Czy Zyta Gilowska zrobi z prezesa PiS "grzesznika nawróconego na liberalizm"?
Nareszcie! Nareszcie!" - takimi okrzykami przywitali prof. Zytę Gilowską pracownicy Ministerstwa Finansów. Najbardziej ta nominacja ucieszyła przedsiębiorców, inwestorów giełdowych i ekonomistów. Dla nich Gilowska jest gwarantem rozsądku i liberalnych rozwiązań w gospodarce. Sięgając po dawną liderkę platformy, prezes PiS Jarosław Kaczyński uspokoił świat biznesu i po raz kolejny zepchnął PO do narożnika. Czy Gilowska, którą mąż nazywa "Prusaczką", będzie pruskim kapralem PiS trzymającym w ryzach rząd i posłów, zawsze chętnych do rozdawania pieniędzy?
W rozmowie z "Wprost" wicepremier Gilowska zapewnia, że nie odłożyła ad acta poglądów, które prezentowała jako wiceprzewodnicząca PO, że w rządzie zagwarantowano jej wystarczającą swobodę, by mogła zreformować finanse publiczne. Czy jej niedawne wypowiedzi o wprowadzeniu podatku liniowego "kiedyś" to tylko gra? Podobnie jak określenie siebie mianem "chrześcijańskiego liberała"?
Poszukiwacze prostych rezerw
Teresa Lubińska, którą w Ministerstwie Finansów zastąpiła Gilowska, w nieco ponad dwa miesiące dokonała tzw. reorganizacji resortu. Jeden z dyrektorów wyjaśnia nam, że polegało to na wyrzuceniu usłużnych wobec lewicy pracowników aparatu skarbowego oraz byłych agentów i współpracowników SB. Gilowska zaskakująco łatwo i szybko wdrożyła się w nowe obowiązki. I zaskakująco starannie waży słowa, choć do niedawna słynęła z nokautowania politycznych przeciwników w retorycznych pojedynkach. Może dlatego, że obecny Sejm i ekipa premiera Marcinkiewicza zdążyli już dorzucić do odziedziczonego po rządzie Marka Belki budżetu na 2006 r. wydatki sięgające co najmniej 3 mld zł (m.in. becikowe, dożywianie dzieci, dopłaty do paliwa rolniczego, zwiększenie zasiłków porodowych i wydłużenie urlopów macierzyńskich).
Wbrew pozorom Gilowska, liberał w rządzie "solidarnych społecznie", może zdziałać całkiem sporo. - Polska gospodarka ma proste rezerwy wzrostu. Wystarczy zmienić system gospodarczy z policyjnego na taki, który pozwala się bogacić - mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem, liderzy PiS zdają sobie sprawę, że bez sukcesu gospodarczego, zwłaszcza spadku bezrobocia, wygrana w kolejnych wyborach parlamentarnych (po czteroletniej kadencji) będzie trudna.
Podatki i praca
Gilowska zamierza przede wszystkim przygotować nową ustawę o finansach publicznych. Obecny system - od techniki konstruowania budżetu po organizację pozabudżetowych funduszy - to anachronizm. Jeśli ta zmiana się powiedzie, nastąpi m.in. likwidacja funduszy (w rodzaju Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) i większość publicznych środków zostanie ujęta w budżecie. Dzięki temu rząd będzie precyzyjnie wiedział, czym dysponuje. Dopiero wtedy możemy liczyć na większe zmiany w podatkach niż te, które obiecał PiS. Tymczasem w ostatnich latach realne podatki w Polsce wzrosły dla 90 proc. podatników średnio aż o 5 punktów procentowych (czyli o ponad jedną trzecią). Od pięciu lat nie waloryzowano progów podatkowych i zlikwidowano wszystkie ulgi. Do tego trzeba doliczyć jeszcze wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne (rocznie o 0,25 proc.).
Po Lubińskiej przejęła Gilowska program "Podatki i przedsiębiorczość", zespół ekspertów, który zdążył się kilka razy spotkać w sprawie tego programu, oraz deklarację poprzedniczki, że do końca marca 2006 r. Ministerstwo Finansów opracuje plan reformy podatkowej. PiS zapowiadało, że stawkę CIT obniży do 18 proc., a trzystopniową skalę PIT zastąpi dwustopniową - 18 proc. i 32 proc. Na przeforsowanie podatku liniowego Gilowska nie ma co liczyć, ale jako alternatywę wobec planów PiS przedstawia w rozmowie z "Wprost" zmniejszenie obciążającej nasze płace składki na ubezpieczenie społeczne, którą tworzą składki na ubezpieczenie emerytalne (stawka 19,52 proc.), rentowe (13 proc.), chorobowe (2,45 proc.) i wypadkowe (od 0,4 do 8,12 proc.). Jakiekolwiek obniżki w ramach składki na ZUS przedsiębiorcy mogliby szybko odczuć w portfelach: obecnie, by zapłacić pracownikowi złotówkę, pracodawca musi wydać aż 1,8 zł. Według minister finansów, zmniejszenie kosztów pracy bardziej zachęci przedsiębiorców do działania i ograniczy bezrobocie niż obniżka stawek podatkowych.
