"Titanic" europejskiego państwa opiekuńczego uderzył w górę lodową, ale pasażerowie dalej chcą balować.
"Titanic" państwa opiekuńczego uderzył w górę lodową, ale pasażerowie dalej chcą balować
Mieszkania, edukację na wszystkich poziomach, kompleksowe usługi medyczne, rozmowy telefoniczne - to wszystko fundowały dziesięciu tysiącom swoich obywateli rządy Nauru, maleńkiego atolu na Pacyfiku. Dzięki dolarom z eksploatacji złóż fosforytów i eksportu tego surowca w Nauru (niepodległym od 1968 r.) stworzono modelowe państwo opiekuńcze. Raj skończył się, gdy w początkach lat 90. popyt na fosforyty zmalał, a złoża zaczęły się wyczerpywać. Wyspiarze, żyjący niegdyś lepiej niż middle class w USA, muszą dziś z powrotem płacić niemal
za wszystko, a ich płace zamrożono. Po latach prosperity nie zostało nic, bo pieniądze rozdano lub zmarnotrawiono, na przykład linie Air Nauru kupiły pięć boeingów, które ledwo zmieściły się na wyspie!
Taką wyspą jest dziś Europa Zachodnia. Wydatki na "bezpłatną" edukację, służbę zdrowia, rozmaite zasiłki, dotacje, renty i emerytury sięgają w niektórych państwach 26-30 proc. PKB! W ciągu dziesięciu lat gospodarka Unii Europejskiej stanie się bardziej konkurencyjna od amerykańskiej - zapowiadali podczas szczytu w marcu 2000 r. w Lizbonie przywódcy państw piętnastki. Wyznaczyli sobie ambitne cele: stworzyć w ciągu dekady 30 mln miejsc pracy i sprawić, by roczny wzrost ich gospodarek o 3 proc. PKB stał się standardem. Dziś te hasła budzą śmiech. Tempo wzrostu PKB w unii jest mniejsze niż w USA, a dystans dzielący obie gospodarki stale się powiększa. Według Europejskiego Banku Centralnego, PKB unii wzrośnie w 2003 r. o 1 proc., a USA o 2,5 proc. Średni dochód na obywatela wspólnoty stanowi dziś
71 proc. dochodu przeciętnego Amerykanina, bezrobocie w unii sięga 8 proc. Po półwieczu flirtu z mirażem państwa dobrobytu "złoża", czyli przedsiębiorczość ludzi i gospodarczy wzrost takich państw, jak Niemcy, Francja czy Włochy, są na wyczerpaniu, a zabawa w "darmowe obiady", o których mówił Milton Friedman, trwa. - Bez demontażu welfare state Europa nie tylko nie dogoni USA, ale sama wyląduje na marginesie globalnej ekonomii - ostrzega prof. Wojciech Bieńkowski, szef Zakładu Gospodarki Amerykańskiej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Drogi miraż
"Trzydzieści siedem i pół to maksimum, trzy czwarte to minimum!" - domagało się 13 maja na ulicach francuskich miast dwa miliony protestujących. Chodziło o staż pracy pozwalający przejść na emeryturę (dziś 37,5 roku w sektorze publicznym,
a 40 lat w prywatnym), który rząd Jean-Pierre'a Raffarina chce zwiększyć do 42 lat, a także o utrzymanie dotychczasowej wysokości emerytur (75 proc. wynagrodzenia!). Według Komisji Europejskiej, bez radykalnych obniżek świadczeń już w 2010 r. francuski system emerytalny znajdzie się pod kreską, a w 2040 r. jego deficyt sięgnie 3,8 proc. PKB. Tydzień wcześniej w Austrii związkowcy strajkowali przeciwko planom zmiany wieku emerytalnego z 59 lat dla mężczyzn i 57 lat dla kobiet do 65 lat. Ich wzburzenie wywołała zapowiedź kanclerza Wolfganga Schüssela, że przy liczeniu emerytury będą uwzględniane zarobki z 40 lat pracy zawodowej, a nie jak dotychczas z ostatnich 15 lat (rząd chce w ten sposób zaoszczędzić 2,2 mld euro w ciągu czterech lat). Austriacy boją się, że po zmianach ich emerytury będą niższe o 30 proc.
