Bankowa fuzja przy głowie prezesa Narodowego Banku Polskiego
Gdyby 28 czerwca 1914 r. Serb Gawriło Princip nawet nie zastrzelił w Sarajewie następcy tronu Austro-Węgier arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, I wojna światowa i tak by wybuchła. Podobnie, gdyby nawet nigdy nie doszło do fuzji grup finansowych UniCredit i HVB, a w jej rezultacie do próby połączenia należących do nich w Polsce banków Pekao SA i Banku BPH, los prof. Leszka Balcerowicza byłby przesądzony. Wykluczenie 8 marca przez prezesa NBP, także przewodniczącego Komisji Nadzoru Bankowego, z posiedzenia tejże komisji przedstawiciela Ministerstwa Finansów, dało tylko pretekst do ataku. Okazja jest wyśmienita: oto Balcerowicz utrudnia życie rządowi, który usiłuje zapobiec połączeniu dwóch dużych banków przez ich nowego włoskiego właściciela - UniCredit, co doprowadzi do opanowania blisko 30 proc. rynku i może zagrozić interesom klientów banków.
Posłowie LPR zbierają podpisy pod wnioskiem o postawienie Balcerowicza przed Trybunałem Stanu, a w kuluarach sejmowych huczy od plotek, że broniąca prezesa NBP Platforma Obywatelska zaciągnęła w grupie UniCredit pożyczkę na ubiegłoroczne wybory i dlatego popiera bankową fuzję. Parlamentarna debata 10 marca nad głośnym posiedzeniem Komisji Nadzoru Bankowego zamieniła się w sąd nad Balcerowiczem. Wypominano mu rzeczywiste i urojone błędy, jakich miał się dopuścić od 1989 r. Bo w konflikcie polityków z szefem banku centralnego od dawna nie chodzi o politykę monetarną lub zgodę na fuzję banków. Prezes Narodowego Banku Polskiego to ostatnia "ikona" III RP, która jako tako przetrwała zawieruchę transformacji. Dla PiS, głoszącego potrzebę sanacji państwa i zniszczenia quasi-mafijnych układów rządzących naszym krajem, Balcerowicz stał się symbolem owej "zaukładzionej" Polski, łączącej czasy pookrągłostołowe z obecnymi. Zepchnięcie go w niebyt i podważenie jego autorytetu bracia Kaczyńscy traktują jako historyczną konieczność, tak jak francuscy jakobini traktowali zgilotynowanie Ludwika XVI w 1793 r. I zrobią to.
Prezes w okopach
Trudno nie zauważyć, że Balcerowicz sam ukręcił bat na siebie, bardziej niż w "niewidzialną rękę rynku" wierząc we własną moc sprawczą. - Polscy politycy uwierzyli mu, że gospodarkę można i trzeba "schładzać", gdy rozwija się za szybko, czyli również "podgrzewać", gdy rozwija się za wolno. Dlatego chcą mu odebrać kontrolę między innymi nad polityką monetarną - uważa Andrzej Sadowski, wiceszef Centrum im. Adama Smitha. Wieloletni minister finansów i prezes NBP otworzył puszkę Pandory - wcześniej był atakowany przez SLD i PSL, a obecnie przez populistów z PiS, Samoobrony i LPR, którzy chcą właśnie ręcznie "podgrzewać" gospodarkę.
Prezes NBP nie ułatwia też zadania tym, którzy go bronią, darząc szacunkiem szczególnie za reformy gospodarcze na początku lat 90. Trudno nie odnieść wrażenia, że im bardziej osaczony i naciskany przez polityków jest prezes NBP, tym mocniej okopuje się w murach banku centralnego i wierzy w dogmat o swej nieomylności. Jeśli, jak twierdzi, rząd broni tylko urażonej ambicji wiceministra finansów Cezarego Mecha, to Balcerowicz także stracił zimną krew i zdaje się bronić własnych urażonych ambicji.
