Opuścił szpital wojskowy w Caracas w środę o 10.30 rano, otulony narodową flagą, ubrany w wojskowy mundur i swój słynny czerwony beret. Usłaną kwiatami i przykrytą szklanym wiekiem trumnę przewieziono odkrytym karawanem do Akademii Wojskowej – alma mater Comandante. Tłum, który mu towarzyszył, agencje oszacowały na dwa miliony. Nikt nie zliczył tych, którzy zdążyli pożegnać wodza przed piątkowym pogrzebem, ale w kolejce do trumny trzeba było stać 12 godzin. Po pogrzebie Chávez został wystawiony w Akademii jeszcze na tydzień. Potem jego zwłoki zostaną zabalsamowane – wedle słów wiceprezydenta Nicolása Maduro: „Jak Ho Szi Mina, jak Lenina, jak Mao” – i staną się głównym eksponatem w Muzeum Rewolucji.
Wódz biedoty
Pierwszy szok po przekroczeniu granicy kolumbijsko- -wenezuelskiej: dziesiątki wielkich i odrapanych amerykańskich krążowników – cadillaców, fordów, chevroletów – z których najmłodsze mają pewnie po 40 lat. Drugi szok: cena benzyny – równowartość dwóch groszy za litr. Jeździ się tu za darmo. Za oknami autobusu jezioro Maracaibo. Wzdłuż brzegu kilometrami ciągną się lasy naftowych szybów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.