420 tysięcy aktów terroru dopuściła się Korea Północna wobec swojego południowego sąsiada
Gdy w listopadzie 1987 r. samolot koreańskich linii KAL lecący z Bagdadu do Seulu wylądował w Abu Zabi, by zatankować paliwo, jego pokład opuściła para japońskich turystów - młoda kobieta i towarzyszący jej starszy mężczyzna. Kilka minut wcześniej w schowku na bagaż umieścili radio nafaszerowane materiałem wybuchowym. Po kilku godzinach maszyna przewożąca 115 pasażerów znalazła się nad Zatoką Bengalską. Wtedy wybuch rozerwał ją na pół. Szczątki samolotu wpadły do morza. Nikt nie przeżył.
Śledztwo wykazało, że "turyści" byli agentami północnokoreańskiego wywiadu. Pełnili misję zleconą im przez Kim Dzong Ila, dzisiejszego przywódcę Korei Północnej. Zamach na południowokoreański samolot miał utrudnić władzom w Seulu przygotowania do olimpiady. Igrzyska odbyły się jednak bez przeszkód, a Koreę Północną wpisano na listę państw wspierających terroryzm. Reżim Kimów ma w tej dziedzinie wręcz niebywałe dokonania. I wciąż straszy wolny świat! Ostatnio Phenian za "nieważne" uznał podpisane przed 12 laty z Seulem porozumienie w sprawie bezpieczeństwa nuklearnego. Wedle CIA, Kim Dzong Il dysponuje co najmniej kilkoma bombami atomowymi.
Jak w Sajgonie
Gangsterskie metody prowadzenia polityki zagranicznej Korea Północna stosowała od początku swego istnienia. Mimo zakończenia w 1953 r. wojny wzdłuż linii demarkacyjnej rozdzielającej półwysep wciąż dochodziło do wymiany ognia. Wielki Wódz Kim Ir Sen liczył na to, że uda mu się wywołać chaos w Korei Południowej, co pozwoliłoby mu wkroczyć na scenę w charakterze rozjemcy. Zimna wojna, w którą wpleciony był konflikt koreański, umożliwiała Kimowi prowadzenie awanturniczej polityki, ale też powstrzymywała go przed otwartą inwazją na południe (Moskwa i Pekin nie życzyły sobie tego). Kim Ir Sen wiedział, że bez pomocy Chin i Rosji nie ma szans w starciu z Amerykanami, czego doświadczył już w 1951 r.
Dyktatora inspirowała wojna w Wietnamie. Chciał doprowadzić do wybuchu wojny partyzanckiej na południu, podobnie jak reżim w Hanoi wspierał rebelię przeciw władzom w Sajgonie. W latach 60. strefę zdemilitaryzowaną przekraczało co roku kilkuset uzbrojonych ludzi, których zadaniem był sabotaż i wzniecenie powstania w Korei Południowej.
Do najbardziej spektakularnej akcji doszło w 1968 r. W październiku na wschodnim wybrzeżu Korei Południowej wylądowało 120 żołnierzy z północy. Część była przebrana w mundury armii południowokoreańskiej, pozostali nosili cywilne ubrania. Komando zajęło kilka wiosek, ale podjęte przez dywersantów próby agitacji politycznej spełzły na niczym. Aby wzbudzić strach, komuniści ukamienowali kilka osób i zastrzelili dziesięcioletniego chłopca. Północnokoreański oddział rozbili w końcu żołnierze powiadomieni przez wieśniaka, któremu udało się wymknąć komunistom.
Ponieważ agitacja polityczna nie zdołała zagrzać południowokoreańskich chłopów do "rewolucji", Phenian zmienił taktykę. Jego celem stały się władze w Seulu.
Jednostka 124
Pierwszą próbę zamordowania prezydenta Korei Południowej podjęto w styczniu 1968 r. W nocy przez linię demarkacyjną przebiło się na południe 31 żołnierzy komunistycznych. Oddział nazwany Jednostką 124 policja wykryła dopiero w centrum Seulu, nieopodal Błękitnego Domu (rezydencji prezydenta Korei Południowej). W strzelaninie zginęło wielu przechodniów i zamachowców - tylko dwóch z nich schwytano żywych. Wkrótce jeden popełnił samobójstwo. Z zeznań ocalałego agenta wynikało, że celem Jednostki 124 było wysadzenie w powietrze Błękitnego Domu, ambasady USA w Seulu, siedziby miejscowego dowództwa sił zbrojnych oraz więzienia, skąd chciano uwolnić zatrzymanych wcześniej północnokoreańskich agentów.