"To jest debata w polskim Sejmie? Żarty sobie robicie z instytucji!" - grzmiał Balcerowicz 10 marca w parlamencie. Posłów, którzy w grudniu 2000 r. wybrali go na prezesa NBP (kandydaturę wysunął prezydent Aleksander Kwaśniewski), pouczał, że "czas układów partyjno-rządowych i koleżeńskich już się skończył", że to on "broni reguł państwa prawa". Dzień wcześniej Balcerowicz nie przyszedł na posiedzenie sejmowej Komisji Skarbu, gdzie posłowie chcieli wysłuchać jego wyjaśnień, dotyczących posiedzenia Komisji Nadzoru Bankowego, tłumacząc nieobecność wcześniej zaplanowaną wizytą w Elblągu, gdzie prezentował... okolicznościową monetę. Kilka dni przedtem wdał się w publiczną polemikę z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który potwierdził, że nie wysunie jego kandydatury na szefa banku centralnego po upływie kadencji (w styczniu 2007 r.). Nowego prezesa NBP prezydent poszuka wśród "niebalcerowiczowskich" ekonomistów ze Szkoły Głównej Handlowej (wedle ostatnich informacji, kandydatką prezydenta może być prof. Urszula Grzelońska, kierownik katedry ekonomii w SGH). "Jaką inflację obiecuje prezydent Polakom, ogłaszając kryteria swoich decyzji personalnych w sprawie NBP?" - pytał w oświadczeniu Balcerowicz - tak jakby tylko on mógł być gwarantem utrzymania inflacji w ryzach.
W Stanach Zjednoczonych jest nie do pomyślenia, by nawet tak potężny szef amerykańskiego banku centralnego Federal Reserve, jakim był Alan Greenspan, publicznie beształ kongresmanów lub przedstawicieli administracji, choćby uważał ich za ekonomicznych analfabetów. Zupełnie niewyobrażalna jest sytuacja, w której prezes Fed przeciwstawiłby sobie, jako obrońcy praworządności, władzę wykonawczą i ustawodawczą albo ad hoc dokonywał interpretacji prawa, rozszerzającej zakres swych kompetencji. Bo przyrównanie przez prezesa NBP Komisji Nadzoru Bankowego do sądu powszechnego i wyciąganie z tego wniosków, budzi co najmniej wątpliwości.
Komisja bezstronnych
Czy Balcerowicz jako przewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego (z racji bycia szefem banku centralnego) bezprawnie wykluczył z jej posiedzenia 8 marca wiceministra Mecha - przedstawiciela resortu finansów w komisji, jak twierdzą m.in. wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska oraz premier Kazimierz Marcinkiewicz?
Jeśli przyjąć interpretację prezesa NBP, to i tak to samo "poczucie praworządności", które kazało mu wykluczyć Mecha, powinno kazać mu wykluczyć jeszcze co najmniej Wojciecha Kwaśniaka, generalnego inspektora nadzoru bankowego, oraz samemu wyłączyć się z postępowania. Tak jak Mecha uznano za stronniczego, bo a priori był przeciwny fuzji Pekao SA i Banku BPH oraz wszelkim decyzjom, które do tego zmierzają, tak Kwaśniaka, którego inspektorat jest organem wykonawczym Komisji Nadzoru Bankowego i działa w ramach struktury NPB, można było uznać za stronniczego na korzyść Pekao SA i kontrolującego ten bank włoskiego UniCredit. Agata Kwaśniak, żona inspektora, jest dyrektorem finansowym w BPH Banku Hipotecznym, należącym do grupy, którą dziś chce przejąć UniCredit. Sam Kwaśniak nakłaniał zaś w latach 2001-2002 m.in. Pekao SA do kupna akcji Wschodniego Banku Cukrownictwa, by uchronić ten ostatni przed bankructwem (Pekao SA nabyło 19,82 proc. akcji tego banku w 2003 r. i odsprzedało je w ubiegłym roku). Krótko mówiąc, osoba odpowiadająca za bieżącą realizację zadaź nadzoru bankowego nakłaniała do złamania umowy prywatyzacyjnej Pekao SA z 1999 r.
