Angela Merkel chętnie skorzysta z dobrych argumentów przeciw budowie gazociągu północnego
Gazociąg północny grozi ekologiczną katastrofą, a na dodatek prace budowlane fatalnie wpłyną na bałtyckie dorsze. Pogarszające się samopoczucie ryb w Bałtyku, spowodowane budową gazociągu, powinno być głównym tematem rozmów Lecha Kaczyńskiego z niemiecką kanclerz Angelą Merkel. Wściekłość ekologów nie jest na rękę Merkel i mogła być naszym jedynym atutem w rozmowach z Niemcami. O rybach jednak nikt nie rozmawiał. Dobrze, że wizerunek Kaczyńskiego podreperowali przynajmniej homoseksualiści.
Lech Kaczyński, jadąc do Berlina, liczył najwyżej na poprawę wizerunku Polski w oczach Niemców. A ci czytali o nim jako o katolickim fundamentaliście, który zakazał parady równości. Angela Merkel ma prawo za nim nie przepadać. Przyjechała do Warszawy tuż po objęciu stanowiska. To był czytelny gest, że kontakty z Warszawą będą jej priorytetem. Brak podobnego gestu z polskiej strony musiał ją zaboleć. "Szósta wizyta to szóste miejsce Niemiec w rankingu ważności krajów" - napisał "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Polski prezydent do tej pory nie objął patronatem Polsko-Niemieckiego Roku i odwlekał datę szczytu trójkąta weimarskiego. Na dodatek w przeddzień wyjazdu wylał w jednym z wywiadów żale do Niemiec. "To nietakt" - komentowały niemieckie gazety. Kaczyński jawił się jako niezdolny do kompromisu polityk o postawie roszczeniowej. Niemcy spodziewali się nieokrzesanego parweniusza, a nie sąsiada, który chce rozmawiać o interesach sojuszniczych krajów.
Podróż z tarczą
Cieniem na stosunkach Polski i Niemiec kładą się nie tylko twarde wypowiedzi Kaczyńskiego, ale przede wszystkim marne relacje byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z byłym kanclerzem Gerhardem Schröderem. Polskę i Niemcy podzieliła sprawa wojny w Iraku i różnice zdań wobec przemian na Ukrainie czy unijnych aspiracji Turcji. Potem stosunki zostały nadszarpnięte przez żądania Pruskiego Powiernictwa i budowę Centrum przeciw Wypędzeniom. Szansa na poprawę relacji pojawiła się, kiedy Schröder przyspieszył proces rozszerzania UE. Szybko jednak zablokował Polakom dostęp do rynku pracy, a czara goryczy przelała się wraz z podpisaniem projektu budowy gazociągu północnego i sprzeciwem Schrödera wobec przyjęcia Polski w 2007 r. do układu z Schengen. Tuż przed złożeniem urzędu kanclerz nie zgodził się na włączenie Polski do grupy państw nadających ton rozwojowi UE.
Niemcy są w Polsce posądzane o wielkomocarstwowe zapędy, a Polska w Niemczech jest postrzegana jako "kraj o małym gospodarczym potencjale, za to z przerostem ambicji politycznych", jak napisał tygodnik "Der Spiegel". Z takiego kraju przyjechał do Berlina Lech Kaczyński, w oczach Niemców niedoświadczony dyplomata i homofob. Niechęć do polskiego prezydenta najlepiej oddały relacje z jego wystąpienia na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. Kaczyński mówił o przyszłości UE, ale przerwali mu protestujący przed salą przedstawiciele stowarzyszenia gejów i lesbijek. "Skandal!", "On nie ma prawa tu przemawiać!", "Homofobię można leczyć!" - krzyczeli. W odpowiedzi prezydent podkreślił, że nie jest zwolennikiem prześladowania osób o orientacji homoseksualnej. Spokojna reakcja musiała zaskoczyć demonstrantów, którzy zdawali się oczekiwać, że zdenerwują Kaczyńskiego. Prezydent wyszedł z tego obronną ręką.
Unia tak, ale...
Podczas wykładu Kaczyński opowiedział się za unią ojczyzn, wizją przeciwną do forsowanej przez Berlin sfederalizowanej wspólnoty. Ukłonem w stronę Berlina było to, że nie wykluczył powstania w odległej przyszłości europaństwa. Tym stwierdzeniem zasłużył sobie na tytuł umiarkowanego eurosceptyka, neutralizujący etykietkę eurofoba. Niemcom przypadło do gustu, że opowiedział się za państwem socjalnym, co stwarza szansę na przetrwanie tego modelu na kontynencie. Prof. Ruprecht Polenz, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu, podkreślił w rozmowie z "Wprost" rosnące znaczenie Polski w Europie, która "dla Niemiec powinna być Francją wschodu". To niezły wynik wizyty w Berlinie, uwzględniając atmosferę, jaka panowała przed jego przyjazdem.
