Nareszcie wiem, do czego jest nam potrzebny Trybunał Stanu. Do wystawiania ocen ze sprawowania
Balcerowicz już nie musi odejść, przynajmniej nie od razu, bo najpierw musi stanąć. Dotychczas stał na straży złotówki, teraz ma stanąć przed Trybunałem Stanu. Niestety, nie za ludobójstwo dokonane na Polakach, co zawsze zarzucał mu Andrzej Lepper, ani za doprowadzenie milionów Polaków do nędzy, o co oskarżały go całe tabuny polityków, lecz za brak dobrego wychowania. Nie jestem specjalistą od urzędowego savoir-vivre`u i nie wiem, czy prezes miał prawo wyprosić z posiedzenia wiceministra Cezarego Mecha, czy nie, ale nareszcie wiem, do czego jest nam potrzebny Trybunał Stanu. Do wystawiania ocen ze sprawowania. Balcerowicz dostanie dwóję i pójdzie klęczeć na grochu.
Jestem tylko prostym felietonistą i obce są mi sublimacje gospodarcze obowiązujące na szczytach władzy, ale tak mi się wydaje, że jeśli skarb państwa chce mieć kontrolę nad BPH, który został kupiony razem z bawarskim HVB przez włoski Unicredit, to powinien odkupić udziały po cenach rynkowych. Jest to najprostszy i dość upowszechniony w cywilizowanym świecie sposób nabywania własności, obok rabunku i kradzieży. Można by na ten zakup przeznaczyć pieniądze z becikowego. Platforma Obywatelska, która przeforsowała ustawę o becikowym, na pewno wyrazi zgodę. Gdyby nie starczyło, należy dobrać z innych zasiłków. W końcu, jak o tym mówiono w Sejmie, idzie o interes narodowy, a na taki interes każdy chętnie odda swoje.
Politycy interesują się bankami, bo w bankach są pieniądze. Leżą sobie na kontach, a przecież można by je wykorzystać na przykład na zwalczanie bezrobocia. Finansowanie walki z bezrobociem wydaje się lepsze od finansowania samego bezrobocia. Najwięcej pieniędzy marnuje się, co wyniuchał niezawodny Lepper, w skarbcu Narodowego Banku Polskiego. Za te pieniądze można by wydrukować choćby plakaty "Bezrobociu mówimy nie", organizować sympozja poświęcone najskuteczniejszym metodom zwalczania bezrobocia, powołać centralne instytucje koordynujące akcje walki z bezrobociem i w ogóle coś zrobić dla bezrobotnych, na przykład nagotować zupy z wkładką regeneracyjną. W organach walki z bezrobociem i przy organizacji koncertów dla bezrobotnych melomanów znalazłoby zatrudnienie sporo osób i bezrobocie mogłoby się zmniejszyć.
W dziejach najnowszych Europy był już taki polityk, który dokonał zmian w prawnym umocowaniu banku centralnego i zniósł jego niezależność od rządu i polityki. Nazywał się Adolf Hitler. W 1933 r. zlikwidował Radę Reichsbanku i sam mianował jego szefa. Kazał wypuszczać weksle na pokrycie tworzenia miejsc pracy. Ponieważ bank nie potrafił opanować inflacyjnych skutków tej emisji, jego kierownictwo zostało włączone w 1937 r. w skład Kancelarii Rzeszy. Ale nawet wtedy bankowcy ośmielili się przestrzec wodza przed skutkami niepohamowanej polityki wydatkowej państwa. Na początku 1939 r. rozeźlony Hitler wziął więc sprawy banku centralnego w swoje ręce - od tej pory jednoosobowo decydował o wysokości kredytu udzielanego Rzeszy przez Reichsbank. Właściwie był to czas, w którym spełniły się ideały i postulaty wciąż aktualne - bank centralny służył narodowi, nie oglądając się na takie głupstwa jak prawa ekonomiczne. Gdyby nie wojna i zrabowanie choćby Polski, Rzesza musiałaby ogłosić bankructwo.
Zdaje się, że Hitler, być może nie zdając sobie z tego nawet sprawy, był keynesistą. I to idealnym - realizował idee gigantycznych inwestycji publicznych bez pieniędzy oraz sztuczny popyt, głównie na armaty i amunicję. Gierek, który wierzył w inwestycje na warunkach samospłaty, też był keynesistą. Jeszcze nie spłaciliśtmy długów za jego ekonomiczną orientację. Niemieccy socjaldemokraci, keynesiści całą gębą, po dwóch kadencjach Schroedera mają kilka w teorii Keynesa wykluczających się skutków: gigantyczny dług publiczny, wysokie bezrobocie i spadek konsumpcji.
