Oj, poważna sprawa. Dowiedzieliśmy się, że iskrzy na linii Polska XXI – środowisko Marka Jurka. Przypomnijmy, Polska XXI to grupa naiwniaków wierzących w charyzmę niejakiego Dutkiewicza z Wrocławia (sorry, wciąż mamy problem z jego imieniem). Zaś Marek Jurek to… No, to trudno wyjaśnić, najlepiej go sobie zgooglować. W każdym razie oba stworzenia nie mogą się dogadać w sprawie wyborów do europarlamentu. Spokojnie chłopaki, bez pośpiechu. Jakby co, Polska XXII pomści swoich pradziadów.
A tak na marginesie Polski XXI – Budyń, zwany od czasu doktoryzacji Doktorem Oetkerem, czyli Kazimierz M. Ujazdowski, wynalazł doskonałe określenie na PiS. Nazwał tę partię „obozem konfederacji barskiej". Czyli z grubsza – durni patrioci. Jakież to celne! Jakby wyjęte z ust Cata-Mackiewicza, a nie KMU. Młodzież niech sobie jeszcze (oprócz Jurka) zgoogluje Mackiewicza i konfederację barską – przyda się do matury. A dla Doktora Oetkera pochwała. Widać nie wszystkie budynie są mdłe.
Polscy politycy to potwory, ale trzeba im przyznać, że w sprawie Dalajlamy zachowali się ładnie. Od Borowskiego przez Wałęsę po Kaczyńskiego. Ten ostatni jako prezydent podpadł Chinom, które warknęły, a nawet zagrzmiały. Mały Kaczor oznajmił w tej sytuacji, że prywatnie może się spotykać, z kim ma ochotę. Ależ panie prezydencie! Cóż się stało z pańskimi jajami, które tak tu wychwalamy?! Jako prezydent Polski też się pan może spotykać, z kim się panu podoba. Nawet gdyby Małgorzata Łaszcz miała powiedzieć: „Co to ja miałam powiedzieć?".
Hanna Lis nie prowadzi już „Wiadomości". Żałoba nie tylko w Konstancinie u Lisów, ale i w konkurencyjnych stacjach telewizyjnych. Hanna, zaklasyfikowana przez My, Naród, jako zimna gnębicielka Kingi Rusin, obniża skutecznie oglądalność każdego prowadzonego przez siebie programu. Nic dziwnego, że w „Faktach" i gdzie indziej smutek. Tam stanowczo wołaliby, żeby to Lisa pogonili. A nie Lisową.
Niewykluczone zresztą, że pogonią. Za polityka udającego dziennikarza uznał Lisa Sławomir Siwek, jeden z ulubionych rumaków Dużego Kaczora, a także wybitny i wyjątkowo przystojny człowiek mediów, który sam z polityką w ogóle nie ma żadnego związku. Skoro tak, to może poprowadziłby sztandarowy program publicystyczny w publicznej zamiast Lisa? Duży Kaczor miałby pewność, że TVP jest rzetelna, a my wszyscy – ubaw po pachy.
Prezydent wetuje i wetuje, ale kiedy wetuje, to nie używa tego słowa. Zamiast tego mówi, że zwraca ustawę Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Ani chybi ten chytry zabieg podpowiedzieli mu wybitni spin doktorzy, czyli Misio i Adaś. Chłopaki są warci każdych pieniędzy. Pod warunkiem że to hrywny.
Podobno o prezydenturze w skrytości ducha przemyśliwa nie tylko redaktor Lis, ale też Kazimierz Zetafon Marcinkiewicz. Facet sądzi, że My, Naród, naprawdę go potrzebuje. Hm, to tak jakby heroiniści myśleli, że to oni są potrzebni heroinie.
Z SDPL uciekło trzech, nieznanych nikomu, także nam, posłów. Partii podobno grozi rozłam. W dodatku jakieś sprawy korupcyjne się do niej przyczepiły. I pomyśleć, że wszystkie te sprawy by się nie zdarzyły, gdyby kilka lat temu Leszek Miller dał się wcześniej odspawać od stanowiska szefa SLD. To wszystko daje do myślenia. Szkoda, że Tukidydes tego nie dożył.
A w SLD wciąż nie bardzo wiadomo, kto rządzi: Grzesiek (znany z hasła „Lepszego batona nie znajdziesz") czy Wojtek (znany z tego, że myślenie zostawia Sierakowskiemu)? Pierwszy chciał poprzeć weto w sprawie pomostówek, drugi – wręcz przeciwnie. Zabawne, SLD zaczyna przypominać polską scenę polityczną w pigułce. Jak Wojtek mówi „tak", to Grzesiek „nie" – i na odwrót. Zupełnie jak PO i PiS. Dziwne tylko, że w SLD nie ma SLD.