Strajki generalne, które w ciągu dwóch ostatnich lat ogarnęły większość zachodnioeuropejskich państw (w 2002 r. strajkowali m.in. Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy), to zwiastun nieuchronnej implozji modelu państwa opiekuńczego. Krajów UE nie stać już na zagwarantowanie obywatelom dotychczasowego poziomu życia. We Włoszech 7 mln osób spośród
56 mln obywateli otrzymuje renty, choć badania dowodzą, że powinny one przysługiwać najwyżej 3 mln. "Historyczny kompromis" chadeckiego premiera Aldo Moro i przywódcy partii komunistycznej Enrico Berlinguera z 1976 r. zapoczątkował horrendalny wzrost nakładów na cele społeczne. Skutek? Włoskie państwo jest dziś zadłużone na bilion euro! Budżet Niemiec, budujących od lat 50. "społeczną gospodarkę rynkową" (co zapisano w konstytucji), przypomina szwajcarski ser. W najbliższych czterech latach Niemcom zabraknie w państwowej kasie 50 mld euro. - Nie chcieliśmy sobie uświadomić rzeczywistości i tkwiliśmy w komfortowym ciepełku z lat 70. i 80. - stwierdził niedawno Dieter Wiefelspütz, rzecznik polityki wewnętrznej SPD. - Za te same albo mniejsze pieniądze, które państwo wydaje na zapewnianie obywatelom fikcji bezpłatnych szkół czy służby zdrowia, mogliby oni kupić lepsze jakościowo usługi w sektorze prywatnym - mówi Grzegorz Szczodrowski z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Utrzymywanie drogiego złudzenia dobrobytu wymaga łatania dziur budżetowych podatkami. Tymczasem to m.in.
rosnący fiskalizm sprawił, że w zeszłym roku zbankrutowało w Europie około 150 tys. dużych firm, a pracy nie ma
16 mln obywateli UE. Bernard Thibault, sekretarz generalny francuskiej komunistycznej centrali związkowej CGT, zna jednak sposób na rozmnożenie pieniędzy. "Pieniądze dla budżetu trzeba znaleźć, ale nie kosztem świadczeń socjalnych!" - krzyczał przed kamerami w trakcie strajku. Jego zdaniem, rząd myśli tylko o oszczędnościach, a wystarczyłoby przecież sięgnąć po dodatkowe wpływy do kas prywatnych firm, opodatkowując ich nie inwestowane zyski...
Cywilizacja darmozjadów
Najgorsze, że nadmierna ochrona socjalna rodzi apatię. - Ludzie przyzwyczajają się do myśli, że to i owo im się należy - zauważa prof. Bieńkowski. Po ubogich dzielnicach Sztokholmu - Tensta, Rinkeby, Bagarmossen, Skogas - snują się tabuny bezrobotnych mieszkańców: przesiadują w barach, prowadzą długie rozmowy przez telefony komórkowe, na noc wracają do stumetrowych mieszkań w schludnych blokach. To spadek po trwającym od końca lat 30. XX wieku eksperymencie ze społeczną gospodarką rynkową, z którego Szwedzi powoli się wycofują. Za Odrą osoby tracące pracę przez trzy lata dostają zasiłek w wysokości 70 proc. wcześniejszego wynagrodzenia! Przedsiębiorcy przyłapani na zatrudnianiu na czarno obcokrajowców skarżą się, że przysłani przez urzędy Niemcy (bezrobotni nie mogą odrzucić przedstawionych im ofert) pracują u nich tydzień, potem biorą dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego i więcej się nie pojawiają. Wolą przyzwoity zasiłek od nieco wyższej pensji za odrobinę wysiłku.
George W. Bush proponuje m.in. refundowanie bezrobotnym kosztów szkoleń (do 3 tys. USD), które pozwolą im znaleźć nową posadę, pod warunkiem że podejmą naukę w ciągu 13 tygodni od zwolnienia z pracy. Różnica w efektywności obu metod rzuca się w oczy: w unii bez pracy dłużej niż rok pozostaje 44 proc. bezrobotnych, w USA 6 proc.!