Balcerowicz ma stanąć, ale potem będzie jednak musiał odejść i prezes PiS Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że następcą Balcerowicza musi być ktoś reprezentujący inną szkołę ekonomiczną. To znaczy żaden monetarysta, lecz keynesista. Nieładnie, panie prezesie. Pomijając teorie Keynesa, które na własnej skórze przerobiło już wiele narodów, nie można się wzorować na łajdaku, który był w czasie konferencji wersalskiej doradcą lorda Curzona, współtwórcą jego sławnej linii, przeciwnikiem polskiego Śląska i Pomorza. To trochę wstyd, żeby szef patriotycznego ugrupowania chciał budować polską gospodarkę na teoriach polakożercy.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Jestem tylko prostym felietonistą i obce są mi sublimacje gospodarcze obowiązujące na szczytach władzy, ale tak mi się wydaje, że jeśli skarb państwa chce mieć kontrolę nad BPH, który został kupiony razem z bawarskim HVB przez włoski Unicredit, to powinien odkupić udziały po cenach rynkowych. Jest to najprostszy i dość upowszechniony w cywilizowanym świecie sposób nabywania własności, obok rabunku i kradzieży. Można by na ten zakup przeznaczyć pieniądze z becikowego. Platforma Obywatelska, która przeforsowała ustawę o becikowym, na pewno wyrazi zgodę. Gdyby nie starczyło, należy dobrać z innych zasiłków. W końcu, jak o tym mówiono w Sejmie, idzie o interes narodowy, a na taki interes każdy chętnie odda swoje.
Politycy interesują się bankami, bo w bankach są pieniądze. Leżą sobie na kontach, a przecież można by je wykorzystać na przykład na zwalczanie bezrobocia. Finansowanie walki z bezrobociem wydaje się lepsze od finansowania samego bezrobocia. Najwięcej pieniędzy marnuje się, co wyniuchał niezawodny Lepper, w skarbcu Narodowego Banku Polskiego. Za te pieniądze można by wydrukować choćby plakaty "Bezrobociu mówimy nie", organizować sympozja poświęcone najskuteczniejszym metodom zwalczania bezrobocia, powołać centralne instytucje koordynujące akcje walki z bezrobociem i w ogóle coś zrobić dla bezrobotnych, na przykład nagotować zupy z wkładką regeneracyjną. W organach walki z bezrobociem i przy organizacji koncertów dla bezrobotnych melomanów znalazłoby zatrudnienie sporo osób i bezrobocie mogłoby się zmniejszyć.
W dziejach najnowszych Europy był już taki polityk, który dokonał zmian w prawnym umocowaniu banku centralnego i zniósł jego niezależność od rządu i polityki. Nazywał się Adolf Hitler. W 1933 r. zlikwidował Radę Reichsbanku i sam mianował jego szefa. Kazał wypuszczać weksle na pokrycie tworzenia miejsc pracy. Ponieważ bank nie potrafił opanować inflacyjnych skutków tej emisji, jego kierownictwo zostało włączone w 1937 r. w skład Kancelarii Rzeszy. Ale nawet wtedy bankowcy ośmielili się przestrzec wodza przed skutkami niepohamowanej polityki wydatkowej państwa. Na początku 1939 r. rozeźlony Hitler wziął więc sprawy banku centralnego w swoje ręce - od tej pory jednoosobowo decydował o wysokości kredytu udzielanego Rzeszy przez Reichsbank. Właściwie był to czas, w którym spełniły się ideały i postulaty wciąż aktualne - bank centralny służył narodowi, nie oglądając się na takie głupstwa jak prawa ekonomiczne. Gdyby nie wojna i zrabowanie choćby Polski, Rzesza musiałaby ogłosić bankructwo.
Zdaje się, że Hitler, być może nie zdając sobie z tego nawet sprawy, był keynesistą. I to idealnym - realizował idee gigantycznych inwestycji publicznych bez pieniędzy oraz sztuczny popyt, głównie na armaty i amunicję. Gierek, który wierzył w inwestycje na warunkach samospłaty, też był keynesistą. Jeszcze nie spłaciliśtmy długów za jego ekonomiczną orientację. Niemieccy socjaldemokraci, keynesiści całą gębą, po dwóch kadencjach Schroedera mają kilka w teorii Keynesa wykluczających się skutków: gigantyczny dług publiczny, wysokie bezrobocie i spadek konsumpcji.
Balcerowicz ma stanąć, ale potem będzie jednak musiał odejść i prezes PiS Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że następcą Balcerowicza musi być ktoś reprezentujący inną szkołę ekonomiczną. To znaczy żaden monetarysta, lecz keynesista. Nieładnie, panie prezesie. Pomijając teorie Keynesa, które na własnej skórze przerobiło już wiele narodów, nie można się wzorować na łajdaku, który był w czasie konferencji wersalskiej doradcą lorda Curzona, współtwórcą jego sławnej linii, przeciwnikiem polskiego Śląska i Pomorza. To trochę wstyd, żeby szef patriotycznego ugrupowania chciał budować polską gospodarkę na teoriach polakożercy.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 11/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.