Raport NIK wskazuje, że zgodnie z umową, UniCredit nie miał prawa inwestować w żaden bank konkurencyjny dla Pekao SA, dopóki będzie posiadał co najmniej 10 proc. akcji Pekao SA (wynika to z art. 3 par. 9 wspomnianej umowy). W chwili inwestycji w WBC Włosi byli zaś właścicielem nieco ponad 53 proc. akcji Pekao SA. W lutym biuro prasowe NBP poinformowało, że nadzorowi bankowemu nie była wówczas znana umowa prywatyzacyjna. I wyliczyło korzyści, jakie banki i klienci odnieśli dzięki zapobieżeniu upadkowi WBC. Tłumaczenie to jako żywo przypomina zeznania byłej prezes NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz przed komisją śledczą ds. PZU, która pytana o złamanie prawa bankowego przez BIG BG przy zakupie akcji ubezpieczyciela w 1999 r., stwierdziła, że "transakcję ocenia się na koniec dnia", czyli jeśli złamano prawo tylko na parę minut albo godzin, to wszystko jest w porządku...
Samego prezesa NBP trudno uznać za bezstronnego, skoro to rząd Jerzego Buzka, w którym był on wicepremierem i ministrem finansów, przeprowadził 23 czerwca 1999 r. prywatyzację Pekao SA, sprzedając kontrolny pakiet akcji banku konsorcjum UniCredit i niemieckiego Allianzu. Wiceministrem skarbu odpowiedzialnym wówczas za prywatyzację Pekao SA i Banku Przemysłowo-Handlowego (obecny Bank BPH), czyli podmiotów, których fuzja jest przedmiotem obecnego konfliktu, była wówczas Alicja Kornasiewicz, rekomendowana na to stanowisko przez wicepremiera Balcerowicza. Dziś Kornasiewicz jest m.in. przewodniczącą rady nadzorczej Banku BPH i prezesem CA IB Polska - spółki zarządzającej finansowym holdingiem CA IB, kontrolowanym przez UniCredit od czasu ubiegłorocznej światowej fuzji z niemiecką grupą HVB.
Można oczywiście uznać, że Mech był stronniczy, bo fuzję Pekao SA i Banku BPH piętnował publicznie, zaś przedstawiciele NPB w komisji nie byli stronniczy, bo na transakcję się zgadzają, lecz trzymali języki za zębami. Ale byłby to absurd, zwłaszcza wobec wspomnianych konfliktów interesów.
Walec historii
W obliczu możliwych wcześniejszych wyborów parlamentarnych oraz jesiennych wyborów samorządowych, strategom PiS konflikt z Balcerowiczem wręcz spada z nieba. Poczynając od możliwości wypomnienia mu drobnych wpadek, takich jak otwarte zaangażowanie przez niego banku centralnego w promowanie euro i podkreślanie konieczności jak najszybszego przyjęcia unijnej waluty (tymczasem statut NBP nakazuje mu dbać o złotówkę), a kończąc na podważeniu osobistej uczciwości Balcerowicza. Próbkę takich działań można było zobaczyć w ostatni piątek w Sejmie, gdy posłowie PiS sugerowali, że działania szefa NBP mogą mieć związek z faktem, iż kierowana przez jego żonę Fundacja Naukowa Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych otrzymuje pieniądze od Pekao SA. W kolejce czekają następne argumenty - nie wyjaśniona rola Balcerowicza w skandalicznie przeprowadzonej prywatyzacji PZU. PiS zapowiada także publiczne rozwikłanie pierwszej wielkiej afery początku lat 90., czyli sprawy Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. To właśnie resort finansów kierowany wówczas przez Balcerowicza nadzorował operacje FOZZ, które skończyły się wielomiliardowymi stratami.