Welfare state demoralizuje też tych, którzy pracę mają, bo chroni posady na tyle, że o ich utrzymanie nie trzeba rywalizować z innymi. Kanclerz Helmut Kohl wytykał z mównicy Bundestagu, że Niemcy są "społeczeństwem wolnego czasu". W Europie Zachodniej pracuje się rocznie o 300-400 godzin krócej niż za oceanem (we Francji średnio 35,7 godziny tygodniowo), choć wydajność pracy jest o 14 proc. niższa niż w USA i nie uzasadnia dłuższego odpoczynku. W Rzymie magistrat zatrudnia 17 tys. strażników miejskich, lecz na ulicach trudno ich spotkać. Większość przychodzi do pracy rano, by podbić kartę, po czym spokojnie wraca do domów. Władze miasta do wystawiania mandatów zaangażowały dodatkowo 3 tys. "cywilów". Dopóki zatrudnieni byli na kontraktach tymczasowych, dopóty pracowali dość gorliwie, ale gdy zawarto z nimi stałe umowy o pracę, i oni zniknęli z ulic... Zwolnić takich darmozjadów nie sposób. Kiedy w 2002 r. rząd Silvio Berlusconiego chciał zmienić art. 18 kodeksu pracy, zabraniający zwalniania pracowników bez wykazania ich winy ("wyprodukował więcej bezrobotnych niż jakikolwiek kryzys" - mówią o przepisie biznesmeni z Italii), organizacje związkowe CGIL, CISL i UIL wyprowadziły na ulice Rzymu, Florencji, Mediolanu i Turynu ponad 750 tys. ludzi, a jednodniowy strajk generalny sparaliżował kraj.
Triumf Anglosasów
W Europie Zachodniej konkurencję wygrywają ci, którzy najszybciej pozbywają się socjalnej kuli u nogi i realizują pomysły sprawdzone w USA. W Holandii, gdzie zliberalizowano rynek pracy i na dużą skalę dopuszczono różne formy czasowego zatrudnienia (telepraca, leasing pracowników), bezrobocie wynosi dziś tylko 2,9 proc. W Wielkiej Brytanii za przykładem sąsiedniej Irlandii obniżono podatki i wprowa-dzono wiele zachęt dla inwestorów, dzięki czemu w 2002 r. brytyjski PKB rósł niemal dwukrotnie szybciej niż unijny (biorąc pod uwagę średnią dla całej piętnastki). Na
wyspach dokonano też jedynej dotychczas w UE reformy emerytalnej: dzięki prywatnym funduszom tamtejszy system stał się
- jak zwraca uwagę Komisja Europejska - samowystarczalny, a fundusze emerytalne zasilają gospodarkę, inwestując składki obywateli (zgromadziły już bilion euro). Premier Tony Blair nie rezygnuje też z planów prywatyzacji m.in. służby zdrowia i metra, choć większość laburzystów sprzeciwiła się tym projektom podczas ubiegłorocznego zjazdu Partii Pracy w Blackpool.
Opór wobec liberalnych zmian jest i będzie silny. "Titanic" państwa opiekuńczego uderzył w górę lodową, ale pasażerowie dalej chcą balować. Prawie dwie trzecie Szwedów stwierdziło przed kilku laty w sondażu, że wolą płacić wyższe podatki, by korzystać z dotychczasowych świadczeń (podatki sięgają tam 50 proc. PKB). Niemieccy związkowcy, komentując tzw. Agendę 2010, czyli plan skromnych cięć wydatków budżetowych forsowany przez kanclerza Gerharda Schrödera, zapowiedzieli już, że "nie dopuszczą w Niemczech do amerykanizacji stosunków pracy". Frank Bsirske, szef związku Ver.di, który twierdzi, że koalicja SPD/Zieloni ogołoci biednych, a bogaci wzbogacą się jeszcze bardziej, może liczyć na poparcie większości rodaków, bo rozbudowany do absurdu system świadczeń socjalnych kojarzy im się z sukcesem minionych dekad, a nie dzisiejszą zapaścią ekonomiczną. Nie jutro, ale w ciągu najbliższych czterech, pięciu lat w zachodnim socjolandzie musi jednak dojść do przesilenia.
Kiedyś na Wall Street furorę zrobił T-shirt jednego z maklerów z nadrukiem "Kto umrze najbogatszy, wygrywa". - Albo Europa Zachodnia zliberalizuje gospodarki na wzór amerykański, albo umrze - mówi Szczodrowski. Dodajmy, że umrze biedniejsza od USA.
