Największy europejski festiwal filmowy żyje dzięki amerykańskiemu kinu
Im bardziej festiwal filmowy w Cannes stara się być francuski, tym bardziej jest amerykański. Im więcej francuskich filmów w programie, tym bardziej widać ich wtórność wobec amerykańskiego kina. Na dwadzieścia tytułów, które znalazły się w selekcji konkursowej już 56. festiwalu, aż pięć wyprodukowano nad Sekwaną! Dzięki temu oficjalnie można mówić o obronie europejskiej suwerenności kulturalnej, choć jest to obrona naciągana. Podkreślana przez organizatorów europejskość w gruncie rzeczy służy reklamie rodzimych gwiazd i produkcji filmowej.
Festiwal eurofobii
W tym roku festiwal otwarto symbolicznie: powtórką z bardzo francuskiego (w wersji Christian-Jaque'a z 1952 r.) "Fanfana Tulipana", nakręconego w stajni realizatora i producenta Luca Bessona, który wyrósł na prawdziwego magnata galijskiej kinematografii. Tyle że Besson jest najbardziej amerykańskim z francuskich reżyserów. Równie amerykański (łącząc kino Williama Friedkina i Richarda Donnera) jest także reżyser "Fanfana Tulipana" Gerard Krawczyk. Właściwie francuska była tylko ceremonia na cześć Jeanne Moreau i pośmiertne hołdy składane Jeanowi Cocteau oraz producentowi Danielowi Toscan du Plantier i reżyserowi Maurice'owi Pialatowi.
Na dyskusji o konieczności obrony tożsamości kulturowej Starego Kontynentu, na którą Gilles Jacob zaprosił ministrów kultury krajów Unii Europejskiej i kandydackich, pełno było eurofrazesów i eurofobii. Jedną z takich eurofobii jest robienie z amerykańskich produkcji ozdobników Cannes, chociaż wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że żaden szanujący się międzynarodowy festiwal nie może się obejść bez filmów i gwiazd zza Atlantyku. Na tym zresztą polega schizofrenia Cannes. Kiedy w selekcji konkursowej i prezentowanych równolegle blokach "Pewne spojrzenie" i "Piętnastu realizatorów" dominują obrazy spod znaku niskobudżetowego kina autorskiego, do pałacu festiwalowego na Croisette ściąga się największe amerykańskie przeboje sezonu, a na konferencjach prasowych z udziałem aktorów zza oceanu tłoczą się dziennikarze wszystkich wielkich europejskich dzienników. W jury zasiadają zaś amerykańskie gwiazdy - w tym roku reżyser Steven Soderbergh i aktorka Meg Ryan.
Biznes to biznes
Mimo wojowniczych wypowiedzi kolejnych francuskich ministrów kultury pragmatyczni Amerykanie nie dają się wyprowadzić z równowagi i nie zamierzają bojkotować Cannes, bo to wciąż największe filmowe forum świata. Zresztą bardziej im zależy na obecności światowych producentów i dystrybutorów niż na lokalnym prestiżu wynikającym z udziału w wyścigu o Złotą Palmę. W tym roku szczególnie skomplikowany jest polityczny kontekst festiwalu. Nigdy dotąd stosunki francusko-amerykańskie nie były tak złe. Zwyciężyła jednak zasada "biznes to biznes". Wprawdzie w konkursie zabrakło dzieł najbardziej znanych jankeskich reżyserów (w tym nowych filmów Quentina Tarantino i braci Coenów, które podobno nie zostały ukończone na czas), jednak przedstawiciele branży tłumnie stawili się na Croisette.
Wydarzeniem festiwalu stała się światowa prapremiera drugiej części trylogii "Matrix" braci Larry'ego i Andy'ego Wachowskich. "Matrix - Reaktywacja" łączy w sobie elementy fantasy i japońskiej mangi, wymieszanych z wątkami zaczerpniętymi z mitologii. Neo (Keanu Reeves) - główny bohater trylogii w randze Wybrańca - musi się zmierzyć z siłami Zła, ucieleśnianego przez mityczną Matrycę, a konkretnie przez złowieszczą parę Lambert Wilson - Monica Bellucci (która "w cywilu" prowadzi ceremonię otwarcia i zamknięcia festiwalu). Imponujący budżet dwóch ostatnich epizodów (łącznie 300 mln dolarów) pozwolił na stworzenie wręcz niezwykłych komputerowych efektów specjalnych (w sumie ponad 2500 w obu częściach). Choćby tylko z tego względu "Matrix" stanowi prawdziwą rewolucję w dziejach światowej kinematografii.
