Kongres PiS pokazał, że Jarosław Kaczyński próbuje upodobnić swoją partię do Platformy Obywatelskiej. Trudno powiedzieć, jak długo w tym wytrwa. Już raz – za poprzedniej kadencji – próbował kokietować polską inteligencję. Przez tydzień.
PiS przegrało ostatnie wybory parlamentarne i Jarosław Kaczyński próbuje wyciągać wnioski. Uczy się na błędach, a pierwsza lekcja, jaką odebrał, każe mu się zachowywać tak jak platforma. Co to oznacza? Po pierwsze, spokój i konieczność używania języka wyciszania konfliktów. Partia Donalda Tuska bardzo nad tym pracowała. Wyciszenie wszystkich konfliktów było największym sukcesem pierwszego roku jej rządów. Po drugie, wymusza to inną ocenę nowoczesności. Ocenę pozytywną. W poprzedniej „edycji" partii nowoczesność była tym, co nam zagraża i jest źródłem destabilizacji. W nowej odsłonie jest wprost przeciwnie. Jest już nie tyle nawet koniecznością, ile wręcz tworzy siłę państwa. Nie usłyszymy już zatem Jarosława Kaczyńskiego, jak na użytkowników Internetu mówi: piwosze i miłośnicy porno. Trzecia zmiana to akceptacja gospodarki rynkowej. Aż podskoczyłem na krześle, słysząc, jak Kaczyński stwierdził, iż musimy przyjąć wolny rynek i wolną przedsiębiorczość. To już nawet nie jest upodobnianie się do PO. To jest język z początku lat 90. i retoryka Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Więcej możesz przeczytać w 7/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.