Najbogatszy według amerykańskiego "Forbesa" Europejczyk jest jak rzodkiewka - czerwony tylko na zewnątrz
Kiedy muszę coś kupić na pobliskim targowisku, wyczekuję, aż zaczynają zamykać stragany. Wtedy mogę nabyć coś taniej - mówi Szwed Ingvar Kamprad, najbardziej majętny Europejczyk, czwarty na najnowszej liście amerykańskiego "Forbesa" najbogatszych ludzi świata. Ten 79-letni założyciel i właściciel imperium meblowego Ikea bardziej przypomina średniozamożnego emeryta niż wartego 28 mld USD biznesmena. Zamiast drogich garniturów i zegarków z brylantami Kamprad nosi koszulę bez krawata i wytartą marynarkę. W podróże służbowe (samolotem i pociągiem) miliarder wybiera się tylko drugą klasą, zatrzymuje się w trzygwiazdkowych hotelach, najchętniej w takich, gdzie w cenę pokoju wliczone jest śniadanie. Wypitą wodę z barku zastępuje następnego dnia wodą kupioną w supermarkecie. Na co dzień jeździ 15-letnim volvem, które tankuje na tanich stacjach benzynowych. Ale tak jak czerwona na zewnątrz, a biała od środka jest rzodkiewka, tak Kamprad, patrząc z zewnątrz, prowadzący nad wyraz skromny styl życia, prywatnie jest "normalnym" miliarderem czerpiącym pełnymi garściami z posiadanej fortuny. Skromny styl życia jest tylko elementem strategii marketingowej firmy. W jego domu w Szwajcarii, dokąd przeniósł się ze względu na niższe podatki, stoją cenne antyki, a w garażu - dwa niemal identyczne porsche. Chociaż Kampard często powtarza, że nie zależy mu na pieniądzach, w rozmowie z "Wprost" przyznaje: - Nie wiem, czy mówię to szczerze. Kampradowi trudno się wypierać, że pieniądze są dla niego motywacją. W całym swoim życiu kierował się właśnie chęcią osiągnięcia maksymalnego zysku. Niejako przy okazji dostarczając tanio towar, którego klienci potrzebują.
Złóż to sam
O tym, że zostanie miliarderem, 79-letni Kamprad był przekonany już jako kilkuletnie dziecko. Za wzór stawiał sobie wówczas postać Ivara Kreugera, szwedzkiego biznesmena, który zbił majątek na produkcji zapałek. Kamprad już jako pięciolatek kupił na sztokholmskim bazarze pierwsze sto pudełek zapałek, które później sprzedawał z zyskiem. Mając 17 lat, założył własną firmę, którą nazwał inicjałami swojego imienia i nazwiska (I - Ingvar, K - Kamprad) oraz farmy Elmtaryd, skąd pochodził, i parafii Agunnaryd, gdzie znajdowała się farma. Ikea w założeniu miała tanio sprzedawać za pośrednictwem poczty drobne, lekkie towary jak wieczne pióra, zegarki czy nylonowe pończochy.
Cięższe meble znalazły się w asortymencie firmy w 1948 r. Przełom nastąpił w 1951 r. Wówczas Kamprad obniżył ceny oferowanych mebli dzięki niekonwencjonalnemu pomysłowi. Klient nie dość, że sam musiał kupić meble (nie trzeba było zatrudniać wielu sprzedawców), musiał jeszcze zorganizować ich transport, złożyć je, a nawet pomalować.
Idea biznesu Kamprada opierała się na założeniu: sprzedawać taniej niż inni. Bezustannie szukał nowych sposobów na obniżanie kosztów produkcji i dystrybucji - i je znajdował! Dzięki hurtowym zamówieniom targował korzystniejsze ceny u dostawców, a drewno kupował prosto z tartaku, zmniejszając liczbę pośredników. Kiedy po przeniesieniu produkcji do Polski okazało się, że transport jest zbyt drogi, postanowiono wysyłać meble w częściach w kartonowych pudełkach, obniżając w ten sposób koszty transportu o 80 proc. Rozwiązanie to zainspirowało Kamprada do wprowadzenia kolejnej innowacji: sprzedaży mebli łatwych do samodzielnego składania, co jeszcze bardziej obniżyło ich cenę. Obroty firmy rosły w zawrotnym tempie. Szybko przekroczyły milion koron, w 1954 r. sięgnęły już 3 mln koron. Trzy dekady później, w październiku 1986 r., przekroczyły 10 mld koron.
