Czy Hamas przestanie być Hamasem?
W Ramallah trwają prace wykończeniowe przy budowie mauzoleum Jasera Arafata. Gdy w 1996 r. własnoręcznie obcinał on brody islamskim szejkom, nikt nie wiedział, że dziesięć lat później jego ofiary sięgną po władzę i staną się najbardziej reprezentatywnym i mającym demokratyczną legitymację przedstawicielem narodu palestyńskiego. Wtedy wydawało się, że porozumienie izraelsko-palestyńskie znalazło się w zasięgu ręki. Dzisiaj obie strony oddaliły się od tego celu bardziej niż kiedykolwiek. Już wkrótce rząd izraelski będzie musiał wybrać między Hamasem, partnerem do uwiecznienia krwawego konfliktu, a Abu Mazenem, ostatnim partnerem w procesie pokojowym. Decyzja w tej sprawie zapadnie najprawdopodobniej niemal natychmiast po wyborach parlamentarnych w Izraelu.
Gołąbek pokoju
"Możliwe, że hamasowcy zastosują teraz nową taktykę, ale z pewnością nie zrezygnują ze starej strategii" - uważa generał Michael Herzog, izraelski politolog i arabista. Historia zna wiele przykładów organizacji terrorystycznych, które ucywilizowały się po dojściu do władzy. W małym stopniu dotyczy to jednak religijnych grup islamskich na Bliskim Wschodzie.
Izrael zaczął nagle wiązać nadzieje na pokój z Abu Mazenem. Lider Autonomii, słaby, schorowany i ledwie tolerowany polityk, miałby odegrać rolę męża opatrznościowego procesu pokojowego. Również Amerykanie chcą wierzyć, że "nieopierzony gołąbek pokoju", jak nazywał Abu Mazena premier Ariel Szaron, wyciągnie palestyńskie kasztany z islamskiego ognia.
Przez wiele miesięcy połączone siły izraelsko--amerykańskie robiły wszystko, aby podciąć skrzydła liderowi Autonomii Palestyńskiej, a później miały pretensje, że nie szybuje on coraz wyżej. Jeszcze gorzej kalkulowały Stany Zjednoczone, które w imię wolności i demokracji pognały Palestyńczyków do urn wyborczych. Wynik jest znany.
W Jerozolimie rządowi oficjele zaczynają rozumieć, że nie będzie można wziąć Palestyńczyków głodem i że żadna katastrofa humanitarna nie wchodzi w grę, ponieważ spotkałoby się to z gwałtowną reakcją izraelskiej i światowej opinii publicznej. Rząd izraelski nie ma innego wyjścia i zamierza nadal przekazywać Autonomii dziesiątki milionów dolarów miesięcznie, zdając sobie sprawę, że spora część tych pieniędzy trafi do organizacji terrorystycznych. Przykład Iraku świadczy, że na Bliskim Wschodzie można tęsknić za takimi osobnikami jak Saddam Husajn. Pewnie w porównaniu ze stałymi bywalcami meczetów w Gazie Abu Mazen wydaje się Izraelczykom apostołem pokoju.
Na szczęście, gdy Izrael i USA zmusiły Arafata do przekazania części kompetencji premierowi Abu Mazenowi, stary rais bronił się przed tym rękami i nogami. Kontrola nad policją i siłami bezpieczeństwa pozostała w gestii przewodniczącego Autonomii. Ta sytuacja sprawia, że naczelnym dowódcą wszystkich zbrojnych i paramilitarnych struktur Autonomii Palestyńskiej pozostanie teraz Abu Mazen, a nie premier z ramienia Hamasu. Dzięki temu, że Abu Mazen jest też osobiście odpowiedzialny za pion administracyjno-finansowy, Izrael będzie mógł za jego pośrednictwem przekazywać Palestyńczykom pieniądze. Trudno jednak liczyć, że na dłuższą metę Abu Mazen zechce odgrywać rolę palestyńskiego alibi dla Jerozolimy. W wywiadzie dla telewizji izraelskiej powiedział, że poda się do dymisji, jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie zmienić zaistniałej sytuacji.
Dzieci proroka
Przez pewien czas w Autonomii będzie panować dwuwładza. Z jednej strony rząd, który będzie się zajmować wszystkimi bieżącymi sprawami, z drugiej - przewodniczący Autonomii wyposażony w szeroki zakres kompetencji, odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa, kontakty z Izraelem i proces pokojowy. W związku z tym premier Izraela Ehud Olmert winien pójść w ślady Amira Pereca, przewodniczącego Partii Pracy, który kilka dni temu spotkał się z Abu Mazenem. Nie ma żadnego powodu, żeby Izrael nie podjął próby wzmocnienia przewodniczącego Autonomii Palestyńskiej. W tym celu należy uwolnić z więzień kilka tysięcy Palestyńczyków, wycofać się z dużych miast na Zachodnim Brzegu, zmniejszyć blokady i ograniczyć godziny policyjne.