Krzysztof Trębski
Piotr Cywiński (Berlin)
Współpraca: Ludwik Lewin (Paryż)
Jacek Pałasiński (Rzym)
Mieszkania, edukację na wszystkich poziomach, kompleksowe usługi medyczne, rozmowy telefoniczne - to wszystko fundowały dziesięciu tysiącom swoich obywateli rządy Nauru, maleńkiego atolu na Pacyfiku. Dzięki dolarom z eksploatacji złóż fosforytów i eksportu tego surowca w Nauru (niepodległym od 1968 r.) stworzono modelowe państwo opiekuńcze. Raj skończył się, gdy w początkach lat 90. popyt na fosforyty zmalał, a złoża zaczęły się wyczerpywać. Wyspiarze, żyjący niegdyś lepiej niż middle class w USA, muszą dziś z powrotem płacić niemal
za wszystko, a ich płace zamrożono. Po latach prosperity nie zostało nic, bo pieniądze rozdano lub zmarnotrawiono, na przykład linie Air Nauru kupiły pięć boeingów, które ledwo zmieściły się na wyspie!
Taką wyspą jest dziś Europa Zachodnia. Wydatki na "bezpłatną" edukację, służbę zdrowia, rozmaite zasiłki, dotacje, renty i emerytury sięgają w niektórych państwach 26-30 proc. PKB! W ciągu dziesięciu lat gospodarka Unii Europejskiej stanie się bardziej konkurencyjna od amerykańskiej - zapowiadali podczas szczytu w marcu 2000 r. w Lizbonie przywódcy państw piętnastki. Wyznaczyli sobie ambitne cele: stworzyć w ciągu dekady 30 mln miejsc pracy i sprawić, by roczny wzrost ich gospodarek o 3 proc. PKB stał się standardem. Dziś te hasła budzą śmiech. Tempo wzrostu PKB w unii jest mniejsze niż w USA, a dystans dzielący obie gospodarki stale się powiększa. Według Europejskiego Banku Centralnego, PKB unii wzrośnie w 2003 r. o 1 proc., a USA o 2,5 proc. Średni dochód na obywatela wspólnoty stanowi dziś
71 proc. dochodu przeciętnego Amerykanina, bezrobocie w unii sięga 8 proc. Po półwieczu flirtu z mirażem państwa dobrobytu "złoża", czyli przedsiębiorczość ludzi i gospodarczy wzrost takich państw, jak Niemcy, Francja czy Włochy, są na wyczerpaniu, a zabawa w "darmowe obiady", o których mówił Milton Friedman, trwa. - Bez demontażu welfare state Europa nie tylko nie dogoni USA, ale sama wyląduje na marginesie globalnej ekonomii - ostrzega prof. Wojciech Bieńkowski, szef Zakładu Gospodarki Amerykańskiej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Drogi miraż
"Trzydzieści siedem i pół to maksimum, trzy czwarte to minimum!" - domagało się 13 maja na ulicach francuskich miast dwa miliony protestujących. Chodziło o staż pracy pozwalający przejść na emeryturę (dziś 37,5 roku w sektorze publicznym,
a 40 lat w prywatnym), który rząd Jean-Pierre'a Raffarina chce zwiększyć do 42 lat, a także o utrzymanie dotychczasowej wysokości emerytur (75 proc. wynagrodzenia!). Według Komisji Europejskiej, bez radykalnych obniżek świadczeń już w 2010 r. francuski system emerytalny znajdzie się pod kreską, a w 2040 r. jego deficyt sięgnie 3,8 proc. PKB. Tydzień wcześniej w Austrii związkowcy strajkowali przeciwko planom zmiany wieku emerytalnego z 59 lat dla mężczyzn i 57 lat dla kobiet do 65 lat. Ich wzburzenie wywołała zapowiedź kanclerza Wolfganga Schüssela, że przy liczeniu emerytury będą uwzględniane zarobki z 40 lat pracy zawodowej, a nie jak dotychczas z ostatnich 15 lat (rząd chce w ten sposób zaoszczędzić 2,2 mld euro w ciągu czterech lat). Austriacy boją się, że po zmianach ich emerytury będą niższe o 30 proc.