Zamachy na prezydentów Korei Południowej stały się specjalnością Phenianu. Dochodziło do nich jeszcze trzy razy - w 1970 r., gdy za wcześnie odpalono bombę na seulskim cmentarzu ofiar wojny koreańskiej, gdzie miał się pojawić prezydent, cztery lata później, gdy od kuli snajpera zginęła żona prezydenta Parka Czung Hi, oraz w 1983 r. w stolicy Birmy Rangunie, gdzie trzech agentów północnokoreańskich za pomocą zdalnie sterowanego ładunku próbowało zamordować Czon Du Hwana. Prezydent uszedł z życiem, ale w zamachu zginęło 18 osób, w tym czterech ministrów rządu w Seulu. Ustalono, że zamach przygotował Kim Dzong Il, który od 1974 r. nadzorował i planował wszystkie akty terroru.
Międzynarodowa uczelnia terroru
Wielki Wódz uznał pod koniec lat 60. XX wieku, że najlepszą metodą destabilizacji państw zachodnich jest wspieranie radykalnych organizacji. Oblicza się, że szkoły sabotażu zorganizowane przez północnokoreański reżim ukończyło ponad 10 tys. kursantów. Takich szkół miało istnieć około pięćdziesięciu. Trwające rok szkolenia obejmowały taktykę walki w mieście, porwania, konstruowanie bomb itp. Wśród adeptów znajdowali się bojówkarze z RPA, Angoli, Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Czerwonych Brygad. Spośród 80 terrorystów aresztowanych w 1982 r. w Libanie przez Izraelczyków 24 było Koreańczykami z północy. W 1983 r. w Zatoce Kalifornijskiej odkryto północnokoreański statek załadowany wyposażeniem dla szkoły partyzanckiej w Meksyku. Na jego pokładzie poza Koreańczykami znajdowało się siedmiu przeszkolonych w technice sabotażu Meksykanów.
Phenian udzielił też schronienia terrorystom z Japońskiej Czerwonej Armii, która zasłynęła m.in. zamachem na lotnisko w Izraelu w 1972 r., gdzie zginęło 20 osób, porwaniem dwóch japońskich samolotów, zajęciem ambasady francuskiej w Hadze, a także podłożeniem bomby w klubie dla żołnierzy amerykańskich we Włoszech.
Czerwone krety
Kim Ir Sen deklarował nieustannie chęć "braterskiego zjednoczenia" półwyspu. Mimo że linia demarkacyjna dzieląca Koreę na dwa państwa uchodzi za najlepiej strzeżoną granicę na świecie, agenci z północy przekraczali ją wiele razy. Tylko w 1968 r. sforsowało ją 600 szpiegów. Dla Kim Ir Sena było to za mało. W 1971 r. dyktator zlecił budowę tuneli pod linią demarkacyjną. Stwierdził, że "tylko wojna błyskawiczna może umożliwić Korei Północnej wyzwolenie południa i dlatego każdy tunel jest równie użyteczny jak 10 bomb jądrowych".
Reżim kupił w Szwecji urządzenia górnicze i rozpoczęto drążenie tuneli. Każdy był tak przygotowany, aby woda zbierająca się podczas wiercenia nie spływała na południe, co mogłoby ujawnić istnienie wykopów. Tunele sięgały nawet kilkanaście kilometrów w głąb terytorium Korei Południowej. Wyjście z jednego z nich znajdowało się zaledwie 44 km od Seulu. Obliczono, że każdym tunelem w ciągu godziny mogło się przedostać 10 tys. uzbrojonych żołnierzy. Koreańczycy z południa odkryli pierwszy tunel w 1974 r. Zalali go wodą, a potem wysadzili. Do 1990 r. znaleziono cztery wykopy, nie wiadomo, czy nie ma ich więcej.
Z obliczeń wynika, że w ciągu 50 lat Phenian dopuścił się 420 tys. aktów terroru przeciw Korei Południowej. Uwzględniono jednak wyłącznie udokumentowane wypadki, najczęściej ataki zbrojne, akty sabotażu i uprowadzenia. Gdyby doliczyć zamachy dokonane na świecie przez sponsorowanych i wyszkolonych w Korei Północnej terrorystów, ta liczba z pewnością by się podwoiła. Jedno jest pewne: jeśli oczy Amerykanów zwrócą się z Bagdadu na Phenian, Kim Dzong Il nie będzie rządził długo.
Śledztwo wykazało, że "turyści" byli agentami północnokoreańskiego wywiadu. Pełnili misję zleconą im przez Kim Dzong Ila, dzisiejszego przywódcę Korei Północnej. Zamach na południowokoreański samolot miał utrudnić władzom w Seulu przygotowania do olimpiady. Igrzyska odbyły się jednak bez przeszkód, a Koreę Północną wpisano na listę państw wspierających terroryzm. Reżim Kimów ma w tej dziedzinie wręcz niebywałe dokonania. I wciąż straszy wolny świat! Ostatnio Phenian za "nieważne" uznał podpisane przed 12 laty z Seulem porozumienie w sprawie bezpieczeństwa nuklearnego. Wedle CIA, Kim Dzong Il dysponuje co najmniej kilkoma bombami atomowymi.