Ostatni tydzień dowiódł, że szef NBP przyzwyczajony już do tego, że media piszą o nim albo dobrze, albo bardzo dobrze, nie radzi sobie w sytuacji, gdy musi się tłumaczyć ze swoich decyzji. Przyjmując wyzwanie rzucone mu przez braci Kaczyńskich, Balcerowicz - mimo poparcia większości mediów - zaangażował się w konflikt, w którym skazany jest na porażkę. Bo w IV RP dla symbolu, wręcz ikony, III RP zwyczajnie nie ma miejsca.
Posłowie LPR zbierają podpisy pod wnioskiem o postawienie Balcerowicza przed Trybunałem Stanu, a w kuluarach sejmowych huczy od plotek, że broniąca prezesa NBP Platforma Obywatelska zaciągnęła w grupie UniCredit pożyczkę na ubiegłoroczne wybory i dlatego popiera bankową fuzję. Parlamentarna debata 10 marca nad głośnym posiedzeniem Komisji Nadzoru Bankowego zamieniła się w sąd nad Balcerowiczem. Wypominano mu rzeczywiste i urojone błędy, jakich miał się dopuścić od 1989 r. Bo w konflikcie polityków z szefem banku centralnego od dawna nie chodzi o politykę monetarną lub zgodę na fuzję banków. Prezes Narodowego Banku Polskiego to ostatnia "ikona" III RP, która jako tako przetrwała zawieruchę transformacji. Dla PiS, głoszącego potrzebę sanacji państwa i zniszczenia quasi-mafijnych układów rządzących naszym krajem, Balcerowicz stał się symbolem owej "zaukładzionej" Polski, łączącej czasy pookrągłostołowe z obecnymi. Zepchnięcie go w niebyt i podważenie jego autorytetu bracia Kaczyńscy traktują jako historyczną konieczność, tak jak francuscy jakobini traktowali zgilotynowanie Ludwika XVI w 1793 r. I zrobią to.
Prezes w okopach
Trudno nie zauważyć, że Balcerowicz sam ukręcił bat na siebie, bardziej niż w "niewidzialną rękę rynku" wierząc we własną moc sprawczą. - Polscy politycy uwierzyli mu, że gospodarkę można i trzeba "schładzać", gdy rozwija się za szybko, czyli również "podgrzewać", gdy rozwija się za wolno. Dlatego chcą mu odebrać kontrolę między innymi nad polityką monetarną - uważa Andrzej Sadowski, wiceszef Centrum im. Adama Smitha. Wieloletni minister finansów i prezes NBP otworzył puszkę Pandory - wcześniej był atakowany przez SLD i PSL, a obecnie przez populistów z PiS, Samoobrony i LPR, którzy chcą właśnie ręcznie "podgrzewać" gospodarkę.
Prezes NBP nie ułatwia też zadania tym, którzy go bronią, darząc szacunkiem szczególnie za reformy gospodarcze na początku lat 90. Trudno nie odnieść wrażenia, że im bardziej osaczony i naciskany przez polityków jest prezes NBP, tym mocniej okopuje się w murach banku centralnego i wierzy w dogmat o swej nieomylności. Jeśli, jak twierdzi, rząd broni tylko urażonej ambicji wiceministra finansów Cezarego Mecha, to Balcerowicz także stracił zimną krew i zdaje się bronić własnych urażonych ambicji.
