujących, wprowadźmy rozwiązania, które pozwolą kupcom się zająć kupiectwem, a nie buchalterią.
5 PIT - inaczej
Podatek PIT najlepiej zlikwidować, a jeśli z powodów politycznych byłoby to niewykonalne, należałoby odstąpić od jałowego opodatkowywania świadczeń społecznych oraz wynagrodzeń sfery budżetowej. Państwo opodatkowuje w ten sposób siebie. Zarabiają tylko banki na jałowych transferach. Jeśli rząd (co deklarował) zmniejszy progresywność podatku od dochodów osobistych, może zrezygnować ze skomplikowanych (i kosztownych) procedur przelewania pieniędzy z kasy państwa do kieszeni podatnika, którego dochód mieści się w najniższym przedziale podatkowym, i potem do odbierania ich części i przelewania za kosztownym pośrednictwem do tej samej kasy. Lada chwila pomysł ten być może wprowadzą w życie Słowacy.
6 Smith na drogi
Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, państwo może pozostać właścicielem infrastruktury, ale niekoniecznie przedsiębiorstw, które tę infrastrukturę wykorzystują. Adam Smith uważał, że zadaniem państwa jest ochrona społeczeństwa przed wrogiem zewnętrznym (prowadzenie polityki zagranicznej i obronnej) oraz wewnętrznym (ściganie i karanie przestępców) oraz podejmowanie przedsięwzięć gospodarczych, które nie opłacają się prywatnym przedsiębiorcom, gdyż stopa zwrotu z inwestycji jest za mała, ale są potrzebne tysiącom innych przedsiębiorców. Za czasów Smitha były to drogi. Do dziś się to nie zmieniło. Skoro prywatnym inwestorom nie opłaca się budować autostrad, to niech nie budują. Niech buduje je państwo, zamiast dopłacać inwestorom w nieczytelny sposób. Wystarczy zamówić drogę o określonych parametrach na wytyczonej trasie, zezwolić oferentom na przeprowadzenie badań geologicznych i kierować się przy wyborze ich ofert ceną.
7 Państwo na giełdę
Własność prywatna jest lepsza od państwowej. Ale sposób jej wprowadzenia zdyskredytował ją w oczach wyborców. Prywatyzacji należy stawiać jeden warunek: musi być aż do bólu przejrzysta. Nawet gdyby miało to zaszkodzić tzw. optymalizacji. Szermuje się argumentem, że celem prywatyzacji powinna być albo maksymalizacja zysku, albo uzyskanie dla prywatyzowanych zakładów najlepszego inwestora z punktu widzenia ich rozwoju i bezpieczeństwa załogi. Pod tymi szczytnymi hasłami prowadzono przez lata pokątne negocjacje, których wynik często zdumiewał. Optymalnym rozwiązaniem, dzięki któremu można przywrócić Polakom wiarę we własność prywatną i rynek, jest prywatyzacja przez giełdę. I nie należy się jej bać.
8 Służby specjalne - menedżerów, nie siepaczy
Koalicja POPiS nie powstała, bo się niedoszli koalicjanci pokłócili, kto kogo będzie aresztował o 5 rano z pomocą służb specjalnych. Walka o służby i ze służbami nie może przysłonić rzeczywistych problemów państwa. Służby specjalne są państwu bardziej potrzebne od urzędów zatrudnienia. Tradycyjną funkcją państwa jest bowiem zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa, a nie roboty. Opisy sposobów "samofinansowania" się służb amerykańskich z książek Ludluma to chyba nie jest zupełne science fiction. Problemu nie ma, gdy służby specjalne wykorzystują swoją wiedzą specjalną i tworzą jakąś wartość dodaną, z której mogą finansować swoją działalność skierowaną na ochronę obywateli. Problem powstaje, gdy służby nie wnoszą nic nowego, a przez swoje działania destrukcyjne szkodzą. Dobrzy menedżerowie potrzebni są nie tylko w spółkach skarbu pastwa, ale i w Agencji Wywiadu i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Więcej menedżerów, a nie politycznych siepaczy, na ulicę Rakowiecką, panie premierze!