Jak w Sajgonie
Gangsterskie metody prowadzenia polityki zagranicznej Korea Północna stosowała od początku swego istnienia. Mimo zakończenia w 1953 r. wojny wzdłuż linii demarkacyjnej rozdzielającej półwysep wciąż dochodziło do wymiany ognia. Wielki Wódz Kim Ir Sen liczył na to, że uda mu się wywołać chaos w Korei Południowej, co pozwoliłoby mu wkroczyć na scenę w charakterze rozjemcy. Zimna wojna, w którą wpleciony był konflikt koreański, umożliwiała Kimowi prowadzenie awanturniczej polityki, ale też powstrzymywała go przed otwartą inwazją na południe (Moskwa i Pekin nie życzyły sobie tego). Kim Ir Sen wiedział, że bez pomocy Chin i Rosji nie ma szans w starciu z Amerykanami, czego doświadczył już w 1951 r.
Dyktatora inspirowała wojna w Wietnamie. Chciał doprowadzić do wybuchu wojny partyzanckiej na południu, podobnie jak reżim w Hanoi wspierał rebelię przeciw władzom w Sajgonie. W latach 60. strefę zdemilitaryzowaną przekraczało co roku kilkuset uzbrojonych ludzi, których zadaniem był sabotaż i wzniecenie powstania w Korei Południowej.
Do najbardziej spektakularnej akcji doszło w 1968 r. W październiku na wschodnim wybrzeżu Korei Południowej wylądowało 120 żołnierzy z północy. Część była przebrana w mundury armii południowokoreańskiej, pozostali nosili cywilne ubrania. Komando zajęło kilka wiosek, ale podjęte przez dywersantów próby agitacji politycznej spełzły na niczym. Aby wzbudzić strach, komuniści ukamienowali kilka osób i zastrzelili dziesięcioletniego chłopca. Północnokoreański oddział rozbili w końcu żołnierze powiadomieni przez wieśniaka, któremu udało się wymknąć komunistom.
Ponieważ agitacja polityczna nie zdołała zagrzać południowokoreańskich chłopów do "rewolucji", Phenian zmienił taktykę. Jego celem stały się władze w Seulu.
Jednostka 124
Pierwszą próbę zamordowania prezydenta Korei Południowej podjęto w styczniu 1968 r. W nocy przez linię demarkacyjną przebiło się na południe 31 żołnierzy komunistycznych. Oddział nazwany Jednostką 124 policja wykryła dopiero w centrum Seulu, nieopodal Błękitnego Domu (rezydencji prezydenta Korei Południowej). W strzelaninie zginęło wielu przechodniów i zamachowców - tylko dwóch z nich schwytano żywych. Wkrótce jeden popełnił samobójstwo. Z zeznań ocalałego agenta wynikało, że celem Jednostki 124 było wysadzenie w powietrze Błękitnego Domu, ambasady USA w Seulu, siedziby miejscowego dowództwa sił zbrojnych oraz więzienia, skąd chciano uwolnić zatrzymanych wcześniej północnokoreańskich agentów.
Zamachy na prezydentów Korei Południowej stały się specjalnością Phenianu. Dochodziło do nich jeszcze trzy razy - w 1970 r., gdy za wcześnie odpalono bombę na seulskim cmentarzu ofiar wojny koreańskiej, gdzie miał się pojawić prezydent, cztery lata później, gdy od kuli snajpera zginęła żona prezydenta Parka Czung Hi, oraz w 1983 r. w stolicy Birmy Rangunie, gdzie trzech agentów północnokoreańskich za pomocą zdalnie sterowanego ładunku próbowało zamordować Czon Du Hwana. Prezydent uszedł z życiem, ale w zamachu zginęło 18 osób, w tym czterech ministrów rządu w Seulu. Ustalono, że zamach przygotował Kim Dzong Il, który od 1974 r. nadzorował i planował wszystkie akty terroru.
Międzynarodowa uczelnia terroru
Wielki Wódz uznał pod koniec lat 60. XX wieku, że najlepszą metodą destabilizacji państw zachodnich jest wspieranie radykalnych organizacji. Oblicza się, że szkoły sabotażu zorganizowane przez północnokoreański reżim ukończyło ponad 10 tys. kursantów. Takich szkół miało istnieć około pięćdziesięciu. Trwające rok szkolenia obejmowały taktykę walki w mieście, porwania, konstruowanie bomb itp. Wśród adeptów znajdowali się bojówkarze z RPA, Angoli, Organizacji Wyzwolenia Palestyny i Czerwonych Brygad. Spośród 80 terrorystów aresztowanych w 1982 r. w Libanie przez Izraelczyków 24 było Koreańczykami z północy. W 1983 r. w Zatoce Kalifornijskiej odkryto północnokoreański statek załadowany wyposażeniem dla szkoły partyzanckiej w Meksyku. Na jego pokładzie poza Koreańczykami znajdowało się siedmiu przeszkolonych w technice sabotażu Meksykanów.
