Są filmy, które zdają się całkowicie niepotrzebne. I to jeden z tych przypadków. Nowa wersja „Ben-Hura” tej klasycznej – nagrodzonej w 1960 r. 11 Oscarami – nie dorasta nawet do pięt (w sandałach, które noszą bohaterowie). Hollywood ma jakąś niezrozumiałą potrzebę wracania do tej fabuły. W XXI w. powstała już wersja animowana, potem miniserial telewizyjny, a teraz opowieścią o Judzie Ben-Hurze i rydwanach próbuje się znowu przyciągnąć widownię do kin. Niestety, próba wypadła bardzo blado. Jest nudno, schematycznie, przewidywalnie i nawet wielki wyścig rydwanów nie wzbudza dużych emocji. Dodatkowo – tak ważny w oryginale aspekt religijny tu zdaje się być dołączony jakby na siłę. Kilka scen, w których pojawia się postać Jezusa, równie dobrze można by usunąć z filmu i nikt by tego nie zauważył – nie zostały one w żaden sensowny sposób wplecione w fabułę. Do tego pretensjonalny finał i dostajemy to, co niestety często ostatnio serwuje nam Hollywood – odgrzewane, mdłe danie, w którym ważniejsze jest, by przypadkiem kogoś nie urazić, niż by dobrze opowiedzieć ciekawą historię.
***
Joker znowu się śmieje
Filmy animowane na podstawie komiksów z superbohaterami powstają od lat. Zwykle trafiają od razu na DVD i do telewizji. Najnowszy spośród tych filmów jest wyjątkowy na kilka sposobów – jako pierwszy trafia na wielki ekran (również w Polsce), jako pierwszy film z Batmanem dostał w USA kategorię wiekową „tylko dla dorosłych”. „Zabójczy żart” to świetnie opowiedziana i narysowana przypowieść o istocie szaleństwa. Jego nowa wersja to w zasadzie dwa filmy – pierwsza połowa jest przeciętną, dołożoną do oryginału historią skoncentrowaną na Batgirl, a druga to, niemalże kadr po kadrze, powtórzona fabuła wybitnego komiksu. W sumie dostajemy więc niezły film ze świetnymi głosami.
„Batman: Zabójczy żart”, reż. Sam Liu
Warner Bros.
ZDJĘCIA: MARY ELLEN MATTHEWS, MATERIAŁY PRASOWE, PHILIPPE ANTONELLO, WARNER BROS
****
Zamówienia publiczne dla każdego
Jeśli reżyser kultowej trylogii komedii „Kac Vegas” bierze się za scenariusz oparty na faktach, to znaczy, że te wydarzenia musiały być naprawdę niesamowite. I były. To opowieść o młodych, troszkę naiwnych, acz nadrabiających entuzjazmem handlarzach bronią i wielkich, łaskawych dla nich lukach w amerykańskim systemie zamówień publicznych. Tych dla Pentagonu. Świetna obsada, rewelacyjne tempo i humor, do jakiego Phillips przyzwyczaił nas od lat. Plus instruktaż, jak zarobić 300 mln dolarów.
„Rekiny wojny”, reż. Todd Phillips
Warner Bros.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.