- Z obecnym budżetem prof. Gilowska nie ma nic wspólnego. Prawdziwemu testowi zostanie poddana w drugim kwartale tego roku, kiedy sama będzie tworzyła budżet. Nie wątpię, że wie, co należy robić, ale czy uda jej się zdobyć większość, by przeforsować niezbędne ustawy? - zastanawia się Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Autorytarna demokratka
- W tym rządzie Gilowska nie będzie kwiatkiem do kożucha. Prędzej sama ten kożuch przyodzieje - uważa Stanisław Żmijan, wiceszef lubelskiej PO, której liderem Gilowska była do czasu wystąpienia z partii w maju 2005 r. W Lublinie zasłynęła z rządzenia twardą ręką: konsultowała się, zasięgała opinii, ale decyzje i tak podejmowała sama. Partyjni koledzy ochrzcili tę metodę mianem "demokracji autorytarnej".
Pochodząca z Nowego Miasta Lubawskiego 56-letnia Gilowska, profesor i kierownik Katedry Finansów Publicznych KUL, nieraz udowadniała, że potrafi postawić na swoim. Tak jak przed jedenastu laty, gdy opuściła Unię Wolności, sprzeciwiając się poparciu Jacka Kuronia w wyborach prezydenckich i lokalnym koalicjom UW z SLD. Wchodząc do rządu PiS, bierze de facto rewanż na liderach PO - Donaldzie Tusku i Janie Marii Rokicie - których publicznie oskarżyła o chęć upokorzenia jej przed partyjnym sądem. Przypomnijmy, że liderzy PO zarzucili Gilowskiej nepotyzm (zatrudniała syna i synową w swoim biurze poselskim w Lublinie).
Czy teraz Gilowska zrobi z Jarosława Kaczyńskiego "grzesznika nawróconego na liberalizm" i mocniej, niż chciałoby tego PiS, zreformuje finanse państwa, zwłaszcza jeśli chodzi o cięcia wydatków socjalnych? Na razie przyjmując propozycję objęcia stanowiska w rządzie Marcinkiewicza, "żelazna Zyta" pohamowała swój temperament i pozwoliła się wykorzystać w politycznej grze wzmacniającej pozycję PiS wobec innych partii w parlamencie. Jeśli taka jest cena uzdrowienia finansów państwa, to warto ją zapłacić.
W rozmowie z "Wprost" wicepremier Gilowska zapewnia, że nie odłożyła ad acta poglądów, które prezentowała jako wiceprzewodnicząca PO, że w rządzie zagwarantowano jej wystarczającą swobodę, by mogła zreformować finanse publiczne. Czy jej niedawne wypowiedzi o wprowadzeniu podatku liniowego "kiedyś" to tylko gra? Podobnie jak określenie siebie mianem "chrześcijańskiego liberała"?
Poszukiwacze prostych rezerw
Teresa Lubińska, którą w Ministerstwie Finansów zastąpiła Gilowska, w nieco ponad dwa miesiące dokonała tzw. reorganizacji resortu. Jeden z dyrektorów wyjaśnia nam, że polegało to na wyrzuceniu usłużnych wobec lewicy pracowników aparatu skarbowego oraz byłych agentów i współpracowników SB. Gilowska zaskakująco łatwo i szybko wdrożyła się w nowe obowiązki. I zaskakująco starannie waży słowa, choć do niedawna słynęła z nokautowania politycznych przeciwników w retorycznych pojedynkach. Może dlatego, że obecny Sejm i ekipa premiera Marcinkiewicza zdążyli już dorzucić do odziedziczonego po rządzie Marka Belki budżetu na 2006 r. wydatki sięgające co najmniej 3 mld zł (m.in. becikowe, dożywianie dzieci, dopłaty do paliwa rolniczego, zwiększenie zasiłków porodowych i wydłużenie urlopów macierzyńskich).
Wbrew pozorom Gilowska, liberał w rządzie "solidarnych społecznie", może zdziałać całkiem sporo. - Polska gospodarka ma proste rezerwy wzrostu. Wystarczy zmienić system gospodarczy z policyjnego na taki, który pozwala się bogacić - mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem, liderzy PiS zdają sobie sprawę, że bez sukcesu gospodarczego, zwłaszcza spadku bezrobocia, wygrana w kolejnych wyborach parlamentarnych (po czteroletniej kadencji) będzie trudna.