"To jest debata w polskim Sejmie? Żarty sobie robicie z instytucji!" - grzmiał Balcerowicz 10 marca w parlamencie. Posłów, którzy w grudniu 2000 r. wybrali go na prezesa NBP (kandydaturę wysunął prezydent Aleksander Kwaśniewski), pouczał, że "czas układów partyjno-rządowych i koleżeńskich już się skończył", że to on "broni reguł państwa prawa". Dzień wcześniej Balcerowicz nie przyszedł na posiedzenie sejmowej Komisji Skarbu, gdzie posłowie chcieli wysłuchać jego wyjaśnień, dotyczących posiedzenia Komisji Nadzoru Bankowego, tłumacząc nieobecność wcześniej zaplanowaną wizytą w Elblągu, gdzie prezentował... okolicznościową monetę. Kilka dni przedtem wdał się w publiczną polemikę z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który potwierdził, że nie wysunie jego kandydatury na szefa banku centralnego po upływie kadencji (w styczniu 2007 r.). Nowego prezesa NBP prezydent poszuka wśród "niebalcerowiczowskich" ekonomistów ze Szkoły Głównej Handlowej (wedle ostatnich informacji, kandydatką prezydenta może być prof. Urszula Grzelońska, kierownik katedry ekonomii w SGH). "Jaką inflację obiecuje prezydent Polakom, ogłaszając kryteria swoich decyzji personalnych w sprawie NBP?" - pytał w oświadczeniu Balcerowicz - tak jakby tylko on mógł być gwarantem utrzymania inflacji w ryzach.
W Stanach Zjednoczonych jest nie do pomyślenia, by nawet tak potężny szef amerykańskiego banku centralnego Federal Reserve, jakim był Alan Greenspan, publicznie beształ kongresmanów lub przedstawicieli administracji, choćby uważał ich za ekonomicznych analfabetów. Zupełnie niewyobrażalna jest sytuacja, w której prezes Fed przeciwstawiłby sobie, jako obrońcy praworządności, władzę wykonawczą i ustawodawczą albo ad hoc dokonywał interpretacji prawa, rozszerzającej zakres swych kompetencji. Bo przyrównanie przez prezesa NBP Komisji Nadzoru Bankowego do sądu powszechnego i wyciąganie z tego wniosków, budzi co najmniej wątpliwości.
Komisja bezstronnych
Czy Balcerowicz jako przewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego (z racji bycia szefem banku centralnego) bezprawnie wykluczył z jej posiedzenia 8 marca wiceministra Mecha - przedstawiciela resortu finansów w komisji, jak twierdzą m.in. wicepremier i minister finansów Zyta Gilowska oraz premier Kazimierz Marcinkiewicz?
Jeśli przyjąć interpretację prezesa NBP, to i tak to samo "poczucie praworządności", które kazało mu wykluczyć Mecha, powinno kazać mu wykluczyć jeszcze co najmniej Wojciecha Kwaśniaka, generalnego inspektora nadzoru bankowego, oraz samemu wyłączyć się z postępowania. Tak jak Mecha uznano za stronniczego, bo a priori był przeciwny fuzji Pekao SA i Banku BPH oraz wszelkim decyzjom, które do tego zmierzają, tak Kwaśniaka, którego inspektorat jest organem wykonawczym Komisji Nadzoru Bankowego i działa w ramach struktury NPB, można było uznać za stronniczego na korzyść Pekao SA i kontrolującego ten bank włoskiego UniCredit. Agata Kwaśniak, żona inspektora, jest dyrektorem finansowym w BPH Banku Hipotecznym, należącym do grupy, którą dziś chce przejąć UniCredit. Sam Kwaśniak nakłaniał zaś w latach 2001-2002 m.in. Pekao SA do kupna akcji Wschodniego Banku Cukrownictwa, by uchronić ten ostatni przed bankructwem (Pekao SA nabyło 19,82 proc. akcji tego banku w 2003 r. i odsprzedało je w ubiegłym roku). Krótko mówiąc, osoba odpowiadająca za bieżącą realizację zadaź nadzoru bankowego nakłaniała do złamania umowy prywatyzacyjnej Pekao SA z 1999 r.