A tak na marginesie Polski XXI – Budyń, zwany od czasu doktoryzacji Doktorem Oetkerem, czyli Kazimierz M. Ujazdowski, wynalazł doskonałe określenie na PiS. Nazwał tę partię „obozem konfederacji barskiej". Czyli z grubsza – durni patrioci. Jakież to celne! Jakby wyjęte z ust Cata-Mackiewicza, a nie KMU. Młodzież niech sobie jeszcze (oprócz Jurka) zgoogluje Mackiewicza i konfederację barską – przyda się do matury. A dla Doktora Oetkera pochwała. Widać nie wszystkie budynie są mdłe.
Polscy politycy to potwory, ale trzeba im przyznać, że w sprawie Dalajlamy zachowali się ładnie. Od Borowskiego przez Wałęsę po Kaczyńskiego. Ten ostatni jako prezydent podpadł Chinom, które warknęły, a nawet zagrzmiały. Mały Kaczor oznajmił w tej sytuacji, że prywatnie może się spotykać, z kim ma ochotę. Ależ panie prezydencie! Cóż się stało z pańskimi jajami, które tak tu wychwalamy?! Jako prezydent Polski też się pan może spotykać, z kim się panu podoba. Nawet gdyby Małgorzata Łaszcz miała powiedzieć: „Co to ja miałam powiedzieć?".
Hanna Lis nie prowadzi już „Wiadomości". Żałoba nie tylko w Konstancinie u Lisów, ale i w konkurencyjnych stacjach telewizyjnych. Hanna, zaklasyfikowana przez My, Naród, jako zimna gnębicielka Kingi Rusin, obniża skutecznie oglądalność każdego prowadzonego przez siebie programu. Nic dziwnego, że w „Faktach" i gdzie indziej smutek. Tam stanowczo wołaliby, żeby to Lisa pogonili. A nie Lisową.
Niewykluczone zresztą, że pogonią. Za polityka udającego dziennikarza uznał Lisa Sławomir Siwek, jeden z ulubionych rumaków Dużego Kaczora, a także wybitny i wyjątkowo przystojny człowiek mediów, który sam z polityką w ogóle nie ma żadnego związku. Skoro tak, to może poprowadziłby sztandarowy program publicystyczny w publicznej zamiast Lisa? Duży Kaczor miałby pewność, że TVP jest rzetelna, a my wszyscy – ubaw po pachy.
Prezydent wetuje i wetuje, ale kiedy wetuje, to nie używa tego słowa. Zamiast tego mówi, że zwraca ustawę Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Ani chybi ten chytry zabieg podpowiedzieli mu wybitni spin doktorzy, czyli Misio i Adaś. Chłopaki są warci każdych pieniędzy. Pod warunkiem że to hrywny.
Podobno o prezydenturze w skrytości ducha przemyśliwa nie tylko redaktor Lis, ale też Kazimierz Zetafon Marcinkiewicz. Facet sądzi, że My, Naród, naprawdę go potrzebuje. Hm, to tak jakby heroiniści myśleli, że to oni są potrzebni heroinie.
Z SDPL uciekło trzech, nieznanych nikomu, także nam, posłów. Partii podobno grozi rozłam. W dodatku jakieś sprawy korupcyjne się do niej przyczepiły. I pomyśleć, że wszystkie te sprawy by się nie zdarzyły, gdyby kilka lat temu Leszek Miller dał się wcześniej odspawać od stanowiska szefa SLD. To wszystko daje do myślenia. Szkoda, że Tukidydes tego nie dożył.
A w SLD wciąż nie bardzo wiadomo, kto rządzi: Grzesiek (znany z hasła „Lepszego batona nie znajdziesz") czy Wojtek (znany z tego, że myślenie zostawia Sierakowskiemu)? Pierwszy chciał poprzeć weto w sprawie pomostówek, drugi – wręcz przeciwnie. Zabawne, SLD zaczyna przypominać polską scenę polityczną w pigułce. Jak Wojtek mówi „tak", to Grzesiek „nie" – i na odwrót. Zupełnie jak PO i PiS. Dziwne tylko, że w SLD nie ma SLD.
Grzesiek znowu próbował odwołać Wojtka ze stanowiska szefa klubu SLD. I znowu mu się nie udało. Dwaj przywódcy lewicy wyglądają jak jelenie na rykowisku, którym w walce splątały się poroża. I żaden nie może pogonić drugiego. Tak coś podejrzewaliśmy, że SLD to partia jeleni.
Więcej możesz przeczytać w 1/2/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.