Strajki generalne, które w ciągu dwóch ostatnich lat ogarnęły większość zachodnioeuropejskich państw (w 2002 r. strajkowali m.in. Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy), to zwiastun nieuchronnej implozji modelu państwa opiekuńczego. Krajów UE nie stać już na zagwarantowanie obywatelom dotychczasowego poziomu życia. We Włoszech 7 mln osób spośród
56 mln obywateli otrzymuje renty, choć badania dowodzą, że powinny one przysługiwać najwyżej 3 mln. "Historyczny kompromis" chadeckiego premiera Aldo Moro i przywódcy partii komunistycznej Enrico Berlinguera z 1976 r. zapoczątkował horrendalny wzrost nakładów na cele społeczne. Skutek? Włoskie państwo jest dziś zadłużone na bilion euro! Budżet Niemiec, budujących od lat 50. "społeczną gospodarkę rynkową" (co zapisano w konstytucji), przypomina szwajcarski ser. W najbliższych czterech latach Niemcom zabraknie w państwowej kasie 50 mld euro. - Nie chcieliśmy sobie uświadomić rzeczywistości i tkwiliśmy w komfortowym ciepełku z lat 70. i 80. - stwierdził niedawno Dieter Wiefelspütz, rzecznik polityki wewnętrznej SPD. - Za te same albo mniejsze pieniądze, które państwo wydaje na zapewnianie obywatelom fikcji bezpłatnych szkół czy służby zdrowia, mogliby oni kupić lepsze jakościowo usługi w sektorze prywatnym - mówi Grzegorz Szczodrowski z Uniwersytetu Gdańskiego, ekspert Centrum im. Adama Smitha.
Utrzymywanie drogiego złudzenia dobrobytu wymaga łatania dziur budżetowych podatkami. Tymczasem to m.in.
rosnący fiskalizm sprawił, że w zeszłym roku zbankrutowało w Europie około 150 tys. dużych firm, a pracy nie ma
16 mln obywateli UE. Bernard Thibault, sekretarz generalny francuskiej komunistycznej centrali związkowej CGT, zna jednak sposób na rozmnożenie pieniędzy. "Pieniądze dla budżetu trzeba znaleźć, ale nie kosztem świadczeń socjalnych!" - krzyczał przed kamerami w trakcie strajku. Jego zdaniem, rząd myśli tylko o oszczędnościach, a wystarczyłoby przecież sięgnąć po dodatkowe wpływy do kas prywatnych firm, opodatkowując ich nie inwestowane zyski...
Cywilizacja darmozjadów
Najgorsze, że nadmierna ochrona socjalna rodzi apatię. - Ludzie przyzwyczajają się do myśli, że to i owo im się należy - zauważa prof. Bieńkowski. Po ubogich dzielnicach Sztokholmu - Tensta, Rinkeby, Bagarmossen, Skogas - snują się tabuny bezrobotnych mieszkańców: przesiadują w barach, prowadzą długie rozmowy przez telefony komórkowe, na noc wracają do stumetrowych mieszkań w schludnych blokach. To spadek po trwającym od końca lat 30. XX wieku eksperymencie ze społeczną gospodarką rynkową, z którego Szwedzi powoli się wycofują. Za Odrą osoby tracące pracę przez trzy lata dostają zasiłek w wysokości 70 proc. wcześniejszego wynagrodzenia! Przedsiębiorcy przyłapani na zatrudnianiu na czarno obcokrajowców skarżą się, że przysłani przez urzędy Niemcy (bezrobotni nie mogą odrzucić przedstawionych im ofert) pracują u nich tydzień, potem biorą dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego i więcej się nie pojawiają. Wolą przyzwoity zasiłek od nieco wyższej pensji za odrobinę wysiłku.
George W. Bush proponuje m.in. refundowanie bezrobotnym kosztów szkoleń (do 3 tys. USD), które pozwolą im znaleźć nową posadę, pod warunkiem że podejmą naukę w ciągu 13 tygodni od zwolnienia z pracy. Różnica w efektywności obu metod rzuca się w oczy: w unii bez pracy dłużej niż rok pozostaje 44 proc. bezrobotnych, w USA 6 proc.!
