Rozmowa z Mahmudem Ahmadineżadem, prezydentem Iranu
Barbara Slavin: Mówi pan, że chce rozwoju Iranu, a niektóre pana wypowiedzi prowadzą do jeszcze większej izolacji pańskiego kraju.
Mahmud Ahmadineżad: Polegamy na sile naszego narodu. W swej historii Irańczycy zawsze stali na własnych nogach i mimo złych intencji przeciwników potrafili iść do przodu.
- Nie potrzebujecie zachodnich inwestycji, aby zmodernizować przemysł naftowy?
- Potrzebujemy, ale nie będziemy narażać na szwank naszych zasad. Wiele krajów jest zainteresowanych współpracą z nami.
- Być może będzie pan musiał stawić czoło kolejnym sankcjom ekonomicznym.
- Liczę się z tym, ale tego rodzaju trudności to tylko wstęp do rozwoju. Ci, którzy chcą nałożyć na nas ograniczenia, stracą więcej niż my.
- Czy jest pan przygotowany na bezpośrednie rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi na temat energii atomowej?
- Iran to kraj islamski, dla nas, muzułmanów, podstawą zachowania są dialog i racjonalność. Jesteśmy przygotowani na rozmowy ze wszystkimi krajami, z wyjątkiem okupantów Jerozolimy. Ale Stany Zjednoczone stawiają warunki: chcą rozmawiać z pozycji siły, która daje im władzę, co nie jest dobrą podstawą do prowadzenia konstruktywnego dialogu.
- Złożył pan Irańczykom wiele obietnic, ale jak pan ich dotrzyma? Czy wypłacanie zasiłków wystarczy do wspierania rozwoju gospodarki?
- Zwykle nie składam obietnic i jeśli o to chodzi, należę do nielicznego grona polityków. Obiecałem Irańczykom, że będę pracował, mamy dobry, spójny program rozwoju. Iran to duży kraj, który dysponuje dużymi zasobami ludzkimi i finansowymi. Nasz program nie ogranicza się do wypłacania zasiłków.
- Zagraniczni dyplomaci mówią, że drenaż mózgów w Iranie nasila się i rośnie liczba podań Irańczyków o wizy do krajów zachodnich.
- Mam przeciwne informacje. Ludzie zawsze jeżdżą tam i z powrotem.
- Podobno w ostatnich miesiącach odpłynęło z Iranu do Dubaju 200 mld dolarów.
- Ci, którzy podają taką sumę, nie znają rzeczywistej wartości tych 200 mld dolarów. Utrzymujemy stosunki z krajami sąsiedzkimi, między naszymi krajami przepływają inwestycje. Dubaj jest obszarem wolnego handlu. To naturalne, że wielu Irańczyków tam inwestuje. Ważne, że efekty ich pracy wracają do Iranu. W zeszłym roku zainwestowali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich 8 mld dolarów, a wróciło do kraju 11 mld dolarów.
- Pańskie wypowiedzi na temat Izraela i Holocaustu irytują wiele osób i prowadzą do coraz większej izolacji Iranu.
- Nie wiem, kogo irytuje ujawnianie faktów, ale wiem z całą pewnością, że pod pretekstem tego, że był Holocaust, codziennie zabija się Palestyńczyków, a mieszkańcy Bliskiego Wschodu są pozbawieni pokoju i poczucia bezpieczeństwa. Kiedyś Izraelczycy używali sloganu: "Od Nilu do Eufratu", co znaczy, że mają plan agresji na inne kraje regionu.
- Ale we wrześniu 2005 r. Izrael wycofał się z Gazy.
- Nie miał wyboru. Został do tego zmuszony. Czy sprawa Palestyny nie jest najważniejsza na Bliskim Wschodzie?
- Wielu Irańczyków odpowiedziałoby, że nie.
- Poza postawą tych Irańczyków najważniejsza w regionie jest sprawa Palestyny. Izraelski reżim został ustanowiony dzięki propagandzie Holocaustu.
- Dlaczego nie pojedzie pan do Auschwitz i nie zobaczy na własne oczy komór gazowych?
- Mój przyjazd tam nie rozwiąże problemu. Nie mogę się cofnąć o 60 lat, ale badacze mogą to zrobić.
- Czy uznałby pan zeznania ocalonych z Holocaustu złożone w Iranie?
- Uznajemy je, ale i tak grupa bezstronnych badaczy powinna pojechać do Auschwitz i przeprowadzić badania.
- Ale to przecież fakt, że wszyscy ci ludzie zginęli, tak samo jak faktem jest obalenie w Iranie w 1953 r. przez CIA rządów premiera Mossadegha.
- Skoro uznajemy Holocaust za prawdę, to Zachód musi za niego zapłacić. Dlaczego mają płacić Palestyńczycy? Jeśli udzielimy na to pytanie właściwej odpowiedzi, to ważny problem w regionie zostanie rozwiązany. Uważamy, że gdy sięgniemy do korzeni problemu, do regionu wrócą pokój i bezpieczeństwo.