Azyl Polska
Sukces Kamprada był nie w smak rządzącym w Szwecji socjaldemokratom. Pod koniec lat 50. Kamprad przybrał właśnie pozę oszczędnego socjaldemokraty. Było to konieczne, bowiem im większy sukces odnosiła Ikea, tym bardziej chcieli ją wyeliminować z rynku konkurenci. Zamiast walczyć o klienta cenami i jakością usług, starali się o wprowadzenie administracyjnych zakazów stosowania metod sprzedaży wymyślonych przez Kamprada. Szwedzcy handlowcy tworzyli rozmaite antykampradowskie koalicje. Dostawcom, którzy współpracowali z Kampradem, grożono zrywaniem kontraktów. Aby przetrwać, Kamprad musiał działać niemalże w konspiracji. Dostawcy dowozili mu meble w nocy nie oznakowanymi pojazdami. Gdy nie pozwolono mu wziąć udziału w targach w Goeteborgu, gdzie można było nawiązać cenne kontakty handlowe, Kamprada przeszmuglował na skrzyni swojej ciężarówki przyjaciel sprzedawca dywanów. Kiedy już Kamprad pojawił się na targach, nikt nie miał odwagi go wyrzucić.
Szykany w ojczyźnie sprawiły, że Kamprad postanowił się uniezależnić od rodzimego rynku. Na pomoc przyszedł mu bohater z dzieciństwa Ivar Kreuger, który dużą część swojego majątku zawdzięczał zyskom z dzierżawy polskiego przemysłu zapałczanego. Pierwsze kontrakty z polskimi fabrykami Kamprad zawarł na początku 1961 r. Początki działalności nie były łatwe. Produkcję trzeba było unowocześnić, gdyż polskie zakłady miały nierzadko przedwojenne maszyny. Jednocześnie od skostniałej peerelowskiej biurokracji trudno było uzyskać zezwolenia na zakup licencji. Dlatego szmuglował maszyny, części zamienne i narzędzia. Dziś Polska jest po Chinach drugim największym dostawcą szwedzkiej sieci sklepów meblowych Ikea. Syn Kamprada Peter zwykł żartować, że nawet on powinien mieć stempel "Made in Poland", bo został poczęty w poznańskim hotelu.
Szkot na pokaz
Na temat rzekomego skąpstwa Kamprada krążą już legendy. Podczas swoich 70. urodzin miał się ponoć zastanawiać, czy warto kupować wino, skoro przyniosą je goście. Gdy jego syn Mattias zaczynał pracę w jednym ze sklepów ojca, pobory miał tak niskie, że gdyby nie posiłki w sklepowych restauracjach, nie udałoby mu się utrzymać. Mało osób rozumie, że skąpstwo to tylko strategia marketingowa pozwalająca mu osiągać większe zyski. - Jak miałbym przekonywać swoich pracowników do wydajnej pracy i oszczędnego gospodarowania aktywami firmy, gdybym sam bezsensownie je trwonił? - pyta retorycznie. I oszczędza. Często jednak nie tylko na pokaz.
Złóż to sam
O tym, że zostanie miliarderem, 79-letni Kamprad był przekonany już jako kilkuletnie dziecko. Za wzór stawiał sobie wówczas postać Ivara Kreugera, szwedzkiego biznesmena, który zbił majątek na produkcji zapałek. Kamprad już jako pięciolatek kupił na sztokholmskim bazarze pierwsze sto pudełek zapałek, które później sprzedawał z zyskiem. Mając 17 lat, założył własną firmę, którą nazwał inicjałami swojego imienia i nazwiska (I - Ingvar, K - Kamprad) oraz farmy Elmtaryd, skąd pochodził, i parafii Agunnaryd, gdzie znajdowała się farma. Ikea w założeniu miała tanio sprzedawać za pośrednictwem poczty drobne, lekkie towary jak wieczne pióra, zegarki czy nylonowe pończochy.
