– Zwykle każdy zamawia to, czego mu brakuje. Dlatego w Sejmie najlepiej schodzi móżdżek – żartuje Stanisław Żelichowski z PSL. – W Sejmie karmią źle – skarżą się „Wprost” parlamentarzyści. Co, jak i dlaczego jedzą polscy posłowie i senatorowie?
Karaluchy w sałatkach, zjełczałe masło, nieświeże mięso, smród kaszanki smażonej na cebuli unoszący się w powietrzu i sensacje żołądkowe na drugi dzień – to lista zarzutów, jakie politycy mają do jedzenia serwowanego na Wiejskiej. Posłowie wystosowali w tej sprawie protest do Kancelarii Sejmu. – Jeśli nie będzie poprawy, kupię sobie mikrofalówkę, zacznę przywozić z domu weki – zapowiada posłanka Iwona Guzowska z PO, inicjatorka buntu. Już półtora roku temu na posiedzeniu komisji regulaminowej Marek Suski (PiS) ujawnił, jak twardy kawałek chleba przychodzi gryźć reprezentantom narodu. „Byłem świadkiem, kiedy dwie posłanki czekały 45 minut na kiełbaski z wody; dwóch posłów czekało godzinę i 15 minut na spaghetti." – skarżył się Suski. Temat powrócił dwa miesiące
temu. Na lutowym posiedzeniu komisji informację na temat jakości sejmowych usług gastronomicznych miał przedstawić reprezentant Kancelarii Sejmu. Tym razem jednak żadne smakowite fragmenty nie przedostały
się do mediów, bo Krystyna Skowrońska (PO) przekonała kolegów, że nie powinni się zajmować
tym problemem. „Jeżeli kancelaria sobie nie radzi, to możemy przynosić z sobą kanapki. Dzisiaj to nie jest najważniejszy temat" – argumentowała.
Więcej możesz przeczytać w 18/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.