Spotkanie miała zdominować twarda rozmowa o spornych problemach, ale obie strony szybko zmiękły. Skończyło się na pogawędce przy herbatce z "nader sympatyczną kobietą", jak prezydent Kaczyński określił Angelę Merkel. Bilans spotkania? Rozwiązań w spornych kwestiach brak. Przełomu nie było. Była jednak poprawa atmosfery i sygnały, że rysuje się kompromis w sprawie Centrum przeciw Wypędzeniom.
Dyskusje o przyrodzie
Eckhard von Klaeden, rzecznik ds. polityki zagranicznej frakcji CDU/CSU w Bundestagu, powiedział "Wprost": "Była to raczej okazja do poprawy stosunków i wyrażenia opinii, które potem należałoby skonsolidować". Podobnego zdania jest Sabina Woelkner, ekspert w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej, która uważa, że spotkanie stworzyło atmosferę do dalszych dyskusji. I nic więcej. Prof. Polenz wskazuje, że Niemcom powinno zależeć na dobrych kontaktach z Polską chociażby po to, by stworzyć szansę na przetrwanie państwa socjalnego w europejskim wymiarze. Na współpracy powinno też zależeć Polakom, bo Niemcy mają decydujący głos przy podziale europejskiego budżetu. Oba kraje łączy walka o demokrację na Ukrainie - pod tym względem Polska będzie zawsze bliższa Niemcom niż na przykład Francja. Polskę i Niemcy łączy też niechęć do roztrząsania historii, przynajmniej dziś. Jak uważa Sabina Woelkner, nie jest w interesie żadnej ze stron, aby teraz rozstrzygać kwestię Centrum przeciw Wypędzeniom. Według niej, najlepiej jak najdalej odsunąć tę dyskusję.
Polem współpracy może być nawet energetyka. Ekipie Angeli Merkel brakuje entuzjazmu do budowy gazociągu północnego, ale nie ma dostatecznej siły politycznej, by unieważnić kontrakt. Subtelne dostarczenie jej argumentów jest zadaniem dla polskiej strony. Niestety, zadaniem ęle wykonanym. Będziemy za to współpracować w sprawie konstytucji europejskiej - w osiągnięciu porozumienia ma pomóc specjalnie utworzona grupa robocza. Idea jest dobra, ale skuteczność działań grupy zależy od wzajemnych ustępstw negocjatorów.
Szkoda, że polsko-niemieckiemu małżeństwu brakuje odrobiny miłości. Na razie jest tylko rozsądek, a zapowiedzi wielkich szans wydają się propagandą. Skoro na wszystkie problemy znaleziono już lekarstwo, to dlaczego podczas wizyty nie wykorzystano jego cudownych właściwości? Przełom pewnie nastąpiłby, gdyby Lech Kaczyński powiedział, że pozwoli homoseksualistom na zawieranie małżeństw, Rosjanom na budowę bałtyckiej rury, a wypędzonych przeprosi za polskie zbrodnie. Ponieważ tego nie zrobi, pozostaje mieć
Lech Kaczyński, jadąc do Berlina, liczył najwyżej na poprawę wizerunku Polski w oczach Niemców. A ci czytali o nim jako o katolickim fundamentaliście, który zakazał parady równości. Angela Merkel ma prawo za nim nie przepadać. Przyjechała do Warszawy tuż po objęciu stanowiska. To był czytelny gest, że kontakty z Warszawą będą jej priorytetem. Brak podobnego gestu z polskiej strony musiał ją zaboleć. "Szósta wizyta to szóste miejsce Niemiec w rankingu ważności krajów" - napisał "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Polski prezydent do tej pory nie objął patronatem Polsko-Niemieckiego Roku i odwlekał datę szczytu trójkąta weimarskiego. Na dodatek w przeddzień wyjazdu wylał w jednym z wywiadów żale do Niemiec. "To nietakt" - komentowały niemieckie gazety. Kaczyński jawił się jako niezdolny do kompromisu polityk o postawie roszczeniowej. Niemcy spodziewali się nieokrzesanego parweniusza, a nie sąsiada, który chce rozmawiać o interesach sojuszniczych krajów.
Podróż z tarczą
Cieniem na stosunkach Polski i Niemiec kładą się nie tylko twarde wypowiedzi Kaczyńskiego, ale przede wszystkim marne relacje byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z byłym kanclerzem Gerhardem Schröderem. Polskę i Niemcy podzieliła sprawa wojny w Iraku i różnice zdań wobec przemian na Ukrainie czy unijnych aspiracji Turcji. Potem stosunki zostały nadszarpnięte przez żądania Pruskiego Powiernictwa i budowę Centrum przeciw Wypędzeniom. Szansa na poprawę relacji pojawiła się, kiedy Schröder przyspieszył proces rozszerzania UE. Szybko jednak zablokował Polakom dostęp do rynku pracy, a czara goryczy przelała się wraz z podpisaniem projektu budowy gazociągu północnego i sprzeciwem Schrödera wobec przyjęcia Polski w 2007 r. do układu z Schengen. Tuż przed złożeniem urzędu kanclerz nie zgodził się na włączenie Polski do grupy państw nadających ton rozwojowi UE.
