Zwyciężyć znaczy przeżyć – taki tytuł dopisał Aleksander Lwow do swojej relacji z próby zimowego wejścia na Broad Peak 25 lat temu. Mimo upływu czasu jest on najlepszym komentarzem do niedawnych tragicznych wydarzeń na górze. „Maciej Berbeka schodził z przedwierzchołka [Rocky Summit, 8028 m – red.] do mojego biwaku 24 godziny. Czekałem tam na niego, bo wiedziałem, że beze mnie nie przeżyje. Krzyczałem, świeciłem latarką, żeby znalazł drogę. Ledwo szedł. Miałem przy sobie litr wody. To niewiele, ale pomogło. Gdybyśmy obaj byli wyczerpani, nie przeżylibyśmy. Ja znałem drogę na dół, myślałem jasno. Prowadziłem go we mgle. Człapał za mną powoli. Uratowaliśmy się” – wspomina Lwow w rozmowie z serwisem Off.sport.pl. Krzysztof Wielicki wykonał wtedy zdjęcie, na którym widać Berbekę niesionego do bazy na ramionach kolegów.
Dwóch bohaterów tamtych wydarzeń znowu pojawiło się pod górą. Maciej Berbeka – bo wtedy do szczytu zabrakło mu kilku kroków. I Krzysztof Wielicki, wówczas uczestnik wyprawy, a teraz szef polskich himalaistów. Robotę rozpoczętą przez starych wyjadaczy mieli dokończyć młodzi zdolni: Adam Bielecki, 29-letni autor zimowego wejścia na Gaszerbrum I sprzed roku, oraz mniej doświadczeni Tomasz Kowalski (27 lat) i Artur Małek (33 lata). Tym razem nie było happy endu. Z relacji z bazy wynika, że po tym jak uczestnicy kolejno wchodzili na szczyt, każdy z nich rozpoczynał zejście w dół. Szybko, bo zapadał zmrok. Adam Bielecki zszedł do namiotu w niespełna cztery godziny. Małkowi zajęło to osiem godzin. Berbeka i Kowalski utknęli w okolicach przełęczy pod szczytem. Wyczerpani spędzili noc w strefie śmierci. Rano odezwał się Berbeka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.