Raport NIK wskazuje, że zgodnie z umową, UniCredit nie miał prawa inwestować w żaden bank konkurencyjny dla Pekao SA, dopóki będzie posiadał co najmniej 10 proc. akcji Pekao SA (wynika to z art. 3 par. 9 wspomnianej umowy). W chwili inwestycji w WBC Włosi byli zaś właścicielem nieco ponad 53 proc. akcji Pekao SA. W lutym biuro prasowe NBP poinformowało, że nadzorowi bankowemu nie była wówczas znana umowa prywatyzacyjna. I wyliczyło korzyści, jakie banki i klienci odnieśli dzięki zapobieżeniu upadkowi WBC. Tłumaczenie to jako żywo przypomina zeznania byłej prezes NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz przed komisją śledczą ds. PZU, która pytana o złamanie prawa bankowego przez BIG BG przy zakupie akcji ubezpieczyciela w 1999 r., stwierdziła, że "transakcję ocenia się na koniec dnia", czyli jeśli złamano prawo tylko na parę minut albo godzin, to wszystko jest w porządku...
Samego prezesa NBP trudno uznać za bezstronnego, skoro to rząd Jerzego Buzka, w którym był on wicepremierem i ministrem finansów, przeprowadził 23 czerwca 1999 r. prywatyzację Pekao SA, sprzedając kontrolny pakiet akcji banku konsorcjum UniCredit i niemieckiego Allianzu. Wiceministrem skarbu odpowiedzialnym wówczas za prywatyzację Pekao SA i Banku Przemysłowo-Handlowego (obecny Bank BPH), czyli podmiotów, których fuzja jest przedmiotem obecnego konfliktu, była wówczas Alicja Kornasiewicz, rekomendowana na to stanowisko przez wicepremiera Balcerowicza. Dziś Kornasiewicz jest m.in. przewodniczącą rady nadzorczej Banku BPH i prezesem CA IB Polska - spółki zarządzającej finansowym holdingiem CA IB, kontrolowanym przez UniCredit od czasu ubiegłorocznej światowej fuzji z niemiecką grupą HVB.
Można oczywiście uznać, że Mech był stronniczy, bo fuzję Pekao SA i Banku BPH piętnował publicznie, zaś przedstawiciele NPB w komisji nie byli stronniczy, bo na transakcję się zgadzają, lecz trzymali języki za zębami. Ale byłby to absurd, zwłaszcza wobec wspomnianych konfliktów interesów.
Walec historii
W obliczu możliwych wcześniejszych wyborów parlamentarnych oraz jesiennych wyborów samorządowych, strategom PiS konflikt z Balcerowiczem wręcz spada z nieba. Poczynając od możliwości wypomnienia mu drobnych wpadek, takich jak otwarte zaangażowanie przez niego banku centralnego w promowanie euro i podkreślanie konieczności jak najszybszego przyjęcia unijnej waluty (tymczasem statut NBP nakazuje mu dbać o złotówkę), a kończąc na podważeniu osobistej uczciwości Balcerowicza. Próbkę takich działań można było zobaczyć w ostatni piątek w Sejmie, gdy posłowie PiS sugerowali, że działania szefa NBP mogą mieć związek z faktem, iż kierowana przez jego żonę Fundacja Naukowa Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych otrzymuje pieniądze od Pekao SA. W kolejce czekają następne argumenty - nie wyjaśniona rola Balcerowicza w skandalicznie przeprowadzonej prywatyzacji PZU. PiS zapowiada także publiczne rozwikłanie pierwszej wielkiej afery początku lat 90., czyli sprawy Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. To właśnie resort finansów kierowany wówczas przez Balcerowicza nadzorował operacje FOZZ, które skończyły się wielomiliardowymi stratami.
Ostatni tydzień dowiódł, że szef NBP przyzwyczajony już do tego, że media piszą o nim albo dobrze, albo bardzo dobrze, nie radzi sobie w sytuacji, gdy musi się tłumaczyć ze swoich decyzji. Przyjmując wyzwanie rzucone mu przez braci Kaczyńskich, Balcerowicz - mimo poparcia większości mediów - zaangażował się w konflikt, w którym skazany jest na porażkę. Bo w IV RP dla symbolu, wręcz ikony, III RP zwyczajnie nie ma miejsca.
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.