- Czy ma pan jakieś przesłanie dla Amerykanów, poza sloganami w rodzaju "Śmierć Ameryce!", które skanduje pan na demonstracjach?
- Nie mamy żadnych problemów z narodem amerykańskim. Gdyby nie przeszkody ze strony rządu USA, wysłalibyśmy pomoc ofiarom huraganu Katrina. Mój rząd postanowił ułatwić obywatelom Iranu podróżowanie do USA. Chcę, byśmy mieli bezpośrednie połączenie lotnicze z tym krajem. Chcemy pokoju i spokoju dla wszystkich narodów oraz uznania godności każdego człowieka. Dla nas ważna jest ludzkość, nie narodowość i obywatelstwo. Uważamy, że wszyscy ludzie mają prawo do życia w pokoju i z godnością. Nasza krytyka jest wymierzona w niewielką liczbę osób z rządzącego establishmentu. Amerykańscy dziennikarze przyjeżdżają do Iranu i nie napotykają tu żadnych problemów. Mogą się spotykać z wszystkimi irańskimi urzędnikami. Stany Zjednoczone nie postępują tak samo. Nie pozwalają przyjeżdżać do siebie naszym dziennikarzom i nakładają na ich pracę mnóstwo ograniczeń.
- Czy jest coś, co USA mogą powiedzieć lub zrobić, by zmienić pańskie nastawienie?
- USA sądzą, że potrafią rozwiązać wszystkie problemy za pomocą bomby. Ale czas takich rozwiązań dawno minął. Dziś mamy do czynienia z rządami racjonalności i myślenia. Na przykład prezydent stawia pytanie o Holocaust. Stawia tyle pytań i uzyskuje taki rozgłos, że staje się podżegaczem wojennym. Sądzę, że Amerykanie wciąż nie wiedzą, co dzieje się na świecie, gdyż myślą o świecie sfabrykowanym przez nich samych. Udzielają poparcia tym, którzy publikują karykatury Mahometa, czego robić nie należy. Ten rodzaj zniesławiania proroka jest dla nas obrazą i nie przyczynia się do rozwiązania problemów. Narasta fala obrzydzenia do polityki amerykańskiej. Amerykanie uznają tylko swoich przyjaciół, a na świecie żyje 6 mld ludzi. To nie jest amerykański klub. Większość nie jest Amerykanami i nie chce nimi być. Dlaczego należałoby jej coś narzucać? Jeśli będą istnieć jasne zasady, świat będzie lepszy.
© USA Today, Distributed by Tribune Media Services
Mahmud Ahmadineżad: Polegamy na sile naszego narodu. W swej historii Irańczycy zawsze stali na własnych nogach i mimo złych intencji przeciwników potrafili iść do przodu.
- Nie potrzebujecie zachodnich inwestycji, aby zmodernizować przemysł naftowy?
- Potrzebujemy, ale nie będziemy narażać na szwank naszych zasad. Wiele krajów jest zainteresowanych współpracą z nami.
- Być może będzie pan musiał stawić czoło kolejnym sankcjom ekonomicznym.
- Liczę się z tym, ale tego rodzaju trudności to tylko wstęp do rozwoju. Ci, którzy chcą nałożyć na nas ograniczenia, stracą więcej niż my.
- Czy jest pan przygotowany na bezpośrednie rozmowy ze Stanami Zjednoczonymi na temat energii atomowej?
- Iran to kraj islamski, dla nas, muzułmanów, podstawą zachowania są dialog i racjonalność. Jesteśmy przygotowani na rozmowy ze wszystkimi krajami, z wyjątkiem okupantów Jerozolimy. Ale Stany Zjednoczone stawiają warunki: chcą rozmawiać z pozycji siły, która daje im władzę, co nie jest dobrą podstawą do prowadzenia konstruktywnego dialogu.
- Złożył pan Irańczykom wiele obietnic, ale jak pan ich dotrzyma? Czy wypłacanie zasiłków wystarczy do wspierania rozwoju gospodarki?
- Zwykle nie składam obietnic i jeśli o to chodzi, należę do nielicznego grona polityków. Obiecałem Irańczykom, że będę pracował, mamy dobry, spójny program rozwoju. Iran to duży kraj, który dysponuje dużymi zasobami ludzkimi i finansowymi. Nasz program nie ogranicza się do wypłacania zasiłków.
- Zagraniczni dyplomaci mówią, że drenaż mózgów w Iranie nasila się i rośnie liczba podań Irańczyków o wizy do krajów zachodnich.
- Mam przeciwne informacje. Ludzie zawsze jeżdżą tam i z powrotem.
- Podobno w ostatnich miesiącach odpłynęło z Iranu do Dubaju 200 mld dolarów.