Podatki i praca
Gilowska zamierza przede wszystkim przygotować nową ustawę o finansach publicznych. Obecny system - od techniki konstruowania budżetu po organizację pozabudżetowych funduszy - to anachronizm. Jeśli ta zmiana się powiedzie, nastąpi m.in. likwidacja funduszy (w rodzaju Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) i większość publicznych środków zostanie ujęta w budżecie. Dzięki temu rząd będzie precyzyjnie wiedział, czym dysponuje. Dopiero wtedy możemy liczyć na większe zmiany w podatkach niż te, które obiecał PiS. Tymczasem w ostatnich latach realne podatki w Polsce wzrosły dla 90 proc. podatników średnio aż o 5 punktów procentowych (czyli o ponad jedną trzecią). Od pięciu lat nie waloryzowano progów podatkowych i zlikwidowano wszystkie ulgi. Do tego trzeba doliczyć jeszcze wzrost składki na ubezpieczenie zdrowotne (rocznie o 0,25 proc.).
Po Lubińskiej przejęła Gilowska program "Podatki i przedsiębiorczość", zespół ekspertów, który zdążył się kilka razy spotkać w sprawie tego programu, oraz deklarację poprzedniczki, że do końca marca 2006 r. Ministerstwo Finansów opracuje plan reformy podatkowej. PiS zapowiadało, że stawkę CIT obniży do 18 proc., a trzystopniową skalę PIT zastąpi dwustopniową - 18 proc. i 32 proc. Na przeforsowanie podatku liniowego Gilowska nie ma co liczyć, ale jako alternatywę wobec planów PiS przedstawia w rozmowie z "Wprost" zmniejszenie obciążającej nasze płace składki na ubezpieczenie społeczne, którą tworzą składki na ubezpieczenie emerytalne (stawka 19,52 proc.), rentowe (13 proc.), chorobowe (2,45 proc.) i wypadkowe (od 0,4 do 8,12 proc.). Jakiekolwiek obniżki w ramach składki na ZUS przedsiębiorcy mogliby szybko odczuć w portfelach: obecnie, by zapłacić pracownikowi złotówkę, pracodawca musi wydać aż 1,8 zł. Według minister finansów, zmniejszenie kosztów pracy bardziej zachęci przedsiębiorców do działania i ograniczy bezrobocie niż obniżka stawek podatkowych.
- Z obecnym budżetem prof. Gilowska nie ma nic wspólnego. Prawdziwemu testowi zostanie poddana w drugim kwartale tego roku, kiedy sama będzie tworzyła budżet. Nie wątpię, że wie, co należy robić, ale czy uda jej się zdobyć większość, by przeforsować niezbędne ustawy? - zastanawia się Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Autorytarna demokratka
- W tym rządzie Gilowska nie będzie kwiatkiem do kożucha. Prędzej sama ten kożuch przyodzieje - uważa Stanisław Żmijan, wiceszef lubelskiej PO, której liderem Gilowska była do czasu wystąpienia z partii w maju 2005 r. W Lublinie zasłynęła z rządzenia twardą ręką: konsultowała się, zasięgała opinii, ale decyzje i tak podejmowała sama. Partyjni koledzy ochrzcili tę metodę mianem "demokracji autorytarnej".
Pochodząca z Nowego Miasta Lubawskiego 56-letnia Gilowska, profesor i kierownik Katedry Finansów Publicznych KUL, nieraz udowadniała, że potrafi postawić na swoim. Tak jak przed jedenastu laty, gdy opuściła Unię Wolności, sprzeciwiając się poparciu Jacka Kuronia w wyborach prezydenckich i lokalnym koalicjom UW z SLD. Wchodząc do rządu PiS, bierze de facto rewanż na liderach PO - Donaldzie Tusku i Janie Marii Rokicie - których publicznie oskarżyła o chęć upokorzenia jej przed partyjnym sądem. Przypomnijmy, że liderzy PO zarzucili Gilowskiej nepotyzm (zatrudniała syna i synową w swoim biurze poselskim w Lublinie).
Czy teraz Gilowska zrobi z Jarosława Kaczyńskiego "grzesznika nawróconego na liberalizm" i mocniej, niż chciałoby tego PiS, zreformuje finanse państwa, zwłaszcza jeśli chodzi o cięcia wydatków socjalnych? Na razie przyjmując propozycję objęcia stanowiska w rządzie Marcinkiewicza, "żelazna Zyta" pohamowała swój temperament i pozwoliła się wykorzystać w politycznej grze wzmacniającej pozycję PiS wobec innych partii w parlamencie. Jeśli taka jest cena uzdrowienia finansów państwa, to warto ją zapłacić.
Więcej możesz przeczytać w 3/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.