Eastwood kontra Van Sant
W głównym konkursie znalazły się trzy filmy amerykańskie: "Mystic River" ("Tajemnicza rzeka") w reżyserii Clinta Eastwooda z Seanem Pennem i Timem Robbinsem, "Elephant" ("Słoń") Gusa Van Santa i "The Brown Bunny" ("Brązowy króliczek") wyreżyserowany przez Vincenta Gallo. Dwa pierwsze tytuły należą do niekwestionowanych faworytów wyścigu o tegoroczną Złotą Palmę. Głośno mówi się, że 72-letni Eastwood zasłużył na laury, tym bardziej że jego świetny "Bird" z 1988 r. musiał się zadowolić nagrodą Komisji Technicznej i nagrodą za najlepszą rolę męską. Nadzieje są tym większe, że autorem scenariusza filmu opartego na powieści Denisa Lehane'a jest sam Brian Helgeland, współtwórca sukcesu "Tajemnic Los Angeles".
Przeciwieństwem gwiazdorskiego filmu Eastwooda jest dzieło Gusa Van Santa ("Moje własne Idaho", "Buntownik z wyboru") - też gwiazdy, ale amerykańskiej odmiany kina autorskiego. Jego "Słoń" opowiada o epidemii przemocy, której współczesne społeczeństwo musi stawić czoło. Nakręcony przy udziale nieprofesjonalnych aktorów i oparty na autentycznych wydarzeniach film Van Santa jest pamfletem na dzisiejszą prowincjonalną Amerykę. "Brązowy króliczek" Vincenta Gallo to z kolei dramat miłosny z udziałem Chloe Savigny - muzy niezależnego kina amerykańskiego, wymienianej jako kandydatka do Złotej Palmy dla najlepszej aktorki. Jedną jej z najpoważniejszych konkurentek jest w tym roku Nicole Kidman, promująca film Duńczyka Larsa von Triera (Złota Palma 2000 za "Tańczącego w ciemnościach") - "Dogville". Casus Kidman to skądinąd znak czasów - hollywoodzkie gwiazdy coraz częściej pojawiają się w filmach znanych europejskich realizatorów. U von Triera gra też Lauren Bacall, mimo podeszłego wieku wciąż zbierająca nominacje do Oscarów.
W ostatniej chwili potwierdził swoją obecność na festiwalu James Cameron. Reżyser "Titanica"przywiózł godzinny dokument "Ghosts of the Abyss" ("Duchy głębin") - nakręconą techniką 3D relację z podwodnych poszukiwań słynnego transatlantyku. Pojawi się również reżyser Oliver Stone, który poprowadzi tegoroczną "Lekcję kina" - wykład poświęcony technice reżyserskiej.
Cannes poprawne politycznie
To, że oprócz pięciu filmów francuskich w konkursie startują dwie produkcje japońskie oraz po jednej z Iranu, Brazylii, Chin, Szwajcarii, Turcji, Włoch, Kanady, Rosji (Aleksander Sokurow), Anglii (Peter Greenaway), ma świadczyć o otwartości festiwalu na lokalne kino. Często jest ono zresztą tak lokalne, że nawet gdy filmy te otrzymują nagrody, nikt nie chce ich oglądać. Nie musi tak być tym razem, bo wprawdzie przewodniczący jury, francuski reżyser Patrice Chéreau ("Królowa Margot"), jest znany z zamiłowania do dzieł trudnych i nieczytelnych, ma jednak dług wdzięczności wobec Clinta Eastwooda. Gdy ten ostatni przewodniczył jury w Cannes, Złotą Palmą nagrodzono "Królową Margot". Problemem Cannes jest jednak to, że werdykt jurorów często bywa politycznie poprawny i na złość widzom nagradza się nie filmy najlepsze, ale takie, które nie wzbudzają kontrowersji.
Festiwal skandali 1960 r. - Publiczność wyje na pokazie "Przygody" Michelangelo Antonioniego 1968 r. - Jean-Luc Godard wiesza się na kurtynie, wzywając do światowej rewolucji, jury podaje się do dymisji, a festiwal zostaje zamknięty 1975 r. - W konkursie bierze udział film o wojnie w Algierii, w Cannes wybuchają bomby, organizatorom grozi się śmiercią 1987 r. - Maurice Pialat odbiera Złotą Palmę przy akompaniamencie przeraźliwych gwizdów 1989 r.- Spike Lee zamierza pobić kijem bejsbolowym Wima Wendersa, który nie chciał, by Złotą Palmę przyznano jego filmowi 2002 r. - Podczas projekcji filmu "Nieodwracalne" 250 osób wychodzi z sali, 20 mdleje |
Więcej możesz przeczytać w 21/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.