To, że kardynałowie nie spieszyli się z wyznaczeniem daty nowego konklawe, to sygnał bardzo optymistyczny. Do szczęścia brakuje już tylko tego, by się dowiedzieć, jak widzą stojące teraz przed Kościołem problemy. Purpuraci wzięli chyba sobie do serca aferę Vatileaks i w kontaktach z dziennikarzami nie wychodzą poza bezpieczne ogólniki. Być może miał też na to wpływ przypadek adorowanego przez media kardynała z Ghany, Petera Turksona, który dwa tygodnie temu w wywiadzie dla „The Telegraph” popełnił falstart, sugerując, że jego ewentualny wybór oznaczałby „wielką zmianę na wielu płaszczyznach”. Później w Rzymie ktoś rozlepił „wyborcze” plakaty z jego podobizną (chcąc pewnie nawiązać do czasów, w których papieża wybierał lud Wiecznego Miasta), dzięki czemu o czarnoskórym papieżu możemy na razie zapomnieć.
Najbardziej otwarci na media są kardynałowie ze Stanów Zjednoczonych, którzy – gdyby mogli – urządzaliby pewnie nadal codziennie konferencje prasowe i relacjonowali, co się dzieje w auli synodalnej. Kardynał Timothy Dolan z Nowego Jorku powiedział, że dopiero tu poznaje swoich współbraci z Kolegium Kardynałów, których do tej pory znał tylko z ich książek, i nie widzi powodów, by ten proces sztucznie przyspieszać. Wtórowali mu kardynałowie Sean O’Malley z Bostonu i Daniel DiNardo z Houston, stwierdzając, że „to w końcu najważniejsza decyzja, jaką wielu z nas podejmie w całym swoim życiu, więc na przygotowania trzeba poświęcić tyle czasu, ile będzie trzeba”. Kardynał Francis George z Chicago kokietował dziennikarzy, przerażonych wizją utrzymywania w Rzymie swoich kosztownych posterunków przez nie wiadomo jak wiele tygodni, że „zrobili dobrą robotę”, wybierając swoich faworytów. Wyznał nawet, że zgadza się z medialnymi typowaniami. Opowiadał, że każdy z elektorów w czasie kardynalskich narad słucha mówców i szkicuje krótką „listę A” kandydatów, ale ma też „listę B” i „listę C”. Później debatuje o nich podczas nieformalnych spotkań, pytając, czy ich znają i co o nich myślą. Kardynał George potwierdził też, że kardynałowie szukając informacji o swoich kolegach, nie tylko intensywnie wertują oficjalne watykańskie biografie, ale także robią to, co wszyscy interesujący się sprawą – szperają w internecie, używają Google czy Wikipedii.
A meritum? O meritum nie wiemy nic. Rękami i nogami jestem za utrzymaniem jak najściślejszej tajemnicy konklawe. Szkoda jednak, że kardynałowie nie czują, iż w tej superwyjątkowej sytuacji, w jakiej postawił nas poprzedni papież, zanim wejdą do Kaplicy Sykstyńskiej, są niejako winni ponad miliardowi katolików swoją diagnozę instytucji Kościoła. Czy to już moment, by na czele Papieskiej Rady ds. Rodziny stanęła matka rodziny? By Papieskiej Radzie ds. Świeckich przewodniczył świecki? Kim jest dziś papież? Czy elektorzy nie boją się, że – skoro przyjęli zasadę, iż najpierw wyznaczą sobie katalog cech, zdefiniują katalog palących problemów, a później dopasują do tych list nazwisko – następny papież będzie „papieżem technicznym”? Mocno pisał o tym w „Gazecie Wyborczej” Jarosław Mikołajewski: „Na sprawę finansową będzie papież finansista. Na sprawę moralną – papież etyk. Skończył się czas, kiedy wśród namiestników Chrystusa szukało się kogoś, kto był do Niego podobny, bez pewności, czy da sobie radę. Nadszedł czas papieża na miarę. Trzeba zwalczyć pedofilię – potrzebny jest papież stanowczy i czysty. Trzeba się otworzyć na świat – potrzeba papieża z Ghany albo z Hondurasu. Nie ma już Chrystusa wśród ludzi. Jest urzędnik, którego udajemy, że wskaże On”. Czy kardynałowie wiedzą już, jak nie pójść tą drogą?
Na razie pozostaje nam upatrywać nadziei w tym, co jednak wiemy. Patriarchowie spoza Europy i tak zrobili coś bardzo ważnego – powiedzieli wreszcie watykańskim kurialistom: wolnego, to nie piekarnia, zdajcie sobie najpierw sprawę z tego, co robiliście z kościelną centralą, podczas gdy my tyraliśmy na duszpasterskim froncie. W zachodniej katolickiej prasie nie brakowało głosów, że w sumie nie stałoby się przecież nic strasznego, gdyby wybór papieża dokonał się nawet tuż przed Wielkanocą, ale po jeszcze głębszym namyśle i bardziej precyzyjnej analizie, a przede wszystkim po dużo spokojniejszej, a nie przyspieszanej obecnością kamer modlitwie.
Szkoda, że kardynałowie nie czują, iż zanim wejdą do Kaplicy Sykstyńskiej, są niejako winni ponad miliardowi katolików swoją diagnozę instytucji Kościoła
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.