Cięższe meble znalazły się w asortymencie firmy w 1948 r. Przełom nastąpił w 1951 r. Wówczas Kamprad obniżył ceny oferowanych mebli dzięki niekonwencjonalnemu pomysłowi. Klient nie dość, że sam musiał kupić meble (nie trzeba było zatrudniać wielu sprzedawców), musiał jeszcze zorganizować ich transport, złożyć je, a nawet pomalować.
Idea biznesu Kamprada opierała się na założeniu: sprzedawać taniej niż inni. Bezustannie szukał nowych sposobów na obniżanie kosztów produkcji i dystrybucji - i je znajdował! Dzięki hurtowym zamówieniom targował korzystniejsze ceny u dostawców, a drewno kupował prosto z tartaku, zmniejszając liczbę pośredników. Kiedy po przeniesieniu produkcji do Polski okazało się, że transport jest zbyt drogi, postanowiono wysyłać meble w częściach w kartonowych pudełkach, obniżając w ten sposób koszty transportu o 80 proc. Rozwiązanie to zainspirowało Kamprada do wprowadzenia kolejnej innowacji: sprzedaży mebli łatwych do samodzielnego składania, co jeszcze bardziej obniżyło ich cenę. Obroty firmy rosły w zawrotnym tempie. Szybko przekroczyły milion koron, w 1954 r. sięgnęły już 3 mln koron. Trzy dekady później, w październiku 1986 r., przekroczyły 10 mld koron.
Azyl Polska
Sukces Kamprada był nie w smak rządzącym w Szwecji socjaldemokratom. Pod koniec lat 50. Kamprad przybrał właśnie pozę oszczędnego socjaldemokraty. Było to konieczne, bowiem im większy sukces odnosiła Ikea, tym bardziej chcieli ją wyeliminować z rynku konkurenci. Zamiast walczyć o klienta cenami i jakością usług, starali się o wprowadzenie administracyjnych zakazów stosowania metod sprzedaży wymyślonych przez Kamprada. Szwedzcy handlowcy tworzyli rozmaite antykampradowskie koalicje. Dostawcom, którzy współpracowali z Kampradem, grożono zrywaniem kontraktów. Aby przetrwać, Kamprad musiał działać niemalże w konspiracji. Dostawcy dowozili mu meble w nocy nie oznakowanymi pojazdami. Gdy nie pozwolono mu wziąć udziału w targach w Goeteborgu, gdzie można było nawiązać cenne kontakty handlowe, Kamprada przeszmuglował na skrzyni swojej ciężarówki przyjaciel sprzedawca dywanów. Kiedy już Kamprad pojawił się na targach, nikt nie miał odwagi go wyrzucić.
Szykany w ojczyźnie sprawiły, że Kamprad postanowił się uniezależnić od rodzimego rynku. Na pomoc przyszedł mu bohater z dzieciństwa Ivar Kreuger, który dużą część swojego majątku zawdzięczał zyskom z dzierżawy polskiego przemysłu zapałczanego. Pierwsze kontrakty z polskimi fabrykami Kamprad zawarł na początku 1961 r. Początki działalności nie były łatwe. Produkcję trzeba było unowocześnić, gdyż polskie zakłady miały nierzadko przedwojenne maszyny. Jednocześnie od skostniałej peerelowskiej biurokracji trudno było uzyskać zezwolenia na zakup licencji. Dlatego szmuglował maszyny, części zamienne i narzędzia. Dziś Polska jest po Chinach drugim największym dostawcą szwedzkiej sieci sklepów meblowych Ikea. Syn Kamprada Peter zwykł żartować, że nawet on powinien mieć stempel "Made in Poland", bo został poczęty w poznańskim hotelu.
Szkot na pokaz
Na temat rzekomego skąpstwa Kamprada krążą już legendy. Podczas swoich 70. urodzin miał się ponoć zastanawiać, czy warto kupować wino, skoro przyniosą je goście. Gdy jego syn Mattias zaczynał pracę w jednym ze sklepów ojca, pobory miał tak niskie, że gdyby nie posiłki w sklepowych restauracjach, nie udałoby mu się utrzymać. Mało osób rozumie, że skąpstwo to tylko strategia marketingowa pozwalająca mu osiągać większe zyski. - Jak miałbym przekonywać swoich pracowników do wydajnej pracy i oszczędnego gospodarowania aktywami firmy, gdybym sam bezsensownie je trwonił? - pyta retorycznie. I oszczędza. Często jednak nie tylko na pokaz.
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.