Podczas gdy Abu Mazen wydaje się ostatnim i jedynym ratunkiem procesu pokojowego, w Izraelu zaczynają się rozlegać głosy, że być może właśnie Hamas - dzięki swojemu autoretytowi i czystym rękom - będzie w stanie pójść na ustępstwa i doprowadzić do przerwania terroru. Niektórzy podkreślają, że tylko hamasowcy nie uczestniczą dzisiaj w zamachach terrorystycznych. Nadzieja, że Hamas przestanie być Hamasem, jest dowodem głębokiej wiary, ale Palestyńczycy nie dają na razie przesłanek do optymizmu. W Izraelu po odejściu Ariela Szarona brakuje polityka zdolnego do myślenia kategoriami męża stanu, a w Ramallah dominuje przekonanie, że już wkrótce dzieci proroka zlikwidują Państwo Izrael. Do pokoju jest dalej niż kiedykolwiek.
Gołąbek pokoju
"Możliwe, że hamasowcy zastosują teraz nową taktykę, ale z pewnością nie zrezygnują ze starej strategii" - uważa generał Michael Herzog, izraelski politolog i arabista. Historia zna wiele przykładów organizacji terrorystycznych, które ucywilizowały się po dojściu do władzy. W małym stopniu dotyczy to jednak religijnych grup islamskich na Bliskim Wschodzie.
Izrael zaczął nagle wiązać nadzieje na pokój z Abu Mazenem. Lider Autonomii, słaby, schorowany i ledwie tolerowany polityk, miałby odegrać rolę męża opatrznościowego procesu pokojowego. Również Amerykanie chcą wierzyć, że "nieopierzony gołąbek pokoju", jak nazywał Abu Mazena premier Ariel Szaron, wyciągnie palestyńskie kasztany z islamskiego ognia.
Przez wiele miesięcy połączone siły izraelsko--amerykańskie robiły wszystko, aby podciąć skrzydła liderowi Autonomii Palestyńskiej, a później miały pretensje, że nie szybuje on coraz wyżej. Jeszcze gorzej kalkulowały Stany Zjednoczone, które w imię wolności i demokracji pognały Palestyńczyków do urn wyborczych. Wynik jest znany.
W Jerozolimie rządowi oficjele zaczynają rozumieć, że nie będzie można wziąć Palestyńczyków głodem i że żadna katastrofa humanitarna nie wchodzi w grę, ponieważ spotkałoby się to z gwałtowną reakcją izraelskiej i światowej opinii publicznej. Rząd izraelski nie ma innego wyjścia i zamierza nadal przekazywać Autonomii dziesiątki milionów dolarów miesięcznie, zdając sobie sprawę, że spora część tych pieniędzy trafi do organizacji terrorystycznych. Przykład Iraku świadczy, że na Bliskim Wschodzie można tęsknić za takimi osobnikami jak Saddam Husajn. Pewnie w porównaniu ze stałymi bywalcami meczetów w Gazie Abu Mazen wydaje się Izraelczykom apostołem pokoju.
Na szczęście, gdy Izrael i USA zmusiły Arafata do przekazania części kompetencji premierowi Abu Mazenowi, stary rais bronił się przed tym rękami i nogami. Kontrola nad policją i siłami bezpieczeństwa pozostała w gestii przewodniczącego Autonomii. Ta sytuacja sprawia, że naczelnym dowódcą wszystkich zbrojnych i paramilitarnych struktur Autonomii Palestyńskiej pozostanie teraz Abu Mazen, a nie premier z ramienia Hamasu. Dzięki temu, że Abu Mazen jest też osobiście odpowiedzialny za pion administracyjno-finansowy, Izrael będzie mógł za jego pośrednictwem przekazywać Palestyńczykom pieniądze. Trudno jednak liczyć, że na dłuższą metę Abu Mazen zechce odgrywać rolę palestyńskiego alibi dla Jerozolimy. W wywiadzie dla telewizji izraelskiej powiedział, że poda się do dymisji, jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie zmienić zaistniałej sytuacji.
Dzieci proroka
Przez pewien czas w Autonomii będzie panować dwuwładza. Z jednej strony rząd, który będzie się zajmować wszystkimi bieżącymi sprawami, z drugiej - przewodniczący Autonomii wyposażony w szeroki zakres kompetencji, odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa, kontakty z Izraelem i proces pokojowy. W związku z tym premier Izraela Ehud Olmert winien pójść w ślady Amira Pereca, przewodniczącego Partii Pracy, który kilka dni temu spotkał się z Abu Mazenem. Nie ma żadnego powodu, żeby Izrael nie podjął próby wzmocnienia przewodniczącego Autonomii Palestyńskiej. W tym celu należy uwolnić z więzień kilka tysięcy Palestyńczyków, wycofać się z dużych miast na Zachodnim Brzegu, zmniejszyć blokady i ograniczyć godziny policyjne.
Podczas gdy Abu Mazen wydaje się ostatnim i jedynym ratunkiem procesu pokojowego, w Izraelu zaczynają się rozlegać głosy, że być może właśnie Hamas - dzięki swojemu autoretytowi i czystym rękom - będzie w stanie pójść na ustępstwa i doprowadzić do przerwania terroru. Niektórzy podkreślają, że tylko hamasowcy nie uczestniczą dzisiaj w zamachach terrorystycznych. Nadzieja, że Hamas przestanie być Hamasem, jest dowodem głębokiej wiary, ale Palestyńczycy nie dają na razie przesłanek do optymizmu. W Izraelu po odejściu Ariela Szarona brakuje polityka zdolnego do myślenia kategoriami męża stanu, a w Ramallah dominuje przekonanie, że już wkrótce dzieci proroka zlikwidują Państwo Izrael. Do pokoju jest dalej niż kiedykolwiek.
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.