9 Mojżesz z prokuratury
Tradycyjną i jedną z podstawowych funkcji państwa jest ściganie przestępców. Wymiana ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego i podległych im prokuratorów niczego nie zmieni. Rządy prawa, nie ludzi - tak brzmi podstawowa zasada państwa prawa. Dlatego należy odseparować Prokuraturę Generalną od Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie może istnieć cień podejrzenia, że prokuratorzy podejmują decyzje polityczne na zlecenie ministra, którego funkcja jako członka rządu jest polityczna. Prokurator Generalny powinien być powoływany w maksymalnie odpolityczniony sposób, na jedną kadencję bez możliwości reelekcji. Po jej zakończeniu powinien mieć płaconą tę samą pensję i prowadzić jedynie działalność naukowo-dydaktyczną, aby w okresie sprawowania funkcji nie zaprzątało mu głowy myślenie o przyszłości i podejmowanie decyzji w trosce o tę przyszłość. Teza ta jest niepoprawna politycznie. Sprzeciwia się jej i Lech Kaczyński, i Zbigniew Ziobro. Krytykowali oni działania obu tych organów pod rządami SLD, ale najwyraźniej uważają, że jeśli znajdują się one w rękach PiS, to obywatelom krzywda się nie stanie. Skoro Lech Kaczyński jako minister sprawiedliwości pomylił się - jak sam przyznał - z nominacją dla prokuratora Zbigniewa Kapusty, to nie ma pewności, że Zbigniew Ziobro także się nie pomyli w decyzjach personalnych. Co więcej, w prokuraturze zostaną ci sami ludzie, którzy współdziałali albo biernie się przyglądali wielu nielegalnym działaniom swoich kolegów lub przełożonych. Żaden z nich nie walnął pięścią w stół i nie powiedział: "dość". Lech Wałęsa przypomniał na początku lat 90., że Mojżesz przez czterdzieści lat "ciągał" naród wybrany po pustyni, żeby wymarło pokolenie pamiętające niewolę egipską. Czy PiS ma zamiar rządzić Ministerstwem Sprawiedliwości przez czterdzieści lat, żeby odeszli starzy prokuratorzy? A jeśli za cztery lata zmieni się władza? Może lepiej stworzyć instytucje niezależne od ludzi. Jeśli szczere zamiary kilku prokuratorów dawałyby gwarancję sprawiedliwych rządów, do dziś we Francji rządziliby jakobini. To instytucje i procedury mają gwarantować, że takie zdarzenia jak zatrzymanie Andrzeja Modrzejewskiego czy Romana Kluski się nie powtórzą.
10 Monteskiusz do sądu
Działalność służb i prokuratorów weryfikują niezawisłe sądy. To ich wyroki decydują o tym, czy w państwie naprawdę panują p(P)rawo i s(S)prawiedliwość. Monteskiuszowska zasada trójpodziału władzy nie sprowadza się tylko do formalnego podziału na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Władze te muszą na siebie wzajemnie oddziaływać, aby istniała równowaga między nimi. W Polsce władza sądownicza jest upośledzona przez władze ustawodawczą i wykonawczą. Konieczne jest przywrócenie jej należnej roli, zmiana systemu finansowania i organizacji sądownictwa oraz doboru sędziów. W Polsce nie należy do rzadkości widok piaskowca lub nawet marmuru w oddziałach ZUS i PCW w siedzibach sądów, w których jeśli w ogóle są komputery, to z czasów, gdy Roman Kluska składał je w garażu u zarania istnienia Optimusa. Orzekający w tych sądach sędziowie płci piękniejszej nierzadko o godzinie 15 pędzą do domu "tłuc kotlety" i nie zawracają sobie głowy zawiłościami ciągnących się procesów. Żeby to zmienić, stanowisko sędziego powinno być ukoronowaniem kariery prawniczej. Sposobem finansowania reformy sądownictwa może być pozostawienie sądom kosztów ponoszonych przez strony postępowania sądowego.
Premier Marcinkiewicz jako nauczyciel fizyki powinien zrozumieć zachodzące w gospodarce związki przyczynowo-skutkowe. Tak jak te kulki, o których się uczą dzieci w szkole, a które raz się przyciągają, a raz odpychają, działają prawa ekonomii, a zwłaszcza prawo podaży i popytu - także na dobre rady.
Więcej możesz przeczytać w 48/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.