Welfare state demoralizuje też tych, którzy pracę mają, bo chroni posady na tyle, że o ich utrzymanie nie trzeba rywalizować z innymi. Kanclerz Helmut Kohl wytykał z mównicy Bundestagu, że Niemcy są "społeczeństwem wolnego czasu". W Europie Zachodniej pracuje się rocznie o 300-400 godzin krócej niż za oceanem (we Francji średnio 35,7 godziny tygodniowo), choć wydajność pracy jest o 14 proc. niższa niż w USA i nie uzasadnia dłuższego odpoczynku. W Rzymie magistrat zatrudnia 17 tys. strażników miejskich, lecz na ulicach trudno ich spotkać. Większość przychodzi do pracy rano, by podbić kartę, po czym spokojnie wraca do domów. Władze miasta do wystawiania mandatów zaangażowały dodatkowo 3 tys. "cywilów". Dopóki zatrudnieni byli na kontraktach tymczasowych, dopóty pracowali dość gorliwie, ale gdy zawarto z nimi stałe umowy o pracę, i oni zniknęli z ulic... Zwolnić takich darmozjadów nie sposób. Kiedy w 2002 r. rząd Silvio Berlusconiego chciał zmienić art. 18 kodeksu pracy, zabraniający zwalniania pracowników bez wykazania ich winy ("wyprodukował więcej bezrobotnych niż jakikolwiek kryzys" - mówią o przepisie biznesmeni z Italii), organizacje związkowe CGIL, CISL i UIL wyprowadziły na ulice Rzymu, Florencji, Mediolanu i Turynu ponad 750 tys. ludzi, a jednodniowy strajk generalny sparaliżował kraj.
Triumf Anglosasów
W Europie Zachodniej konkurencję wygrywają ci, którzy najszybciej pozbywają się socjalnej kuli u nogi i realizują pomysły sprawdzone w USA. W Holandii, gdzie zliberalizowano rynek pracy i na dużą skalę dopuszczono różne formy czasowego zatrudnienia (telepraca, leasing pracowników), bezrobocie wynosi dziś tylko 2,9 proc. W Wielkiej Brytanii za przykładem sąsiedniej Irlandii obniżono podatki i wprowa-dzono wiele zachęt dla inwestorów, dzięki czemu w 2002 r. brytyjski PKB rósł niemal dwukrotnie szybciej niż unijny (biorąc pod uwagę średnią dla całej piętnastki). Na
wyspach dokonano też jedynej dotychczas w UE reformy emerytalnej: dzięki prywatnym funduszom tamtejszy system stał się
- jak zwraca uwagę Komisja Europejska - samowystarczalny, a fundusze emerytalne zasilają gospodarkę, inwestując składki obywateli (zgromadziły już bilion euro). Premier Tony Blair nie rezygnuje też z planów prywatyzacji m.in. służby zdrowia i metra, choć większość laburzystów sprzeciwiła się tym projektom podczas ubiegłorocznego zjazdu Partii Pracy w Blackpool.
Opór wobec liberalnych zmian jest i będzie silny. "Titanic" państwa opiekuńczego uderzył w górę lodową, ale pasażerowie dalej chcą balować. Prawie dwie trzecie Szwedów stwierdziło przed kilku laty w sondażu, że wolą płacić wyższe podatki, by korzystać z dotychczasowych świadczeń (podatki sięgają tam 50 proc. PKB). Niemieccy związkowcy, komentując tzw. Agendę 2010, czyli plan skromnych cięć wydatków budżetowych forsowany przez kanclerza Gerharda Schrödera, zapowiedzieli już, że "nie dopuszczą w Niemczech do amerykanizacji stosunków pracy". Frank Bsirske, szef związku Ver.di, który twierdzi, że koalicja SPD/Zieloni ogołoci biednych, a bogaci wzbogacą się jeszcze bardziej, może liczyć na poparcie większości rodaków, bo rozbudowany do absurdu system świadczeń socjalnych kojarzy im się z sukcesem minionych dekad, a nie dzisiejszą zapaścią ekonomiczną. Nie jutro, ale w ciągu najbliższych czterech, pięciu lat w zachodnim socjolandzie musi jednak dojść do przesilenia.
Kiedyś na Wall Street furorę zrobił T-shirt jednego z maklerów z nadrukiem "Kto umrze najbogatszy, wygrywa". - Albo Europa Zachodnia zliberalizuje gospodarki na wzór amerykański, albo umrze - mówi Szczodrowski. Dodajmy, że umrze biedniejsza od USA.
Krzysztof Trębski
Piotr Cywiński (Berlin)
Współpraca: Ludwik Lewin (Paryż)
Jacek Pałasiński (Rzym)
Więcej możesz przeczytać w 21/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.