Phenian udzielił też schronienia terrorystom z Japońskiej Czerwonej Armii, która zasłynęła m.in. zamachem na lotnisko w Izraelu w 1972 r., gdzie zginęło 20 osób, porwaniem dwóch japońskich samolotów, zajęciem ambasady francuskiej w Hadze, a także podłożeniem bomby w klubie dla żołnierzy amerykańskich we Włoszech.
Czerwone krety
Kim Ir Sen deklarował nieustannie chęć "braterskiego zjednoczenia" półwyspu. Mimo że linia demarkacyjna dzieląca Koreę na dwa państwa uchodzi za najlepiej strzeżoną granicę na świecie, agenci z północy przekraczali ją wiele razy. Tylko w 1968 r. sforsowało ją 600 szpiegów. Dla Kim Ir Sena było to za mało. W 1971 r. dyktator zlecił budowę tuneli pod linią demarkacyjną. Stwierdził, że "tylko wojna błyskawiczna może umożliwić Korei Północnej wyzwolenie południa i dlatego każdy tunel jest równie użyteczny jak 10 bomb jądrowych".
Reżim kupił w Szwecji urządzenia górnicze i rozpoczęto drążenie tuneli. Każdy był tak przygotowany, aby woda zbierająca się podczas wiercenia nie spływała na południe, co mogłoby ujawnić istnienie wykopów. Tunele sięgały nawet kilkanaście kilometrów w głąb terytorium Korei Południowej. Wyjście z jednego z nich znajdowało się zaledwie 44 km od Seulu. Obliczono, że każdym tunelem w ciągu godziny mogło się przedostać 10 tys. uzbrojonych żołnierzy. Koreańczycy z południa odkryli pierwszy tunel w 1974 r. Zalali go wodą, a potem wysadzili. Do 1990 r. znaleziono cztery wykopy, nie wiadomo, czy nie ma ich więcej.
Z obliczeń wynika, że w ciągu 50 lat Phenian dopuścił się 420 tys. aktów terroru przeciw Korei Południowej. Uwzględniono jednak wyłącznie udokumentowane wypadki, najczęściej ataki zbrojne, akty sabotażu i uprowadzenia. Gdyby doliczyć zamachy dokonane na świecie przez sponsorowanych i wyszkolonych w Korei Północnej terrorystów, ta liczba z pewnością by się podwoiła. Jedno jest pewne: jeśli oczy Amerykanów zwrócą się z Bagdadu na Phenian, Kim Dzong Il nie będzie rządził długo.
Dawcy paszportów Metodą działania północnokoreańskich służb specjalnych były porwania obywateli innych państw. W 1969 r. uprowadzono do Phenianu samolot KAL. Mimo że część pasażerów zwolniono, reszta nigdy nie powróciła do domów. W latach 70. głośne były porwania Japończyków. Niektórych wprost z japońskich plaż przewożono łodziami rybackimi na okręty podwodne. Uprowadzeni uczyli koreańskich szpiegów japońskiego oraz służyli jako "dawcy" paszportów używanych potem przez agentów. W sumie reżim w Phenianie uprowadził niemal 4 tys. osób. |
Koniec dynastii? O schedę po Kim Dzong Ilu już teraz toczy się zażarty bój między szczerze nienawidzącymi się synami dyktatora - 22-letnim Kim Dzong Cholem i 32-letnim Kim Dzong Namem. Braterską rywalizację wygrywa młodszy syn Kima. To on usiłował zmusić Dzong Nama do ucieczki z kraju, a kiedy to się nie udało, sprawił, aby starszy brat... zniknął. Od wielu miesięcy nie ma o nim żadnych wieści. Kim Dzong Il szuka sukcesorów także wśród generalicji. W Korei Północnej armia ma większe znaczenie niż politbiuro czy partia. Po wprowadzonych niedawno zmianach głównym ośrodkiem decyzyjnym stał się Komitet Bezpieczeństwa Narodowego, a jeden z jego szefów, wicemarszałek Jo Myong Rok, przez niektórych jest określany jako nr 2 w Korei. Podobnie mówi się o Kim Il Cholu, ministrze obrony, i Kim Yong Hunie, szefie sztabu. (GREG) |
Więcej możesz przeczytać w 21/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.