- Ci, którzy podają taką sumę, nie znają rzeczywistej wartości tych 200 mld dolarów. Utrzymujemy stosunki z krajami sąsiedzkimi, między naszymi krajami przepływają inwestycje. Dubaj jest obszarem wolnego handlu. To naturalne, że wielu Irańczyków tam inwestuje. Ważne, że efekty ich pracy wracają do Iranu. W zeszłym roku zainwestowali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich 8 mld dolarów, a wróciło do kraju 11 mld dolarów.
- Pańskie wypowiedzi na temat Izraela i Holocaustu irytują wiele osób i prowadzą do coraz większej izolacji Iranu.
- Nie wiem, kogo irytuje ujawnianie faktów, ale wiem z całą pewnością, że pod pretekstem tego, że był Holocaust, codziennie zabija się Palestyńczyków, a mieszkańcy Bliskiego Wschodu są pozbawieni pokoju i poczucia bezpieczeństwa. Kiedyś Izraelczycy używali sloganu: "Od Nilu do Eufratu", co znaczy, że mają plan agresji na inne kraje regionu.
- Ale we wrześniu 2005 r. Izrael wycofał się z Gazy.
- Nie miał wyboru. Został do tego zmuszony. Czy sprawa Palestyny nie jest najważniejsza na Bliskim Wschodzie?
- Wielu Irańczyków odpowiedziałoby, że nie.
- Poza postawą tych Irańczyków najważniejsza w regionie jest sprawa Palestyny. Izraelski reżim został ustanowiony dzięki propagandzie Holocaustu.
- Dlaczego nie pojedzie pan do Auschwitz i nie zobaczy na własne oczy komór gazowych?
- Mój przyjazd tam nie rozwiąże problemu. Nie mogę się cofnąć o 60 lat, ale badacze mogą to zrobić.
- Czy uznałby pan zeznania ocalonych z Holocaustu złożone w Iranie?
- Uznajemy je, ale i tak grupa bezstronnych badaczy powinna pojechać do Auschwitz i przeprowadzić badania.
- Ale to przecież fakt, że wszyscy ci ludzie zginęli, tak samo jak faktem jest obalenie w Iranie w 1953 r. przez CIA rządów premiera Mossadegha.
- Skoro uznajemy Holocaust za prawdę, to Zachód musi za niego zapłacić. Dlaczego mają płacić Palestyńczycy? Jeśli udzielimy na to pytanie właściwej odpowiedzi, to ważny problem w regionie zostanie rozwiązany. Uważamy, że gdy sięgniemy do korzeni problemu, do regionu wrócą pokój i bezpieczeństwo.
- Czy ma pan jakieś przesłanie dla Amerykanów, poza sloganami w rodzaju "Śmierć Ameryce!", które skanduje pan na demonstracjach?
- Nie mamy żadnych problemów z narodem amerykańskim. Gdyby nie przeszkody ze strony rządu USA, wysłalibyśmy pomoc ofiarom huraganu Katrina. Mój rząd postanowił ułatwić obywatelom Iranu podróżowanie do USA. Chcę, byśmy mieli bezpośrednie połączenie lotnicze z tym krajem. Chcemy pokoju i spokoju dla wszystkich narodów oraz uznania godności każdego człowieka. Dla nas ważna jest ludzkość, nie narodowość i obywatelstwo. Uważamy, że wszyscy ludzie mają prawo do życia w pokoju i z godnością. Nasza krytyka jest wymierzona w niewielką liczbę osób z rządzącego establishmentu. Amerykańscy dziennikarze przyjeżdżają do Iranu i nie napotykają tu żadnych problemów. Mogą się spotykać z wszystkimi irańskimi urzędnikami. Stany Zjednoczone nie postępują tak samo. Nie pozwalają przyjeżdżać do siebie naszym dziennikarzom i nakładają na ich pracę mnóstwo ograniczeń.
- Czy jest coś, co USA mogą powiedzieć lub zrobić, by zmienić pańskie nastawienie?
- USA sądzą, że potrafią rozwiązać wszystkie problemy za pomocą bomby. Ale czas takich rozwiązań dawno minął. Dziś mamy do czynienia z rządami racjonalności i myślenia. Na przykład prezydent stawia pytanie o Holocaust. Stawia tyle pytań i uzyskuje taki rozgłos, że staje się podżegaczem wojennym. Sądzę, że Amerykanie wciąż nie wiedzą, co dzieje się na świecie, gdyż myślą o świecie sfabrykowanym przez nich samych. Udzielają poparcia tym, którzy publikują karykatury Mahometa, czego robić nie należy. Ten rodzaj zniesławiania proroka jest dla nas obrazą i nie przyczynia się do rozwiązania problemów. Narasta fala obrzydzenia do polityki amerykańskiej. Amerykanie uznają tylko swoich przyjaciół, a na świecie żyje 6 mld ludzi. To nie jest amerykański klub. Większość nie jest Amerykanami i nie chce nimi być. Dlaczego należałoby jej coś narzucać? Jeśli będą istnieć jasne zasady, świat będzie lepszy.
© USA Today, Distributed by Tribune Media Services
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.