Niemcy są w Polsce posądzane o wielkomocarstwowe zapędy, a Polska w Niemczech jest postrzegana jako "kraj o małym gospodarczym potencjale, za to z przerostem ambicji politycznych", jak napisał tygodnik "Der Spiegel". Z takiego kraju przyjechał do Berlina Lech Kaczyński, w oczach Niemców niedoświadczony dyplomata i homofob. Niechęć do polskiego prezydenta najlepiej oddały relacje z jego wystąpienia na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie. Kaczyński mówił o przyszłości UE, ale przerwali mu protestujący przed salą przedstawiciele stowarzyszenia gejów i lesbijek. "Skandal!", "On nie ma prawa tu przemawiać!", "Homofobię można leczyć!" - krzyczeli. W odpowiedzi prezydent podkreślił, że nie jest zwolennikiem prześladowania osób o orientacji homoseksualnej. Spokojna reakcja musiała zaskoczyć demonstrantów, którzy zdawali się oczekiwać, że zdenerwują Kaczyńskiego. Prezydent wyszedł z tego obronną ręką.
Unia tak, ale...
Podczas wykładu Kaczyński opowiedział się za unią ojczyzn, wizją przeciwną do forsowanej przez Berlin sfederalizowanej wspólnoty. Ukłonem w stronę Berlina było to, że nie wykluczył powstania w odległej przyszłości europaństwa. Tym stwierdzeniem zasłużył sobie na tytuł umiarkowanego eurosceptyka, neutralizujący etykietkę eurofoba. Niemcom przypadło do gustu, że opowiedział się za państwem socjalnym, co stwarza szansę na przetrwanie tego modelu na kontynencie. Prof. Ruprecht Polenz, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Bundestagu, podkreślił w rozmowie z "Wprost" rosnące znaczenie Polski w Europie, która "dla Niemiec powinna być Francją wschodu". To niezły wynik wizyty w Berlinie, uwzględniając atmosferę, jaka panowała przed jego przyjazdem.
Spotkanie miała zdominować twarda rozmowa o spornych problemach, ale obie strony szybko zmiękły. Skończyło się na pogawędce przy herbatce z "nader sympatyczną kobietą", jak prezydent Kaczyński określił Angelę Merkel. Bilans spotkania? Rozwiązań w spornych kwestiach brak. Przełomu nie było. Była jednak poprawa atmosfery i sygnały, że rysuje się kompromis w sprawie Centrum przeciw Wypędzeniom.
Dyskusje o przyrodzie
Eckhard von Klaeden, rzecznik ds. polityki zagranicznej frakcji CDU/CSU w Bundestagu, powiedział "Wprost": "Była to raczej okazja do poprawy stosunków i wyrażenia opinii, które potem należałoby skonsolidować". Podobnego zdania jest Sabina Woelkner, ekspert w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej, która uważa, że spotkanie stworzyło atmosferę do dalszych dyskusji. I nic więcej. Prof. Polenz wskazuje, że Niemcom powinno zależeć na dobrych kontaktach z Polską chociażby po to, by stworzyć szansę na przetrwanie państwa socjalnego w europejskim wymiarze. Na współpracy powinno też zależeć Polakom, bo Niemcy mają decydujący głos przy podziale europejskiego budżetu. Oba kraje łączy walka o demokrację na Ukrainie - pod tym względem Polska będzie zawsze bliższa Niemcom niż na przykład Francja. Polskę i Niemcy łączy też niechęć do roztrząsania historii, przynajmniej dziś. Jak uważa Sabina Woelkner, nie jest w interesie żadnej ze stron, aby teraz rozstrzygać kwestię Centrum przeciw Wypędzeniom. Według niej, najlepiej jak najdalej odsunąć tę dyskusję.
Polem współpracy może być nawet energetyka. Ekipie Angeli Merkel brakuje entuzjazmu do budowy gazociągu północnego, ale nie ma dostatecznej siły politycznej, by unieważnić kontrakt. Subtelne dostarczenie jej argumentów jest zadaniem dla polskiej strony. Niestety, zadaniem ęle wykonanym. Będziemy za to współpracować w sprawie konstytucji europejskiej - w osiągnięciu porozumienia ma pomóc specjalnie utworzona grupa robocza. Idea jest dobra, ale skuteczność działań grupy zależy od wzajemnych ustępstw negocjatorów.
Szkoda, że polsko-niemieckiemu małżeństwu brakuje odrobiny miłości. Na razie jest tylko rozsądek, a zapowiedzi wielkich szans wydają się propagandą. Skoro na wszystkie problemy znaleziono już lekarstwo, to dlaczego podczas wizyty nie wykorzystano jego cudownych właściwości? Przełom pewnie nastąpiłby, gdyby Lech Kaczyński powiedział, że pozwoli homoseksualistom na zawieranie małżeństw, Rosjanom na budowę bałtyckiej rury, a wypędzonych przeprosi za polskie zbrodnie. Ponieważ tego nie zrobi, pozostaje mieć
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.